Anna Konopka: Zdecydowana większość Polaków nie wyobraża sobie Bożego Narodzenia bez rodzinnego celebrowania, jednak już w ubiegłym roku z różnych badań wynikało, że ponad jedna czwarta z nas marzy o tym, żeby spędzić święta z dala od domu – najchętniej na zagranicznym wyjeździe lub w górach. Czy to oznacza, że zaczynamy uciekać od tradycji?
Dr Jowita Radzińska: – Trzeba na wstępie podkreślić, że to nie jest zupełna nowość. Zawsze były osoby spędzające święta alternatywnie, tylko rzeczywiście były w mniejszości. Myślę, że w pewnym sensie wydeptywały ścieżki. Osoby, które dziś mają 50-60 lat, czy 70, to osoby, które praktykowały wyjazdy na święta w PRL-u. Działo się to szczególnie wtedy, gdy ktoś nie obchodził świąt religijnie, więc miał inne zwyczaje. Często właśnie wyjazdowe.
Mimo wszystko, takie nowe trendy są coraz bardziej popularne, choć ustrój dawno mamy inny. Biura podróży prześcigają się już od Wszystkich Świętych w korzystniejszych ofertach wyjazdów świątecznych i sylwestrowych, które nierzadko stanowią mniejszy koszt niż przygotowanie tradycyjnych świąt. Rok temu topowymi destynacjami zagranicznymi rodaków były Egipt, Turcja i Wyspy Kanaryjskie. Ktoś powie – ekstrawagancja dla bogatych, egoistów i osób nierodzinnych, choć to chyba wcale nie jest tak do końca…
– Jeśli chodzi o zmianę społeczną, najtrudniej uchwycić jej przyczynę. Często nawet sami nie jesteśmy świadomi, że jesteśmy częścią tego procesu. Dlatego mówiąc o tym, gdzie szukać przyczyn chęci świętowania inaczej, wskazałabym na kilka hipotez. Przede wszystkim widzimy, jaka jest dynamika sekularyzacji w Polsce i całej Europie w ogóle. A co za tym idzie – odchodzimy od religijności. A święta w naszym kraju zawsze były wydarzeniem mocno religijnym. Teraz od niej odchodzimy, więc sposób celebrowania świąt naturalnie też się zmienia. Po drugie, pandemia była przyczyną precedensu, uniemożliwiając nam wyjazdy wielkanocne w 2020. A po trzecie, święta wpisują się w szerszą zmianę społeczną, gdzie tradycje są dyskutowane i podważane.
Sceptycy, a może raczej zwolennicy utartych i dobrze znanych układów i wzorców mówią, że świat wywraca się do góry nogami, że zarzucamy ważne tradycje i obyczaje, co nie wróży niczego dobrego…
– Formuła spędzania świąt to w zasadzie wierzchołek góry lodowej, jaką są zmiany społeczne, które dzieją się tu i teraz. Spójrzmy choćby na wybory młodych osób: kohabitację pozamałżeńską, podważanie sensu wyższego wykształcenia czy brak potrzeby posiadania dzieci. Obserwujemy i doświadczamy wiele innych zmian, a przez to wiele wyższej rangi, tradycyjnych układów społecznych upada.
Rzeczywiście, wydaje się, że spędzanie Bożego Narodzenia nieco inaczej niż bywało dotąd, nie powinno być tematem tabu i szerszej dyskusji, ale jednak zwykle ona powraca…
– Spędzanie świąt jest bardzo istotne, bo nasze obyczaje społeczne są niezwykle ważne. Mimo to, nie są już tematem tabu. Na przykład pierwsze nieochrzczone dzieci w danej rodzinie są większym tabu i wyzwaniem, niż pierwszy raz powiedzieć rodzicom, że w święta przyjedziemy na godzinę, bo mamy inne plany. Dlatego też to jak spędzamy święta jest tylko jedną z wielu zmian, która kroczy obok innych. Natomiast ciekawa jestem, co wypełni tę pustkę, bo społecznie próżnia nie jest możliwa.
Ma pani na myśli pustkę po tradycyjnych świętach, takich, jakie większość z nas zna z dzieciństwa: wigilia, rodzice, dziadkowie, wspólne kolędowanie, pasterka, kolejne dni z bliskimi i ich odwiedziny?
– Obyczaj jest ważny i nie jest do tego potrzebna religia. Dlatego zastanawiam się, czy niektóre elementy naszych tradycji przetrwają, nawet, gdy już nie będzie wiary, a pozostanie religijność rozumiana jako obchodzenie czy świętowanie pewnych uroczystości. W pewnym sensie wydaje mi się również, że może dojść do niebezpiecznej wręcz sytuacji.
W jakim przypadku?
