Klątwa dużego Opola
Gmina, która zasłynęła w kraju solidarną obroną integralności przed siłowym rozbiorem, jest dziś skrajnie skłócona. Bohaterowie dawnej walki skaczą sobie do gardeł i wyciągają największe brudy. W powietrzu latają zarzuty niegospodarności, prywaty, zatajania informacji i ekscesów obyczajowych.
Obie strony konfliktu są przekonane, że trzymają się starych ideałów. I że działają wyłącznie dla dobra mieszkańców. Zaś wybrany w demokratycznych wyborach wójt, nie łączy mieszkańców, lecz publicznie każe oponentom wypier…
Tyle dziś zostało z dobrzeńskiej jedności. Ale po drugiej stronie starej barykady też nie ma miłości. Ba, nie ma elementarnego szacunku i jest coraz mniej zdrowego rozsądku. Siłowego rozbioru gmin dokonał w 2016 roku prezydent Opola pod rękę z Solidarną Polską.
Główni architekci powiększenia stolicy regionu, Patryk Jaki i Arkadiusz Wiśniewski, są wściekle skłóceni. Prezydent buduje ruch samorządowy w oparciu o współpracę z Rafałem Trzaskowskim i innymi bliskimi demokratycznej opozycji szefami miast. Ale ekipa Solidarnej Polski na każdym kroku pokazuje mu, że nie da się bezboleśnie wyplątać z ich polityczno-biznesowego układu.
Areną wojny stała się spółka Wodociągi i Kanalizacja w Opolu, gdzie prezydent zatrudnił przed laty ojca europosła Solidarnej Polski. Próby odwołania go, mimo poważnych zarzutów, spotykają się z ostrymi akcjami odwetowymi. Trwa żenujący festiwal powoływania i odwoływania prezesa WiK. Cierpią na tym zwykli pracownicy i wizerunek miasta.
Instrumentalna rola mediów
Wewnętrzne wojny w ramach dawnych obozów wiele mówią o współczesnej Polsce. Konflikty są stanem naturalnym w relacjach między ludźmi. Problem pojawia się wtedy, gdy nie potrafimy ich rozwiązywać. A coraz częściej nie potrafimy nawet o nich rozmawiać.
Używanie argumentu siły i ambicjonalne brnięcie we własną narrację, bez choćby próby dojścia do porozumienia, to dziś polski chleb powszedni. Tymczasem we wszelkich konfliktach większa odpowiedzialność za ich rozwiązanie ciąży na stronie, która ma więcej władzy. Tak jest i w przypadku tych, których dotyka klątwa dużego Opola.
W Dobrzeniu Wielkim odpowiedzialność spoczywa na wójcie, który zamiast obrażać krytyków, powinien pierwszy wyciągnąć rękę. W Opolu odpuścić powinien szef WiK. A potem już z pozycji zewnętrznych dochodzić swoich praw, jeśli uznaje, że ludzie prezydenta je naruszyli.
Nie sposób przy tej okazji pominąć roli mediów. Coraz częściej instrumentalnie wykorzystywanych przez strony rządowych czy samorządowych konfliktów. Myślę o lokalnym układzie medialno-samorządowym w Dobrzeniu Wielkim. Ale jeszcze bardziej o Opolu, gdzie pałami okładają się redakcje chodzące na pasku rządu i samorządu.
Związane z władzą TVP i „Nowa Trybuna Opolska” ładują w prezydenta Opola. A prezydencki „Czas na Opole” w Jakiego i Kowalskiego. Przy czym oba tytuły trąbią o niezależności, wolności słowa i patrzeniu na ręce władzy. To jest tak słabe, tak niedorzeczne i tak tupeciarskie, że wypada już w tym miejscu tylko westchnąć. I postawić kropkę.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.