Karuzela przedstawicieli PFR w radzie WiK Opole
W Polsce nie ma chyba bardziej gorącego krzesła niż to, które w radzie nadzorczej spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu należy do rządowego Polskiego Funduszu Rozwoju. We wtorek wieczorem okazało się, że nie wysiedział w nim kolejny człowiek. Zrezygnował kilkanaście godzin przed posiedzeniem, w którego programie znalazł się punkt dotyczący pozbawienia Ireneusza Jakiego funkcji prezesa. Coś takiego nie zdarzyło się pierwszy raz.
Przeciwnie, trudno nie dostrzec tu pewnej prawidłowości. Wygląda ona następująco:
- rada nadzorcza ma głosować nad odwołaniem Ireneusza Jakiego;
- krótko przed jej posiedzeniem przedstawiciel PFR rezygnuje;
- fundusz wyznacza nowego człowieka;
- ten głosuje przeciw, tłumacząc, że trudno mu się zachować inaczej, jeśli nie zna sytuacji w spółce;
- po jakimś czasie temat odwołania prezesa powraca;
- reprezentant funduszu rezygnuje z zasiadania w radzie nadzorczej.
I koło się zamyka.
Warto przypomnieć, że PFR ma w radzie „złoty głos”. Był to jeden z warunków objęcia 25 proc. udziałów w WiK w zamian za 100 mln zł dla Opola. „Złoty głos” powoduje, że przedstawiciel funduszu może wetować usuwanie ludzi z zarządu spółki. I do tej pory jak dochodziło do głosowania w sprawie odwołania Ireneusza Jakiego, żaden z nich nie wahał się z tego prawa skorzystać.
Fundusz nie broni swoich interesów
PFR wskazał do rady nowego człowieka. Szóstego na przestrzeni nieco ponad pół roku. To rotacja niespotykana. I nie sprzyja stabilizacji sytuacji w WiK. Gdy tylko pracownicy się o tym dowiedzieli, dostałem szereg sygnałów, że stracili ostatnie złudzenia co do funduszu.
Mieli je jeszcze, bo poprzedni jego przedstawiciel miał ponad miesiąc na zapoznanie się z dokumentami dotyczącymi spółki. W tym z raportem Państwowej Inspekcji Pracy, który nie stawia Ireneusza Jakiego w dobrym świetle. Deklarował, że zrobi to jak najszybciej. Teraz widzą, że to była gra na zwłokę. I deklarują, że zapowiadane już jakiś czas temu wypowiedzenia wkrótce staną się faktem.
Ta sytuacja pokazuje priorytety funduszu, który w pierwszej kolejności powinien dbać o swoje aktywa. A więc i o spółkę, która rokrocznie spłacając zobowiązania, zapewnić ma mu stały dopływ sporej gotówki. Tymczasem bardziej istotna okazuje się polityka i wpływy syna prezesa WiK. Interes spółki oraz około 300 jej pracowników, a tym samym i całego funduszu, okazuje się czymś drugorzędnym.
To ważna lekcja. Nie tylko dla miasta, ale i dla potencjalnych partnerów PFR.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.