Na pewno takiej sytuacji w historii III RP dotąd nie mieliśmy. Oto poseł Dariusz Matecki z PiS rozsyła do komisji wyborczych jakąś podejrzaną, nieautoryzowaną aplikację do nieformalnej weryfikacji zaświadczeń o prawie do głosowania. I wiele komisji, nie wiedzieć dlaczego, z niej korzysta. Ile? Nie wiadomo.
Potem następują „cuda nad urnami”, kiedy przewodniczący komisji wyborczych mając dwa nazwiska do wyboru mylą się z liczbami głosów przyporządkowanych dla każdego kandydata. I zwykle mylą się na korzyść tego samego. Oczywiście, statystycznie jedną taką pomyłkę, góra dwie, da się wytłumaczyć. Jednak tu chodzi o kilkanaście w różnych regionach Polski, przynajmniej o tylu oficjalnie wiadomo. A ile ich było w rzeczywistości? I jak bardzo wypaczyły wynik wyborów oraz w którą stronę?
Politycy KO mówią, że takich pomyłek było bardzo dużo i po przeanalizowaniu wyników ze wszystkich komisji widać, że miały „charakter systemowy”. Co oznacza niewypowiedziane wprost – celowy. To poważne oskarżenie, ale w polskiej polityce padło już tyle oskarżeń, że łatwo je dewaluować. Problem jednak jest, bo Państwowa Komisja Wyborcza w swoim poniedziałkowym sprawozdaniu dla Sądu Najwyższego zauważyła, iż podczas drugiej tury doszło do „incydentów”, które mogły mieć wpływ na wynik głosowania.
Ponowne liczenie głosów – jedna liczba kluczowa
Nie byłoby sprawy, gdyby Karol Nawrocki wygrał z Rafałem Trzaskowskim różnicą dwóch, a choćby i miliona głosów. Ale ona wynosi tylko 370 tysięcy. Teraz, w kontekście „incydentów”, kluczowa staje się połowa tej liczby – 185 tysięcy. Jeśli Nawrocki zdobyłby o tyle mniej głosów, a Trzaskowski o tyle więcej, byłby remis. Pytanie więc, czy suma wszystkich nieprawidłowości i pomyłek i „pomyłek” mieści się w tej liczbie 185 tysięcy, czy ją przekracza?
Politycy PiS twierdzą, iż postulat, jakim jest ponowne liczenie głosów, ma na celu w istocie to, że „ktoś chce ukraść ludziom wybory”. To dziwny argument. Czyżby się obawiali, że ponowne liczenie głosów, pod nadzorem sędziów, sprawi, że okaże się, że Karol Nawrocki nie wygrał?
Myślę, że to mało prawdopodobne. A mogłoby się nawet okazać, że kandydat PiS zdobył większe poparcie, niż wynika to z obecnego zestawienia PKW. Ona sama już bardziej i tak nie może się skompromitować i tu bezdyskusyjne jest jedno, że do następnych wyborów trzeba wiele zmienić, by nie powtórzyła się obecna sytuacja.
Wracając do liczenia – uważam, że nie ma żadnych merytorycznych argumentów za tym, by tego nie zrobić. Ponowne liczenie głosów zdarzało się w USA i demokracja na tym nie ucierpiała, a wprost przeciwnie. Powtórne przeliczenie rozwieje wątpliwości, zgasi przekaz „przekręcili wybory”, od którego grzeje się antypisowski internet.
To potrzebne także, żeby przywrócić autorytet państwa oraz ze względu na szacunek dla wyborców. Oni muszą odzyskać wiarę w akt wyborczy, że ich głosy zostaną zaliczone tak, jak chcieli. Bo jaka bez tego może być motywacja, żeby iść następnym razem do urn?
Decyzja w rękach Sądu Najwyższego, a konkretnie tej jego izby, którą obecna koalicja i Unia Europejska uważają za nielegalną. To dodaje dodatkowej dwuznaczności całej sprawie. Osobiście uważam, że SN nie nakaże powtórnego liczenia w całej Polsce.
Czytaj także: „Polityka zjadła miłość”: Jak różnice światopoglądowe niszczą polskie rodziny
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania