– Po przegranym finale PlusLigi wielu już postawiło na was krzyżyk. Faworytami bukmacherów przed finałem Ligi Mistrzów nie byliście, ale wy się tym zbytnio nie przejęliście.
Aleksander Śliwka:– Zawsze jakaś drużyna musi być faworytem bukmacherów. I z tego, co pamiętam, to w żadnym z tych trzech finałów w takiej roli nas nie stawiano. Jak dobrze jednak wiemy, nie ma to znaczenia, bo zwykle w takich spotkaniach występują dwie najlepsze drużyny danych rozgrywek, więc wynik jest zawsze sprawą otwartą. Szczególnie, jeśli jest to jedno starcie. I czasami decyduje dyspozycja dnia, czasami trochę szczęścia. Niemniej, obie ekipy zasłużyły na to, aby znaleźć się w tej decydującej rozgrywce. I z pewnością, mimo porażki w walce o złoto w kraju, mieliśmy dużą wiarę w to, że jesteśmy w stanie walczyć o zwycięstwo w Europie.
– Czy możliwym jest, że paradoksalnie to „lanie” w finale PlusLigi trochę wam pomogło w kontekście Ligi Mistrzów? Bo np. zdjęło z was presję?
– Nie, myślę, że nie. Presja, nerwy i stres przed finałem Ligi Mistrzów są zawsze ogromne i na pewno nie dam sobie wmówić, że się nie stresowałem. Tym bardziej przez to, że przegrałem finał PlusLigi. Było wręcz przeciwnie. Presja na to, aby wygrać Ligę Mistrzów, była być może jeszcze większa. Dodatkowo potęgowało ją to, że przeciwnik naprawdę grał świetnie i musieliśmy wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Jeśli coś nam mogło pomóc, to fakt, że finał w kraju skończył się relatywnie szybko. W związku z tym mieliśmy aż 10 dni, aby przygotować się pod względem fizycznym, mentalnym i siatkarskim jak najlepiej do ostatniego meczu sezonu.
– No właśnie: co się działo między 10 a 20 maja? Dostaliście dwa dni wolnego, a potem?
– Przede wszystkim ciężki trening. Wiedzieliśmy, że musimy zacząć od poprawienia swojego poziomu siatkarskiego, aby nawiązać walkę z taką drużyną, jak Jastrzębski Węgiel. Zakasaliśmy rękawy, trenowaliśmy ciężko i dzięki temu w Turynie pokazaliśmy dużo lepszą siatkówkę.
– Na konferencji prasowej przed tym spotkaniem mówił pan, że nie ma żadnej formuły na wygrywanie Ligi Mistrzów, ale gdy się gra trzeci mecz takiej rangi, to już chyba wie się nieco więcej. Zatem: jak to się robi? Ciężka praca, „team spirit”? Co jeszcze?
– Jest wiele składowych, które wpływają na świetnie funkcjonującą drużynę i bardzo się cieszę, że mogłem być częścią tak wspaniałej ekipy. Ludzi z charakterem, wielkimi ambicjami, ale też z pokorą i ciężko pracującymi. Zarówno na boisku, jak i poza nim, także pod tym względem, aby utrzymać dobrą atmosferę w zespole. Myślę, że to jest klucz do tego, aby walczyć zawsze o najwyższe cele. Natomiast trzeba dodać do tego ich naprawdę wspaniałe umiejętności i to, że byli w staniete najlepsze swoje cechy pokazać właśnie w najważniejszych momentach tego meczu.
– Da się jakoś porównać te trzy złote medale Ligi Mistrzów, który smakuje najlepiej? Ten pierwszy, bo po prostu był pierwszy? Ten drugi, bo potwierdziliście, że ten poprzedni nie był przypadkiem? Czy może ten trzeci, bo weszliście nim do panteonu hegemonów europejskiej siatkówki?
– Każdy z tych wygranych finałów smakował i wciąż smakuje wyjątkowo dobrze. Każdy pozostanie w mojej czy naszej pamięci do końca życia. I ciężko to tak naprawdę porównywać. Dziś z pewnością emocje związane z tym trzecim medalem są najświeższe, najmocniejsze. Ale z biegiem czasu myślę, że będziemy doceniać każdy z tych triumfów, bo każdy z nich był wyjątkowy. I niezwykle się cieszę, że byłem i jestem częścią tak kapitalnych drużyn, które były w stanie takie sukcesy osiągać.
– Złoto Ligi Mistrzów zrekompensowało w jakiś sposób brak złota w PlusLidze?
– Oczywiście, skończyliśmy sezon z uśmiechami na twarzach, z podniesionymi głowami. Bo trzeba też zdać sobie sprawę, że każdy z nas chciał wygrać również w kraju. Ale równocześnie należy oddać rywalowi, że w tych rozgrywkach był od nas zdecydowanie lepszy. Musieliśmy to zaakceptować i spróbować się zrewanżować 20 maja. I to nam się udało. Można powiedzieć, że podzieliliśmy się tymi trofeami. To był świetny sezon zarówno dla nas, jak i dla nich. Cieszymy się, że polska liga jest tak mocna, że mamy się czym chwalić. Nie tylko na swoim rynku, ale także na arenie europejskiej.
