Fakt, że Polska i Niemcy mają obszerny wspólny Plan Działania, nadaje wtorkowemu spotkaniu Olafa Scholza i Donalda Tuska nadzwyczajną wagę. Tym większą, jeśli się pamięta, że poprzednie podobne konsultacje odbyły się ponad sześć lat temu. Angela Merkel i Mateusz Morawecki spotkali się 2 listopada 2018 roku. Wybór Dnia Zadusznego na tamte rozmowy był z pewnością całkowicie przypadkowy, ale wspominanie zmarłych i zaduma dobrze pasowały do ich klimatu. Podczas konferencji prasowej ówcześni szefowie obu rządów z konieczności mówili krótko i wygłaszali ogólniki o wspólnym budowaniu Unii Europejskiej i o licznych polsko-niemieckich partnerstwach miast i gmin. Bo choć relacje gospodarcze i wtedy były żywe, a oba kraje bardzo siebie nawzajem ekonomicznie potrzebowały, to ich stosunki polityczne pozostawały lodowate.
Najważniejsza jest przyszłość
– Z niemiecka ten nowy dokument nazywa się Aktionsplan – podkreśla Bernard Gaida, wieloletni przewodniczący VdG, a obecnie jego pełnomocnik ds. międzynarodowych, a także przewodniczący Grupy Roboczej Mniejszości Niemieckich (AGDM) w Europie. – Ale jeszcze zanim go ogłoszono i zanim nastąpiła wizyta 12 niemieckich ministrów w Warszawie, przyjąłem pozytywnie mianowanie przez stronę polską profesora Krzysztofa Ruchniewicza pełnomocnikiem ministra spraw zagranicznych ds. polsko-niemieckiej współpracy. Nie jest to bowiem polityk, tylko naukowiec, ktoś świetnie znający polskie i niemieckie realia oraz historię obu krajów. Autor wielu tekstów, którego opinie były na tyle wyważone, że znajdowały często krytyków po obu stronach polsko-niemieckiej granicy.
– Co do samego dokumentu, to bardzo mnie cieszy, że opisuje on to, co jest bardzo ważne dziś, ale z nastawieniem na przyszłość – dodaje Bernard Gaida. – Umawiają się na coś dwa państwa, które odgrywają bardzo znaczącą rolę w Europie i przykładają do tego ogromną wagę. Obejmuje on bardzo wiele zagadnień, które nie mają charakteru dwustronnego, ale europejski. Wydaje mi się, że po ogłoszeniu wyników wyborów we Francji plan ten został jeszcze przeformowany. Bo może się okazać, że z Trójkąta Weimarskiego pozostaną za jakiś czas już tylko dwa państwa o zbliżonym potencjale, które się będą liczyły. Tymi państwami są Polska i Niemcy. Z Francją będzie trudno. A ponadto Polska ma długą granicę na Wschodzie. Gdzie toczy się wojna, a to jest dla Polski i Europy bardzo konkretne zagrożenie.
Polska i Niemcy mają Plan Działania. Co w nim jest?
– Wtorkowa wizyta kanclerza Scholza nie jest może tak przełomowa jak ta Helmuta Kohla z listopada 1989 roku, kiedy zmieniał się ustrój Polski i kształt Europy, dokonywało się zjednoczenie Niemiec i bardzo istotna była kwestia uznania naszej zachodniej granicy – ocenia dr Grzegorz Balawajder, politolog w Katedrze Studiów Europejskich w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji UO. – Ale to jest ważne wydarzenie, bo Niemcy nadal są naszym głównym partnerem ekonomicznym, a 60 procent polskiego eksportu wciąż trafia do naszych zachodnich sąsiadów. No i właśnie Niemcy były naszym głównym promotorem, kiedy 20 lat temu wchodziliśmy do Unii Europejskiej.
– Polsko-Niemiecki Plan Działania kładzie silny nacisk na to, co jest dzisiaj dla Polski najważniejszym interesem – podkreśla Grzegorz Balawajder. – Ten interes to jest bezpieczeństwo polskiej granicy wschodniej. Toteż Donald Tusk skupił się nie na reparacjach, które – poza jakimiś symbolicznymi gestami – nie są do uzyskania, ale na zaangażowaniu Niemiec w stworzenie systemu bezpieczeństwa określanego jako „Tarcza Wschodnia” na naszej granicy. Jej ochrona jest tym bardziej kluczowa, że jest to jednocześnie zewnętrzna granica Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jej ochrona to jest interes całej Europy. Dziwię się, że na najbardziej eskalowanej części granicy polsko-białoruskiej nie ma Europejskiej Agencji Straży Granicznej (Frontex). Jej obecność pokazywałaby, że stosunek do osób, które nielegalnie próbują się przez tę granicę przedostać, to nie jest kwestia polskiego podejścia, tylko całej Unii.
Najbardziej choćby pobieżne spojrzenie na Plan Działania, jaki mają Polska i Niemcy, każe zauważyć, że znalazły się w nim zapowiedzi wspólnej polityki w zakresie obrony i współpracy militarnej, ochrony granicy, pomocy dla Ukrainy (wszystkie te zagadnienia w kontekście wojny niezwykle ważne), ale także polityki klimatycznej, zdrowotnej, edukacji i młodzieży, nauki i wymiaru sprawiedliwości, zapobiegania dezinformacji, praworządności, wzmacniania Unii Europejskiej i wiele innych.
Zmiana kursu
W kontekście przyszłości Ukrainy warto zauważyć, że Polska i Niemcy zobowiązały się, iż będą wspólnie uczestniczyć w projektach wspierających Ukrainę, odbudowę jej gospodarki i integrację z Unią Europejską.
– Treść tego dokumentu pokazuje, że umawiają się dwa państwa, które zdają sobie sprawę, jaką rolę dzisiaj w Europie odgrywają – podkreśla Bernard Gaida.
– Jest to potwierdzenie tego, o czym wspominał Donald Tusk, gdy przejmował premierostwo – dodaje dr Balawajder. – Że nasza polityka zagraniczna zacznie ponownie przyjmować kurs, zgodnie z którym Francja i Niemcy będą naszymi głównymi partnerami w Unii Europejskiej.
Po co Dom Niemiecko-Polski
Wychylenie planu działania w przyszłość nie oznacza braku pamięci o historii. W pierwszej części dokumentu znalazła się zapowiedź utworzenia „w centralnej lokalizacji w Berlinie” Domu Niemiecko-Polskiego, poświęconego polskim ofiarom II wojny światowej. „W ramach Domu – czytamy w dokumencie – należy przede wszystkim uwzględnić stworzenie pomnika poświęconego pamięci polskich ofiar niemieckiej okupacji Polski w latach 1939-1945. To miejsce pamięci zostanie wzbogacone częścią informacyjną w postaci wystawy stałej przedstawiającej kompleksowy obraz niemieckiej okupacji w Polsce”.
– Część historyczna zajmuje stosunkowo niewielki fragment dokumentu i to jest dobrym zjawiskiem – uważa Bernard Gaida. – Bo oznacza że oba państwa patrzą bardziej w przód niż w tył. Ale strona niemiecka deklaruje wyraźnie wzmocnienie u siebie polityki pamięci dotyczącej zbrodni wojennych. Nie tylko wojny rozumianej jako walka zbrojna, ale także okupacji. Dom Niemiecko-Polski jest odpowiedzią na postulat – pojawił się po stronie polskiej już wiele lat temu – pomnika polskich ofiar niemieckiej agresji. Ten postulat został przyjęty i „obrobiony”. Strona niemiecka deklaruje, że polityki pamięci nie traktuje wyłącznie pomnikowo ale uruchamia proces, który coś zmieni w społeczeństwie i w jego pamiętaniu. Powstanie pomnik i on ma upamiętniać i pokazywać przeszłość, ale wraz z nim zostaną uruchomione działania edukacyjne.
Polska i Niemcy mają Plan Działania – większości on umknął
– Stworzenie Domu Niemiecko-Polskiego może się okazać o tyle ważne właśnie w Niemczech, iż będzie on – jako miejsce pamięci – pokazywał także młodym Niemcom, że kiedyś przodkowie wyrządzili Polsce i nie tylko Polsce wielką krzywdę – mówi dr Balawajder. – A Niemcy są moralnie odpowiedzialni za tragedię, która dotknęła naród polski. To ma sens, bo każde dziesięciolecie będzie nas od drugiej wojny światowej oddalało. Świadków jest już teraz stosunkowo niewielu. Tym mocniej trzeba przypominać, że naród niemiecki, który wydał tylu znakomitych uczonych i artystów, miał też w swoim gronie morderców. O tym, że ludzie ludziom zgotowali ten los, trzeba mówić. Jeśli zaprzestaniemy przypominania, mogą się znaleźć tacy, co powiedzą, że nie było Holocaustu. A tym łatwiej, że nie było okupacji i zbrodni niemieckich w Polsce.
Kto czytał we wtorek pierwsze reakcje polityków opozycji na warszawskie polsko-niemieckie spotkanie mógł w ogóle nie zauważyć, że oba rządy wydały wspólny dokument. Te głosy koncentrowały się przede wszystkim na krytyce Olafa Scholza za jego zapowiedź, iż „Niemcy będą się starały realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji”. To „będą się starały” bez dat i konkretnych sum wielu komentatorów potraktowało raczej jako wykręt lub próbę rozmycia problemu niż jako obietnicę. Donaldowi Tuskowi dostało się za słowa o tym, że między Polską a Niemcami nie ma sporu o reparacje.
– Nie jestem w żadnym stopniu rozczarowany propozycją ze strony kanclerza i rządu niemieckiego, ponieważ nie ma takich gestów, które by usatysfakcjonowały Polki i Polaków – odpowiedział polski premier. – Nie ma takiej sumy pieniędzy, która by zrównoważyła to wszystko, co stało się w czasie II wojny światowej.
PiS gra antyniemiecką retoryką
Niektórzy politycy opozycji uznali słowa kanclerza Scholza za policzek wymierzony premierowi i Polakom. Prezydent Andrzej Duda jednoznacznie podkreślił, że on się reparacji wobec Niemiec nie zrzeka.
– Pan prezydent pozostaje politykiem Zjednoczonej Prawicy i ani myśli to ukrywać – uważa dr Balawajder. – Te ugrupowania wykorzystują kwestię niemiecką jako paliwo do polityki wewnętrznej. Według ich retoryki Niemcy są naszym – może nie wrogiem – ale jednak przeciwnikiem, który pozycję w Unii Europejskiej buduje kosztem osłabienia Polski. Tego typu narracja podstaw merytorycznych nie ma. Być może powtarza się ją teraz już na użytek kampanii prezydenckiej. Dobrze jest mieć wroga, bo on zawsze przynajmniej część wyborców integruje. A dodatkowo obniża rangę warszawskiego spotkania. Sprawa reparacji na podstawie dość kosmicznych wyliczeń PiS jest zamknięta od strony prawnej. I starania poprzedniego rządu o te odszkodowania były całkowicie bezskuteczne. Natomiast szkoda, że tam, gdzie pojawiły się obietnice kanclerza dotyczące wsparcia dla żyjących ofiar niemieckiej agresji, nie padły żadne, choćby przybliżone kwoty. Wypomnieli to Olafowi Scholzowi także niektórzy niemieccy komentatorzy. Ale kwot w tym momencie nie poznamy, bo sytuacja gospodarcza Niemiec jest fatalna.
– Bardziej niż reakcje polityków zmartwiły mnie czytane na jednym z portali, którego nazwy nie wymienię, komentarze internautów. Nie znalazłem wśród nich ani jednego głosu przyjaznego Niemcom – dodaje Bernard Gaida.
Polska i Niemcy mają Plan Działania. W tym jest odnowiony „okrągły stół”
We wspólnym planie nie zabrakło także motywów związanych z istnieniem i funkcjonowanie mniejszości niemieckiej w Polsce. Jednym z nich jest deklaracja używania w edukacji wspólnego podręcznika historii wypracowanego – przez lata – przez badaczy z obu państw. Dotąd nie był on w Polsce jakoś szczególnie popularyzowany, a jego ostatnia część nie została przez poprzednią ekipę rządową dopuszczona do użytku szkolnego.
– Za ważną uważam zapowiedź powrotu do rozmów z mniejszością niemiecką w Polsce i z Polakami w Niemczech w ramach – jak to formułuje dokument – odnowionej formuły Polsko-Niemieckiego Okrągłego Stołu – podkreśla Bernard Gaida. – Byłem przed laty inicjatorem tego „okrągłego stołu” – wraz z panem Wójcickim, ówczesnym przewodniczącym Związku Polaków w Niemczech. Z tego narodził się format rządowy i podeszliśmy do niego entuzjastycznie, ale po latach nie spełnił naszych oczekiwań. Przeważyła presja myślenia symetrycznego, chęć porównywania rzeczy nieporównywalnych, czyli położenia autochtonicznej mniejszości niemieckiej w Polsce do Polaków w Niemczech, którzy statusu takiej mniejszości nie posiadają. Dlatego tak bardzo tej odnowionej formuły oczekuję.
Czytaj także: Kiedy dogonimy Niemcy? Jest jeden warunek
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.