Jak większość białych Amerykanów, papież Leon XIV ma imigranckie korzenie europejskie – we Włoszech i Francji – ale także kreolskie. Urodził się w Chicago. Sadząc po wyglądzie rodzinnego domu, który pokazują teraz różne internetowe portale, jego rodzina nie była przesadnie zamożna. Obecnym właścicielem tego budynku jest Polak. Wystawił go zresztą na sprzedaż. Ale kiedy zorientował się w jego historii, wycofał ofertę.
Sądząc po internetowych wspomnieniach z dzieciństwa przyszłego papieża, to i dom, i on sam musiał być pobożny. Skoro jako chłopiec bawił się w odprawianie mszy (funkcję ołtarza pełniła deska do prasowania), a sąsiadka, gdy miał bodaj niecałe siedem lat, miała mu przepowiedzieć, że zostanie pierwszym amerykańskim papieżem.
Żeby coś takiego powiedzieć na początku lat 60. trzeba było mieć albo dużo odwagi mocno pomieszanej z fantazją (od blisko pięciu stuleci papieżami byli tylko Włosi), albo naprawdę genialną intuicję.
Wielokulturowe i wielonarodowe Chicago, skupiające potomków przybyszów z wielu krajów, od Polski po Kolumbię, może okazać się dobrą szkołą dla kogoś, kto stanął na czele Kościoła – wspólnoty łączącej wszystkie kontynenty i blisko półtora miliarda ludzi.
Papież Leon XIV nie jest trumpistą
Po wyborze Leona XIV prezydent Donald Trump pisał o zaszczycie, jakim jest dla USA pierwszy amerykański papież. Ale brzmiało to stanowczo chłodno. Ludziom z mojego pokolenia przypomina to reakcję ekipy Gierka na wybór Karola Wojtyły. Ówczesny pierwszy sekretarz publicznie podkreślał docenienie Polski i jej religijnych swobód przez tę decyzję kardynałów. Ale w gronie działaczy partyjnych mówił: Towarzysze, mamy problem!
Część moich przyjaciół i znajomych przyjęło wybór papieża z USA z radością także dlatego, że – jak mówią – nie Donald Trump będzie teraz dla świata najważniejszym Amerykaninem.
Zresztą, o ile podobno zwolennikiem Trumpa jest jeden z braci nowego Ojca Świętego, sam papież jeszcze jako kardynał wypowiadał się o polityce imigracyjnej prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego administracji mocno krytycznie.
„Nie ma nic zbliżonego do chrześcijańskiego, amerykańskiego ani moralnie obronnego w polityce, która odbiera dzieci rodzicom i zamyka je w klatkach. Jest to prowadzone w naszym imieniu i wstyd nam wszystkim” – pisał na swoim profilu kardynał Prevost.
„Czy nie widzisz cierpienia? Czy twoje sumienie nie jest zaburzone? Jak możesz zachować ciszę?” – notował w innym poście, reagując na omyłkową – jak się okazało – deportację obywatela Salwadoru, który w ojczyźnie trafił do więzienia.
Papież Leon XVI i dwa obywatelstwa
Sprostował też pseudoteologiczny wywód wiceprezydenta Vance`a: „w chrześcijaństwie istnieje koncepcja, że najpierw kochasz swoją rodzinę, potem sąsiada, następnie społeczność, potem współobywateli, a dopiero potem resztę świata”. W odpowiedzi kard. Prevost zamieścił na profilu artykuł z pisma „National Catholic Reporter” pt. „J. D. Vance się myli: Jezus nie prosi nas, abyśmy oceniali naszą miłość do innych”.
O ile dla większości świata i – co oczywiste – dla mieszkańców USA – papież Leon XIV jest Amerykaninem, dla mieszkańców Peru jest bez wątpienia Peruwiańczykiem. Nie tylko dlatego, że przez ponad 20 lat pracował w tym południowoamerykańskim kraju jako misjonarz – stojąc na czele chrześcijańskich wspólnot, jak i troszcząc się o wychowanie i duchową formację młodych augustianów. A następnie był biskupem. Kiedy stał się członkiem, a potem wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Peru, przyjął obywatelstwo peruwiańskie.

W internecie szybko pojawił się peruwiański dowód osobisty biskupa Prevosta. I jest równie często oglądany, jak zdjęcia i filmiki pokazujące go w różnych duszpasterskich sytuacjach, kiedy podróżuje na koniu do misyjnej parafii albo na przykład śpiewa „Feliz Navidad” – popularny w krajach języka hiszpańskiego świąteczny utwór autorstwa José Feliciano. Wreszcie jak stoi w kaloszach w wodzie, prosząc o pomoc dla swoich wiernych z północy Peru, którą często nawiedzają powodzie.
Ks. Henryk Pocześniok z diecezji opolskiej kilkanaście lat pracuje jako misjonarz właśnie w Peru. Z księdzem, ani z biskupem Prevostem nigdy się nie zetknął. Peru to wielki kraj i w pewnym momencie dzieliło ich aż 1200 km. Za to radość Peruwiańczyków z wyboru Leona XIV obserwował z bliska.
Peruwiańczyk z wyboru i z serca
Jako pierwsza dała jej wyraz prezydent Peru Dina Boluarte Zegarra w pierwszym przemówieniu po wyborze Leona XIV.
– Niech Bóg cię prowadzi i umacnia w twojej misji pastoralnej. Twój przykład i nauka prowadzi nas na drogę pokoju i pojednania. To wielkie wydarzenie dla Peru i dla świata, kiedy papieżem zostaje Peruwiańczyk z wyboru i z serca i będzie przewodził Kościołowi katolickiemu – mówiła.
– Przyjęcie obywatelstwa w 2015 roku było wyrazem ogromnej miłości do kraju, w którym spędziłeś ogromną część swojego życia. Jako Peruwiańczycy czekaliśmy na biały dym z wiarą, którą wyznaje większość z nas. I niebo podarowało nam tego pasterza – podkreśliła pani prezydent.
– U nas jest wielka euforia, bo nowy papież jest Peruwiańczykiem z wyboru. To jest dla Peru wydarzenie historyczne. Ludzie mają tu przeświadczenie, że papież Peruwiańczyk jest darem nieba. Są pełni radości i dumy. Bo to była dla nas wszystkich wielka niespodzianka – relacjonuje ks. Pocześniok.
– Ta radość i moim parafianom się udziela, choć Leon XIV pracował bardzo daleko od nas, na północ od Limy, na wybrzeżu. Ta część Peru jest bogatsza od terenów na południe od stolicy, gdzie ja pracuję, ale tam mieszkańcy, a więc i ich biskup muszą się zmagać z powodziami. On był biskupem „z ludźmi”, bardzo starał się im pomagać. Tak mówią tu w mediach wszyscy, którzy się z nim bezpośrednio zetknęli. Cenią to sobie. Wierni mają nadzieję, że w jedną z pierwszych podróży apostolskich nowy papież wybierze się do Peru i swoich dawnych parafian i diecezjan odwiedzi – mówi ks. Pocześniok.
Papież Leon XIV wie, co znaczy bieda
Już po naszej rozmowie z ks. Henrykiem papież Leon XIV ogłosił, że w pierwszą podróż zagraniczną uda się do Turcji z okazji 1700-lecia Soboru Nicejskiego (obecnie ta miejscowość w Bitynii, gdzie sobór się odbył, nazywa się Iznik). Będzie to kontynuacja planów papieża Franciszka. Leon XIV pytany przez dziennikarzy przyznał też, że raczej nie wybiera się w najbliższym czasie do Stanów Zjednoczonych. O Peru na razie nie było mowy.
– Dla nas ważne jest, że papież jest misjonarzem. I zna rzeczywistość Kościoła od środka. Zresztą pracował w Peru w trudnych czasach, bo kiedy w 1985 roku został wysłany na misję augustiańską w Chulucanas, musiał się mierzyć z terroryzmem spod znaku Świetlistego Szlaku – dodaje ks. Pocześniok.
– Terroryzm dawał mu się też z pewnością we znaki na kolejnej placówce w Trujillo, gdzie był dyrektorem programu formacyjnego dla kandydatów augustiańskich. Papież Leon XIV wie z doświadczenia, co to znaczy mierzyć się z biedą, ale także z korupcją niszczącą życie społeczne. Myślę, że on będzie rozumiał dobrze złożoność sytuacji w takich krajach jak Peru, gdzie inaczej żyje się na wybrzeżu, inaczej w dżungli, jeszcze inaczej w górach. Myślę, że ta umiejętność patrzenia z różnych perspektyw może pomóc teraz, kiedy odpowiada za cały Kościół – uważa ks. Pocześniok.
Przyszły papież nie stwarzał dystansu
Kiedy kardynał protodiakon ogłosił, że papieżem będzie kardynał Prevost, większość siedzących przed telewizorami nie miała pojęcia, kim on jest. Siostra Jadwiga Karczewska, Polka i augustianka z hiszpańskiego klasztoru w prowincji Avila miała pewność, kiedy usłyszała jego imiona: Robert Franciszek. I już razem ze współsiostrami mogła się cieszyć.
– Osobiście spotkałam przyszłego Ojca Świętego w Rzymie – mówi „Opolskiej” siostra Jadwiga. – To było jakieś dwa lata temu w bazylice św. Augustyna. Po mszy św. spotkaliśmy się w zakrystii. Wiedziałam, że kiedy Robert Prevost był przełożonym generalnym naszego zakonu, odegrał ważną rolę dla naszej wspólnoty. Pomagał w ukonstytuowaniu nowej formy charyzmatu, który polega na łączeniu kontemplacji i pracy apostolskiej. Chcemy wychodzić na spotkanie współczesnego człowieka. Pracujemy m.in. na Camino de Santiago. Mamy misję na francuskim szlaku jakubowym.

– Najlepiej znają go siostry ze wspólnoty w Limie. Mamy też dom w Chicago – dodaje polska augustianka. – Zależało mu, by augustianki były w miejscach, które zna i rozumie tamtejsze potrzeby. Kiedy spotkałam go osobiście pierwszy raz, był mi – dzięki opowieściom sióstr – bliski. A on sam nie stwarzał dystansu. Rozmawialiśmy krótko, ale bardzo serdecznie. Przekazałam mu intencję z prośba o modlitwę. Obiecał się modlić. Odniosłam wrażenie, że ma w sobie bardzo dużo pokoju i spokoju. Więc nie byłam zdziwiona, kiedy i w pierwszym przemówieniu, i w niedzielę przed modlitwą południową, i na spotkaniu z mediami mówił o pokoju.
Przypomniał myśl papieża Franciszka, iż świat przeżywa III wojnę światową podzieloną na kawałki. Ale każdemu z tych kawałków – ofiarom na Ukrainie, poszkodowanym w Strefie Gazy i konfliktowi między Indiami i Pakistanem poświęcił uwagę.
Nie będzie efektu wahadła
Ks. Piotr Wala jest salezjaninem i wikariuszem w opolskiej parafii bł. Czesława.
– Z prefektem Kongregacji ds. Biskupów, kard. Prevostem spotkałem się dwa razy w Rzymie. Kiedy już jako papież Leon XVI odezwał się z balkonu bazyliki słowami „Pokój wam” i powiązał to ze Zmartwychwstaniem, odetchnąłem z ulgą. Dobrym znakiem jest też to, że papież zapowiedział kontynuację synodalności w Kościele – wspomina.
– Mój były przełożony, kardynał Anhel Fernandez Artime, pytany przed konklawe do prognozy dotyczące Kościoła powiedział, że w Kościele nie będzie efektu wahadła. Kościół musi iść do przodu. Jestem katechetą w Zespole Szkół Budowlanych im. Jana Pawła II w Opolu. Już w zeszłym roku razem z panią katechetką wyjaśnialiśmy młodzieży, na czym synodalność Kościoła polega. Synodalność oznacza prawo wszystkich do zabierania głosu i wolność wypowiedzi. Głos świeckich jest dopuszczony, słuchany i się liczy. Decyzje należą do Ojca Świętego – opisuje.
– Przed przyjściem do Opola pracowałem w Rzymie w Katakumbach św. Kaliksta – dodaje ks. Piotr Wala. – Po powołaniu kard. Prevosta na szefa Dykasterii ds. Biskupów miałem spotkanie z Matką Yvonne, byłą przełożoną generalną salezjanek. A ta z moją rodzoną siostrą Joanną, już nieżyjącą, też salezjanką pracowała w Afryce. Spotykaliśmy się w Dykasterii ds. Biskupów i tak się stało, że wyszedł do nas kardynał Prevost. „Napijesz się kawy?” – spytał. Całe spotkanie trwało 7-8 minut, bo tam się pije kawę na stojąco. Ale miałem okazję coś o sobie powiedzieć.
Leon XIV łączy Północ z Południem
– Drugi raz spotkaliśmy się w zeszłym roku. Też w Rzymie. Kardynał ubrany w habit augustiański szedł po pracy z różańcem w ręku. „Idę zajrzeć do św. Anny” – powiedział. – To jest augustiański kościół. Wielu pielgrzymów z Opolszczyzny z niego korzysta. Mają tam mszę św. Był bardzo zainteresowany, kazał sobie przypomnieć, skąd się znamy. Był ciepły, serdeczny, uśmiechnięty, bo to jest misjonarz. Myślę, że jako papież będzie miał takich przypomnień wiele – uważa ks. Piotr Wala.
Silny akcent postawiony na kontynuację synodalności preferowanej przez papieża Franciszka podkreśla wielu komentatorów pierwszych dni pontyfikatu papieża Prevosta. Zwracają też uwagę, że papież Leon XIV w sobie łączy sprzeczność, która przed konklawe wydawała się trudna do rozwiązania – bardziej bogatą i progresywną północ i uboższe, konserwatywne południe.
Wydaje się, że chce i będzie papieżem środka, obejmującym możliwie wszystkich. O Kościele synodalnym mówił, że kroczy razem. Poszukuje zawsze pokoju i miłosierdzia. Stara się być blisko tych, którzy cierpią. Wzywał do budowania mostów, aby być jednym ludem. I zapewniał, że zło nie zwycięży.
Dlaczego Leon
– Prevost pozostanie wierny linii Franciszka i jego poprzedników w sprawach migracji, a może… będzie próbował stworzyć wielką odpowiedź na populistyczny, antyimigrancki ruch alt-prawicy – pisał po wyborze na Facebooku publicysta Tomasz Terlikowski.
– A może ten krótki tekst o nowym papieżu warto zacząć od imienia. Ostatni papież noszący to imię to Leon XIII, człowiek, który – można tak powiedzieć – stworzył katolicką naukę społeczną, odpowiedział na wielkie wyzwanie nie tylko komunizmu, ale i bezbożnego kapitalizmu, z nieludzką twarzą. (…) . Jeśli Leon XIV wybiera to imię, to z pewnością ma świadomość, że potrzebna jest odpowiedź na nierówności, zło i dramat, który dręczy współczesny świat – argumentuje publicysta.
Pozostając wierny linii Franciszka, będzie pewnie inny niż on. Matematyk i prawnik wydaje się być mniej spontaniczny w słowach i czynach od poprzednika. Na razie wszystkie wystąpienia, z pierwszym po wyborze włącznie, miał starannie napisane. Ktoś z obserwatorów pierwszego po konklawe wieczoru przenikliwie zauważył, że w przeciwieństwie do poprzedników – z Janem Pawłem II włącznie – wcale nie mówił o sobie.
No i – to też go wyróżnia – gra w tenisa. Podobno jak na amatora dobrze. Podczas spotkania z mediami dziennikarze zaproponowali, by zorganizował turniej dobroczynny. Ktoś obiecał, że zaprosi dawną gwiazdę kortów, Andre Agassiego.
– Tylko nie przyprowadzajcie Sinnera – odpowiedział z uśmiechem papież.
Nie precyzował, czy obawia się gry z pierwszą rakietą świata, czy chodzi mu o angielskie znaczenie słowa sinner – grzesznik. W każdym razie dostał brawa.
Czytaj także: Trzydzieści lat Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego i Opiekuńczego
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania