Piotr Guzik: – Na przykładzie Politechniki Opolskiej opisaliśmy zjawisko tzw. spółdzielni, czyli grup naukowców pompujących sobie wyniki w rankingach. Jak pan to ocenia?
Profesor Arkadiusz Nowak: – „Spółdzielnie” są efektem choroby nauki zwanej „punktozą”. Jest charakterystyczna dla krajów, w którym poziom nauki jest raczej niski, głównie w Azji. Niestety, ta zaraza zaczyna toczyć coraz więcej polskich uczelni. Chodzi o skupianie się na indeksach i wskaźnikach, a nie na faktycznych odkryciach i rzetelnej nauce. Spore grono naukowców tak bardzo nastawiło się na podkręceniu swoich punktów, że w tym wyścigu zagalopowało się poza bieżnię. To sprawia, że w niektórych ośrodkach mamy do czynienia z sytuacjami patologicznymi, czyli z opisywanymi przez was „spółdzielniami”, inaczej zwanymi „papierniami”.
– Jak punktoza zmienia naukę?
– Presja na wskaźniki oznacza w skrócie: więcej, szybciej i taniej. Coraz trudniej jest utrzymać balans pomiędzy finansowym pragmatyzmem, a zachowaniem zasad rzetelności naukowej i uczciwej konkurencji. Gdy do nauki przychodzą ludzie bez sztywnego kręgosłupa moralnego i widzą zaraz na początku swojej drogi, że przy niskich nakładach na naukę mają szansę na grant raz na sto lat, to niektórzy z nich zaczynają kombinować.
– Tworząc wspomniane „spółdzielnie”?
– Tak, bo takie cwaniackie dopisywanie się do artykułów, czy wzajemne cytowanie, doprowadza do wzrostu wskaźników naukometrycznych, a tym samym zwiększa szansę na granty. Ale dzieje się to kosztem uczciwych naukowców, którzy nie weszli do „spółdzielni”, przez co ich szanse grantowe maleją. Można wręcz powiedzieć, że „spółdzielcy” okradają koleżanki i kolegów po fachu. To absolutnie niedopuszczalne naruszenie zasad naszego środowiska. Konkurencja w nauce powinna być uczciwa. Powinny liczyć się pracowitość, pomysłowość i prawdziwe odkrycia. Tylko taka nauka jest zdrowa i przynosi pożyteczne owoce.
– Pan sam czuje się ofiarą nieuczciwych praktyk w środowisku naukowym?
– Tak. Jestem geobotanikiem, w tym obszarze odniosłem spory sukces, awansowałem do stopnia profesora. Paradoks polega na tym, że nie mam szans na granty w głównym obszarze moich badań, bo jest on albo „niemodny”, albo mało cytowalny, albo cytowania przychodzą zbyt późno i system już ich nie widzi. A oceniający biorą pod uwagę głównie wspomniane punkty. Grant otrzymują zatem najczęściej osoby dobrze wyglądające w tabelkach, ale zupełnie nieznane z faktycznych osiągnięć naukowych.
– Do czego to prowadzi?
– Dochodzi do celebrytyzacji nauki. Tak, jak w social mediach mamy zjawisko gwiazd „znanych z tego, że są znane”, tak naukowy celebryta jest znany z tego, że ma bardzo dużo publikacji i cytowań, ale co tam w tych publikacjach jest napisane, tego to już właściwie nikt nie wie. Bo w sumie to mało kto do tego zaglądał, nie wiadomo, czym się właściwie dany człowiek zajmuje oraz co odkrył. Nie wiadomo, czy te cytaty są pozytywne czy negatywne. A skoro nikt specjalnie tego nie sprawdza i człowiek widzi, jak inni cytują się na prawo i lewo, to zaczyna się zastanawiać, jakby się dogadać z osobami, które przez swoje kontakty, pozycję i zaplecze mogą zapewnić wzrost wskaźników.
