Przepłynęli Odrą z Opola do Wrocławia
Trasa Odrzańskiej Drogi Wodnej zajęła im 92.5 km, a pokonali ją w nieco ponad 13 godzin. Trzeba w tym jeszcze doliczyć 12 śluzowań. Te były w miejscowościach: Wróblin, Dobrzeń Wielki, Chróścice, Zawada, Ujście Nysy, Zwanowice, Brzeg, Lipki, Oława, Ratowice, Janowice, Opatowice. A uczynili to ośmioosobową łodzią w składzie (w kolejności alfabetycznej): Michał Broj, Tomasz Gałgan, Łukasz Kałuski, Wojciech Lippa, Arkadiusz Operacz, Radosław Operacz i Tomasz Rosiek. Ten skład uzupełniła Dorota Badiere, która reprezentuje Towarzystwa Wisła Dla Wioślarzy Warszawa, ale pochodzi z Karłowic w gminie Popielów. Poza nimi w zmaganiach udział wzięli także przedstawiciele właśnie tego stołecznego klubu oraz sekcji wioślarskiej mastersów AZS-u Wratislavia Wrocław.
– Impreza w pełni udana. Rano było burzowo, przez co start został opóźniony o pół godziny, ale dalej już bez większych problemów technicznych i pogodowych – tłumaczy Tomasz Lazik, który „czynnie” zaliczył dwie wcześniejsze edycje, a teraz wspierał swoich kolegów od strony organizacyjnej.
Jakby nie było impreza się rozrasta. Wszak za pierwszym razem płynęło czterech wioślarzy, potem ośmiu, teraz 17. Sami śmieją się, iż prawem serii wychodzi na to, że w przyszłym roku będzie ich ponad 30. Tym bardziej, że startując na różnego rodzaju zawodach w kraju stale reklamują ideę tych startów.
– Jednym z naszych celów jest także rozpropagowanie piękna rzeki Odry. My je znamy, ale wielu Polaków chyba nie. Warto tym bardziej, że mamy ten odcinek rzeki skanalizowany, nie ma żadnych wahań wysokości czy większych przeszkód. Warszawianie, którzy z nami płynęli byli zauroczeni tym co tutaj zobaczyli. Dojrzeli ogromy potencjał choćby w przyrodzie z którą można było obcować na trasie. Często były to niemalże dziewicze tereny – tłumaczy Michał Broj, który jako jeden z dwóch zawodników (obok Rośka) brał czynny udział we wszystkich trzech rejsach.
Łatwo nie było
I jak sam wspomina podczas każdego musieli mierzyć się z mniejszymi lub większymi przeciwnościami losu. Ale nikt nie myślał by odpuszczać. Jak się okazuje za pierwszym razem ekipa natknęła się na remont śluzy w miejscowości Ratowice. W związku z czym trzeb było zrobić tzw. „przenoskę” co z reguły jest dość kłopotliwe. W kolejnym roku dwukrotnie trafili na kolejkę przy śluzie i mieli niejako wymuszone pauzy.
– Natomiast w tym roku pod tym względem nie było praktycznie żadnych problemów, bo wszystkie czekały na nas i na żadnej z nie straciliśmy niepotrzebnie nawet minuty. No, poza jedną w Brzegu, gdzie awarii uległy jedne wrota i musieliśmy trochę pokombinować by się zmieścić w połowie prześwitu, ale obyło się bez kąpieli – opowiada Michał Broj. – Znacznie większym minusem był bardzo silny przeciwny wiatr, który powodował fale na otwartych przestrzeniach Odry, a ich wysokość powodowała, iż momentami byliśmy zalewani. Co skutkowało usuwaniem nadmiaru wody z łódki podczas śluzowań. Niemniej sam fakt „obrywania” falą działał jednak kojąco na spalone słońcem ciała. Nikt jednak nie myślał o rezygnacji, wręcz przeciwnie, to nas nakręcało.
Tym razem śmiałkowie mieli po drodze tylko jeden przystanek, mianowicie na śluzie Lipki. Tam, niemalże w połowie dystansu, na chwilę wyszli z wody. Tak jak to było planowane już na odprawie. W związku z czym zgodnie z przewidywaniami dotarli do Wrocławia, a potem już droga lądową powrócili do siebie.
Czytaj także: Dwa medale kajakarzy AZS-u Politechniki Opolskiej podczas mistrzostw Europy