Anna Konopka: – Wiele słyszymy dziś o tym, że jeszcze pokolenie temu dzieci i młodzież były inne. Inne, tzn. bardziej zdyscyplinowane przez rodziców, doceniające wartość pracy, mniej rozpieszczone i roszczeniowe. A o wizytach u psychologa czy terapeuty mało kto słyszał, bo to tylko dziś jest taka „fanaberia”. Czy to tylko kwestia narzekania w stylu „Bo za moich czasów to…”, czy też współczesny model wychowania i jego skutki faktycznie trzeba ocenić raczej na minus?
Aneta Trojanowska: – Nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Mimo to, jeśli spojrzeć na ostatnie kilkanaście lat przemian, jakie zachodzą w społeczeństwie, trzeba moim zdaniem zaliczyć na plus zwiększenie naszej samoświadomości. Coraz lepiej rozumiemy nasze uczucia i potrzeby. Zarówno młodzi, jak i ich rodzice dziś lepiej niż kiedyś rozumieją, jak ważna jest uważność na emocje i odczucia, tego, gdzie leżą nasze granice. Na przestrzeni ostatnich kilku lat ten trend widać bardzo mocno.
– To chyba dobra wiadomość. To znaczy, że jednak coś się poprawiło, a nie zepsuło?
– Gdy zaczynałam pracę w obszarze psychologii i psychoterapii, to był czas pandemii. Charakterystyczne było ujawnienie tego, z jak dużymi trudnościami borykają się całe rodziny. Mówię „rodziny”, dlatego, że objawy, które prezentuje dziecko czy nastolatek, to wierzchołek góry lodowej. Dzieci są lustrem rodziców, w którym odbijają się również problemy dorosłych.
– Brzmi to tak, jakby wcześniej te trudności istniały, ale były „zamiatane pod dywan” lub ignorowane.
– Trudno powiedzieć wyraźnie o jednym czynniku. Czasy są takie, że wszyscy gdzieś pędzimy, a to powoduje, że może nam coś umknąć. Czasem boimy się zobaczyć, jak jest. Prawda bywa bolesna. Spójrzmy chociaż na kampanie społeczne.
– A może chodzi jeszcze o to, że w wielu polskich domach panował – i wciąż panuje – tzw. zimny chów. Miłość do dziecka tożsama jest tu z zapewnieniem wyżywienia, edukacji, kupna mieszkania… Przy tym uczucia są przy okazji, albo się o nich nie rozmawia…
– To tzw. stara pedagogika. Ten „zimny chów” polegał na zapewnieniu podstawowych potrzeb. A to z kolei wynika z tego, jakim Polacy są społeczeństwem. Jesteśmy narodem naznaczonym przez różne wiry historii, traumy wojenne. Poniekąd z tym związany był taki model wychowania – zapewnienie podstaw w obliczu innych zagrożeń. Trudno upatrywać w tym winy. Ten przekaz szedł za nami wielopokoleniowo. Stopniowo zaczęliśmy zwracać uwagę na całą warstwę naszych uczuć, potrzebę samorealizacji i bezpieczeństwa – nie tylko wyrażanego w ciepłym ubiorze i dobrym obiedzie na stole.
– Pojęcie bezpieczeństwa emocjonalnego wciąż chyba nie dociera do wszystkich tak, jak powinno. Jak więc w tym kontekście zmieniają się postawy dzisiejszych rodziców?
– Rozmowa i poświęcenie naszej pełnej uwagi to najlepszy prezent dla dziecka. Chodzi nie o ilość, ale jakość tego czasu, która przekłada się na stworzenie bezpiecznej i dobrej więzi.
– Jakie miałaby pani wskazówki dla matek i ojców?
– Spójrzmy na dziecko jak na odrębną jednostkę, po prostu człowieka. Zrozumiemy wtedy, że ono ma swoje potrzeby, przekonania i wartości. Zrozumiemy też, że czegoś może nie chcieć, na coś się nie zgadzać i ma prawo powiedzieć „nie” i zdecydować – oczywiście, adekwatnie do poziomu jego wieku. I tu granice są również ważne. To takie ramy, które nas wspierają i chronią, dają poczucie bezpieczeństwa.
– Niektórzy rodzice dość opatrznie rozumieją „bezstresowe wychowanie”, pozwalając dzieciom na wszystko, broniąc każdej ich decyzji…
– Dlatego wyznaczanie granic nazywam mądrą miłością: „Ja cię kocham, dlatego na pewne rzeczy nie mogę ci pozwolić”. Jest różnica między wolnością a swawolnością. Rodzice powinni więc pełnić rolę przewodników, którzy też pozwalają upaść i popełnić błąd. Kluczowe jest to, że takiej pracy wychowawczej nie można zacząć, gdy nasze dziecko np. dojrzewa. Gdy przez szesnaście lat nie rozmawialiśmy o zasadach i regułach, nie można się spodziewać, że komunikat typu „Od dziś będzie tak i tak…” przyniesie oczekiwany efekt. Dlatego pracujmy na to od początku. Moim zdaniem, ogromnym problemem jest zaniżone poczucie wartości u współczesnych dzieci i młodzieży.
– Ta teza zupełnie przeczy powielanemu czy też stereotypowemu obrazowi współczesnego pokolenia X, czyli młodych urodzonych po 1995 roku. Zgodnie z nim mają być oni roszczeniowi, przebojowi, przesadnie wymagający w stosunku do pracodawców itd. A pani mówi, że oni mają problem z poczuciem wartości…
– Na pierwszy rzut oka faktycznie tak się kreują: na indywidualistów prących do przodu, ekspresyjnych, sprawiających wrażenie świadomych swoich potrzeb, nieugiętych z wymaganiami nieraz nieadekwatnymi… To jednak trochę taki płaszcz. Odbieramy go jako niemalże zuchwalstwo.
– To jak jest w rzeczywistości?
Dzieci, młodzież i młodzi dorośli często po prostu się nie lubią. Mają negatywne schematy o sobie, są bardzo krytyczni i surowi dla siebie. Właściwie nie znają swoich zasobów, nie wiedzą, w czym są dobrzy. Za to świetnie potrafią powiedzieć, czego nie potrafią zrobić. Myślę tu więc o pozorności, jaką mogą nieść ze sobą np. młodzi dorośli. Ona przejawia się wspomnianą roszczeniowością. I koło się zamyka.
– Dużo mówi pani o bezpieczeństwie emocjonalnym i tym, jak nad nim pracować. Jakie największe problemy ma współczesne pokolenie dzieci i młodych dorosłych?
– Oni są bardzo samotni. A przede wszystkim zlęknieni na tle społecznym, boją się relacji z drugim człowiekiem – obawiają się, co inni o nich pomyślą, powiedzą, jak ich ocenią. To nawiązanie do tego, że młodzi dziś są wychowywani tak, by byli indywidualistami. Dlatego wciąż się porównują bazując na tym, co kreuje świat mediów. A oni nie są w stanie dorównać tym kreowanym wzorcom. To w pewnym momencie ryzykowne, bo odbiegające od realności, świata tu i teraz. Wtedy uciekają – z różnych powodów – na drugą stronę lustra.
– Z jakimi sprawami zgłaszają się dziś młodzi do pani gabinetu?
– To właśnie poczucie zagubienia, izolacji i pogubienie w oczekiwaniach, które nakłada im świat rówieśników, ale i dorosłych – rodziców i nauczycieli. To rodzi chaos. Pamiętajmy, że oni mają prawo nie wiedzieć. Natomiast oczekuje się od nich, żeby w wieku jakichś 18 lat wiedzieli już wszystko. A to jest taki moment, gdy się poszukuje własnej tożsamości i ma się pełne prawo jeszcze czegoś nie wiedzieć. Młodych dobija presja oczekiwań.
– Gdy pani prowadzi taką terapię, co panią najbardziej uderza? Przeciętny nastolatek, który dotrze na fotel psychologa mówi, że nie radzi sobie, bo…
– Czuje duży lęk, trudno mu w relacjach, nie potrafi funkcjonować w grupie, towarzyszy mu smutek i przygnębienie, nie rozumie, dlaczego płacze. Czasem jest tak, że nie chce mu się żyć i przychodzą myśli rezygnacyjne, samobójcze, czy samookaleczenia.
– Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Dzieci i młodzież cierpią dziś na chroniczne depresje, a pandemia spotęgowała ten dramatyczny trend.
– W Polsce 25 tys. dzieci leczyło się na depresję w 2021 roku, co pokazują wyniki badań NFZ. Prawie jedna trzecia nastolatków cierpi na objawy depresji. Często rodzice są zszokowani, że ich dziecko się okaleczyło lub niedowierzają w informacje, które ktoś im przekazał, np. takie, że ich dziecko ma myśli samobójcze. Kluczowe jest to, by słuchać naszych dzieci. Młodzi chcą mówić i to bardzo, ale często nie mają do kogo. Po drugiej stronie musi być ktoś, kto zechce wysłuchać swojego dziecka.
– Niektórzy pytają, ale urywkowo.
– Ale nie chodzi o uwagę wyrażoną pytaniem typu „Jak było dziś w szkole? Co dostałeś ze sprawdzianu?”, rzuconym pomiędzy gotowaniem obiadu i nastawianiem prania. Na takie pytane dostajemy zwykle odpowiedź „OK”. Zapytajmy więc: „Jak jest dziś u ciebie, jak w relacjach, emocjach?”. Mam takie poczucie, że młodzi chcą rozmawiać, ale nie są pewni, jak ta druga osoba zareaguje: czy nie umniejszy, czy nie zbagatelizuje, czy nie powie: „Przestań, nie przesadzaj, co ty mówisz…”. Oni mają prawo się bać, ponieważ jeśli iluś dorosłych w ich życiu zareagowało tak, że spotkała ich konsekwencja czy wyśmianie, to trudno jest im zaufać. Bardzo łatwo jest zawieść to zaufanie nastolatka. Ono jest niezwykle kruche i bardzo trudne do odbudowania. I tu wciąż mówimy o bezpieczeństwie…
– Co jeszcze jest alarmującego w postawach młodych?
– Z tych rozmów często wynika, że oni nawet nie wiedzą, co lubią robić, co sprawia, że chce im się rano wstawać, co im sprawia radość i przyjemność. Ponieważ tak bardzo są skupieni na spełnianiu oczekiwań świata zewnętrznego. Ciężko im mieć spójną narrację o sobie. Okazuje się, że odpowiedzi na te pytania są dla nich bardzo trudne.
– Jak pomóc w rozwiązaniu takich problemów?
– To nie są problemy tylko dzieci i młodzieży. Pracując z dorosłymi – bo oni też przychodzą, wspierając proces terapii, by dołączyć do swojego dziecka – również trzeba pójść wstecz, czasem o t 20-30 lat. Pokazuje się wtedy, że to, jak wyglądało dzieciństwo rodzica, ma wpływ na tu i teraz. Czasem ta przestrzeń pojawia się dopiero w dorosłości.
– Chyba znacząco zmieniło się myślenie o roli terapii, nieważne już w jakim wieku się na nią decydujemy. Mimo to wśród dorosłych może jeszcze wciąż funkcjonuje przekonanie, że psycholog jest dla ludzi słabych i to coś, czego się wstydzimy i nie mówimy o tym w tzw. towarzystwie.
– Na przestrzeni czasu zmieniło się to postrzeganie – jeśli chodzi o wizyty zarówno u psychologa, terapeuty, jak i psychiatry. Trochę odczarowujemy to zdemonizowane chodzenie do tego typu specjalistów. To już nie jest takim tabu, ale nie znaczy, że nie ma takiego myślenia, że do psychiatry idą osoby, które wyraźnie mają jakąś trudność. Czasem słyszymy tu niechlubne słowo „wariaci”. To stygmat, który potrzebujemy znieść. Warto pamiętać, że do terapeuty idzie się nie tylko z traumą i kryzysem. Idzie się również po to, by nad czymś popracować, przyjrzeć się sobie, postawić na swój rozwój.
– A jak podchodzą do tego młodzi, terapia to dla nich kara i wykluczenie?
– Pracując w poradni z dziećmi i młodzieżą widzę, że ta potrzeba jest ogromna. Wiele osób wymaga pomocy. Nastolatkowie przychodzą często ze świadomą decyzją. Przychodzą i proszą o pomoc i to jest niezwykle budujące, ponieważ by dotrzeć do gabinetu, potrzebna jest jakaś odwaga. Poproszenie o wsparcie to pierwszy krok do zmian. Rodzice dziś częściej to zauważają. Potrzebujemy usłyszeć nasze dzieci.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.