– Myślę o sytuacji, w której święta Bożego Narodzenia byłyby traktowane po prostu jak kolejny dłuższy weekend. Istnieje ryzyko, że wtedy nasze więzi społeczne i rodzinne mogą w jakiś sposób ucierpieć. Już nie chodzi o to, że czynnikiem budującym święta ma być suto zastawiony stół czy wzorcowo pomyte okna i osoba poświęcająca się na rzecz rodziny, najczęściej kobieta. Pytanie brzmi: co będzie w zamian?
W kwestii budowania relacji i bliskości?
– Celebrowanie świąt i wspólnego czasu może się odbyć na nowych warunkach. Rolę ma tu negocjowanie i rozmawianie o tym wprost. O możliwe rozwiązania warto wprost pytać: co ty byś chciała/chciał na te święta? To może tworzyć zupełnie nową jakość celebracji i także samych relacji. Natomiast zupełne porzucenie świętowania rodzi pewne ryzyko. Tu chodzi o wspólny czas, niekoniecznie rodzinny.
Ktoś zaraz powie, że święta są czasem tylko dla rodziny. A co z tymi, którzy niestety nie czują z nią więzi albo nie potrafią jej budować?
– Tak, równie dobrze to może być czas spędzony z tzw. rodziną z wyboru, np. przyjaciółmi. Ważne jest, byśmy zadbali o naszą potrzebę bycia razem.
Nawiązując do tego, co pani powiedziała, w aspekcie religijnym i duchowym Boże Narodzenie jest poprzedzane adwentem. Ale równolegle trwają przywołane przygotowania na froncie domowym: generalne porządki, niezliczone potrawy i szereg innych czynności, które „koniecznie trzeba” wykonać, i które są nieraz mocno wyczerpujące. Dlatego też mamy dwie grupy: obrońców tej tradycji i tych coraz głośniej mówiących, że dość z tym świątecznym szaleństwem, bo czemu to ma służyć. Chyba nie da się w tym sporze przyznać komuś racji.
– Przez pryzmat osobistych historii, każdy na te zjawiska patrzy inaczej: kojarzą się albo dobrze, albo źle.
To komu dobrze?
– Część młodego pokolenia bardzo chce kultywować te przygotowania, często je modyfikując zgodnie z własnym uznaniem.
Mimo różnych odcieni debat publicznych, my Polacy kochamy Boże Narodzenie. Święto to przywołuje na myśl zdecydowanej większości, bo aż u 81 proc. ankietowanych, pozytywne uczucia według ostatnich badań serwisu Prezentmarzeń. U pozostałych 19 proc. wywołują negatywne emocje: stres i zdenerwowanie, których przyczyną są przygotowania przedświąteczne w domu i kupowanie prezentów. Komu więc święta kojarzą się źle i czy problem z nimi mają częściej panie, na które chyba jednak w większości domów spada ogrom przygotowań?
– Wiele się zmieniło, mamy coraz więcej partnerstwa, szczególnie w młodszym pokoleniu. Z drugiej strony, część osób ma nadal silną potrzebę i chęć odtwarzania tradycyjnych wzorców. Ale chciałabym zwrócić uwagę, jak zmieniła się celebracja świąt w pandemii i po niej. Po analizie prawie 300 pogłębionych wywiadów do artykułu „Pandemiczne święta” z trzech różnych projektów (ULTRAGEN, Gemtra, Solidarność w koronie), które zawierały także wątek świąteczny, wyłoniła się nowa typologia postaw wobec zmian.
Zmian, ale wymuszonych.
– Tak, pandemia pomimo, że była straszna i trudna, była ciekawym społecznie zjawiskiem. Okazało się, że święta można spędzać inaczej. Nikt nas nie pytał, czy mamy na to ochotę, czy nie. To się po prostu wydarzyło.
Dając przypadkiem trochę prawo do wyboru, mimo faktu, że byliśmy pozamykani w własnych domach i mieszkaniach?
– Nagle okazało się, że nie trzeba było pojechać do rodziny, nie trzeba było tyle piec i gotować…
To zamknięcie i izolacja, właśnie od najbliższych, dla wielu osób było ciężkim przeżyciem.
– To prawda. Dla jednych było to doświadczenie bardzo gorzkie. I natychmiast, jak tylko było to możliwe, chcieli wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Z kolei dla innych to była wielka ulga. Słowem, spadł na nas miks uczuć, ale w kontekście tematu naszej rozmowy trzeba zauważyć, że to był też moment, gdy wybór się poszerzył. Pandemia była rodzajem precedensu, że święta można spędzić zupełnie inaczej.
To faktycznie zapoczątkowało proces pewnych zmian. Na ile one będą się pogłębiać?
– Nie mówimy o lawinie zmian, te procesy społeczne tak szybko nie postępują. Wydaje mi się, że kulturowo będziemy musieli wypracować coś innego. To nie będzie tak, że my nagle porzucimy święta. Ludzie po prostu uczą się celebrować je trochę inaczej. Powstały nawet powiedzonka, które świadczyły o pewnych frustracji, m.in. „Święta, święta, i po świętach”. Wiele osób jest znudzonych tym, jak ten czas zwyczajowo przebiega, czyli głównie przy świątecznym stole. Stąd poszukiwanie alternatyw, wprowadzanie modyfikacji.
W czym te modyfikacje widać najmocniej?
– Co roku mnie zaskakuje, jak dużo osób widać w święta na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, na Starówce, czy na spacerach w lesie. Oni szukają małych odmian, ale myślę, że ta paleta nowych zachowań społecznych będzie się poszerzać. To już się dzieje.
Wydaje się, że to subtelne zmiany chętnie wprowadzają przedstawiciele młodszych pokoleń.
– To zlepek różnych wydarzeń i sytuacji. Przykładem mogą być choćby dorastające dzieci. One zaczynają mieć samodzielność i swoje plany. Młoda para zaczyna spędzać święta ze sobą, albo też u drugich rodziców. Nagle powstaje przestrzeń na wymianę zwyczajów i wzorców. Młode osoby wyjeżdżają chętnie za granicę, obserwują. Duży wpływ na kształtowanie naszych postaw ma też pop kultura, a nawet seriale. To cały szereg aspektów. Z inicjatywą zmiany wychodzą faktycznie często młode osoby widząc np. zmęczenie tych osób, które dotąd same odpowiadały za przygotowanie świąt. Dlatego bardzo popularne w rodzinach jest już to, że na święta każdy coś szykuje i przychodzi z jakąś potrawą.
Co prawda, to rzadkie sytuacje, ale jednak zdarza się, że ci, którzy przez lata szykowali wielką ucztę, zapraszając szereg osób, nagle ogłaszają zagraniczny wyjazd, czy mówią wprost, że w tym czasie chcą odpocząć, chcą być sami… Na co reszta jest w szoku.
– To ciekawe sytuacje i specyficzne doświadczenie. Bo kiedy wszystko dzieje się tak rewolucyjnie i niespodziewanie, to może zadziałać pobudzająco na resztę rodziny, a wręcz ocucić ją. Nagle pojawią się pytania typu: czego ten człowiek tak bardzo nie lubił w tych spotkaniach, że teraz je neguje w całości? I każde takie zdarzenie to cegiełka do zmiany.
Co jeszcze sprzyja tym zmianom społecznym w kwestii celebracji świąt?
– Więcej nam wolno, lżejsze są też sankcje społeczne – to znaczy zrozumienie ze strony naszych bliskich. Nie ma już tak dotkliwej kary za to, że nie spędzamy świąt w tradycyjny sposób. Albo z drugiej strony, jeśli czujemy się na tyle często „karani” przez rodzinę – np. nieakceptacją naszego partnera, pracy, wyborów towarzyskich itp. – to już nie boli nas fakt, że skrytykują jeszcze i to, jak chcemy spędzić święta.
A co z tymi, którzy całkowicie nie obchodzą świąt. Ktoś zaraz powie, że coś z nimi jest nie tak, że to nienormalne…
– Są osoby, które ten czas zupełnie negują. Powody są różne. Znam osoby, które wykorzystują go na pracę. Nagle mają święty spokój, bo inni zajmują się swoimi sprawami.
I choć mają ten swój święty spokój i mogą zająć się swoimi sprawami, nie zapędzają się w jakąś pułapkę samotności? Wracam tu do pierwszej części naszej rozmowy, w której mówiła pani o czymś w zamian.
– Ależ nie oceniajmy ich! Oni mają coś w zamian, choćby ten spokój na twórczą pracę, relaks, odpoczynek. I może spędzają święta z najbliższą osobą, która w pełni realizuje ich potrzebę bycia razem.
Dr Jowita Radzińska – badaczka i stypendystka Narodowego Centrum Nauki. Zajmuje się tematyką związaną z solidarnością, współpracą, siostrzeństwem, socjologią moralności i tranzycjami w dorosłość w czasach niepewności. Bada także aspiracje, wartości i marzenia młodych Polaków. W ostatnim czasie analizowała reakcje Polaków na wojnę w Ukrainie, obszar pomocy uchodźcom i szerzącą się dezinformację towarzyszącą tej sytuacji. Interesują ją także dylematy etyczne życia publicznego oraz dobrostan w kontekście pracy zawodowej. Otrzymała stypendium NCN w projekcie ULTRAGEN. Współtworzy Fundację Gerlsy. Prowadzi badania jakościowe w obszarach biznesu i życia społeczno-politycznego.
Czytaj też: O przeszczepach narządów mówi się za mało, a dać coś z siebie po śmierci jest po chrześcijańsku
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania