To poseł Janusz Kowalski i wiceminister rolnictwa w rządzie PiS rozbudził przekonanie, że można jednemu odebrać, by drugiemu dać ziemię, poprzez likwidację dobrze prosperujących spółek, tak polskich, jak i z udziałem kapitału zagranicznego. Wszystko pod hasłem „Polska ziemia dla polskich rolników”.
Tymczasem Top Farms zaczynał w okresie, kiedy nikt w powiecie głubczyckim nie chciał ziemi nawet „za złotówkę”. Spółka, oprócz wyspecjalizowanej produkcji rolnej (uprawa buraków, soi, ziemniaków na chipsy, wyspecjalizowana hodowla krów mlecznych) prowadziła za darmo różne szkolenia dla rolników, m.in. z produkcji soi.
– To, co przekazaliśmy w 2023 roku, stanowi ponad 53 procent wszystkich gruntów, które dzierżawiliśmy z Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) – mówi Krzysztof Tkacz, członek zarządu spółki Top Farms Głubczyce.
– Te grunty podzielono na trzy pule: pierwszą, marcowa, około 560 ha, drugą po siedmiu miesiącach, 1900 ha, i 2900 hektarów wydanych na przełomie roku. Te ostatnie zostały przekazane przez KOWR do państwowego Kombinatu Rolniczego Kietrz, na krótkookresową dzierżawę – wylicza.
560 ha z pierwszej puli i 1900 ha z drugiej, a znaczna część tych gruntów w tym roku leży ugorem. Bo urzędowe procedury jeszcze trwają, ale przede wszystkim protesty rolników sprawiły, że nie obsiano tej ziemi.
– Dzisiaj w naszym władaniu nadal jest ponad 4700 hektarów. Mamy przedłużenie okresu wydania tych gruntów do końca listopada 2025 roku, to wynik zmiany rządowego rozporządzenia – dodaje Krzysztof Tkacz.
Co będzie za 1,5 roku, nie wiadomo.
Top Farms zachował też wcześniejszy stan zatrudnienia, około 250 osób.
– Obecna ilość gruntu pozwala nam prowadzić główne obszary działalności – tłumaczy Krzysztof Tkacz.
Jedyne, z czego spółka zrezygnowała, to kupowanie usług na naszym rynku, m.in. kombajnowania.
Nowe PGR w województwie opolskim. Skąd ten pomysł?
Top Farms nie jest wyjątkiem, bo podobnych spółek rolniczych w Polsce, które postanowiono „polonizować”, jest ponad 30. Na bazie odbieranych im gruntów KOWR będzie tworzył Ośrodki Produkcji Rolniczej (OPR), które już się dorobiły określenia „nowe PGR”. KOWR jako właściciel OPR, będzie je dzierżawił w przetargach osobom fizycznym lub prawnym. Do takich przetargów mogą więc stawać rolnicy, grupy rolników i spółki. W tym ostatnim przypadku do takich przetargów może więc stanąć także… Top Farms i zamierza to zrobić.
OPR będą miały nie mniej niż 50 ha i mają się koncentrować na jakimś wyspecjalizowanym modelu produkcji. Nikt nie zagwarantuje jednak, że będą równie dobrze prosperowały, jak te jeszcze istniejące i likwidowane.
Część ziemi odebranej spółkom trafi też do rolników indywidualnych, drogą przetargów ograniczonych lub nieograniczonych.
Odbieranie ziemi, żeby tworzyć OPR, o których wielu mówi „nowe PGR”.
– Nie ma obecnie strategii dla rolnictwa, a każdy rząd, który się pojawia, widzi to inaczej i zmienia wszystko od początku – mówi Krzysztof Tkacz. – Powiedział to zresztą obecny wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak.
Nowe PGR i „wrzutka” Marka Sawickiego
Tkacz dostrzega też, że wieś się starzeje, a za chwilę nie będzie miał kto produkować żywności.
– Średnia wieku tych, którzy prowadzą gospodarstwa, jest wysoka, a to jest jeden z ważniejszych problemów – tłumaczy. – W tym aspekcie nie mamy wyjścia, patrząc na celowość OPR.
A dlaczego spółki muszą oddawać dzierżawioną ziemię? To efekt wdrożenia w życie „30 Sawickiego”. Trzynaście lat temu Marek Sawicki, ówczesny minister rolnictwa w rządzie PO-PSL, zrobił „wrzutkę” na ostatnim przed wyborami nocnym posiedzeniu Sejmu. Posłowie przegłosowali jego pomysł o wprowadzeniu obowiązku zrzekania się przez spółki 30 proc. dzierżawionych przez nie gruntów, które miała trafić do rolników indywidualnych i złagodzić „głód ziemi”. Według tej ustawy, spółka, która nie wywiąże się tego obowiązku, straci szansę na przedłużenie dzierżawy i musi oddać całą ziemię.
Cel był jasny, żeby przed wyborami przypodobać się wsi. Ale paradoksalnie, to nie koalicja PO-PSL, ale rząd PiS najskrzętniej to wykorzystał.
Wieś się musi zmienić
Te „30” ministra Sawickiego spowodowały obecnie lawinę zmian w Polsce, nie zawsze sensownych ekonomicznie i z punktu widzenia interesów kraju.
– Na tamte czasy może to był dobry pomysł, a dzisiaj widzimy to inaczej. Bo są zmiany na rynkach rolnych, do tego wojna na Ukrainie – mówi dyplomatycznie Marcin Oszańca, prezes PSL na Opolszczyźnie.
– Tutaj trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie, czy to będą OPR, czy na bazie Top Farms powstanie spółka skarbu państwa. Głód ziemi wśród rolników indywidualnych istnieje. Ale te ponad 5 tysięcy, które już oddał Top Farms, jest wystarczające na terenie głubczyckim – uważa.
Marcin Oszańca mówi jednoznacznie, że w Top Farms trzeba utrzymać hodowlę zwierzęcą. – A także miejsca pracy – dodaje.
Jak dodaje lider opolskiego PSL, problemem opolskiego rolnictwa jest to, że jest nastawione na produkcję podstawową, czyli ziarna zbóż. Co odbiło się czkawką z chwilą uwolnienia importu zbóż z Ukrainy.
– Musimy pójść w przetwórstwo, a tym najprostszym jest hodowla zwierząt, które zjedzą to, co rośnie na polu – tłumaczy. – A jeszcze dostajemy mleko, które zostanie zamienione w masło, sery, jogurty i inną galanterię. Z przetworzonym produktem jesteśmy w stanie konkurować. Jakoś mleczarze nie narzekają, że są otwarte granice z Ukrainą, bo na dziewięć serów, które są w obrocie gospodarczym, osiem trafia na Ukrainę. Więc do opolskich rolników powoli dociera, że musimy pójść w przetwórstwo.
W Polsce spadło pogłowie trzody, bo w minionych latach bardziej opłacało się zboże.
– Teraz mamy najmniejsze pogłowie świń od czasu zakończenia II wojny światowej. Za to za dużo mamy zboża, z którym jest problem, gdzie je przechować, jak transportować. Kostki masła łatwiej przewieźć, niż tonę pszenicy – zaznacza Marcin Oszańca.
Nadal głodni gruntu
Ryszard Grüner, dyrektor oddziału KOWR w Opolu tłumaczy, że w związku z brakami kadrowymi nie są w stanie przygotować tak szybko ziemi do rozdysponowania, jak chcieliby tego oczekujący na to rolnicy.
– W całym województwie opolskim oprócz Top Farms mamy jeszcze kilkanaście innych podmiotów, które powinny nam przekazać grunty w związku z tymi „trzydziestkami”. Stąd musimy to rozkładać w czasie – wyjaśnia Grüner.
Rolnicy mają też pretensje o to, że KOWR przedłużył Top Farms dzierżawę na pozostałych 4700 ha do grudnia 2025 roku.
– Lepiej, żeby spółka to użytkowała, państwo na tym skorzysta, bo Top Farms zapłaci KOWR podatki, niż aby ziemia miałaby leżeć ugorem i zarastać. Fizycznie nie jesteśmy w stanie zgodnie z przepisami tylu hektarów naraz wydzierżawić – ripostuje dyrektor opolskiego KOWR.
Niemniej, na Opolszczyźnie już połowa gruntów przewidziana dla rolników indywidualnych została im wydana zgodnie z planem.
– Grunt z KOWR zasilił gospodarstwa rolników indywidualnych do 300 hektarów, bo zgodnie z ustawą o ustroju rolnym, tych większych nie możemy wspierać – dodaje Grüner.
Rolnicy pieklą się jednak nadal.
– Decyzja zostanie wypracowana wspólnie z organizacjami rolniczymi. Jeżeli to środowisko rolnicze będzie się nadal bardzo mocno upierać przy swoim, to zwrócę się do ministra rolnictwa, żeby rozstrzygnął ten problem – podkreśla koncyliacyjnie dyrektor opolskiego KOWR.
W przypadku Top Farms problem jest taki, że jak spółka odda resztę ziemi, nie będzie mogła prowadzić hodowli, która jest na wysokim europejskim poziomie. A rolnicy nie są hodowlą zainteresowani. Podobnie jak obiektami typu magazyny czy obory. Chcą tylko gołej ziemi.
Czytaj także: Rejestracja kur albo wysoka kara? Resort rolnictwa nie zostawia wątpliwości
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.