Taka sytuacja nie jest już wyjątkowa. Coraz częściej zdarza się, że pomiędzy najstarszym, a najmłodszym dzieckiem jest 18, a czasem nawet 21 lat różnicy. Nic więc dziwnego, że potem wnuczek z najmłodszym dzieckiem świetnie się bawią. Upłynie trochę czasu, zanim takie dziecko zrozumie, że jest wujkiem dzieci, z którymi szalało na placu zabaw.
– Swoje drugie albo nawet pierwsze dziecko rodzą coraz starsze kobiety – zauważa Grażyna Zimnal, opolska położna z 33-letnim stażem.
40-latka w ciąży już nikogo nie dziwi
– Kiedy rozpoczynałam swoją pracę, to wśród rodzących niemało było 18-latek, najwięcej takich 20-letnich. A te powyżej 35 lat określało się jako za wiek zaawansowany. W dokumentacji medycznej wpisywano im „stara pierwiastka”, jeżeli rodziła pierwszy raz. A jeśli po dłuższej przerwie, to była „wtórna pierwiastka”. Z upływem lat granica się przesuwała. Teraz większość rodzących ma około 35 lat. Nie dziwi więc 40-latka w ciąży. A zdarzają się takie pod pięćdziesiątkę.
Współcześnie nazwy „stara pierwiastka” już się nie używa.
– Nikt już nie naznacza tak kobiet – tłumaczy położna. – To byłoby stygmatyzujące. Teraz tak to spowszedniało, że urodzić po czterdzieste to żaden wyczyn.
Mamo, wstrzymaj bóle
– Początkowo bałam się, jak zostanie to odebrane, że mam już 43 lata. A urodzę trzecie dziecko – przyznaje Sylwia Mazur z Opola. – Jestem z wykształcenia psychologiem i pedagogiem, ale to bez znaczenia, bo kobieta w ciąży, niezależnie od wiedzy, potrafi sobie dużo wkręcić…
Więc czego obawiają się najbardziej kobiety po 40. w ciąży?
– Byłam przerażona. Bałam się problemów zdrowotnych dziecka – opowiada Sylwia. – Tym bardziej, że w przeszłości pracowałam w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci. A kiedy byłam z Julkiem w ciąży, pracowałam przy różnych projektach wspierania kobiet w rodzicielstwie. Między innymi badań prenatalnych. Więc na temat zagrożeń naczytałam się wtedy milion rzeczy.
Kiedy w przychodni prenatalnej usiadła w oczekiwaniu na swoją kolejkę, przypatrywała się innym kobietom. Niektóre naprawdę jak babcie, z siwymi włosami. Mimo to była też taka, jak z wybiegu dla modelek.
– Wtedy miałam galopadę dziwnych myśli. Bałam się, że powiedzą: babcia urodziła sobie dziecko – wspomina. – Obawiałam się, że jak przyjdę po dziecko do przedszkola, to będą mówić: „O, babcia po ciebie przyszła”. Dopiero po urodzeniu Julka zobaczyłam, jakie to było głupie.
Na początku ciąży myślała, że fajnie byłoby, gdyby to był jednak trzeci chłopak. Bo z chłopakami jest konkretnie.
– Widzę, że jest inaczej, trudniej z wychowywaniem dziewczynek. A z chłopakami zawsze krótko, zwięźle i na temat – śmieje się Sylwia. – No i fakt, że urodzi się dziecko synowie przyjęli tak po męsku. Bo skoro musisz mieć jeszcze jedno dziecko, to niech będzie.
Akurat ten młodszy syn kończył podstawówkę, miał urodziny, a Sylwia poczuła, że się zaczynają skurcze…
– Wcześniej zamówiłam tort, zadbałam o różne inne rzeczy, bo to końcówka ciąży – wspomina, uśmiechając się. – Zaczęły łapać mnie bóle, a syn mówi: „Mamo, nie idź jeszcze do szpitala. Mamo, czy nie da się tego jeszcze jakoś zatrzymać?”.
