To, co jedzą zwierzęta, przechodzi do ludzi
– Zboże paszowe jest domeną inspekcji weterynaryjnej, więc na bieżąco otrzymujemy informacje z trzech jednostek na granicy z Ukrainą, w Dorohusku, Terespolu i Korczowie. Dostajemy informacje drogą elektroniczną, co do którego powiatu trafia. I sprawdzają, czy trafiło, a jeśli coś zostało ukryte, powiadamiają organy ścigania – mówi Wacław Bortnik, Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Opolu.
Wielu konsumentów uważa, że mniej ważne jest, czym karmione są świnie, bydło i drób. Byle ludzie nie jedli nieprzebadanego zboża. Nic bardziej mylnego.
– Zasada jest prosta, czym zwierzę jest karmione, tym jest nasiąknięte. I taką przedstawia wartość spożywczą. Więc zboże dla zwierząt nie może być skażone solami metali ciężkich, czy toksynami grzybów – wyjaśnia Wacław Bortnik.
Jak podkreśla wojewódzki lekarz weterynarii, metale ciężkie i toksyny grzybów są wybitnie rakotwórcze dla ludzi konsumujących takie mięso.
– Dlatego zboże paszowe musi być tej samej klasy, co zboże konsumpcyjne. Od wejścia Polski do Unii Europejskiej nie można karmić zwierząt hodowlanych byle czym. Jest monitoring pasz. Dobre laboratorium mamy w naszej inspekcji weterynaryjnej w Opolu, a zawartość grzybów badamy w Państwowym Instytucie w Puławach – podkreśla Wacław Bortnik.
Zboże „techniczne” z Ukrainy. „Nie ma czegoś takiego”
Przeprowadzane kontrole to pokłosie afery z niekontrolowanym napływem ukraińskiego zboża. Teoretycznie miało przez Polskę tylko przejeżdżać w drodze do Afryki i na Bliski Wschód. Szacuje się, że przez ostatnie 1,5 roku trafiło do nas około pięć milionów ton pszenicy i kukurydzy. Do Polski trafia jako tzw. „zboże techniczne”.
– Nie ma czegoś takiego, jak zboże „techniczne” – podkreśla Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu. – Jest konsumpcyjne, paszowe i siewne. A oni na własny użytek stworzyli takie pod nazwą „techniczne”, żeby nie badać go pod kątem przydatności do spożycia przez ludzi i zwierzęta.
„Oni”, czyli duże firmy z branży spożywczo-zbożowej, w tym powiązane z PiS. O połowę tańsze od naszego ukraińskie ziarno po przekroczeniu granicy przestało już być „techniczne”. Trafia jako normalne do wytwórni pasz i młynów.
Handel tym zbożem przyniósł firmom wielkie zyski. Natomiast polskich rolników doprowadził na skraj bankructwa, ten lawinowy import drastycznie obniżył ceny ziarna na polskim rynku.
Zgodnie z przepisami, każdy produkt spożywczy przekraczający granicę UE musi przejść badania pod kątem spełniania surowych unijnych norm. Tymczasem Ukrainy nie obowiązują te normy. Tamtejsi rolnicy korzystają z nawozów i środków ochrony roślin już dano zakazanych w Unii. Przez to ziarno produkowane na wschodzie może zawierać groźne dla życia i zdrowia zanieczyszczenia chemiczne i biologiczne.
Zboże „techniczne” z Ukrainy może się nadawać jedynie do spalenia lub do produkcji biopaliw. Ten, kto sprzedaje je na paszę lub do młynów, popełnia przestępstwo.
Przypomnijmy, że rolnicy od lata 2022 roku alarmowali, że zalewa nas ziarno, które nie powinno do Polski trafić. „O!polska” już jesienią pisała, że ukraińskie zboże dotarło także na Opolszczyznę. Z naszych informacji wynika, że przeładunek wagonów do silosów odbywał się w kilku miejscach na południu naszego województwa.