Przekazanie darów odbyło się w Muzeum Diecezjalnym, wśród nich są m.in. kielich mszalny, krzyże, które biskup nosił na piersi, relikwiarz z relikwiami św. Jana Nepomucena, kadzielnica, naczynia do liturgicznego obmywania rąk, a także przedmioty osobistego użytku – prałacki pas do sutanny, wieczne pióro, zegarek, okulary.
Dotychczas wszystkie te rzeczy były eksponowane w Izbie Pamięci w Eschershausen w niemieckiej diecezji Hildesheim.
Zbiór będzie pokazywany w Muzeum Diecezjalnym w Opolu. W przyszłości zostanie przekazany do Branic, gdzie bp Nathan pracował i gdzie spoczywa jego ciało.
Obecny na uroczystości Krzysztof Nazimek, dyrektor Specjalistycznego Szpitala im. bpa Józefa Nathana w Branicach przyznał, że w szpitalu jest niezbyt wiele pamiątek po jego twórcy.
– Dysponujemy przede wszystkim kopiami – mówił. – Jeżeli będziemy mogli eksponować te pamiątki, będzie to magnes, który zachęci ludzi do odwiedzania kompleksu szpitalnego w Branicach.
Przypomniał, że w tym roku przypada 120. rocznica powstania fundacji i szpitala. Pamiątki będą szczególnie cennymi eksponatami w przebudowanej z okazji jubileuszu Izbie Pamięci.
Będziemy pamiątek strzec
– Zapewniamy, że będziemy tych pamiątek strzec – powiedział bp Andrzej Czaja. – Będą perełką zarówno tutaj, jak i potem w Branicach.
Biskup opolski wyraził nadzieję, że kielich biskupa Nathana będzie mógł być użyty w czasie mszy św. przez kardynała, który dokona beatyfikacji założyciela Miasteczka Miłosierdzia.
Józef Nathan przyjechał do Branic w lipcu 1892 roku jako młody wikary rok po święceniach.
Mimo młodego wieku i krótkiego kapłańskiego stażu stosował niekonwencjonalne metody duszpasterskie. Należały do nich odwiedziny w domach parafian. Nie tylko w czasie kolędy, ale przez cały rok. Podczas takich odwiedzin w jednym z domów w Michałkowicach odkrył, że gospodarz trzyma upośledzonego domownika w oborze razem ze zwierzętami. Chłop tłumaczył księdzu, że chory krzyczy i nie nadaje się do mieszkania z ludźmi.
Księdza Józefa widok człowieka zamkniętego w oborze na tyle przejął, że postanowił wybudować dla osób intelektualnie niepełnosprawnych przynajmniej ochronkę. Pierwszy budynek powstał w 1900 roku. Dwa lata później zbudowano szpital. Do powstającego i rosnącego z roku na rok kompleksu przylgnęła z czasem nazwa Miasteczko Miłosierdzia.
Szpital niczym sanatorium
Chorzy mieli do dyspozycji kryty basen, salę gimnastyczną, kręgielnię i korty tenisowe. Szpital sprawiał wrażenie zadbanego sanatorium pełnego zieleni. Wszystkie oddziały wyposażone były w najnowsze wtedy urządzenia sanitarne – toalety, wanny, umywalki.
W 1939 roku przebywało tu 1700 chorych, którymi opiekowało się dziewięciu lekarzy, najlepszych niemieckich psychiatrów, około 160 sióstr zakonnych i 250 osób personelu świeckiego. Kompleks, który powstał w ciągu 40 lat, składał się z 23 budynków, zajmował 12,5 ha i był jednym z największych i najnowocześniejszych zakładów leczniczo-opiekuńczych w Europie.
Jako zaplecze dla szpitala dla psychicznie chorych działały m.in. 600-hektarowe gospodarstwo pomocnicze, pralnia, suszarnia i magiel, rzeźnia, młyn i piekarnia, stolarnia i żłobek.
Nathan był nie tylko duchownym, także prawdziwym biznesmenem. Wybudował w Głubczyckiem pięć kościołów, chciał, by każda z wiosek jego parafii miała swoją świątynię. Założył fundację, której zadaniem było trwałe finansowanie Miasteczka Miłosierdzia. Kupił też budynki w Nysie z przeznaczeniem na sanatorium.
Kompleks szpitalny był bardzo nowoczesny. Woda, której dziennie zużywano ponad 2000 hektolitrów, sprowadzana była za pomocą specjalnych pomp o napędzie parowym ze źródeł odległych o dwa kilometry, a w kościele, który powstał obok szpitala – wzorowanym na rzymskich bazylikach – zastosowano podłogowe ogrzewanie. Była to metoda wyprzedzająca o co najmniej 50 lat swoją epokę.
Zaczęło się w Tłustomłotach
Przyszły biskup i kandydat na ołtarze przyszedł na świat 11 listopada 1867 roku w wiosce Tłustomosty w pruskiej części archidiecezji ołomunieckiej (obecnie diecezja opolska). Był trzecim synem nauczyciela Józefa Nathana i jego żony Antoniny Oderskiej. W domu pielęgnowano gwarę i tradycję morawską.
W 1879 został przyjęty do gimnazjum klasycznego w Głubczycach (od razu do drugiej klasy) i zamieszkał na stancji. W 1883 r. jako 16-latek podjął decyzję o przyjęciu sakramentu bierzmowania. Z powodu Kulturkampfu musiał opuścić państwo pruskie i udać się do Krnova.
Rok później przeniósł się do Królewskiego Gimnazjum Humanistycznego w Raciborzu, w marcu 1887 zdał maturę. Zdecydowany zostać kapłanem (jak sześciu krewnych jego matki) podjął studia teologiczne najpierw we Fryburgu, a następnie we Wrocławiu. Równolegle odbył roczną służbę wojskową w regimencie grenadierów. Przerwał studia, by opiekować się chorym na gruźlicę ojcem. We wrześniu 1889 Józef Nathan senior zmarł. Syn przyjął święcenia kapłańskie 23 czerwca 1891 roku, mając niecałe 24 lata. Prymicje odprawił w Hulczynie, dokąd po śmierci męża przeniosła się jego mama. Biskup skierował go do parafii w Zawiszycach. Pracował tam przez rok, troszcząc się m.in. o edukację młodych ludzi (oddawał na ten cel szkolną pensję). W lipcu 1892 skierowano go do Branic.
Milioner miłości
Jako pracodawca ks. Józef Nathan bardzo dbał o komfort pracy personelu. Raz na rok każda siostra zakonna pracująca z osobami umysłowo chorymi musiała wyjechać na 4-tygodniowy turnus do Lądka-Zdroju. Na dachu szpitala zakonnice miały system odizolowanych tarasów, gdzie mogły przez nikogo nie widziane się opalać i korzystać z basenu.
Nazywano go „milionerem miłości”. Życzliwy dla pracowników, wymagał od nich jednocześnie, by dla chorych robili i przeznaczali wszystko, co najlepsze. Na każdym oddziale były odbiorniki radiowe, stoły do bilarda, instrumenty muzyczne i biblioteczki. Nie zarządzał zza biurka. Często sam wyznaczał zajęcia niepełnosprawnym pracownikom. I wtedy okazywało się, że świetnie się orientuje w ich możliwościach. Do dziś krąży w Branicach powiedzenie o „Nathanowym groszu”. Bo kiedy wychodził przed bazylikę czy do parku, miał zwykle w kieszeniach papierosy, słodycze i marki – z myślą o chorych. Świętnie rozumiał ich potrzebę kupienia sobie – choćby od czasu do czasu – czegoś drobnego, na co mają ochotę.
Duszpasterz rodzin
Troszczył się też bardzo o duszpasterstwo rodzin. Dbał, by w możliwie każdym domu była prasa katolicka i egzemplarz Pisma Świętego. Z różnych okazji dawał parafianom Biblię, zazwyczaj z własnoręcznie wpisaną dedykacją. Jedna z branickich sióstr zapamiętała taką wersję owej dedykacji: „Gdzie wiara, tam miłość. Gdzie miłość, tam pokój. Gdzie pokój, tam Bóg. Gdzie Bóg, tam nie ma potrzeb”.
W 1932 roku ks. Nathan ukończył budowę okazałego kościoła pod wezwaniem Świętej Rodziny, który stał się centralnym miejscem Miasteczka Miłosierdzia. Trójnawowa świątynia wzorowana na rzymskich bazylikach została wzniesiona z najlepszych materiałów. Ogrzewano ją gorącym powietrzem pochodzącym z centralnej kotłowni. Ksiądz Nathan był przekonany, że do osób niepełnosprawnych można i należy docierać przez sztukę. Z taką motywacją umieścił w prezbiterium świątyni mozaikę nawiązującą do sztuki bizantyjskiej. Mozaikę złożoną z 300 tysięcy kamyczków i ozdobioną 60 kilogramami złota wykonał benedyktyn, brat Notker Becker z klasztoru w Maria Laach.
W 1924 ks. Nathan zyskał godność wikariusza generalnego z prawami biskupa, a 26 kwietnia 1943 roku został biskupem pomocniczym diecezji ołomunieckiej. Konsekrowany 6 czerwca przez bp. Maksymiliana Kellera za motto posługi przyjął słowa: „Miłość Chrystusa przynagla nas”.
Naziści zrobili swoje
Ale okres wojny przyniósł mu także tragiczne przeżycia. W lipcu 1941 roku ze szpitala wywieziono kilkuset chorych. Księdza Nathana zapewniono, że zostaną przeniesieni do innych zakładów psychiatrycznych. W rzeczywistości trafili do komór gazowych. By uchronić pacjentów od podobnych tragedii, a szpital osłonić od nadmiernego zainteresowania SS i gestapo, Nathan wydzielił część szpitala na lazaret wojenny dla Wehrmachtu.
Aby oddalić od chorych niebezpieczeństwo, część z nich odesłał do rodzin, innych zatrudniał w kompleksie Miasteczka Miłosierdzia. Terapia przez pracę była jednocześnie formą ich ukrycia przed strażnikami rasowej czystości.
Ulubieńcem nazistów nie był na pewno. Na szpital nałożono wysokie karne odszkodowania za rzekomą rozrzutność i luksusy oferowane chorym oraz wydatki poniesione na budowę kościoła. A biskup z jednej strony zabiegał, z pomocą prawników, o zmniejszenie kary, z drugiej wychodził naprzeciw nowemu wyzwaniu. Byli nim przetrzymywani w obozie w Branicach jeńcy z Rosji, Ukrainy, Polski, Francji i Belgii. Za zgodą Józefa Nathana, potajemnie przyprowadzano ich do kościoła Świętej Rodziny, by przy zamkniętych drzwiach mogli korzystać z sakramentów. Branickie siostry opowiadały o gromkim śpiewie polskich kolęd, który niósł się z zamkniętej świątyni.
„Uczcie się polskiego”
Wojna do Branic dotarła 21 marca 1945 roku. Przez szpital przeznaczony przez Niemców na zagładę przebiegała linia frontu. Mieszkańcy zakładu psychiatrycznego schronili się w piwnicach domu sióstr. Kiedy w budynku zabrakło prądu i wody, wśród chorych wybuchła panika.
„Co z nami będzie?” – pytały zatroskane o los biskupa i swój własny siostry zakonne. ”Uczcie się polskiego” – radził.
Miał rację. Część z nich – zwłaszcza siostry mówiące gwarą morawską – zdołała się w przyszłości, stając przed komisją weryfikacyjną, uchronić od deportacji.
Biskup 21 grudnia 1946 roku zostaje wysiedlony do Czech. Odmówił deportacji do Niemiec, zapewniał, że czuje się Morawianinem. Nie ratuje go ani to, że nie kwestionował nowego porządku państwowego, ani fakt, że w Branicach, także za rządów nazistów, znajdowali pomoc nie tylko Niemcy, także Polacy, Czesi, Żydzi i przedstawiciele innych narodowości. Po interwencjach administratora apostolskiego i wicewojewody Arki Bożka, władze ustępują o tyle, że pozwalają wysiedlonemu zabrać swoje rzeczy. Pod warunkiem, że spakuje się w 30 minut. Mieszkanie i kaplica mają zostać zapieczętowane. Biskup pospiesznie żegna się z siostrami. Schodzi także do kuchni, po drodze błogosławiąc wszystkich.
Biskupa przewieziono na granicę, gdzie kilka godzin czekał na samochód czeskiej służby bezpieczeństwa. W Opavie zamieszkuje w klasztorze Córek Bożej Miłości. Kiedy stał przez chwilę przed klasztorem oparty o laskę (ma 79 lat), wybiegają do niego siostry. Pytają, czy nie żal mu opuszczać Branice. „Tak przemija wielkość tego świata” – słyszą w odpowiedzi.
Śmierć w Czechach
Na miejscu choruje ciężko, tęskni i ma poczucie, że został wypędzony niesprawiedliwie. Dopytuje, co dzieje się w Branicach. Ale w liście do administratora apostolskiego dziękuje za okazaną mu życzliwość i nie skarży się. „Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął. Niech jego imię będzie pochwalone” – pisze. Ostatnią mszę św. celebruje 21 stycznia 1947 roku. Następnego dnia trafia do szpitala. Tu mszę św. w szpitalnej sali odprawia jego sekretarz, ks. Gałeczka. Razem odmawiają brewiarz. Sekretarz zapamiętał poruszającą refleksję chorego: „Bóg wszystko zabrał. Jestem jak Hiob. Ale wiary się nie wyparłem”.
Kiedy jego stan się pogarsza, wraca do domu sióstr, gdzie umiera 30 stycznia późnym wieczorem.
W jego pogrzebie 4 lutego 1947 roku uczestniczy pomocniczy biskup ołomuniecki Stanisław Zela, który przewodzi modlitwom, 130 kapłanów i tłumy wiernych.
Matka prowincjalna, siostra Agata z Branic prosi władze o pozwolenie wyjazdu do Opavy. Wobec odmowy z grupką sióstr przechodzą na czeską stronę przez zmarzniętą rzekę Opę. Matka – by nie zostać rozpoznana – uczestniczy w pogrzebie w habicie czeskich sióstr. Pozostałe zakonnice z Branic idą na pogrzeb w ubraniach cywilnych.
„Stwórca wszechświata obdarzył zmarłego biskupa wielkimi talentami. A on ich nie zmarnował” – mówił w kazaniu o zmarłym bp. Zela.
Powrót do Branic
Ciało zmarłego biskupa zostało złożone na kilkadziesiąt lat w cudzym grobie. Na cmentarzu w Branicach pochowano je w grobowcu przygotowanym dla pewnej Czeszki, która wyjechała za granicę.
Pogrzebowe uroczystości biskupa Nathana znalazły szczególne dopełnienie w listopadzie 2014 roku. Miała wtedy miejsce ekshumacja i przeniesienie jego doczesnych szczątków do Branic. Zostały one złożone w sarkofagu w kościele Świętej Rodziny.
– Raczej nie ma radosnych pogrzebów, a dzisiaj mogliśmy odśpiewać i to trójjęzycznie „Te Deum”, hymn uwielbienia Boga, za wielkiego człowieka, kapłana i biskupa za dobroczyńcę ludzkości – mówił niemal dekadę temu, rozpoczynając wspólną modlitwę abp Alfons Nossol. – Chcemy go też w tej Eucharystii przeprosić za to, że został wypędzony. Przyjęła go gościnna ziemia opawska.
W mszy św. za duszę bpa Nathana uczestniczyło 8 biskupów (z Opola, Gliwic oraz ordynariusz ostrawsko-opawski Frantiszek Lobkowicz) około 100 księży, w tym przedstawiciele Episkopatu Niemiec, wiele sióstr zakonnych i wiernych. Modlono się w trzech językach za narody polski, niemiecki i czeski oraz o szybkie rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego.
Beatyfikacja
Ważnym krokiem symbolicznym do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego była inicjatywa zbierania podpisów wśród wiernych, którzy gotowi byli taki pomysł wesprzeć. Znalazła ona swój finał w lutym 2017 roku. Wtedy właśnie, na zakończenie mszy św. z okazji 70-lecia śmierci biskupa na ręce ordynariusza opolskiego przekazano 11 tysięcy podpisów zebranych przez wiernych ze 109 parafii i ponad 500 miejscowości. Prosili oni bp. Andrzeja Czaję o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym. List z prośbą odczytał i wręczył biskupowi ks. dr Waldemar Klinger, proboszcz opolskiej katedry i jeden z inicjatorów zbierania podpisów.
W pierwszą niedzielę listopada 2017 roku podczas obchodów 150. urodzin twórcy Miasteczka Miłosierdzia biskup Andrzej Czaja zapowiedział rozpoczęcie etapu diecezjalnego procesu beatyfikacyjnego biskupa Józefa Nathana. Postulatorem w procesie został mianowany ks. Alojzy Nowak, proboszcz branickiej parafii Świętej Rodziny i kapelan szpitala.
– Wciąż zbieramy i segregujemy dokumenty – powiedział w poniedziałek reporterowi „O!Polskiej” ks. Alojzy Nowak. – Tych dokumentów jest mnóstwo w kilku językach. Tworzymy z nich profesjonalne archiwum. Wielu dokumentów, zwłaszcza z okresu II wojny światowej, która była dla pacjentów szpitala i dla biskupa bardzo trudnym czasem, jeszcze nie mamy. A każdy niepochlebny dokument może procesem wstrząsnąć. Musimy być wnikliwi i akuratni.