Trwa konflikt w Miejskim Zakładzie Energetyki Cieplnej (MZEC) w Kędzierzynie-Koźlu. Jak twierdzą, założyli związek, bo w firmie źle się działo.
– A przecież to nie jakiś „prywaciarz krwiopijca”. To poważna spółka miejska, której właścicielem jest gmina – podkreślają związkowcy. – A jednak…
Konflikt w MZEC w Kędzierzynie-Koźlu. O co poszło?
30 sierpnia 2023 roku Związkowa Alternatywa weszła w spór zbiorowy z pracodawcą. Chodziło głównie o bezpieczeństwo ludzi pracujących w terenie, a także o płace.
– Pokazaliśmy, co jest niezgodne z przepisami – tłumaczy Barbara Konobrodzka. – Skierowaliśmy konkretne postulaty do zarządu. Pokazaliśmy, że brakuje odpowiednich instrukcji BHP, związanych z różnymi zagrożeniami, z którymi mogą się zderzyć nasi pracownicy.
Największą uwagę poświęcili awarii węzła cieplnego.
– Monter idzie sam sprawdzić awarię, a musi otworzyć węzeł, więc może poparzyć się gorącym powietrzem. A nawet gorącą wodą. Nam chodzi o to, żeby na taką awarię, gdzie hipotetycznie nawet mógłby nastąpić wybuch, chodziło dwóch pracowników – opisuje przewodnicząca.
Jak mówią związkowcy, nawet w sezonie grzewczym, kiedy są dyżury całodobowe, nocą pełni je tylko jedna osoba.
– Na nocce zostaje jeden człowiek w całej firmie. A monitoruje sieć, jedzie, gdy zdarzy się awaria – tłumaczy szefowa Związkowej Alternatywy w MZEC. – Gdyby miał tej nocy wypadek, to nikt niczego się nie dowie. Powinna więc obowiązywać procedura. Na przykład osoba dyżurująca dzwoni do kierownika, ten jedzie po następnego pracownika i zajmują się awarią.
To propozycje, o których można dyskutować, szukać jakiegoś rozwiązania. Problem tylko w tym, że do rozmowy potrzeba partnera. A jak twierdzą związkowcy, dla kierownictwa spółki miejskiej są jak powietrze. Jakby w ogóle nie istnieli albo działali nielegalnie.
– Domagano się od nas ujawnienia listy członków. A przecież ludzie zapisując się do nas zaufali nam – podkreśla przewodnicząca Związkowej Alternatywy.
– Ujawniliśmy wyłącznie członków zarządu. Nie zdradzimy, kto jest w związku, bo to się wiąże z konsekwencjami. Mamy już złe doświadczenia. Tak się jakoś przypadkowo złożyło, że akurat nie przedłużono umowy z dwiema kobietami, których nazwiska wyszły wcześniej na jaw jako członkiń naszego związku – mówi.
Stanęli po niewłaściwej stronie?
4 września 2023 roku, miesiąc po wejściu w spór zbiorowy z pracodawcą, wiceprzewodniczący związku Rafał Ślusarczyk dostał dyscyplinarne wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Negocjował w imieniu zakładowej organizacji związkowej postulaty płacowe. Domagał się m.in. także zmian organizacyjnych w spółce oraz dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy.
– A przecież zgodnie z ustawą o związkach zawodowych, pracodawca nie może wypowiedzieć umowy o pracę członkowi zarządu związku bez zgody tego zarządu – podkreśla Barbara Konobrodzka. – Pan Rafał jako związkowiec był chroniony.
Dyscyplinarka dotyczyła według pracodawcy „ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych”.
– Okazuje się, że tak można postąpić. A podany powód był śmieszny – twierdzi Rafał Ślusarczyk. – To szykany za działalność związkową. Pisemne uzasadnienie dyscyplinarki jest takie, że wykorzystywałem służbowy sprzęt do działalności związkowej. I numerowałem karty w dokumentacji kadrowej ołówkiem, ale moi poprzednicy też tak robili i nikt ich dyscyplinarnie nie zwolnił. Złożyłem odwołanie do sądu pracy.
Wiceprzewodniczący Związkowej Alternatywy w spółce MZEC pracuje już od sześciu lat. W ciągu tych sześciu lat miał kontrole PIP i ZUS.
– Nikt nie miał do mnie zastrzeżeń. Nikt mi nie stawiał zarzutów – podkreśla Ślusarczyk. – Ocena mojej pracy też wypadała dobrze zanim zaangażowałem się w pracę związkową. Usłyszałem, że stanąłem po niewłaściwej stronie.
PIP składa zawiadomienie do prokuratury
Jego i Konobrodzką trudno uznać za związkowych zadymiarzy. To raczej „białe kołnierzyki”.
Rafał Ślusarczyk jest prawnikiem z wykształcenia, z wcześniejszym doświadczeniem w korporacji i 17-letnim stażem w banku. W MZEC do chwili dyscyplinarki pracował na stanowisku starszego specjalisty ds. organizacji i spraw pracowniczych.
– Trudno to zrozumieć, ale do miejskiej spółki trafiłem na zaproszenie… pani prezes – opowiada wiceprzewodniczący związku.
– Nie spotkałem nigdzie wcześniej takich relacji międzyludzkich jak tutaj. Nie musimy się lubić, to przecież praca. Ale powinniśmy się szanować z racji kompetencji. Tutaj było wszystko inaczej – stwierdza.
Przewodnicząca związku trafiła do spółki także na zaproszenie samej pani prezes MZEC, Jolanty Gądek-Rypel.
– Wcześniej przez trzydzieści lat pracowałam w korporacji, udzielając kredytów dużym firmom. Tutaj zajęłam się funduszami unijnymi – opowiada Barbara Konobrodzka.
Chcieliśmy poprosić prezes MZEC o odniesienie się do zarzutów związkowców. Wielokrotnie próbowaliśmy się skontaktować z Jolantą Gądek-Rypel, dzwoniąc na jej telefon komórkowy i pisząc sms-y. Spróbowaliśmy też poprzez sekretariat, gdzie usłyszeliśmy, że pani prezes ma ważne spotkanie. Ale przekażą jej naszą prośbę o kontakt. Jednak pani prezes się nie odezwała.
– Gdy tylko wiceprzewodniczący został zwolniony, złożyłam do PIP wniosek o przeprowadzenie natychmiastowej kontroli. Kontrola zakończyła się w styczniu 2024 roku – mówi przewodnicząca Konobrodzka.
PIP stwierdził nieprawidłowości, tu cytujemy: „Rozwiązywanie stosunku pracy z działaczem objętym ochroną trwałości stosunku pracy, tj. niewypowiadanie ani nierozwiązywanie stosunku prawnego bez zgody zarządu zakładowej organizacji związkowej z jego członkiem lub inną osobą […] będącą członkiem danej zakładowej organizacji związkowej[…]”.
Kontrolerzy wytknęli też nieprawidłowości w zakresie instrukcji BHP, wypłat ekwiwalentu za niewykorzystany urlop, wydawania świadectw pracy i prowadzenia akt osobowych.
– PIP złoży zawiadomienie do prokuratury. Będą też konsekwencje karne – mówi Barbara Konobrodzka.
Mecenas: Zarząd spółki gra na czas i eskaluje
Młyny sprawiedliwości mielą powoli. Dlatego Rafał Ślusarczyk złożył wniosek o zabezpieczenie pozwu i do czasu wyroku przywrócenie go do pracy. W pierwszej instancji sąd nie odniósł się do tego zabezpieczenia, dlatego złożył apelację. Sąd Okręgowy w Opolu uchylił decyzję sądu niższej instancji, nakazując MZEC natychmiastowe przywrócenie związkowca do pracy.
– Ale gdy mnie zwolniono, to zarząd zlikwidował moje stanowisko pracy – mówi Rafał Ślusarczyk.
Jego zakres obowiązków powierzono firmie zewnętrznej.
– Ten proces jest w trakcie, jeżeli chodzi o zwolnienie pana Rafała – mówi mecenas Łukasz Ambroży, reprezentujący Związkową Alternatywę w MZEC. – Decyzją Sądu Okręgowego pan Ślusarczyk z dniem 28 lutego 2024 roku nie tyle został ponownie zatrudniony, co sąd nakazał jego dalsze zatrudnianie, tak, by jego stosunek pracy nie wygasł. Pracodawca musi go przyjąć na to samo stanowisko, co przed zwolnieniem. Najprawdopodobniej spółka musi przywrócić to stanowisko w strukturze organizacyjnej…
Przepisy, które weszły w życie latem 2023 roku, nie pozwalają pracodawcy mówić, że nie ma już tego miejsca pracy.
Mecenas Amboroży przyznaje, że współpraca związku z zarządem spółki nie jest prosta.
– To jest utrudnianie pracy związkowcom – twierdzi mecenas. – Negowane są też moje pełnomocnictwa do ich reprezentowania, mimo że uczestniczyłem w rozmowach między związkiem, a pracodawcą, z udziałem pani Sabiny Nowosielskiej, prezydent Kędzierzyna-Koźla. Słyszę, że związek mnie źle umocował… Nie mogę doczekać się merytorycznej odpowiedzi na kierowane do nich pisma. To jest jakaś gra na czas ze strony pracodawcy i niepotrzebna eskalacja, bo Związkowa Alternatywa w MZEC nie jest nastawiona konfrontacyjnie, chce tylko wykonywać swoje uprawnienia, które daje ustawa. A tutaj na każdym kroku pojawia się jakiś problem.
Afera w MZEC w Kędzierzynie-Koźlu. Kultura milczenia
Właścicielem MZEC w Kędzierzynie-Koźlu jest gmina, którą reprezentuje prezydent Sabina Nowosielska. „O!Polska” skierowała do niej pytania, dotyczące sytuacji w spółce:
- Czy zamierza pani wyciągnąć jakieś konsekwencje wobec zarządu MZEC w związku z nieprawidłowościami stwierdzonymi przez PIP?
- Dlaczego w tej spółce gminnej zwolniono działacza związkowego, który podlegał prawnej ochronie?
- Pracownicy spółki zastanawiają się, czy zamierza pani podjąć jakiekolwiek działania. Czy zdaje sobie pani sprawę z nastrojów wśród załogi MZEC? Jeśli tak, co pani zdaniem jest ich źródłem?
W odpowiedzi otrzymaliśmy e-maila od Piotra Pękali, rzecznika prezydent Nowosielskiej: „Sprawa, o którą pyta redakcja, trafiła do sądu. Do czasu jej rozstrzygnięcia przez niezależny wymiar sprawiedliwości zarówno prezydent Sabina Nowosielska, jak i członkowie rady nadzorczej spółki wstrzymują się z udzieleniem komentarzy. Stanowisko władz samorządowych zostanie przedstawione po ogłoszeniu wyroku”.
W pracy, ale nie jak w pracy
– 21 marca dopuszczono mnie do pracy, ale nie pozwolono mi wykonywać dotychczasowych obowiązków – mówi Rafał Ślusarczyk. – Nie mam dostępu do systemu kadrowego, do którego miałem wcześniej dostęp. Teraz dostałem do zweryfikowania instrukcje eksploatacyjne z zakresu BHP.
Szefowa związku zauważa, że teraz to nie jest jego problem, tylko pracodawcy, żeby przywrócić to zlikwidowane stanowisko.
– Najwyraźniej zrobili wszystko, żeby człowieka zniszczyć, podeptać, poniżyć – komentuje Barbara Konobrodzka. – Jesteśmy szkalowani, przeciwko nam buntuje się ludzi nie tylko w pracy, ale w całym mieście. Jest wiele osób, które przyznają nam rację. Mimo to głośno boją się mówić.
– Nie ma znaczenia, jaką kto partię reprezentuje. Ważne jest to, jakim kto jest człowiekiem – dodaje przewodnicząca Związkowej Alternatywy w MZEC.
W Kędzierzynie-Koźlu trudno znaleźć kogoś, kto chciałby się o konflikcie w MZEC wypowiedzieć oficjalnie.
– Sprawa nie jest jednoznaczna. Natomiast związkowcy szukają dziury w całym i są roszczeniowi. Dlatego też poczekajmy na rozstrzygnięcie sądu – słyszymy od lokalnego polityka, którego nie można uznać za człowieka z otoczenia pani prezydent. – Są organy do tego powołane. Niech one się wypowiedzą.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.