Potrafili nawet przewinąć brata
A potem chłopcy z zachwytem spoglądali w zawiniątko, nową istotkę w rodzinie. Jak się okazuje, dla wielu kobiet, chociaż to nie pierwsze macierzyństwo, zaczyna się ono od nowa. Starsze dzieci przesypiały noc, a to nie pozwala spać. Albo odwrotnie, bo to przecież już inny człowiek.
– Rzeczywiście, zaczyna się od początku. Wszystko się pozmieniało – przyznaje Sylwia Mazur. – Starszych smarowałam oliwką od stóp do głów i nic się im nie stało. A kiedy przyszła położna, okazało się, że absolutnie, żadnego smarowanie oliwką! Wszystko zupełnie inaczej. Po prostu, zaczyna się od nowa…
A starsze rodzeństwo przyjęło nowego członka rodziny, uznając sytuację za normalną.
– Wracałam czasem z zakupami, a maleństwo wymalowane kredkami do mazania buzi – śmieje się Sylwia. – Mały miał ubaw, ale starsi też. Potrafili nawet przewinąć braciszka.
Mówi, że wyposażona w wiedzę teoretyczną ma świadomość, iż absolutnie nie obarcza się dzieci wychowaniem ich młodszego rodzeństwa.
– Ale opieka nad młodszym rodzeństwem jest jak najbardziej w porządku – podkreśla. – A potem już bawili się z Julkiem w głupie przewracanki. Tak, jak to chłopcy potrafią. Uczyli go pływania, jeżdżenia na rowerze. Po prostu bracia. Ale głupot też go nauczyli… – dodaje ze śmiechem.
Z wujkiem na boisko
Okazuje się, że kiedy jest tak duża różnica wieku, to na spokojnie można wszystko pogodzić w domu.
– Jestem nawet zdziwiona, że chłopcy mają taki dobry kontakt, bo najstarszy syn ma swoją rodzinę i dwoje dzieci – mówi. – Mój najmłodszy synek ma 8 lat, a starszy wnuczek sześć.
Najtrudniejsza sprawa jest z tłumaczeniem dzieciom, dlaczego jedno coś może, a drugie nie.
– Miałam tak zawsze, że kocham dzieci. Ale za swoje trzeba wziąć odpowiedzialność, a wnuki kocha się nieskończoną miłością – przyznaje. – I wnukom się ulega, no i czasem dziecko bywa zazdrosne o wnuczka. Dlatego, że on może więcej.
Stąd śmieszne sytuacje, kiedy najmłodszy syn ma pretensje, że wnuczek może kopać w mieszkaniu piłkę. A on nie. Na nic tłumaczenia, że on mniejszy i słabiej kopie.
– Zawsze jest też wojna o słodycze. Nie powinnam ulegać wnusiom i pozwalać im na słodycze – opowiada. – Ale ulegam… A wobec Julka jestem kategoryczna: jak nie wolno, to nie wolno. Myślę, że mój synek tego wszystkiego się uczy, że to dlatego, bo oni są u nas rzadziej.
Natomiast starszy wnuczek jeszcze nie rozumie, dlaczego wobec swojego taty, czyli najstarszego syna Sylwii, nie może się zachowywać tak samo, jak Julek.
– Julek z Piotrkiem szturchają się jak brat z bratem. A czasem padają różne słowa – opowiada. – Ale Piotr nie może pozwolić, żeby jego synowie tak się wobec niego zachowywali. Więc też tłumaczę Julkowi, że Piotrek jest twoim bratem, to, co ty możesz ze swoim bratem, tego nie mogą zrobić chłopcy, bo to jest ich tato. A tych wspólnych sytuacji jest sporo, bo wszyscy kochamy las, rodzinnie wyjeżdżamy.
Zrobiło się wygodnie
Czy sprawdziły się jej obawy, że „babcia po ciebie przyszła”?
– Ani razu – śmieje się Sylwia. – Często rozmawiam na placu zabaw lub w innych miejscach o dzieciach z dużo młodszymi ode mnie matkami. I różnica wieku jest bez znaczenia. A podobnych sytuacji, jak u mnie, jest więcej. Moja koleżanka miała swoje dziecko i swojego wnuka w jednej grupie przedszkolnej, więc przychodziła po jedno i drugie. Jedno cieszyło się, że babcia przyszła, a drugie, że mama. Więc do takich sytuacji się przyzwyczajamy.
Co wcale nie oznacza, że to jest powszechne, że po pierwszym dziecku na świat nawet po wielu latach przychodzi następne.
– To z wygody. Dlatego, że panuje przekonanie, że powinno się czerpać profity z dotychczasowego życia, a nie wracać do pieluch – uważa Sylwia. – Nawet jeśli ludzie zawierają drugie małżeństwo, to zwykle nie decydują się już na dzieci.
Czasem dlatego, że koleżanki będą utyskiwać: „Oszalałaś, znowu wszystko od początku? Czy nie lepiej postawić na swój rozwój? Po co ci teraz to dziecko?”.
– Teraz kobiety próbują sobie wszystko zaplanować – twierdzi Sylwia. – Najpierw jedne studia, potem drugie. Następnie znaleźć tego idealnego partnera, z którym można założyć rodzinę. Oczywiście, ma być też dobra praca i mieszkanie. A jak w końcu uznają, że czas na dziecko, to są już po czterdziestce.
Druga młodość albo puste gniazdo
Coraz częściej o późnym macierzyństwie decydują nie tylko względy społeczne, ale również problemy medyczne.
– Kobiety o wiele później wchodzą w związki. Co więcej, jest wiele par mających problemy z zajściem w ciążę, a ten okres leczenia i ustabilizowania wszystkiego zabiera dużo czasu – tłumaczy położna Grażyna Zimnal.
– Niezależnie od tego, stabilizacja finansowo-zawodowa jest dzisiaj mocno brana pod uwagę przez kobiety, zanim decydują się na dziecko. Dla kobiet jest też ważne, żeby miały gdzie wracać po urlopie macierzyńskim. Jeśli czują, że mogą zostać zwolnione z pracy po powrocie z macierzyńskiego, rezygnują z zajścia w ciążę, albo zawieszają tę decyzję.
Są też kobiety, które decydują się na późne macierzyństwo, bo pojawia się syndrom pustego gniazda. Tak, jak u Aldony z Opola.
– Kiedy moja Zuzia wyjechała na studia, w domu zrobiło się nagle pusto – przyznaje Aldona. – Skończyłam 45 lat, więc to był ostatni dzwonek, żeby jeszcze urodzić dziecko. Teraz mamy zdrową cudowną Zosię, ale nie mogę oczekiwać, że jej kontakt ze starszą siostrą będzie rewelacyjny. Starsza córka rzadko przyjeżdża do domu. I chyba była zdziwiona, że urodzę dziecko.
U niektórych kobiet pojawia się potrzeba ponownego przeżycia tego, co już było. Z ponownym wysypem hormonów, który przedłuży młodość. Ale, jak wiadomo, nic dwa razy się nie zdarza… Włącznie z tym, że nie można już liczyć na pomoc dziadków.
– Bo dziadkowie są w podeszłym wieku albo ich już w ogóle nie ma – wyjaśnia Sylwia Mazur. – Ale ja nawet bym już nie chciała tego wyręczania, tej pomocy. Rośnie świadomość upływającego czasu. Tego, że jak sobie coś daruję, to nigdy już się pewnych momentów w życiu dziecka nie nadrobi. Musi pojawić się myślenie, że gdyby się coś stało ze mną, to dziecko zostanie samo. A dziecko, już młody człowiek, potrzebuje dłużej rodzica, niż do 18 lat. Dlatego ważna jest każda chwila z nim, a dla niego ważna jest uwaga i poświęcony mu czas. Nic więcej się nie liczy.
Położna: dla dziecka nie ma znaczenia, ile lat ma mama
Czy starsi rodzice mogą dobrze wychować dziecko? Czy będą mieli dla niego dość energii i cierpliwości? Kiedyś dzieci się wstydziły przed rówieśnikami z powodu starszych rodziców. Jednak dzisiaj, w opinii położnej, późne, czy wczesne macierzyństwo dla samego dziecka jest bez znaczenia.
– W macierzyństwie ważne jest, jak kobieta się do tego przygotowuje – podkreśla Grażyna Zimnal. – Ważne jest to, jak się postrzega swoje dziecko, a wiek jest bez znaczenia. Przygotowujemy rodziców, żeby dzieci miały z nimi łatwiej, a nie odwrotnie. O miłości do dziecka mówi się dużo, ale o szacunku nie mówi się w ogóle. A noworodek nam coś mówi, trzeba się nauczyć go słuchać.
Jak dodaje położna, trzeba też brać pod uwagę, że 40-letnia kobieta dzisiaj jest inna, niż ta sprzed trzydziestu, czterdziestu lat.
– No i odkąd mężczyźni są obecni na porodówce. I potem obecni we wszystkim przy dziecku, to zmieniło wiele – zauważa Grażyna Zimnal. – Pamiętam, że kiedyś zostawienie niemowlaka z ojcem to było tak, jakby zostało samo. Obecnie problem jest jeden, że z ciąży zrobiono stan zawieszania i choroby. A kobiety ciężarne, które żyją normalnie, pytają, czy z nimi wszystko dobrze, bo im nic nie jest i nie narzekają.
Dziś 60-latka nie jest stara
Późne macierzyństwo to zazwyczaj jedno dziecko w późnym wieku. Albo drugie w rodzinie, kiedy to pierwsze ma już ponad 18 lat, co oznacza, że jest jakby jedynakiem. Więc jakie to będzie społeczeństwo w przyszłości?
– Tak naprawdę, to są pytania o dwie sprawy – mówi prof. Tomasz Grzyb, psycholog społeczny, dziekan Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
– Jedno dotyczy ogólnego problemu z dzietnością. To ma bardzo poważne konsekwencje, zastępowalność pokoleń nie wystąpi. I tego, przynajmniej do pewnego stopnia odwrócić już się nie da, co będzie wiązało się z dużymi przemianami społecznymi, bo ktoś będzie musiał pracować.
Jak mówi prof. Grzyb, najprawdopodobniej będą to ludzie, którzy przyjadą z innych krajów. Teraz te prace wykonują Ukraińcy, ale oni też za jakiś czas będą mieli problem z dzietnością. To cecha charakterystyczna wszystkich zamożnych społeczeństw, a takim społeczeństwem się stajemy. I to jest w skali makro.
– Natomiast w skali mikro chciałbym zwrócić uwagę, że mamy tendencję do stereotypizacji, mówiąc, że wszystkie późne matki muszą być takie same – stwierdza psycholog. – Że wszystkie jedynaki muszą być wychowywane w takich samych warunkach. I pewnie będą miały te same cechy, to znaczy będą samolubne i niezdolne do dzielenia się, itd. To wydaje się pewnym nadużyciem, bo badania nie pokazują, żeby kolejność urodzenia dziecka miała aż tak duży wpływ, jak nam się wydaje.
Prof. Tomasz Grzyb przyznaje, że pewnym sensie zjawisko, że kobiety decydują się na dziecko okolicach czterdziestki, czy jeszcze później, to sytuacja dla nas nowa.
– Ale to nie oznacza, że nie potrafimy sobie z tą sytuacją poradzić – podkreśla. – Kiedy dziecko będzie miało 20 lat, to jego matka może mieć ponad sześćdziesiąt. Współczesna sześćdziesięciolatka żyje bardzo aktywnie, zwiedza świat. Zajmuje się ogromną liczbą różnych zadań jeszcze związanych z pracą, bo na emeryturę przechodzi później niż kiedyś. Więc pod tym względem nie mamy się czego obawiać. Skoro ludzie chcą mieć dzieci w tym wieku, to zdają sobie doskonale z tego sprawę, co robią.
– Oczywiście, że w tej codzienności pojawia się wiele problemów – przyznaje Sylwia Mazur. – Ale kiedy Julek mi mówi „Mamo, jesteś najpiękniejsza na świecie!”, choć już wie, że nie jestem młoda, to tylko to się liczy. Jestem szczęśliwa.
Czytaj też: Internet robi miazgę z psychiki naszych dzieci. „Rodzice są bezradni”
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania