Opolanie piją więcej piwa niż mocnych alkoholi, na drugim miejscu w naszym województwie jest wino. Fakt, że zmienił się styl picia, nie oznacza jednak, że pijemy mniej, a wprost przeciwnie. Pijemy więcej niż za PRL. Na głowę statystycznego Polaka przypada rocznie 12 litrów czystego spirytusu, kiedy jeszcze czterdzieści lat temu przeciętny rodak wypijał go rocznie 9-10 litrów.
– W PRL piło się mniej niż teraz – mówi pani Alina, ekspedientka jednego ze sklepów w centrum Opola. – Pamiętam, bo wtedy rozpoczęłam, zaraz po szkole, pracę w handlu. Teraz do godziny piętnastej najbardziej schodzą smakowe „setki”. Jedni kupują jeszcze przed pracą, inni do śniadania biorą „małpkę”.
A jeszcze inni na koniec pracy zaopatrują się w „małpkę”, a do tego dodatkowo ze dwa piwa do domu.
– Słyszę od klientów, że teraz na niektórych budowach na dzień dobry muszą dmuchać w alkomat – dodaje pani Alina. – Więc panowie z budowy przychodzą po dwunastej, albo tak prawie na fajrant, po „małpkę”. A po szesnastej kupują już większej pojemności butelkę.
Miliard „małpek” rocznie
Najbardziej popularna jest, jak się okazuje właśnie „dwusetka”, czyli słynna „małpka”. Z wyliczeń Komitetu Zdrowia Publicznego Polskiej Akademii Nauk wynika, że tymi niewielkimi pojemnościami każdego dnia „zalewa” się cała Polska. Codziennie sprzedaje się w naszym kraju 3,5 miliona „małpek”, a rocznie Polacy wypijają ich miliard! Status społeczny jest tutaj bez znaczenia, w równym stopniu, co mężczyźni, piją także kobiety. „Małpki” są na wyciągnięcie ręki w każdym sklepie. Są poręczne, bo mieszczą się nawet w małej damskiej torebce, a buteleczkę niepostrzeżenie można wypić w toalecie. Albo jeszcze w drodze do pracy.
– Jest przyzwolenie społeczne na więcej dla kobiet, a to dotyczy także alkoholu – mówi Paweł Andrzejuk, opolski terapeuta. – Tylko, że kobietę o wiele trudniej się leczy, ma to związek z całą jej fizjologią, ale też z jej mentalnością. Kobieta ma duże poczucie wstydu, ale kiedy przekracza tę granicę, poczucie wstydu znika. Zdecydowanie mniej kobiet podchodzi do leczenia, mniej też kobiet kończy leczenie z pozytywnym rezultatem.
– Serce mi pęka, kiedy widzę elegancką babkę, jak wychodzi ze sklepu, otwiera butelkę i wypija „żołądkową” prawie na jeden raz, jak mineralną – opowiada pani Alina. – Po drodze butelkę wyrzuca do kosza. Wiem, jak jest wykształcona, jaki ma zawód…
Dane PAN mówią, że w ostatnich dwóch dekadach największy przyrost spożycia alkoholu w Europie nastąpił na Łotwie i w Polsce. Pijemy więcej niż za PRL. Tylko w ostatnich dwóch latach zrobiliśmy olbrzymi skok statystyczny, z 9 do 12 litrów czystego spirytusu rocznie na głowę przeciętnego Polaka.
Co szokuje tym bardziej, że od kilku lat systematycznie spada spożycie alkoholu w krajach, gdzie była przez wieki utrwalona tzw. kultura picia do posiłków – np. wina na południu Europy i piwa na zachodzie.
Pijemy więcej niż za PRL. „Nie ma dawki nieszkodliwej”
44-letni Marcin z Opola wypija czasem „małpkę” po pracy, a czasem dwa piwa wieczorem. Powodów do zdenerwowania zawsze jest dużo, a jakoś trzeba się odstresować. Inaczej trudno zasnąć, bo myśli krążą wokół raty hipotecznej, pracy i toksycznego szefa oraz wielu innych spraw.
– Myślałem, że te dwa piwa wieczorem, czasem trzy do popykania przy „Fifie” są bez większego znaczenia – mówi Marcin. – Przecież to nie były oszałamiające ilości…
– To prawda, jednorazowo tak, ale jak to się robi codziennie, to zaczyna być problem – podkreśla Paweł Andrzejuk, opolski terapeuta. – Ktoś taki mówi, że przecież się nie upija, a w życiu daje sobie radę. A już wypijanie tygodniowo powyżej pół litra 40-procentowego alkoholu powinno sprawić, że człowiek powinien się zacząć sobie przyglądać. Pół litra takiego alkoholu to jest 10 „szotów”, albo 10 piw, więc to nawet nie te 14 piw tygodniowo, wypijanych po dwa dziennie…
Coraz częściej spotyka się alkoholizm ukryty, kiedy człowiek się nie upija, a jest lekko „podchmielony”…
– Ale regularnie wypija jakieś ilości alkoholu – zaznacza Andrzejuk. – To nie jest bez wpływu na organizm. Świat był przez dziesięciolecia oszukiwany, że alkohol nie szkodzi, a okazuje się straszną trucizną, w organizmie rozkłada tygodniami.
Światowa Organizacja Zdrowia coraz częściej przypomina, że nie ma bezpiecznej dawki alkoholu, a instytucje i urzędy zajmujące się zdrowiem w poszczególnych krajach zmniejszają zalecane dawki, przy czym mowa o dawkach „obarczonych najmniejszym ryzykiem”, a nie „nieszkodliwych”.
Z najnowszych badań wynika, że alkohol jest bezpośrednią przyczyną aż 61 chorób! To już nie tylko marskość wątroby, zawały, udary, cukrzyca, epilepsja, ale też wiele nowotworów, m.in. trzustki, przełyku, żołądka oraz chorób neurologicznych.
O tym, że jest przyczyną wypadków, przemocy i samobójstw, wiadomo od dawna.
Nałogowcy na stanowisku
Milena też piła codziennie niewielkie ilości alkoholu. Po pracy na odprężenie, a czasem więcej, kiedy miała trudny dzień. Jest dobrze sytuowaną kobietą po czterdziestce z osiągnięciami zawodowymi, domem pod Opolem, mężem i dziećmi. Jednym słowem, to kobieta sukcesu.
Z czasem jednak wypijała w ciągu dnia coraz więcej drinków, aż zaczęła tracić nad sobą kontrolę.
– Urwał mi się film, nie wiem, co się działo – przyznaje Milena w szczerej rozmowie z dziennikarką. – Wsiadłam do auta, nie wiem, jak dojechałam do domu.
Innym razem, po świętowaniu zawodowego zwycięstwa, ocknęła się w hotelowym pokoju w towarzystwie dwóch obcych jej panów. Nie rozumiała, jak to się stało, bo oblewanie sukcesu rozpoczęła z zupełnie innymi osobami. Uznała, że coś z tym musi zrobić. Żeby ratować siebie i rodzinę.
Długo nie potrafiła przepuścić przez usta słowa „alkoholiczka”. Jak stwierdził jej terapeuta, indywidualna terapia to dla niej za mało. W końcu na pierwszym mitingu AA wydusiła z siebie „Milena alkoholiczka. Pierwszy raz upiłam się przed maturą, bo tak byłam zestresowana…”.
– Jest takie przekonanie, że on, czy ona, ktoś z boku, ktoś z sąsiedztwa upija się bardziej, więc jest alkoholikiem, a mnie daleko do tego – mówi Andrzejuk. – Alkoholik potrafi długo normalnie funkcjonować. Pracować, odnosić sukcesy zawodowe i towarzyskie. Więc taka osoba nie będzie miała problemu ze swoim upijaniem się.
Pijemy więcej niż za PRL, na dodatek coraz więcej osób to wysoko funkcjonujący alkoholicy. Ze szczytu drabiny społecznej.
– To osoby, które potrafią wychodzić naprzeciw oczekiwaniom swoich pracodawców, żeby nie nawalić – tłumaczy terapeuta. – I dają sobie radę ze wszystkim, tak organizując czas, że nawet jak nawalą, to tak przetransponują swoje zachowanie, że to okoliczności zewnętrzne, a nie ich wina. Albo są na tyle atrakcyjne towarzysko, zawodowo, że otoczenie wielokrotnie macha ręką na ich picie. Wolą widzieć w nich ludzi odpowiedzialnych, profesjonalistów, którzy się starają.

Pijemy więcej niż za PRL, ale teraz współczesny alkoholik ma często pieniądze, więc pije wyłącznie dobre alkohole, zwykle whisky, twierdząc, że po tym nigdy nie ma kaca. A pijąc lepsze alkohole, przekonuje sam siebie, że uzależnienie mu nie zagraża. Na to przecież są narażeni „koneserzy” tanich alkoholi.
– A drogi alkohol nie jest inny niż ten tani, on tak samo uzależnia – podkreśla Andrzejuk.
Pijemy więcej niż za PRL. Piątek, piąteczek…
Anna z Tomkiem już w piątkowy wieczór gdzieś znikali. Potem była cała sobota i aż do niedzieli impreza.
– Tylko ja miałam na uwadze dzieci, nie można było ich ciągle u dziadków zostawiać – mówi Anna.- A Tomek pił dużo, ale nie więcej, niż ludzie, z którymi się bawiliśmy. Potem jeszcze w niedzielę wychodził i niby niewinnie coś wypijał. A ja z dziećmi zostawałam. Usprawiedliwiałam go, bo poświęcał się dla nas w stresującej pracy, gdzie bardzo dobrze zarabiał. Kiedy w końcu powiedziałam „Dość zalewanych wódą weekendów”, Tomek nie potrafił przestać. Nadal pił, choć, co prawda, wydawało się, że niewiele, ale każdego dnia. I to nie było już normalne życie…
– Coraz więcej jest wysokofunkcjonujących weekendowych alkoholików – mówi Paweł Andrzejuk. – To nie tylko kwestia soboty czy piątku, to kwestia tego żonglowania czasem, obowiązkami, odpowiedzialnością. Alkoholik potrafi to robić, jak mało kto. Piątek, sobota i niedziela to dni, w których puszczają zawory, można sobie pozwolić na więcej. Choć już w niedzielę nie tak, bo przecież w poniedziałek trzeba być trzeźwym.
Objawy weekendowego uzależnienia nie są widoczne od razu i na pierwszy rzut oka, więc otoczenie zbyt szybko się w tym nie połapie, że nadmierne picie to nie tylko „weekendowa rozrywka”.
Weekendowi alkoholicy wyczekują na piątek jak na oczyszczenie, myśląc, że po alkoholu spłynie z nich tygodniowy stres. Oczywiście, nie każdy, kto upija się na koniec tygodnia, jest alkoholikiem, większość potrafi z takiej „rozrywki” zrezygnować. Alkoholik nie potrafi, szuka pretekstu, takiego grona, gdzie będzie mógł pić bez żadnych zahamowań.
– Weekendowy alkoholizm pogłębia się, przechodząc do formy pełnoobjawowej – przestrzega terapeuta. – To tylko kwestia czasu.
Syn patrzy na tatę
Terapeuci mówią, że alkohol spowszedniał jak mleko w lodówce.
– Teraz się mówi, że co trzecia młoda osoba przed 18. rokiem życia zagrożona jest alkoholizmem, co oczywiście nie znaczy, że co trzeci będzie alkoholikiem – wyjaśnia Andrzejuk. – Ale picie alkoholu jest bardzo tolerowane, stało się wręcz akceptowane. Młodzi ludzie rezygnują z brania narkotyków na korzyść alkoholu, bo jest legalny i na wyciągnięcie ręki. I nie jest napiętnowany tak, jak narkotyki. Poza tym młodzi widzą alkohol u dorosłych, patrzą na ten rytuał, kiedy ojciec zasiada do tych swoich popołudniowych dwóch piw. To jest też jeden z elementów bycia dorosłym.
Impreza, jakiekolwiek spotkanie młodych ludzi, rzadko odbywa się bez alkoholu. Inne substancje uzależniające się zwalcza, a alkohol jest nam kulturowo bliski. Więc piją.
– Młodzi najczęściej kupują piwo, pakują w plecak i wędrują w plener, nad Odrę – mówi pani Alicja, ekspedientka ze sklepu w centrum Opola. – Dzisiaj to dziwnie brzmi, ale to niewyobrażalne, żeby w przeszłości tyle się piwa piło. Raz, że go nie było w takich ilościach, ale z drugiej strony nie było przyzwolenia na picie piwa przez kobiety. Więc żadna kobieta, starsza, czy młoda w publicznym miejscy by się piwa nie napiła. Alkohol się piło podczas świąt i na imieninach. A jak się szło coś załatwić, to tylko z „połówką”.
Styl picia się zmienił, ale pije się dużo: jednorazowo mniej, ale częściej. Pijemy więcej niż za PRL, na dodatek zmienia się struktura picia, po latach rosnącej konsumpcji piwa i wina oraz malejącej wysokoprocentowych trunków, po 2020 roku trend się odwrócił. Polacy wracają do mocnych alkoholi.
W Polsce jest zakaz reklamy alkoholu, z wyjątkiem piwa, a w telewizji można je reklamować tylko po godz. 20. Dla młodych nie ma to jednak znaczenia, bo oni telewizji nie oglądają. Oni siedzą w internecie i kanałach youtuberskich, a tam jest wolnoamerykanka, alkohol z reklam się wylewa…
W 2023 roku do budżetu państwa z tytułu podatków od produkcji i sprzedaży alkoholu trafiło około 30 mld zł. To pokaźna kwota, tyle, że jak wynika z badań ekonomistów ze Szkoły Głównej Handlowej, społeczno-ekonomiczne koszty nadmiernego spożycia alkoholu są trzykrotnie wyższe.
– Picie trzeba ograniczyć, ale bez różnych systemowych działań ze strony państwa to niemożliwe – puentuje Paweł Andrzejuk. – Politycy muszą tego chcieć.
Czytaj też Konfiskata samochodu za alkohol. Nowe przepisy weszły w życie
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.