– Do tego dochodzą wydawnictwa, które podkręcają patologie, bo są w stanie wydrukować praktycznie każdą pracę. Oczywiście za odpowiednią opłatą…
– Tak to się kręci. Przykładem jest chińska platforma MDPI (dla niepoznaki zarejestrowana w Bazylei). Recenzje artykułu potrafią tam liczyć trzy zdania, po których jest lista artykułów do obowiązkowego zacytowania. Publikacja wymaga oczywiście uprzedniego zapłacenia około 20 tys. zł. Tymczasem typowa recenzja mojego artykułu ma od dwóch do czterech stron, na których jej autor rzeczowo odnosi się do wielu elementów treści. W MDPI czas od wysłania manuskryptu do publikacji wynosi średnio np. 14 dni, a w przypadku mojej klasycznej dyscypliny jest to co najmniej rok.
– Prof. Grzegorz Królczyk, którego międzynarodowa grupa naukowców oskarża o stworzenie na Politechnice Opolskiej takiej „spółdzielni”, nie chce z nami rozmawiać. Wraz z rektorem Marcinem Lorencem grożą nam sądem, żądają wysokich odszkodowań i oczekują skasowania krytycznych artykułów. Rektor Lorenc wydał też oświadczenie, które niczego nie wyjaśnia, za to obraża redakcję i naukowców, którzy się u nas wypowiadali.
– Byłem w szoku, gdy po waszym pierwszym artykule przeczytałem oświadczenie rektora Lorenca. W tekście poruszyliście w sposób absolutnie merytoryczny bardzo ważny, kluczowy wręcz problem polskiej nauki. Omówiliście go na przykładzie najbliższego wam ośrodka naukowego, jakim jest Politechnika w Opolu. Takie prawo, a wręcz obowiązek prasy regionalnej. Tymczasem odpowiedź rektora politechniki była, delikatnie mówiąc, z boku poruszonego przez was tematu. Oczekiwałbym teraz po opolskiej uczelni szczegółowej prezentacji i analizy dorobku prof. Królczyka. Skoro miał retrakcje, czyli artykuły wycofane z publikacji, to opinia publiczna powinna się dowiedzieć, z jakiego powodu prace prof. Królczyka uznano za nie spełniające naukowych standardów. I jak one się mają do jego innych prac. Oczekiwałbym też wskazania, że zdecydowana większość, w tym kluczowe osiągnięcia prof. Królczyka, zostały przyjęte i opublikowane w renomowanych czasopismach. Oczekiwałbym podania nazw tych periodyków, które ze względu na swój prestiż bronią nazwiska autora, nie tylko w środowisku naukowym. Oczekiwałbym wreszcie wyliczenia, jakie to ważne, przełomowe osiągnięcia spowodowały, że ten zespół prof. Królczyka jest aż tak wybitny, że punktami przewyższa laureatów Nagrody Nobla. Tego właśnie dziś oczekuję od władz Politechniki Opolskiej. Na pewno nie ataków na media i innych naukowców.
– A jeśli tego nie będzie?
– To obowiązkiem gazety jest kontynuacja tematu. Rozszerzenie go na całą Polskę i pokazanie, co się w naszym kraju dzieje z systemem oceny i w konsekwencji – finansowania naukowców. Oczekuję pokazania, jak wiele jest pseudonauki i cwaniactwa w naszym środowisku. A także złodziejstwa bez pardonu, co było widać na przykładzie tego, co się działo w zarządzanym przez polityków Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Nauka wymaga spokoju, rzetelności i sumienności. A stan tej nauki powinien być kontrolowany również przez niezależne media, bo taka jest ich rola. Finansowane przez polskich podatników uczelnie nie mogą się za to obrażać, a tym bardziej nie powinny dziennikarzy zastraszać.
Czytaj także: Prof. Lothar Kroll: Z rektorem Lorencem nie chcę już mieć do czynienia
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.