Znalazca chce pozostać anonimowy. Nie ujawnia też nazwy miejscowości, gdzie znalazła się „Biblia brzeska”. – Dwa egzemplarze starodruków zostały odkryte w czasie remontu dachu – mówi. – Ściągane były dachówki, odbijane łaty i wtedy te tomy trafiły w nasze ręce. Nie mam pojęcia jak one się u nas na strychu znalazły. W pierwszym momencie nie miałem też świadomości, co tak naprawdę odkryliśmy. Wszedłem na stronę internetową BibliePolskie.pl, a jedna z opublikowanych tam stron wskazywała, że właśnie „Biblię brzeską” odnaleźliśmy. Oboje z żoną mieliśmy już w tym momencie świadomość, że to jest coś cennego. I natychmiast powiadomiliśmy Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Opolu.
„Biblia brzeska” i zakładki z 1915 roku
– To jest naprawdę cenne znalezisko. Nie tylko w skali regionu, ale i Polski. Jest niezwykle interesujące, jak te dwa egzemplarze znalazły się w tym miejscu. Powstał kilkunastoosobowy zespół, który stara się ustalić, jak one na strych trafiły – uważa Sebastian Ruszała, historyk, regionalista, pasjonat, autor profilu Kocham Opole & Opolskie.
– Pierwszy egzemplarz jest kompletny, w drugim brakuje około 120 stron. W lepiej zachowany włożono, jako zakładki, kawałki gazet w języku niemieckim, m.in. z 1915 roku. Może to oznaczać, ktoś, że kto tę Biblię oglądał i zakładki wkładał, był dwujęzyczny. Niezwykłe jest, że w tym opolskim egzemplarzu zachowała się strona tytułowa. W większości tomów, jakie są w kraju dostępne, trzeba było ją uzupełniać – mówi.
„Biblia brzeska” powstała w środowisku Kościołów ewangelickich. Jest drugim po katolickiej „Biblii Leopolity” (przełożonej w 1561 roku z łaciny) przekładem całego Pisma Świętego na język polski. A pierwszym tłumaczeniem z hebrajskiego i greki. Bywa nazywana także „Biblią Radziwiłłowską”, ponieważ prace nad przekładem sfinansował Mikołaj Radziwiłł Czarny.
Nazwa „Biblia brzeska” pochodzi od miejsca jej wydania – Brześcia Litewskiego. Nakład wynosił 500 egzemplarzy. Obecnie jest ich w Polsce niewiele. M.in. w Muzeum Narodowym w Warszawie, Archiwum Głównym Akt Dawnych, Bibliotece Kórnickiej, w Ossolineum. Część z nich jest uszkodzona.
„Biblia brzeska” to biały kruk
– Myślę, że to jest wielkie wydarzenie nie tylko dla ewangelików, ale w ogóle dla chrześcijan, dla historyków i literaturoznawców – mówi ks. Wojciech Pracki, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Opolu. – Jest zaskoczeniem, że takie bezcenne zabytki polskiej kultury znalazły się na terenie, który długo był niemiecki. Jestem opolaninem „nabytym”, ale to znalezisko u nas napełnia mnie wielką radością. To są zabytki kultury wielkiej wartości, białe kruki. Tym bardziej, że prawie cały nakład syn fundatora Mikołaj Krzysztof Radziwiłł pod wpływem jezuitów, których był wychowankiem, wykupił i spalił. Sądzę, że nie mieli świadomości, jaką szkodę wyrządzili polskiej literaturze. Dziś pewnie postąpiliby inaczej.
– Wiem, gdzie są trzy egzemplarze „Biblii brzeskiej”. Jedna w parafii ewangelicko-reformowanej w Warszawie, kolejna w luterańskiej parafii Świętej Trójcy, także w stolicy, trzeci w dziale starodruków Uniwersytetu Warszawskiego. Widziałem i to z daleka tylko dwa warszawskie egzemplarze. One są przy wielkich wydarzeniach kościelnych – jak konsekracja biskupa lub odwiedziny papieża w kościele Świętej Trójcy – wnoszone w procesji na ołtarz – opisuje ks. Pracki.
Konserwator zaleca ostrożność
– Przejmujemy ten obiekt, czyli oba egzemplarze – powiedział „O!Polskiej” Zbigniew Bomersbach, opolski wojewódzki konserwator zabytków. – Dopiero zapoznamy się z tym, jaką ma to wartość. Przekażemy je zaraz potem do Archiwum Państwowego w Opolu, które będzie się zajmowało ich dalszym rozpoznaniem, konserwacją i zabezpieczeniem.
– Od momentu zgłoszenia nam tego odkrycia traktujemy je priorytetowo, ale jednocześnie jesteśmy bardzo ostrożni – zastrzega Anna Molenda kierownik Wydziału Zabytków Ruchomych w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków.
– Jeśli potwierdzimy, że są to XVI-wieczne egzemplarze, będzie to rewelacyjne odkrycie. Teraz najważniejsze jest, by dostęp do obiektu mieli specjaliści, którzy ściśle tym się zajmują. Zachowujemy pewną dozę ostrożności. Trzeba ocenić, jaki to rodzaj papieru, druku itd. Księgi są bardzo zniszczone, zagrzybione. Musimy zachować ostrożność, by nie narazić osób, które te ekspertyzy będą przeprowadzać. Mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu będziemy wiedzieli więcej – mówi.
– Nie chcemy, by w świat poszła wiadomość, że mamy coś, co okaże się dziewiętnasto- czy dwudziestowieczną kopią – stwierdza Zbigniew Bomersbach.
Czytaj także: Amfiteatr i pomnik na Górze św. Anny niszczeją. Jest apel o ratunek zabytku
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania