Jest ostatni piątek sierpnia. Reporter „O!Polskiej” uczestniczy w wieczornej mszy św. w kościele Przemienienia Pańskiego na osiedlu Armii Krajowej. W ławkach około 80 osób. Przy ołtarzu trzech celebransów. Ks. Romuald Mozou czyta Ewangelię. Bardzo dobrym polskim, bez akcentu. Gdybym stał tyłem do ołtarza do głowy by mi nie przyszło, że nowy wikary urodził się na innym kontynencie, w Polsce jest dopiero od 2018 roku i że wtedy, nie umiał w naszym języku powiedzieć ani słowa.
– Parafianie są najbardziej zdziwieni i zaskoczeni na mój widok, kiedy spotykamy się w kancelarii – śmieje się ks. Romuald Mozou. – Nic dziwnego. Kapłan, pasterz z Afryki jest w Polsce zjawiskiem rzadkim, a w diecezji opolskiej zupełnie nowym. Ale reagują i witają mnie bardzo życzliwie. Z żadnymi nieprzyjaznymi gestami czy słowami się nie zetknąłem.
Na początku było zimno
Pierwsze spotkanie kleryka Romualda z Polską – sześć lat temu – nie było łatwe. Miał za sobą trzy lata przygotowania do kapłaństwa w Togo. Przed sobą studia w opolskim seminarium. Ale na początku nie one były najtrudniejsze do przejścia, tylko… temperatura.
– Jak wylatywałem z Afryki, na termometrze było 28 stopni – wspomina ks. Romuald Mozou. – Po wylądowaniu w Krakowie – czternaście. Było mi bardzo zimno. A śnieg i mróz przyszły później. Wtedy mi się wydawały, nie do wytrzymania. Ale teraz, podczas sierpniowych upałów, jest mi tak samo gorąco jak wszystkim opolanom.
Żeby kleryk Romuald mógł usiąść w ławce sali wykładowej i w kaplicy Wyższego Międzydiecezjalnego Seminarium Duchownego w Opolu musiał się nauczyć języka. W tym celu biskup Andrzej Czaja posłał go do parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu.
– Kiedy przyjechałem do Polski, znałem już język francuski, kabije którym mówi się w północnym Togo i angielski – wspomina ks. Romuald Mozou. – Polskiego trzeba się było nauczyć. I to się odbywało bardzo intensywnie. Przychodziły na przemian dwie ‘panie nauczycielki i przez sześć dni w tygodniu uczyły mnie polskiego przez siedem godzin. I tak przez siedem miesięcy. Łatwo nie było. Po dwóch tygodniach byłem bliski rezygnacji i powrotu do Togo. Wydawało mi się, że nie robię żadnych postępów i męczę się z tym trudnym językiem bez sensu, bo nie potrafię niczego po polsku powiedzieć. A bez języka nie ma kontaktu z drugim człowiekiem. Bardzo mi pomógł wtedy proboszcz, ks. Adam Rogalski z wikarymi. Zostałem. Polskiego uczę się cały czas, bo to trudny język, ale myślę, że idzie mi dobrze.
Dzięki gospodyni pracującej na raciborskim probostwie, pani Ewa kleryk Romuald do czterech języków dołączył piąty – śląski. Godo po naszymu, jakby urodził się nie w Afryce, ale pod kopalnianą wieżą wyciągową. Jego ulubionym śląskim słowem jest czasownik ida. – Może dlatego, że kojarzy mi się z francuskim żeńskim imieniem – śmieje się.
Ks. Romuald Mozou woli modrą kapustę od ogórków
Młody ksiądz zaakceptował nie tylko śląski język, ale i kuchnię. Pytany o ulubioną potrawę wymienia bez wahania roladę z modrą kapustą i kluskami. Ale pierogi też lubi. Nie przepada za marchewką. Zupełnie nie przyzwyczaił się do ogórków. Nie smakują mu ani zielone, ani kiszone, więc ich nie je. Za to chętnie zjada pomidory.
Pytany i ulubione danie afrykańskie wymienia fufu. – Robi się je z afrykańskich ziemniaków – opowiada ks. Romuald Mozou. – Innych niż znane w Europie, podobnych do manioku. Tłucze się je na purre i podaje z sosem i z mięsem.
Urodził się w wiosce Kaza niedaleko Sotouboua, gdzie w parafii św. Franciszka Ksawerego mieszkają rodzice. Uczęszczał tam do szkoły podstawowej, w której tato był dyrektorem oraz do gimnazjum. Na chrzcie – niespełna rok po urodzeniu – dostał imię Romuald, bo urodził się 19 czerwca, we wspomnienie tego świętego.
– Ojciec zdecydował, że nie będzie niczego wymyślał i dostanę takie imię, jakie sobie na świat przyniosłem – wspomina. – Ale ono obowiązuje w Togo tylko w Kościele. W paszporcie i w dowodzie osobistym Romualda nie ma. Są tylko tradycyjne imiona afrykańskie i według tych dokumentów nazywam się Mawakina Tchilabalo Mozou. Każde z imion ma znaczenie: Mawakina znaczy zwyciężam, wygrywam. A Tchilabalo to są właściwie dwa słowa na określenie mężczyzny urodzonego w środę, bo też rzeczywiście tego dnia przyszedłem na świat. Jako przedostatnie dziecko moich rodziców. Mam dwie siostry i dwóch braci. Najmłodszy ma 24 lata i studiuje filologię romańską. Pójdzie w ślady ojca i będzie uczył francuskiego. Starszy nie ma jeszcze rodziny. Natomiast obie dorosłe siostry mają już mężów i dzieci. Ze względu na profesję ojca i ja francuskiego nauczyłem się jako pierwszego języka. Dopiero potem mówiłem w kabije.
Ks. Romuald Mozou: Polska jest znana w Togo
– Mama jest bardzo życzliwą osoba i to z nią chodziłem zawsze do kościoła – opowiada ks. Romuald Mozou. – Bo to ona cierpliwie czekała, aż my jako dzieci będziemy gotowi. Tato wychodził wcześniej. Pierwszy różaniec dostałem od mamy. I od niej uczyłem się modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. Najpierw pracowała w firmie, ale potem szyła w domu. Dzięki temu miała dużo czasu dla nas.
Ks. Romuald podkreśla, że jego bliscy pozytywnie zareagowali na wieść, że po pierwsze zamierza być księdzem, a po drugie, że zamierza studiować, a w przyszłości pracować w duszpasterstwie w Polsce.
– Oni zaakceptowali, że zostałem wyświęcony po to, by służyć Kościołowi. Teraz na Śląsku Opolskim – podkreśla. – Polska jest krajem znanym w Togo – dodaje. – U mnie w domu wszyscy wiedzą, gdzie leży Polska i jakim językiem się tam posługują. Byłem zawsze sympatykiem i czcicielem św. siostry Faustyny Kowalskiej i to także łączyło mnie i wiązało z Polską. Koronkę do Miłosierdzia Bożego odmawia się w moim domu i w moim kraju nie tylko po francusku, ale i w kabije. Kiedy chodziłem do gimnazjum, marzyłem o tym, że kiedyś polecę do Polski i odwiedzę sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach. Ale do głowy by mi wtedy nie przyszło, że będę w Polsce studiował, a potem pracował jako ksiądz.
Polska jest znana w Togo także dzięki postaci Karola Wojtyły, Święty Jan Paweł II jest patronem tego kraju.
Biskup z Togo, święcenia w Opolu
Do tego, że ks. Romuald znalazł się najpierw w seminarium, a teraz na parafii w Opolu, pomogły trwające od czterech dekad kontakty diecezji opolskiej z diecezją Sokode. Nawiązali je arcybiskup Alfons Nossol i bp Chretien Bakpessi. Ks. Romuald został konsekrowany w Opolu, ale święceń udzielił mu ordynariusz diecezji Sokode bp Celestin-Marie Gaoua. Rodzice prymicjanta z Afryki uczestniczyli w tym wydarzeniu dzięki internetowej transmisji.
– Siedzieli przed telewizorem i wszystko widzieli. Internet bardzo pomaga – przyznaje ks. Romuald. – Dzięki połączeniom przez WhatsApp czy Skype, mam kontakt z nimi codziennie. Wiedzą, że żyję, jestem zdrowy, pracuję. To jest bardzo ważne. Wcześniej uczestniczyłem w jednej z parafii w roratach. Były dostępne w sieci, więc zadzwoniłem do domu i powiedziałem, że mogą, korzystając z internetu, to oglądać. Było to dla nich tym ciekawsze, że w Togo tradycji mszy roratnich w adwencie nie ma.
Jako diakon ks. Romuald odbył praktykę w Krapkowicach. Wspomina ciepło współpracę z proboszczem i wikarymi, ale także z parafianami od dorosłych po grupy ministrantów, oazy itd. – To był piękny czas, bardzo dużo się tam nauczyłem – przyznaje.
Ksiądz Romuald Mozou w barwach LZS Żywocice
Elementem, który i dzisiaj łączy ks. Romualda z ziemią krapkowicką jest futbol. Opolski wikary gra w piłkę w A-klasowym LZS Żywocice.
– Mówi się, że ksiądz nie powinien tkwić w strefie komfortu, w parafii, ale rownież wychodzić do ludzi – wyjaśnia ks. Mozou. – Gram w nogę na Śląsku Opolskim od 4 lat. Wcześniej w Maciowakrzach, w klasie B, teraz w Żywocicach. Treningi są dwa razy w tygodniu. Ale mnie trener pozwolił przyjeżdżać na trening jeden raz. Rozumie, że mam swoje duszpasterskie obowiązki i przede wszystkim powinienem służyć w parafii.
– W drużynie są młodzi mężczyźni, którzy czasem przez lata nie chodzili do kościoła – dodaje. – Ale gramy razem, więc jest okazja do rozmów. Jestem jednym z nich i oni się nie boją. Odpowiadam na wiele pytań związanych z teologią i z tym, co dzieje się w Kościele. Myślę, że to też jest ewangelizacja. Nawet jeśli odbywa się na ławce obok boiska. Bo tam rozmawiamy o Bogu, o tym, dlaczego warto przyjąć sakrament małżeństwa itd. A respekt dla księdza też jest. Jak się komuś w czasie gry wyrwie „grube” słowo, to ktoś go upomni: Nie przeklinaj, ksiądz z nami gra.
Misjonarze potrzebni od zaraz
Przez lata księża z diecezji opolskiej wyjeżdżali na misje do Togo. Teraz – wobec widocznego spadku powołań w Polsce i na Śląsku Opolskim następuje – na razie powolny zwrot w drugą stronę. Mówił o tym 18 maja 2024 – podczas święceń kapłańskich trzech diakonów (jednym z nich był ks. Romuald) bp Andrzej Czaja.
– Gdy my, zasobny Kościół w Europie, ubożejemy duchowo, mniej zasobny Kościół afrykański jest duchowo bardziej zasobny – przyznał ordynariusz opolski – Brak powołań to jest dopust Boży, przez który Bóg do nas mówi. Kiedyś zastępy naszych kapłanów wyjeżdżały do Togo. Jedni nadal tam pracują, inni umarli. Jesteśmy dziś świadkami historycznego wydarzenia. Pewnej przemiany. To my, Kościół w Europie, na Śląsku staje się misyjny. Trzeba budzić wiarę od podstaw.
– Przez czterdzieści lat kapłani z diecezji opolskiej jeździli do Togo, żeby tam pobudzać wiarę – mówi ks. Romuald. – Zachęcać ludzi do pójścia za Jezusem. To było bardzo ważne dla Kościoła w Togo i dla całego Kościoła. Teraz jest odwrotnie. Ja przyjechałem z Togo do Polski, ale chodzi cały czas o to samo: żeby ludzie poszli za Jezusem. Nie ma w tym niczego dziwnego. Kościół jest powszechny. Zawsze tak naprawdę chodzi o to samo, by pobudzać wiarę.
Niebawem z diecezji Sokode do Opola przyjedzie kolejnych dwóch kleryków. Będą się u nas przygotowywać do kapłaństwa.
– Biskup Celestin-Marie Gaoua chce nadal współpracować z diecezją opolską. Jestem mu za to bardzo wdzięczny – mówi ks. Romuald. – Bp Czaja też jest na tę współpracę otwarty. Dwaj moi młodsi koledzy będą podążać wytyczonym przeze mnie szlakiem, zaczynając od nauki języka w Raciborzu. Ja będę się starał we wszystkim im pomagać.
Ksiądz Romuald Mozou i przyjazne relacje z muzułmanami
Liczba kleryków zgłaszających się na pierwszy rok do seminarium w Sokode jest mniej więcej taka jak w Opolu. Jest ich zwykle co najmniej pięciu. Niby niewiele, ale togijska diecezja może się nimi dzielić. Funkcjonują w niej razem 24 parafie. Dla porównania w diecezji opolskiej jest ich 400.
– Zdecydowaną większość mieszkańców stanowią muzułmanie – opowiada ks. Romuald Mozou. – Ale relacje z nimi są przyjazne. Są zapraszani na katolickie uroczystości religijne i przychodzą. Kiedy w lipcu odprawiałem dziękczynną mszę św. w wiosce Kaza, gdzie się urodziłem, miejscowy imam był obecny i na koniec złożył mi gratulacje. Nie wszędzie w Afryce jest tak dobrze. W nieodległej od Togo Nigerii chrześcijanie są prześladowani, płoną Kościoły. U nas jest świadomość religijnej odmienności, ale ona na szczęście nie wyklucza współpracy.
W polskim Kościele na plus ks. Romualda zaskoczyła maryjna pobożność wiernych.
– To widać w czasie uroczystości ku czci Matki Bożej, także w październiku, kiedy naprawdę dużo ludzi przychodzi do kościołów, żeby się modlić na różańcu. To jest bardzo konkretne. Może gdzie indziej już to nie jest tak widoczne. W Polsce ciągle Maryja jest Matką, która prowadzi naród do swojego Syna.
Zaskoczeniem na minus okazały się liczby wiernych. Mniejsze od spodziewanych.
– Zanim przyjechałem do Polski, czytałem, że 90 procent mieszkańców to katolicy – mówi. – Ale kiedy wchodzi się do świątyni, takie liczby się nie potwierdzają. Jeden z proboszczów, którego o to zapytałem, szczerze przyznał, że u niego w parafii na niedzielną mszę św. przychodzi jakieś 30 procent mieszkańców. Więc teraz już wiem, że 90 procent, o których czytałem, to była liczba ochrzczonych, ale nie liczba praktykujących chrześcijan.
Czytaj także: Wanda Traczyk-Stawska: Zawsze po stronie wolności. Taka się urodziłam. I taka umrę
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.