Dlaczego tak sądzę? Rzetelna i dociekliwa opolska dziennikarka napisała w listopadzie 2018 roku ważny społecznie tekst o istotnych wątpliwościach wokół projektu naukowego finansowanego z kieszeni podatników. Źródłem jej informacji był doświadczony profesor i zarazem rzecznik dyscyplinarny uczelni, czyli osoba wyjątkowo kompetentna do dzielenia się z dziennikarzami wątpliwościami dotyczącymi naukowych projektów. Autorka, zgodnie z dobrym standardem zawodu, wysłuchała racji drugiej strony, zamieszczając w artykule szerokie i autoryzowane wyjaśnienia autorów projektu. Mimo to naukowcy pozwali gazetę do sądu o naruszenie ich dóbr, domagając się przy tym zakazu rozpowszechniania tekstu, czyli swoistej sądowej cenzury.
Sąd Okręgowy w Opolu przez kilka lat i niezwykle drobiazgowo badał sprawę. Ostatecznie nie tylko nie dopatrzył się naruszenia przez redakcję prawa, ale jeszcze w uzasadnieniu podkreślił wyjątkową rzetelność artykułu red. Mazurkiewicz. Po roku nastąpił jednak zwrot akcji. Po odwołaniu naukowców, Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, w oparciu o ten sam materiał dowodowy, odwrócił wyrok o 180 stopni, uznał naruszenie dóbr autorów projektu, sam sformułował treść adresowanych do nich przeprosin i zakazał rozpowszechnienia artykułu.
Drodzy Państwo, jeśli dwa sądy, oceniając ten sam materiał dowodowy, wyciągają skrajnie przeciwne wnioski, to z czym mamy jako dziennikarze do czynienia, jeśli nie ze swoistą sądową loterią? I jak to służy demokracji i wolności słowa w Polsce? To są pytania niezwykle ważne dla całego rynku niezależnej prasy w naszym kraju.
W systemie demokratycznym, niezależni dziennikarze stawiają ważne pytania dotyczące funkcjonowania instytucji publicznych i wydatkowania pieniędzy obywateli. Podkreślam: stawiają pytania i konfrontują opinie, bo taki charakter miał wspomniany tekst. Redaktor Mazurkiewicz nie przesądziła w artykule, która ze stron sporu naukowców ma rację, ani czy autorzy projektu w jakikolwiek sposób uchybili prawu.
Zrozumiał to opolski Sąd Okręgowy, który przez kilka lat, wyjątkowo drobiazgowo zbadał sprawę i nie stwierdził naruszenia dóbr naukowców. Przeciwnie – w obszernym uzasadnieniu do wyroku z 11 sierpnia 2022, wystawił nam wręcz laurkę, podkreślając rzetelność w zbieraniu informacji i redagowaniu artykułu (obszerny fragment tego uzasadnienia wklejam na końcu tekstu). Jeśli w oparciu o – powtarzam – ten sam materiał dowodowy, można w Polsce wydawać dwa tak skrajnie odbiegające od siebie wyroki, to żyjemy w systemie, w którym podejmowanie trudnych społecznie tematów staje się dla dziennikarzy i wydawnictw ogromnym ryzykiem. Także w wymiarze finansowym, bo autorzy naukowego projektu w innych sporach sądowych związanych z konfliktem na uczelni żądają od swoich adwersarzy wysokich odszkodowań.
Przypomnę, że chodzi m.in. o osoby, które były zaangażowane w ostry konflikt naukowców na Politechnice Opolskiej, który doprowadził do załamania nerwowego i samobójczej śmierci byłego rektora, śp. prof. Marka Tukiendorfa. „Nowa Trybuna Opolska”, wtedy jeszcze dziennik niezależny od władzy, miała odwagę stawiać trudne pytania o podłoże i charakter kryzysu na uczelni, który zapoczątkował obrzydliwy anonim wymierzony w śp. Marka Tukiendorfa, napisany ręką osoby, która doskonale znała politechnikę i relacje między jej pracownikami. Ta sprawa, w którą na pewnym etapie włączyli się także politycy Zjednoczonej Prawicy, zakończyła się tragedią, a później przejęciem władzy na uczelni przez osoby zaangażowane w spór z poprzednim rektorem.
Ponieważ rozumiem nadrzędność Sądu Apelacyjnego nad Sądem Okręgowym, nie mam pretensji do swojego dawnego pracodawcy o druk przeprosin. Uważam jednak, że warto wykorzystać całą przewidzianą polskimi i europejskimi procedurami ścieżkę prawną, by podważyć wyrok wrocławskiej apelacji. To byłoby ważne nie tylko w tej jednostkowej sprawie, ale i – podkreślam – dla wszystkich dziennikarzy w Polsce, którzy podejmują niewygodne tematy dotyczące ludzi związanych mniej lub bardziej z władzą. I to niezależnie od linii programowej tych mediów. To są pytania o elementarną rolę wolnego słowa w kraju, który po ośmiu latach dewastacji prawa ma szansę wrócić na drogę praworządności.
Niestety, polskie sądy orzekają w sprawach prasowych od ściany do ściany. Jeden sąd legalizuje nazwanie PiS-u „zorganizowaną grupą przestępczą” (wyrok w sprawie komentarza na Twitterze prof. Wojciecha Sadurskiego), inny sąd karze dziennikarzy za cytowanie wypowiedzi rzecznika dyscyplinarnego wyższej uczelni. Przy takim rozstrzale orzecznictwa, zdecydowana większość polskich redakcji rezygnuje z podejmowania trudnych tematów, które są kosztowne, czasochłonne, i narażają dziennikarzy na sankcje. Co zresztą znajduje swoje odzwierciedlenie w fatalnej pozycji Polski w światowym rankingu wolności słowa.
Wyrok wrocławskiej apelacji już jest wykorzystywany do celów politycznych. Opublikował go w szczycie kampanii wyborczej, wraz z emocjonalnym i bałamutnym komentarzem, rektor Politechniki Opolskiej, wówczas kandydat z listy Prawa i Sprawiedliwości do Senatu. Marcinowi Lorencowi nie spodobał się nasz tekst „Rektor z listy PiS”. Rzeczniczka prasowa uczelni zarzuciła nam publicznie posługiwanie się kłamstwami. Opublikowała na oficjalnym profilu rektora wymierzoną we mnie knajacką rymowankę (rola rzecznika wyższej uczelni jako hejtera mediów to jest kuriozum na skalę ogólnopolską). Wierszyk polubiła… stryjenka prezydenta Polski Andrzeja Dudy, do obelg dołączyły znane w środowisku trolle opolskiej prawicy. Rektor od tygodni nie usunął ze swojego profilu hejterskich wpisów, co jest znaczące w kontekście jego publicznych zapewnień o przestrzeganiu wysokich standardów.
Mimo to oświadczam, że nie mam w planach skarżenia do sądu ani rektora, ani jego poetki. Osoby uciekające się do „polemik” na takim poziomie nie są mnie w stanie obrazić. Ewentualne przeprosiny nie dałyby mi żadnej satysfakcji. Pozostałoby za to poczucie żenady, że angażowałem czas sędziów i pieniądze polskich podatników do wymuszenia na adwersarzach słów, z którymi oni by się i tak nie utożsamiali, a mojego dobrostanu w żadnej mierze by nie poprawiły.
Drodzy Czytelnicy, niezależnie od tego, jak będą nas jeszcze próbować postponować, grupą niezależnych opolskich dziennikarzy będziemy robić swoje. Zgodnie ze standardami państwa prawa, kierując się prawdą i interesem publicznym. Równolegle będziemy jednak lobbować za takimi zmianami w polskim prawie, by niezależni dziennikarze nie czuli się w Polsce jak saperzy na polu minowym.
PS. Dla cierpliwych i zainteresowanych obiecany fragment uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Opolu, który odwróciła wrocławska apelacja:
„W ocenie Sądu, zachowane zostały standardy staranności i rzetelności dziennikarskiej, wyłączające odpowiedzialności strony pozwanej.
Odnosząc się w pierwszej kolejności do zachowania ww. standardów z uwzględnieniem statusu i wiarygodności wykorzystanego źródła informacji oraz zweryfikowania zgodności z prawdą pozyskanych informacji zauważyć należy, iż autorka artykułów oparła się na relacji rzecznika dyscyplinarnego Politechniki Opolskiej, na której to uczelni projekt badawczy był realizowany. Nie budzi wątpliwości wysoki status wykorzystanego źródła, albowiem kto jak nie rzecznik dyscyplinarny może mieć „lepsze” informacje o ewentualnych nieprawidłowościach na uczelni. Wbrew zarzutom powodów, nie sposób zatem przychylić się do tezy, iż Mirela Mazurkiewicz skorzystała z informacji z anonimowego źródła. Wręcz przeciwnie, źródłem informacji był rzecznik dyscyplinarny Politechniki Opolskiej, który rozpowszechnił przedmiotowe informacje do bardzo szerokiego grona odbiorców, w tym organów państwowcy, prasy i radia. Przy czym, tak szerokie rozpowszechnianie informacji, przez podmiot, który zajmuje się przewinieniami dyscyplinarnymi w ramach obowiązków zawodowych, wskazywało na poważny charakter zarzutów. Kierując się zasadami logicznego myślenia i doświadczenia życiowego, trudno bowiem przyjąć, że rzecznik dyscyplinarny w sposób pochopny i nieprzemyślany zgłaszałby bardzo poważna zastrzeżenia, bez przekonania o ich zasadności. W tym przypadku, biorąc także pod uwagę możliwość bardzo dalekich konsekwencji dla rzecznika, trudno byłoby zakładać wyłącznie złą wolę i chęć zaszkodzenia powodom.
Jednakże, mając na względzie posiadane informacje o skłóceniu środowiska naukowego Politechniki Opolskiej, dziennikarka zachowała wymaganą ostrożność przy ocenie rzetelności przedmiotowego źródła, podejmując szereg czynności związanych z weryfikacją uzyskanych informacji. W szczególności za wyraz rzetelności dziennikarskiej należy uznać przywołanie w pierwszej ze spornych publikacji, informacji mogących obniżać wiarygodność informatora, poprzez przytoczenie zarzutów dotyczących skracania godzin przez Sławomira Szymaniec.
Podkreślenia wymaga, iż przed publikacja artykułu „Superprojekt czy lanie wody” ówczesny redaktor naczelny, po uzyskaniu wiadomości o możliwych nieprawidłowościach, zwrócił się do Politechniki Opolskiej o dostęp do dokumentacji. Dokumentacja została przesłana i była weryfikowana przez autorkę materiału pod kątem występowania spornych cytowań pracy doktorskiej Marcina Zmarzły, nie odnajdując ich. W dokumentacji znajdowało się również oświadczenie prezesa Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Kędzierzynie – Koźlu odnośnie satysfakcjonującej skuteczności proponowanych rozwiązań z pracy M. Zmarzły.
Ponadto podczas spotkania ze Sławomirem Szymaniec pozwanej była okazywana dokumentacja, rzecznik wyjaśniał swoje wątpliwości, wskazał nieprawidłowości, podając na konieczność dalszej kontroli przez kompetentne podmioty. Mirela Mazurkiewicz skontaktowała się także z Politechniką Opolską za pośrednictwem Dyrektora Biura Rektora, uzyskując informacje w przedmiocie powołania nadzwyczajnej komisji do wyjaśnia sprawy, której przewodniczący poprosił o powołanie zewnętrznych ekspertów. Uzyskano informacje, że Rektor nadał sprawie wysoki priorytet oraz że Politechnika Opolska faktycznie uruchomiła wszelkie dostępne procedury prawne związane ze sprawą. Mirela Mazurkiewicz zweryfikowała również, że Politechnika Opolska złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Weryfikując uzyskane informacje pozwana odnalazła stronę internetową prowadzoną przez ojca Marcina Zmarzłego, na której zamieszczono informacje odnośnie wynalezienia przez M. Zmarzły systemu pozwalającego na określenie miejsca i wielkości awarii w sieci wodociągowej w Kędzierzynie – Koźlu. Zwróciła się także do Miejskich Wodociągów i Kanalizacji sp. z o.o. w Kędzierzynie – Koźlu, celem uzyskania informacji odnośnie skuteczności ww. rozwiązań, uzyskując nieprecyzyjne i niejednoznaczne odpowiedzi. Ponadto, mając na względzie, że zarzuty dotyczyły nieprawidłowości w uzyskaniu środków z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, Mirela Mazurkiewicz skontaktowała się z ww. podmiotem, uzyskując informację, iż dokumentacja jest weryfikowana.
Przed drugą publikacją, dziennikarka uzyskała informacje o wszczęciu przez Prokuraturę Okręgową w Opolu śledztwa w sprawie: w okresie 2015-2018 r. w Opolu przedłożenie nierzetelnych dokumentów w celu uzyskania dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w Warszawie oraz Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Kędzierzynie – Koźlu na potrzeby realizacji projektu. Informacja ta została zamieszczona w materiale prasowym.
Ponadto przed drugą publikacją pozwana miała wiedzę odnośnie sporządzonych opinii, które potwierdzały wiarygodność zarzutów uprzednio zgłaszanych przez Sławomira Szymaniec; wszczęte zostało postępowanie wyjaśniające na uczelni.
Całokształt powyższych okoliczności, w ocenie Sądu, dawał podstawy do przyjęcia, iż zgodność z prawdą uzyskanych informacji została zweryfikowana przy pomocy dostępnych źródeł w sposób odpowiadający kryterium szczególnej staranności i rzetelności. Weryfikacja trwała kilka tygodni, opierała się na zróżnicowanym materiale, który dawał podstawy do ich publicznego przestawienia. Przy czym podkreślenia wymaga, iż oczywistym jest, że dziennikarz ma ograniczone możliwości sprawdzenia uzyskanych informacji – w opozycji do organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości. Postawienie prasie wymogu absolutnego perfekcjonizmu prowadziłoby do jej poważnego skrępowania, zniechęcało do podejmowania spraw trudnych i złożonych, a w istocie ograniczało rolę wolnej prasy (vide: uchwała składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z dnia 18.02.2015 r. sygn. akt III CZP 53/04)”.
Czytaj także: Paweł Kukiz poza klubem PiS. W partii wzburzenie. „To jest zdrada!”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.