– Pani profesor, boom na fotowoltaikę trwa już od dawna. Coraz częściej jednak słyszy się o wykorzystywaniu jej odmiany kieszonkowej…
– Fotowoltaika kieszonkowa, choć może nie tak powszechna, nie jest czymś nowym. Znana jest od dobrych kilkunastu lat. Już jakiś czas temu był szał na fotowoltaiczne lampy ledowe, które zdobiły ścieżki w przydomowych ogrodach czy też balkony.
– Chyba każdy choć przez chwilę miał coś takiego w domu…
– To prawda i tu chcę zwrócić uwagę, że takie sprzęty choć dają ciekawy efekt, to zwykle krótkotrwały. Po jakimś czasie to odpad i trzeba je wyrzucić do śmieci. Stąd tak bardzo istotne w przypadku urządzeń generujących energię ze światła słonecznego – w tym przypadku małej fotowoltaiki – jest to, żeby wybierać urządzenia dobrej jakości. Takie, które wytrzymają dłużej. Kupmy taki „akumulator”, aby stale z niego korzystać. Nie traktujmy go jak kolejną zabawkę. Do jego produkcji używamy cennych zasobów naturalnych. A to ma istotne znaczenie dla naszej przyszłości. Podchodźmy więc do tematu racjonalnie, a nie jak do mody, która kończy się produkcją dużej ilości śmieci.

– Ale ta mała fotowoltaika to nie tylko tego typu gadżeciarskie lampy. Jakie korzyści z sobą niesie?
– Fakt, że te urządzenia są małe i łatwo przenośne, sprawia że, są przydatne zwłaszcza w okresie letnim. Traktujemy wtedy fotowoltaikę kieszonkową jak przenośną ładowarkę w czasie wakacji, urlopów, wyjazdów pod namiot – wszędzie tam, gdzie mamy daleko do gniazdka. W takich sytuacjach sprawdza się świetnie. Możemy jej używać na zewnątrz np. wspinając się po górach, z dala od domu, i posiadając plecak z małym panelem fotowoltaicznym. To naprawdę użyteczna sprawa na wycieczkę.
– Jak działa taki mały panel w praktyce? Gdzie się go najczęściej lokuje?
– To ile taki panel będzie się ładować np. podczas pieszej wyprawy, zależy od jakości urządzenia. I tego jaką mamy pogodę. Zachmurzone niebo z oczywistych przyczyn utrudni ładowanie. Fotowoltaika kieszonkowa jest elastyczna i giętka. Może być wszyta w ubranie. Na przykład w polar czy kurtkę. Można ją zamontować na dachu kampera czy na namiocie. Dzięki wytworzonej z niej energii można naładować np. telefon, komputer, inne małe urządzenia.
– Fotowoltaika, ogólnie rzecz biorąc, to tylko jeden z elementów, który składa się na odnawialne źródła energii, czyli tzw. OZE. Jeśli chodzi o dążenie do niskoemisyjności, organy Unii Europejskiej czy ONZ wyznaczyły pewne kryteria, do których pilnie musimy dążyć. Wydaje się, że idzie to ciężko…
– Musimy zwiększyć udział OZE w polskim miksie energetycznym. W grę wchodzą różne kwestie, które regulują polskie ustawy, m.in. ta o OZE. Trzeba dotrzeć do świadomości opinii publicznej, że OZE obejmuje energię z wiatru, którą pozyskujemy z farm wiatrowych na lądzie (tzw. onshore). Pierwsze inwestycje onshore wykonaliśmy ponad dwadzieścia lat temu. W miks energetyczny wpisuje się także energia z promieniowania słonecznego, czyli fotowoltaika. Do tego doliczyć należy energię geotermalną, hydrotermalną oraz z biomasy i biogazu.
– W świadomości Polaków powoli pojawiają się również farmy wiatrowe na morzu.
– W tej materii przed nami wielkie wyzwanie – budowa morskich farm wiatrowych (tzw. offshore) na Morzu Bałtyckim w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Widać więc, że tych źródeł jest sporo. Mają nam pomóc w osiągnięciu naszego celu OZE w perspektywie do 2030 roku. Tym samym wpisujemy się w realizację Europejskiego Zielonego Ładu, czyli strategię unijną. Społeczeństwo musi mieć tego świadomość, że nasza codzienność jest oparta o zrównoważony rozwój i jego 17 celów. Aby te cele zrealizować ONZ opracowało ponad 160 zadań, które trzeba realizować globalnie, regionalnie i lokalnie. Kluczowa jest dobrej jakości edukacja dzieci i młodego pokolenia. Również uczenie się przez całe życie, po to aby żyć w zdrowiu długo i twórczo.
– Wszystko kręci się wokół racjonalnego korzystania z zasobów naturalnych, które nie są nieskończone. A energia może nagle być limitowana, choć na ten moment dla niektórych może to brzmieć niedorzecznie.
– Klimat się zmienia. Nasze wzorce konsumpcyjne muszą dostosować się do zmiany, w której centrum jest energia. Fotowoltaika świetnie sprawdza się np. w ogrzewaniu wody do mycia. Trzeba jednak pomyśleć o realizacji wielkich inwestycji, w tym morskich farm morskich wytwarzających energię dla naszych gospodarstw domowych, przemysłu i rolnictwa. Strategia UE w zakresie wykorzystania potencjału morskiej energii odnawialnej na rzecz neutralnej dla klimatu przyszłości wymaga zwiększenia produkcji energii z morskiego OZE, w tym wzrostu z 12 GW w 2020 roku do ponad 60 GW do 2030 roku. I aż 300 do 2050 roku. Mamy wiele do zrobienia. Wykorzystanie OZE w polskim miksie energetycznym w 2020 roku kształtowało się na poziomie ok. 25 proc. Farmy lądowe stanowiły ponad 10 proc. tej wartości, a fotowoltaika ok. 7 proc. Wciąż jeszcze nie mamy morskich farm wiatrowych.
– Co świat robi w poszukiwaniu bezemisyjnej energii?
– Świat inwestuje w nowe technologie, chociażby pływające farmy wiatrowe, które mogą generować energię i z wiatru i ze słońca. Liderem w offshore jest Dania, która pierwsze wiatraki na morzu stawiała już w latach 90. XX w. W rankingach na pierwszym miejscu jest Wielka Brytania. W Europie wiele państw aspiruje do offshore, choćby Litwa. Offshore rozwija się w Chinach i w USA. To rozwój niezwykle prężny i wysoko rokuje.
– Szkoda, że choć Polska ma dostęp do Bałtyku, w zasadzie dopiero budzi się w temacie energii z morza.
– My jesteśmy już w tym procesie. Pierwsze pozwolenia były wydane ponad dziesięć lat temu, ale proces został wyhamowany. Potrzebny był system wsparcia dla offshore w Polsce. Niestety zabrakło konsekwencji i pragmatycznego podejścia do tematu energii z morza. W sprawach o znaczeniu strategicznym dla państwa, należy przyjmować plany długoterminowe. Pamiętajmy, że bez energii nie będziemy się rozwijać. Dlatego bezpieczeństwo energetyczne to jeden z celów strategicznych kraju.
– Ten temat nabrał znaczenia w obliczu wojny w Ukrainie, odcięcia od surowców. O bezpieczeństwie energetycznym chyba nigdy wcześniej nie myśleliśmy poważniej.
– Dostęp do energii jest dla nas kluczowy. Bez energii nie da się funkcjonować. Bez energii nie skorzystamy z lodówki, z komputera i innych urządzeń. Dlatego tak ważny jest dialog ze społeczeństwem w Polsce na temat sytuacji energetycznej, która jest trudna. W perspektywie wciąż mamy przede wszystkim energię z paliw kopalnych. Potrzebna jest dywersyfikacja źródeł energii.
– Co zmieniłoby podejście do pozyskiwania energii?
– Proste ćwiczenie. Odpowiedzmy sobie na pytanie, jak sobie poradzimy z dostępem do energii jedynie przez kilka godzin dziennie? Albo – wyobraźmy sobie, że jest zima i przez dobę nie ma prądu w naszym domu. Co się dzieje, gdy ktoś ma piec gazowy, który jest uruchamiany na iskrę? Nie mamy nagle ciepłej wody, ogrzanego mieszkania, nie ma na czym gotować. Zwiastuny takich scenariuszy już właściwie za nami. Niedawno społeczeństwo było informowane o konieczności oszczędzania ogrzewania ze względu na realny problem z gazem i węglem. Wizja przyszłości, w której energia będzie limitowana, nie jest wykluczona. Dziś każdy z nas musi uruchomić w sobie pewien instynkt i wyobraźnię, które pokażą nam to, jakie mogą być konsekwencje decyzji, które są podejmowane. Albo są nierealizowane lub też wstrzymywane, czy które są po prostu nieracjonalne.
Czytaj też: Profesor Politechniki Opolskiej o OZE: Polska jest spóźniona o ćwierć wieku

Dr hab. Dorota Pyć – Prof. Uniwersytetu Gdańskiego. Jest kierowniczką Katedry Prawa Morskiego na Wydziale Prawa i Administracji UG, a także dyrektorką Centrum Badań nad Gospodarką Morską UG. Jej zainteresowania badawcze obejmują m.in. prawo morza, prawo morskie, prawo ochrony środowiska morskiego oraz zrównoważonego rozwoju.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.