sobota, 2 sierpnia, 2025
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych
Opolska360
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
REKLAMA
Home Najważniejsze

Marek Raduli: Muzykę można tworzyć tylko z przyjaciółmi

W latach 80. i 90. XX wieku wywodzący się z Kędzierzyna-Koźla Marek Raduli zasłynął jako kapitalny gitarzysta rockowy. Grał z największymi Bandą i Wandą, Bajmem, Grupą Tadeusza Nalepy i Budką Suflera. Przełom wieków okazał się także przełomem w jego karierze, albowiem rozpoczął działalność na własny rachunek.

Łukasz Baliński Łukasz Baliński
2024-11-10
w Najważniejsze, Opole, Region, Tylko u nas
Marek Raduli
REKLAMA

Łukasz Baliński: Od czego się to wszystko zaczęło? Bo nie od gitary.

– W dzieciństwie grałem na różnego rodzaju instrumentach, które były w domu, bo ojciec był muzykantem. Zacząłem od akordeonu, na którym nauczyłem się grać w zakresie podstawowym ze słuchu. Na poważniej muzyką zacząłem się jednak interesować, gdy na koncercie szkolnym zobaczyłem perkusję. Z własnego wyboru poszedłem do szkoły muzycznej I stopnia w Kędzierzynie Koźlu, a następnie zdałem egzamin do szkoły II stopnia w Opolu. W międzyczasie zetknąłem się z gitarą i udzielałem się w różnych kędzierzyńskich kapelach. I poczułem, że to muzyce chciałbym się poświęcić. Do tego stopnia, że mając „pod górę” w różnych szkołach średnich, chodziłem do tych, gdzie były fajne zespoły i rozwijałem swoje zamiłowanie w tym kierunku. W pewnym momencie musiałem jednak przerwać edukację muzyczną, bo wojsko wezwało. Tam grałem na bębnach, ale też miałem bardzo dużo czasu, na gitarę. W międzyczasie utrzymywałem zażyłe stosunki ze „Studiem 123” Eli Zapendowskiej. Grałem w jazzowych zespołach typu Rebus czy Peks 75, ale też utrzymywałem muzyczne kontakty z wczesnym TSA, jeszcze przed Markiem Piekarczykiem, gdy grupa grała tylko instrumentalnie. Co ciekawe interesowała mnie muzyka rockowa na perkusji, a jazzowa na gitarze.

– Co ostatecznie przechyliło szalę na stronę gitary?

– Gdy dołączyłem do tworzącej się grupy Wanda i Banda trzeba było się zdecydować, a jako, że tam perkusistą był Andrzej Tylec to podjąłem wyzwanie przebranżowienia się z gitarzysty jazzowego na rockowego. Trwało to trochę czasu, ale już po dwóch latach radziłem sobie całkiem nieźle.

– Wraz z tym zespołem awansował pan do ekstraklasy polskiego rocka. Później były choćby Bajm czy Budka Suflera. Czuł się pan gwiazdą w latach 80 i 90-tych?

– Nie jestem typem kolesia, który ma w sobie syndrom gwiazdy. Uprawiam ten zawód, bo z niego żyje, lubię go i jest moją pasją. Niemniej gdy pracowałem z wymienionymi prowadziłem jeszcze jakieś towarzyskie życie, które skupiało się głównie wokół koncertów: prób, występów i hoteli. Na to składały się głównie rozmowy oraz spotkania, które wyglądały zupełnie inaczej niż dzisiaj. Teraz panują inne zasady i obrzędy przebywania ze sobą. Ludzie siedząc przy wspólnym stole w garderobie głównie dłubią w swoich telefonach. Od momentu kiedy weszły szeroko do użytku również i branża się zmieniła. W zasadzie od zakończenia dwa lata temu pracy z Anną Wyszkoni czyli ostatnią osobą z którą działałem w charakterze szefa zespołu przy formatach tzw. festiwalowych i muzyki masowej. Po zebraniu doświadczeń związanych z ciężką pracą, bo myśmy pracowali bardzo intensywnie przez sześć lat, po spenetrowaniu wszystkich festiwali, za którymi zawsze gdzieś tam tęskniłem, kiedy minęło trochę czasu, stwierdziłem jednak, że to już nie jest mój świat. Chociaż mógłbym dalej i owszem, ale chcąc się dalej rozwijać i zająć się muzyką do której przygotowywałem się przez wiele lat swojej działalności musiałem zrezygnować z tego nurtu. I wróciłem do korzeni, do grania muzyki improwizowanej.

– Czyli niejako podążył pan za głosem serca?

– Zawsze to robiłem pośrednio. Komercja jako taka była dla mnie do wytrzymania tylko w pewnych okresach. Bo jeżeli wymienimy takie cztery filary z których jestem najbardziej znany czyli Wanda Budka, Tadeusz Nalepa, Bajm, Budka Suflera, to z drugiej strony mamy m. in. Laboratorium, The Colors, Pi-eR-2, Carrantuohill czy Trio Krzysztofa Ścierańskiego lub Kwartet Zbigniewa Jakubka. W tym drugim zestawieniu był jeden wspólny mianownik: muzyka „okołojazzowa” improwizowana. I mówimy tu o projektach utrwalonych na płytach, bo w tych wszystkich, których brałem udział nie da się zliczyć. Znamienny dla mojego odkładania komercyjnych działań był choćby wątek gry w zespole Trans Foo Foo, gdzie po prostu rzuciłem wszystko dla szerzej nieznanej grupy z Bytomia, z którą  potem wystąpiłem na festiwalu w Opolu. To też był fantastyczny rok pracy za darmo dla idei, a graliśmy wtedy muzykę, która była o 10 lat za wcześnie dla naszego kraju. Podobną później grało Varius Manx. Podobną czyli opartą o wzorce Toto czy ogólnie muzyki amerykańskiej, która nigdy w naszym kraju się nie przyjęła i się nie przyjmie, bo mamy tradycję brytyjskie. Te są u nas bardziej lansowane.

– Nie bał się pan dokonując takich muzycznych wolt?

– Zawsze jest strach i niepewność, ale albo jesteś zgodny ze swoim sercem albo się trzymasz kurczowo wyrobnictwa. Ile razy na mnie psy wieszali koledzy z branży gdy np. grałem w Laboratorium albo The Colors i nagle pojawiłem się u Anny Wyszkoni, to tylko ja wiem i jak to było źle postrzegane w branży. Albo znacznie wcześniej kiedy byłem muzykiem chętnie zapraszanym do projektów jazzowych na czele z zespołem Rebus, aż tu nagle poszedłem do Wandy i Bandy. Jakież pomyje się na mnie wtedy wylewały…

– Że Marek Raduli się sprzedał?

– Ależ oczywiście. No i że się nie rozwijam, poszedłem na łatwiznę i w komercję. W momencie kiedy ogłosiłem, że będę grał w Budce Suflera, to jeden z moich jazzowych kolegów mocno szydził z tego. Niejednokrotnie jednak szedłem po prąd, stawiając odpór złym komentarzom, wynikającym z tego, że podejrzewany byłem o upraszczanie sobie życia, a było odwrotnie. To była straszliwa komplikacja. I w jedną i w drugą stronę. Chociaż ta strona rockowa była bardziej tolerancyjna niż jazzowa. Rockowcy szanują innych muzyków, którzy wykraczają poza tą sferę, jazzmani niekoniecznie. I z tą ścianą braku tolerancji i wzajemnej niechęci w pewnych okresach miałem duży problem, aczkolwiek nigdy nie była ta sytuacja dla mnie jakoś bardzo ciężka. Niemniej faktycznie zdarzało się odczuwać dysonans poznawczy i od razu koledzy z tzw. środowiska ogłaszali: „Raduli się kończy”. Jakbym miał się tym przejmować i sugerować tym co o mnie myślą to w zasadzie nie powinienem był uprawiać tego zawodu.

– I jak sobie z tym radzić?

– Trzeba mieć pewną koncepcję na siebie. Pewne drogi rozwoju są dane przez los, pewne drogi rozwoju możesz sobie wykreować sam. Ja robiłem rzeczy, których się dzisiaj nie wstydzę, bo nie udzielałem się nigdy w żadnym projekcie, który dawałby mi takie poczucie. Zawsze w projektach których gram zostawiam ślad w postaci płyty. Jedyne co, to nie udało mi się tego zrobić z Krzysztofem Krawczykiem. Zresztą bardzo dobrze wspominam współpracę z nim, bo to jeden z tych zawodowców, obok Tadeusza Nalepy, którzy nauczyli mnie estradowej kindersztuby i cieszę się, że miałem okazję spotkać na swojej drodze taką postać, o której zawsze będę mówił z olbrzymim szacunkiem. Tak czy inaczej każdy z projektów był dobrym projektem łącznie z Anną Wyszkoni, gdzie miałem okazję zobaczyć nowo rodzącą się branże, nowe formaty i sposoby komunikacji medialnej czy też inne zasady dystrybucji utworów. Poznałem to zostawiając po sobie wyprodukowaną przez siebie i Marcina Linka bardzo dobrą płytę „Jestem tu nowa”.

– Czyli bardziej stara się pan szukać pozytywów niż negatywów…

– Wszędzie tam gdzie los mnie rzuca, łączy mnie z jakimiś ludźmi z którymi decyduje się na współpracę, to zawsze staram się pozyskać jakieś wartości, które mnie wzbogacają, ale i coś wartościowego od siebie dać. Na przykład teraz pracuje również z Another Pink Floyd i to jest bardzo zjawiskowa sytuacja. Można powiedzieć, że to przecież cover band, ale ja życzę sobie żeby w Polsce były same takie absolutnie profesjonalne zespoły „od a do z”. I ja pasuję do tego zestawu, bo zawsze dążę do perfekcji. Im lepiej jestem przygotowany, tym lepiej się czuję i tym lepiej odbierają mnie ludzie. Nie lubię bylejakości, robienia rzeczy „na odwal się”, żeby tylko zarobić pieniądze. Wolę w czymś takim nie brać udziału. Owszem, zdarza się bywać w projektach, które może nie za bardzo jeszcze rozumieją, to o czym teraz powiedziałem, ale wtedy staram się też zostawić jakąś wskazówkę dla tych ludzi. Jeżeli z kimś gram dwa, pięć, 10 czy 17 lat, jak np. z Laboratorium, to znaczy, że coś w tym mnie przykuwa i daje wzajemny napęd. I takich rzeczy jest sporo. Poza projektami, które się tu przewinęły w rozmowie, jestem – gdy tylko mogę – na rekordach gitarowych, gram warsztaty, uczę młodzież podejścia do zawodu i robię to czasami non profit, po to żeby im pomóc postawić pierwsze kroki. Grając z młodzieżą dziele się doświadczeniem ze współpracy z wieloma wybitnymi artystami. Jednym z zabawniejszych przykładów jest opowieść o notorycznym spóźnianiu się muzyków w jednym z projektów, którzy po otrzymaniu ostrzeżenia na następny koncert musieli dojeżdżać na własny koszt taksówką.

– To jakie jeszcze inne rady ma pan dla młodych startujących muzyków?

– Rady dla młodych gitarzystów ujmuje choćby w programie „Guitar Store”. Przede wszystkim jednak, jak mawia mój kolega Mietek Jurecki, nauczenie się gry na instrumencie, to dopiero wstęp do tego, żeby w przyszłości zajmować się muzyką. To jest podstawa. Bardzo ważne jest bowiem też to jakim jesteś człowiekiem, czy potrafisz żyć w zbiorowościach, czy umiesz coś od siebie dać innym czy traktujesz ich poważnie, czy ich szanujesz, czy się nie spóźniasz. Tych elementów jest sporo. Ludzie często siedzą przed komputerami i ćwicząc jakieś frazy ściągnięte z internetu, uczą się grać szybko i bardzo dobrze, ale potem idą na próbę i nie mają wspólnego języka z kolegami. Nie potrafią stworzyć kolektywu. Ewentualnie, gdy uda im się coś zrobić, to po pierwszych nagraniach, już każdy idzie w solową płytę, bo się w głowach wywraca. To jest bardzo skomplikowane, ale jeżeli chcesz być zawodowcem grającym wszędzie, to trzeba zdobyć wiedzę, ale ta może być zarówno przydatna, jak i kłopotliwa. Jeśli masz jej za dużo i nie potrafisz użyć, to tracisz komunikację z innymi, którzy tej wiedzy mają mniej, a jak masz jej za mało to nie ma z kolei komunikacji z tymi, którzy mają jej więcej.

– Mówiąc krótko: kwestia poziomu socjalizacji w zespole jest czasami ważniejsza od samego poziomu grania?

– Tak, bo to drugie daje ci punkt wyjściowy do tego, że będziesz zauważony. Ja znałem kilku doskonałych muzyków z którymi nikt nie chciał grać, bo nie dawało się z nimi wysiedzieć w garderobie, bo nie dawało się z nimi nic wspólnie stworzyć czy pójść na kompromis, ani dogadać w żadnej innej formule. A potem okazywało się, że docelowo grają sami.

– W kontekście muzycznym ten zawód również wymaga pewnych predyspozycji…

– Jest wielu lepszych ode mnie gitarzystów i to nie jest kokieteria, ale to co mnie wyróżnia, to pewien zbiór osobliwych cech, które pozwalają na tworzenie muzyki. Gitara nie jest dla mnie najważniejszym instrumentem w życiu. Gram też na wielu innych, lepiej lub gorzej, ale radzę sobie z nimi. Jestem też producentem. Dla mnie istotne jest to żeby być muzykiem, który tworzy, współtworzy i potrafi coś zostawić po sobie. Moja praca twórcza wynikała głównie z umiejętności pracy w zespole, ze zdolności aranżacji. To jest cały zbiór kompetencji, które składają się na kompleksowego muzyka, nie tylko gitarzystę. Koledzy z branży twierdzą, że ze mną się dobrze gra, gdyż umiem stworzyć zespół na scenie czasami z niczego, proponując repertuar, który daje możliwość dobrego samopoczucia wszystkim grającym. Nie mam imperatywu na solistyczne granie i jeśli widzę, że ktoś się garnie bardziej do tego niż ja, to pozwalam na to bez ograniczeń. Nie nudząc się grając akompaniament.

– Czasem umiejętne pozostanie na drugim planie to też ważna, nomen omen, umiejętność.

– Zawsze to wiedziałem, bo zaczynając od perkusji, to czułem, że jest ostatnim instrumentem na który się zwraca uwagę. Najpierw się widzi wokalistę, potem gitarzystów począwszy od solowego, potem strzelającego kciukiem basistę, a na końcu akompaniującego bębniarza. Ja zacząłem z tamtej pozycji i dzisiaj wychodzę jako frontman. Nauczyłem się jednak tego przez 40 lat grając z wybitnymi ludźmi, bo jeżeli się stoi obok takich gości jak Krzysztof Cugowski i on przestaje śpiewać, a ty masz zagrać solo, to znaczy, że jesteś drugi po bogu. Spróbuj też skoncentrować uwagę słuchacza jak przestaje śpiewać Tadeusz Nalepa, Krzysztof Krawczyk albo Beata Kozidrak. Którego gitarzysty by się w takiej sytuacji nie położyło na szali, to zawsze po drugiej stronie jest głos ludzki, z jego dramaturgią słowa i historią, a tutaj masz tylko nuty, brzmienie i swoją osobowość. I zawsze w tych zespołach potrafiłem jednak zagrać solo, które było równie ważne albo powinno być równie atrakcyjne. Ja to umiem zrobić, ale to dlatego, że przeszedłem te wszystkie szczeble. Aż do momentu gdy jest się w zespole kapitanem, od którego wychodzi pełna sterowność, który ma silniki napędzające, narzędzia i zaplecze do tego żeby wszystko grało i brzmiało dobrze. Te stopnie wtajemniczenia mam za sobą. Jak ktoś nauczył się grać na gitarze i zawsze chciał być z przodu, a nie wie co się z tyłu dzieje, to nigdy się już nie dowie. Moje doświadczenie jest tak wyjątkowe i tak bezcenne dla wielu projektów, do których jestem zapraszany, ponieważ wiem jak rozmawiać z bębniarzem, co to jest gitara basowa, jak położyć akordy na pianinie, jak zagrać podkłady i solo na gitarze oraz, mniej więcej, wiem jak powinien zaśpiewać moją czy cudzą melodię wokalista, który jej nie stworzył.

– To w takim razie kto był i jest inspiracją dla pana?

– Na bębnach chciałem grać jak John Bonham z Led Zeppelin czy Ian Paice z Deep Purple. Potem zaczął mi się podobać świat jazzowy. Zobaczyłem koncert Buddy’ego Richa i zwariowałem. Następnie rewolucję w mózgu zrobił mi Steve Gadd. Słuchałem też Simona Philipsa, Dennisa Chambersa i całej rzeszy wybitnych perkusistów, a z wieloma z nich też grałem. Natomiast w kontekście gitary to zafascynowałem się szybko graniem jazzowym. Zaimponowali mi tacy ludzie jak Joe Pass, Herb Ellis, Wes Montgomery, a potem Pat Metheny, Mike Stern i John Scofield. W kategorii rock and roll to był David Gilmour z Pink Floyd. Oczywiście słuchałem też Jimmy’ego Page’a z Led Zeppelin i wszystkich tych „łojących” gitarzystów riffowych, ale chyba największym źródłem mojego rozwoju, inspiracji do dziś jest Steve Lukather z Toto. To jest przykład gitarzysty, który może zagrać wszystko ze wszystkimi. Obserwowałem go i przez wiele lat studiowałem jego grę, co się przekładało mniej więcej na mój okres w Budce Suflera. Aczkolwiek już wtedy również interesował mnie geniusz Pata Meheney’a, który stworzył świat, nie tylko grania na gitarze, ale ogólnie świat muzyczny, którego wcześniej nie było w takim wymiarze. Z czasów Bandy i Wandy czy Tadeusza Nalepy słychać u mnie wpływy Eddiego Van Halena, który rozbudził we mnie ciekawość powrotu do gitar rockowych, które trochę odbiegały od stylistyki starego grania, bo on grał bardzo w stylu modern. Zresztą byłem jednym z pierwszych ludzi, którzy upublicznili technikę tzw. tapingową. Nawet miałem swoją rubrykę jako redaktor w piśmie „Gitara i Bas”. Dzisiaj dorastam też do klasyków: Erica Claptona, BB Kinga, różnych bluesmanów. Okazało się, że w młodości słuchałem dużo Jeffa Becka, nie wiedząc nawet jak się nazywa. Zatem dość szeroka rozpiętość, pełna schizofrenia. Od jazzu po rock.

– Same wielkie nazwiska…

– Aczkolwiek ja nigdy nie dążyłem do tego, żeby być wirtuozem, nigdy nie miałem tego pierwiastka w sobie. Jestem perfekcjonistą, lubię muzykę, która ma swój porządek, nigdy nie będę grał free jazzu i bluesa bagiennego czy country, ani też muzyki progresywnej, która wymaga nowego podejścia. Natomiast gram muzykę bardzo intuicyjną, w oparciu o elementy jazzowe, a przede wszystkim o improwizację, to jest moja domena. Jak choćby tworzą ostatnio „Tribute to Zbigniew Jakubek”, którym uhonorowaliśmy wybitnego, zmarłego w zeszłym roku muzyka i kompozytora, z którym grałem 20 lat w jego kwartecie. I to jest projekt, który wymaga kompetencji muzyka jazzowego. W związku z czym, żeby rozwinąć swój warsztat, poszedłem na studia w tym kierunku. To był bezcenny i piękny okres. Zrezygnowałem z pracy za dobre pieniądze i w późnym wieku jeszcze się dokształcałem. Ale to była naprawdę świadoma decyzja i również „pod prąd”.

– Sam pan powiedział w jednym z wywiadów: „zmieniłem się z muzyka, który grał dla tysięcy, na takiego, który gra dla garstki ludzi, zainteresowanych słuchaniem muzyki instrumentalnej”.  Z perspektywy czasu postąpiłby pan podobnie?

– Oczywiście! Ta perspektywa cały czas mi się odnawia i cały czas obstaje przy tej decyzji. Jeżeli muszę wrócić z jakiś powodów do rynku popowego, a mam taką nadzieję, że już tak się nie stanie, to po prostu cierpię, że nie mogę grać dla tych paru ludzi, które przychodzą po to, żeby posłuchać muzyki. Wraz z wejściem w wiek emeryta doszła do mnie świadomość, że już nie potrzebuje tego tłumu, tych tysięcy ludzi, stadionów, festynów, imprez. Nie chce tego nawet. Bardziej mnie cieszy granie w różnego rodzaju klubach w których przychodzi 50, 100 czasami 200 osób. A do tego wszystkiego przewrotność jest taka, że wspomniane Another Pink Floyd nie gra w takich przybytkach, tylko dla paru tysięcy osób. Zatem jak potrzebuję, to „od biedy” to mam, ale jakby ten projekt grał dla garstki wiernych fanów, to też bym się w nim udzielał.

– Występował i tworzył pan z największymi polskimi muzykami, artystami. Z kim się najlepiej grało i nagrywało?

– Wspaniale spędzałem czas z Johnem Porterem i pierwszym składem Bandy i Wandy przy sesji do „Siedmiu Życzeń”. Teraz już się tak nie robi, ale wtedy to była prawdziwa praca w studio, gdzie żyliśmy, jedliśmy i tworzyliśmy. Podobnie było na początku w Budce Suflera. To był czas kiedy mieszkałem praktycznie rzecz biorąc w studio i przez pięć lat z niego nie wychodziłem. Dobra sesja była też przy „Białej Armii” Bajmu. Bardzo rozwojowa, a przy tym pracowałem z wybitnym realizatorem Rafałem Paczkowskim. Świetnie wspominam okres z Tadeuszem Nalepą. Dużo płyt nagrałem też jako sidemen. Jedną z najważniejszych, mimo, że nie jestem wymieniony  na okładce, była ta z zespołem Baden Baden.

– A gdy już zeszliście ze sceny, wyszliście ze studia, to z kim najchętniej szedł pan na to „przysłowiowe piwo”?

– Z każdym z tych artystów, których wymieniłem, spędzałem prywatne czas. I właśnie na tym polega magia tego zawodu. Uważam, że muzykę można tworzyć tylko i wyłącznie z przyjaciółmi. Jeżeli grasz z kimś kogo nie lubisz to tam podskórnie zawsze będzie coś zgrzytać, zawsze będzie można wyczuć, że to nie jest chętnie robione. Ludzie, którzy się nie lubią, nie powinni grać ze sobą, bo to nie prowadzi do niczego rozwojowego.

Czytaj też: Sylwia Mazur z Opola: mama po czterdziestce i babcia

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Tags: Kędzierzyn-Koźlekoncertykultura
REKLAMA
Poprzedni post

3. liga. Wygrana MKS-u Kluczbork, porażka Stali Brzeg

Następny post

Biskup Józef Nathan. W Branicach o nim pamiętają

Czytaj więcej

OpenOPOLE 2025
Opole

Artyści wyjdą na ulice miasta. Dwa dni imprez z „OpenOPOLE”

Anna Konopka
3 godziny temu
0

Areną atrakcji kulturalnych Festiwalu Zdarzeń Artystycznych OpenOPOLE 2025 będzie ścisłe centrum stolicy regionu: plac Wolności, ulica Krakowska, okolica Stawku Zamkowego...

Czytaj więcejDetails
Sędzia Mariusz Ulman
Tylko u nas

Sędzia Mariusz Ulman: Musimy zabezpieczyć sądy przed politykami

Jolanta Jasińska-Mrukot
6 godzin temu
0

Sędzia Mariusz Ulman - rozmowa Jolanta Jasińska-Mrukot: Ostatnią decyzją kadrową byłego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara była pana nominacja na stanowisko...

Czytaj więcejDetails
głód dzieci
Najważniejsze

Głód dzieci metodą walki. Bogaty świecie, wstydź się

Krzysztof Ogiolda
7 godzin temu
0

Ludzie umierają tam z głodu, a dzieci giną zwykle przed dorosłymi. Głód uderzający w najmłodszych stał się tam metodą walki....

Czytaj więcejDetails

KUP e-WYDANIE

NAJPOPULARNIEJSZE

  • trawianka

    Żarłoczny obcy z zębatą paszczą w naszych wodach. „Gdzie był rechot jest cisza”

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Nagle opadł poziom wody w Młynówce. To nie przypadek

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Nowa droga do autostrady A4 gotowa. Może nią jeździć sprzęt wojskowy

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Nowa droga ma połączyć dwie dzielnice Opola. Jest warunek

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • W Kędzierzynie-Koźlu w Hali Azoty rośnie nowa drużynowa potęga

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
REKLAMA

PRZEGLĄDAJ PO KATEGORIACH

  • Biznes
  • Dobra Energia
  • Ekologia
  • Najważniejsze
  • Nauka
  • Opole
  • Opolski Biznes
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
REKLAMA

PRZEGLĄDAJ PO TAGACH

Arkadiusz Wiśniewski artykuł sponsorowany biznes biznes opole Diecezja Opolska ekologia Futsal GDDKiA Opole Gwardia Opole Historia inwestycje opole inwestycje opolskie Koalicja Obywatelska Opole komunikacja Opole Koszykówka Kościół Opole Kościół Opolskie Krapkowice kultura kultura opole Kędzierzyn-Koźle MKS Kluczbork Mniejszość Niemiecka MZD Opole Nysa Odra Opole Opolska policja PiS PiS Opole Piłka nożna Piłka ręczna Platforma Obywatelska Opole (PO) Policja Opole Prokuratura Opole PSL Opole reklama Siatkówka Stal Nysa Uniwersytet Opolski Urząd Marszałkowski Opole Urząd Miasta Opole Wybory do Sejmu i Senatu 2023 Wybory parlamentarne 2023 ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zdrowie Opole
REKLAMA
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025

Welcome Back!

Login to your account below

Forgotten Password?

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.

Log In

Add New Playlist

Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
  • Strona główna
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Razem dla środowiska
  • Dobra Energia
  • Gazetki promocyjne
  • Redakcja
  • Kontakt

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025