– Patrząc przez pryzmat całego sezonu długo nie można było chyba zakładać takiego scenariusza, czyli dwóch złotych medali i srebra Zaksy. Co było momentem zwrotnym? Przyjście Bartosza Bednorza?
– W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że spekulacje innych ludzi, to, co mówią, jak nas oceniają na początku, jakie dają nam szanse, to nie jest dla nas ważne, my robimy swoje. A jeśli już, to dodatkowo nas to motywuje, że ktoś w nas wątpi. Chcemy wtedy udowodnić, iż jesteśmy wiele warci i to nie jest przypadek, że osiągaliśmy w przeszłości sukcesy. Ale rzeczywiście ta pierwsza część sezonu była dla nas trudna, ze względu na problemy zdrowotne, gorszą formę sportową, zmęczenie po sezonie reprezentacyjnym. Wiele czynników na to wpłynęło.
Natomiast przyjście Bartka Bednorza, ten okres przed Pucharem Polski, gdzie mogliśmy trochę mocniej przepracować i on świetnie się zaaklimatyzował w naszej drużynie, to z pewnością można powiedzieć, że to był moment, w którym rzeczywiście zaczęliśmy grać bardzo dobrą siatkówkę i wygrywać. Dodatkowo zwycięstwo w Pucharze Polski dodało nam skrzydeł i wiary w to, że naprawdę możemy powalczyć o każde trofeum. I tak się stało. Byliśmy w grze do samego końca, bardzo cieszymy się z tego, jak ten sezon się potoczył i cieszymy się z tego, że kończymy go jako zwycięzcy. Mimo tego, że po drodze było naprawdę wiele trudnych momentów.
– W zeszłym roku po finale mówiliście, że „fajnie, cieszycie się, ale grania jest za dużo”. Teraz było chyba jeszcze więcej. Planowane na przyszły sezon skrócenie fazy play off w PlusLidze coś wam w ogóle pomoże? Czy to tylko chwilowe przykrycie problemu?
– My swojego zdania nie zmieniamy i dalej uważamy, że grania jest bardzo dużo. Szczególnie dla zawodników, którzy występują w klubach grających w europejskich pucharach i grających na wszystkich możliwych arenach, czy to w reprezentacji, czy to w klubie. To z pewnością jest bardzo obciążające dla naszych organizmów. Poza zdobyciem trofeów, to również cieszę się bardzo, że ten sezon zakończyliśmy, przynajmniej w naszej drużynie, bez poważniejszych kontuzji. Dzięki temu jesteśmy gotowi na dalsze wyzwania. My też staramy się do naszego zawodu podchodzić jak najbardziej profesjonalnie. Dbamy o swoje ciało, aby być przygotowanymi na trudy sezonu. Natomiast chcielibyśmy, aby tego grania było troszkę mniej, bo wpłynęłoby to nie tylko na nasze zdrowie, ale również na jakość sportową widowisk.
– Odpoczynku pan za dużo nie ma. Reprezentacja wzywa. Gdzieś w międzyczasie uda się „wykroić” z sezonu reprezentacyjnego jeszcze jakieś wolne?
– Zobaczymy. Obecnie bardzo się cieszę z powołania do reprezentacji, natomiast jak dobrze wiemy, rywalizacja w niej jest ogromna i trzeba pokazać się z jak najlepszej strony, aby wystąpić w kolejnych turniejach, które nas czekają na arenie międzynarodowej. Bardzo bym sobie życzył, żeby w tych zmaganiach się zaprezentować. Wszystko jednak zależy od trenera, od tego, jak poszczególni zawodnicy będą się spisywać. Myślę, że w naszych przypadkach ciężko coś bardziej planować długofalowo, bo sport jest bardzo zmienny i wiele się może w nim wydarzyć. Teraz skupię się na odpoczynku i regeneracji. A potem z nową, pozytywną energią przyjadę na zgrupowanie kadry i będę starał się pokazać z jak najlepszej strony.
– Przed biało-czerwonymi w najbliższych miesiącach Liga Narodów, Euro 2023, kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich. Rozumiem, że najważniejszy jest ten trzeci turniej.
– Trener Nikola Grbić przeprowadził wstępne rozmowy z każdym z powołanych zawodników. starał się przedstawić swoją wizję tego, jak to będzie wyglądało, na co liczy, nie tylko indywidualnie, ale również jako zespół. Myślę, że nie zmieni się to, iż reprezentacja Polski zawsze będzie walczyła o najwyższe cele. Natomiast rzeczywiście wysuwa się tutaj jako priorytet ten turniej, który zostanie rozegrany jako ostatni, czyli kwalifikacje do igrzysk olimpijskich. Z pewnością bardzo nam zależy, zarówno trenerowi, jak i drużynie, aby już w tym roku wywalczyć sobie przepustkę do Paryża. Tak by potem spokojnie przygotować się do tej imprezy. Jeśli chodzi o Ligę Narodów i mistrzostwa Europy, to jednak absolutnie nikt tutaj nie będzie niczego odpuszczał. My wychodząc na parkiet, czy to w klubie, czy to w reprezentacji, jesteśmy bardzo ambitnymi sportowcami. I każde spotkanie chcemy wygrać. W każdym turnieju będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony.