– Mamy XXI wiek, a przystąpienie do związku zawodowego odbywa się w konspiracji – mówi Barbara Konobrodzka, przewodnicząca Międzyzakładowego Związku Zawodowego „Związkowa Alternatywa” (MZZZA) w Kędzierzynie-Koźlu. – Szczególnie trudno jest w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, więc do pracodawcy błyskawicznie może dotrzeć, że komuś pomagamy. To grozi tym, że zostanie zwolniony, zanim przystąpi do naszego związku.
Spotkania pracownic kędzierzyńsko-kozielskiego SP ZOZ (obejmuje szpital wielospecjalistyczny oraz przychodnie), największego pracodawcy w tym mieście, ze związkowcami Alternatywy odbywało się w ścisłej tajemnicy.
– Była wczesna wiosna, spotykałyśmy się około osiemnastej w ustronnym miejscu, tak, żeby nikt nas nie zobaczył – wspomina Barbara Konobrodzka. – U nich, w SP ZOZ, są inne związki zawodowe, jednak te kobiety szukały kontaktu z nami.
– Gdyby u nas działało wszystko tak, jak trzeba, to byśmy nie szukały pomocy poza naszą firmą – mówią nasze rozmówczynie. – Zanim spotkałyśmy się z Basią, chciałyśmy rozmawiać z panem dyrektorem, o co prosiłyśmy wielokrotnie, ale bezskutecznie.
O co chodzi w kędzierzyńskim ZOZ?
– Wezwano nas, rejestratorki i sekretarki medyczne, żebyśmy podpisały aneksy na podwyżkę w wysokości 100 złotych – opowiada pani Magda*. – Wszystko odbywało się na hurra, bo wezwano nas o 14.00, a o godzinie 14.30 kończymy pracę. Nie zdziwiło nas jednak, bo zawsze w tym okresie roku podpisywałyśmy aneksy. A podpisując podwyżkę żadna z nas nie zwróciła uwagi, że przy okazji zmieniono nam stanowiska pracy, bo z sekretarek medycznych pan dyrektor zrobił nas referentkami. A ja, zatrudniając się w szpitalu, przeszłam kurs sekretarki medycznej, rejestratorki medycznej i wiele innych. Mam kwalifikacje, doświadczenie.
– Nie miałyśmy pojęcia, że wchodzi nowa ustawowa siatka płac dla sekretarek medycznych, pielęgniarek i opiekunek – dodaje Magda. – Widać dyrekcji chodziło o to, żeby nam tyle nie płacić, więc lepiej było nas zdegradować do referentek. Te zmiany dotyczyły prawie wszystkich sekretarek medycznych, zrobiono z nas referentki, czyli pomocnice od papierkowej roboty i poczty w administracji, bez kontaktu z pacjentami i ich dokumentacją medyczną.
Jednak Magda zostając referentką z dużo niższą wypłatą nadal przez pół dnia pracowała z lekarzem w gabinecie. Asystowała przy badaniach USG.
– Podczas USG dyktowano mi wyniki pacjenta, a później przez kilka godzin rejestrowałam – opowiada Magda. – Nosiłam wycinki histopatologiczne, a jak przyszedł wynik, wprowadzałam go do systemu. To nie były obowiązki referentki, która nie ma dostępu do takich danych. Pracowałam na programach medycznych, posługując się terminologią medyczną. Nawet sąd na rozprawie zauważył, że zastępowałam pielęgniarkę.
Magda skarży się, że dyrektor stwierdził, iż to, co robią, to jedynie pomoc koleżeńska.
– Zaczęłyśmy więc z dziewczynami szumieć, powiedziałyśmy, że pójdziemy do inspekcji pracy, do mediów – mówi Magda. – No i mnie zwolniono…
Myślały, że podpisują podwyżkę
Małgorzata na kilka miesięcy przed przejściem na emeryturę mówi, że teraz do niej dotarło, iż nikomu nie można ufać.
– W dniu, kiedy podpisywałyśmy te aneksy do podwyżki, a w rzeczywistości też zmianę stanowiska, na pół godziny przed końcem pracy usłyszałam, że jestem pilnie wzywana do dyrektora – wspomina Małgorzata. – Okazało się, że zamiast dyrektora była nasza kierowniczka, która na szybko kazała podpisać aneksy.
Małgorzata mówi, że nie wiedziała, co podpisuje.
– W tym pędzie zostawiłam na swoim biurku okulary – mówi. – Miałam zawsze zaufanie, bo jak nie uwierzyć kierowniczce kadr? Zapewniała, że podpisuję podwyżkę. Zresztą, tego dnia wszystkie myślałyśmy, że podpisujemy podwyżkę w wysokości 100 złotych brutto.
Kiedy dotarła do swojego biurka i włożyła okulary, zobaczyła, że oprócz podwyżki jej, prawie emerytce, zmieniono stanowisko pracy na dużo gorzej płatne.
– Następnego dnia z rana pobiegłam do kierowniczki, wykrzyczałam, że wprowadzono mnie w błąd – wspomina. Ale jej słowa odbijały się jak od betonowej ściany.
– Zaczęłam pisać pisma do dyrektora o cofnięcie tej zmiany stanowiska pracy, bo przecież jestem w okresie chronionym – skarży się Małgorzata. – Prosiłam o spotkanie z dyrektorem, ale od sekretarki usłyszałam, że nie będzie ze mną rozmawiał.
Małgorzata wniosła więc sprawę do sądu pracy, żeby przywrócono jej wynagrodzenie.
– Straciłyśmy na tym tysiąc złotych! – mówi. – Mam wyższe wykształcenie ekonomiczne, ale słyszę, że mam słabe kwalifikacje…
Barbara Konobrodzka zauważa, że po kontroli PIP niektórym kobietom przywrócono wcześniejsze stanowisko, czyli sekretarek medycznych. Bo i tak robiły to wszystko, co wcześniej, przed degradacją.
– A pani Małgorzata nie ma lekko, na kilka miesięcy przed emeryturą doświadcza wielu przykrych sytuacji, włącznie z odebraniem uprawnień wejścia do systemu – dodaje Barbara Konobrodzka.
ZOZ ignoruje Alternatywę
Sylwia nie zgodziła się na zmianę stanowiska pracy.
– Więc zostałam zwolniona – stwierdza. – Dlatego, że nie zgodziłam się na degradację z sekretarki medycznej na referenta, a to oznaczało o tysiąc złotych mniej. A robiłam wszystko, bo pracowałam na terenie szpitala, na SOR i w przychodni. Więc zarzut dyrektora, że nie pracowałam na programach medycznym do mnie nie pasuje, bo pracowałam na wszystkich. Nawet upoważniono mnie do wchodzenia na konto lekarzy. W pracy wszyscy wiedzieli, że potrafię się w każdej sytuacji odnaleźć. Jestem członkinią zakładowego związku, ale nikt mi nie pomógł.
Sylwia nie daje za wygraną, walczy w sądzie o pieniądze utracone przez degradację i o przywrócenie jej poprzedniego stanowiska.
Zmiana stanowisk, z niższymi zarobkami, to być może próba poprawy sytuacji finansowej kędzierzyńskiego szpitala.
– Ale program naprawczy nie może polegać na tym, że ratując szpital krzywdzi się pracowników – podkreśla Barbara Konobrodzka. – Protokół z PIP jednoznacznie wskazuje, że to było bezprawne działanie. Sprawa trafiła do sądu, teraz panie czekają na finał. A to, że część pracownic została przywrócona na swoje stanowisko, jest zasługą tych pań, które zaczęły walczyć i nagłaśniać to, co się wydarzyło w ich miejscu pracy. I nie wiem, czym pracodawca się kierował, jakie stosował kryteria, przywracając jedne pracownice na stanowiska z nową siatką płac, a inne nie.
Regulamin i płace
Szefowa Alternatywy poprosiła o regulamin i siatkę płac dyrektora SP ZOZ w Kędzierzynie-Koźlu.
– Ale pan dyrektor w ogóle nie reaguje na nasze prośby, nie odpisuje – mówi Barbara Konobrodzka. – Coś takiego byłoby nie pomyślenia w Niemczech, Francji czy krajach skandynawskich. Ale my podejmiemy kolejne kroki, zgłaszając sprawę do prokuratury, bo to jest utrudnianie prowadzenia działalności związkowej. Pomimo tego, że pan dyrektor SP ZOZ został poinformowany, że w ich zakładzie pracy powstał nowy związek zawodowy.
Zdaniem Konobrodzkiej, lekceważenie związków zawodowych przez pracodawców wynika z przyzwolenia społecznego.
– Nawet jak jakaś sprawa trafia do prokuratury, to ciągnie się tak długo, że pracodawca niewiele sobie z tego robi – tłumaczy. – A druga rzecz, to brak reakcji samych pracowników. Wolą patrzeć, jak walczą nieliczni i czekać na rozstrzygnięcie. Pracownicy zbyt często godzą się ze złym traktowaniem, a czasem mobbingiem, bo tak praktykowano od zawsze. W SP ZOZ Kędzierzyn-Koźle jest kilka związków zawodowych, częściej tworzą je pracownicy merytoryczni, czyli medycy, a te panie pozostają gdzieś na obrzeżach. Tylko jak działałby szpital bez tych kobiet?
„O!Polska” zapytała Jarosława Kończyłę, dyrektora SP ZOZ w Kędzierzynie-Koźlu, dlaczego sekretarkom medycznym dokonano zmiany stanowisk pracy, co wiązało się z niższym wynagrodzeniem, ale niekoniecznie mniejszym zakresem obowiązków.
Zapytaliśmy też, czy ZOZ szuka oszczędności, obniżając płace pracownikom poprzez zmianę stanowisk i zaszeregowania.
Dyrektor: Panie stosują fortele
– Jak rozumiem, chodzi o te osoby, które mają wyższe i niższe kompetencje, a siatka płac dotychczas jednych i drugich wynagradzała jednakowo – odpowiada dyrektor. – Czyli pyta pani o kwestię zatrudnienia w SP ZOZ na stanowiskach sekretarki medycznej oraz referentki.
Tłumaczy, że na stanowisku sekretarki medycznej zatrudnione są osoby mające wiedzę i umiejętności potrzebne do realizacji zadań na tym stanowisku. Natomiast osoby zatrudnione na stanowisku referentki mają radykalnie mniejszy zakres obowiązków.
– I nie, nie wprowadzamy zmian ze względów oszczędnościowych – przekonuje dyrektor. – To ustawodawca narzucił wysokość wynagrodzenia sekretarek medycznych, nie patrząc na to, jakie mają kompetencje i zakres obowiązków. My dokonując zmian na stanowiskach, porównywaliśmy kompetencje i podstawowy zakres obowiązków konkretnych pracowników.
Jak mówi Jarosław Kończyło, niektóre z sekretarek medycznych potrafią analizować określone dane – statystyczne, rozliczeniowe – a inne nie.
– Dlatego dokonaliśmy podziałów, w dwóch takich obszarach – tłumaczy. – Pierwszy, część szpitalna, ma szczególnie duże wymagania, z występującym dużym zakresem obowiązków. Druga część, osób zatrudnionych w części ambulatoryjnej, posiada istotnie mniejszy zakres zadań i obowiązków. Rolą pracodawcy jest to, żeby wiedzieć, jakie pracownik posiada kompetencje i jakie obowiązki w organizacji będzie realizować.
Na uwagę, że szefowa Związkowej Alternatywy mówi o posługiwaniu się podstępem i o tym, że pracownice zostały źle potraktowane przez szefostwo ZOZ, dyrektor zaprzecza.
– To nie jest prawda – twierdzi Jarosław Kończyło. – Te panie narzucają swoją narrację, taki sposób myślenia o krzywdzie ze strony pracodawcy. A przecież trzeba jakoś zróżnicować, że ktoś ma zdecydowanie większe kompetencje i większy zakres obowiązków. Te panie stosują różne fortele, włącznie z zarzutami o mobbing. To słowo jest dzisiaj modne, ale nie każdy ma wiedzę, co to słowo do końca oznacza. Jest mi bardzo smutno, że tak się stało.
Sprawa trafiła do sądu pracy…
– Tak, sprawa w sądzie toczy się najprawdopodobniej od roku – przyznaje dyrektor.
Barbara Konobrodzka ma też smutną refleksję. Mówi, że nadal powszechne jest łamanie praw pracowniczych. Nadal brakuje też zrozumienia, że pracownik domaga się tylko swoich praw, a nie atakuje pracodawcy.
– Jestem w szoku, że prawa pracownicze są łamane nie tylko w firmach prywatnych, ale też państwowych, samorządowych i dużych korporacjach – podkreśla pani Barbara. – Pracodawcy często nawet nie zdają sobie sprawy, że w firmie mają mobbing, bo u nich zawsze tak było i dotąd nikt nie robił z tego problemu. Robi się też szacher-macher z ewidencją pracy i nie wypłaca tego, co pracownikowi się należy. A dzieje się tak, bo rzadko kto ponosi za to konsekwencje. ~
*Ps. Imiona pracownic ZOZ zostały zmienione
Czytaj także: Trwa spontaniczna pomoc dla powodzian w województwie opolskim
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.