Stare Siołkowice od ośmiu wieków leżą po prawej stronie Odry. Niemal w połowie drogi między Lewinem i Pokojem oraz między Opolem a Brzegiem. Pierwszą o nich pisemną wzmiankę znajdujemy w tzw. liście wyzwoleńczym, wystawionym w 1322 roku dla niejakiego Stanka Wolnego. Książę opolski Bolko I i biskup wrocławski Jan III potwierdzają w tym dokumencie prawo Thomkego z Dowirgiewicz i jego spadkobierców do zwolnienia z czynszów z jednego łana gruntów i do zbudowania młyna w Siołkowicach (Scholekovic).
Pierwotna nazwa pochodziła od małego sioła – siółka. Ludowa etymologia wiąże ją raczej z gwarową formą czasownika siać (siołć). W ciągu stuleci w dokumentach pojawiało się ponad 20 form tej nazwy miejscowości. Wśród nich m.in.: Schokovitz, Sodolkowitz, Szolkowicz, Sodilkowicz, Sielkowic, Schiodlkowicz, Schalkowitz oraz Alt Schalkowitz, Schalkendorf i Stare Siołkowice. Cząstka Alt – Stare pojawiła się w XVIII wieku wraz z założeniem Kolonii Siołkowice Nowe.
W XVI wieku obok szkoły, kościoła i probostwa do wioski należało ponad 20 gburskich, czyli chłopskich gospodarstw (nie licząc mieszkających w niej także komorników). W roku 1588 liczba gburstw sięgnęła 47. Dzieje Siołkowic przechowały nazwiska sołtysów od drugiej połowy XVI stulecia. Toteż wiemy, że w latach 1560–1597 na czele wsi stał Stanek Lis.
Powodzie i pożary
Sąsiedztwo Odry przynosiły Siołkowicom pożytki (jako szlak transportowy). Już w pierwszej połowie XVI wieku część mieszkańców była flisakami. Dwa stulecia później – po wojnie siedmioletniej – matackourze, jak ich nazywano, spławiali drewno aż do Szczecina. Wielu z nich wracało do domu pieszo. By nie trwonić zarobionych flisactwem pieniędzy, najmowali się do pracy w gospodarstwach za nocleg i strawę. Ale rzeka była też źródłem trosk i nieszczęść. Szczególnie mocno odcisnęły się na życiu siołkowiczan lata 1736-1737. Przyniosły one wielkie powodzie oraz epidemię tyfusu, który zabrał z tego świata około 300 mieszkańców miejscowości. Po straszliwym cyklonie w styczniu 1737 i stratach, jakie spowodował, zniechęceni gburzy sprzedawali gospodarstwa, często za bezcen, przenosząc się do Czech.
Ufundowanie kościoła w Siołkowicach mogło nastąpić już przed 1532 rokiem (w tymże roku były już one samodzielną parafią z pisarzem kościelnym i dzwonnikiem), ale daty poświęcenia pierwszej świątyni ani nazwiska pierwszego proboszcza nie znamy. Sporządzony po czesku dokument z 1575 roku zawiera nazwisko pierwszego udokumentowanego duszpasterza. Zwał się on Mikołaj Kmicz.
Pierwszy kościół prawdopodobnie spłonął. Podobnie jak drugi drewniany, który ogień zniszczył w 1822 roku. Przygotowania do budowy nowej świątyni – zaprojektował ją słynny rządowy budowniczy Karl Friedrich Schinkel – trwały trzy lata, a budowa, z wielkim wysiłkiem gospodarzy siołkowickich oraz z innych należących do parafii miejscowości, kolejne pięć lat. W tym czasie liturgie niedzielne odbywały się w filiach – w Popielowie i Chróścicach – a msze św. w tygodniu na probostwie w Siołkowicach. Dziś świątynia (rozbudowana i poświęcona w 1934 r.) należy do Opolskiego Szlaku Architektonicznego Karla Friedricha Schinkla.
Jedną z kultywowanych przez wieki siołkowickich tradycji jest pielgrzymowanie do sanktuariów. Zwyczaj ten nasilił się zwłaszcza w XIX wieku wraz z upowszechnieniem się kolei. Tutejsi mieszkańcy pielgrzymowali nie tylko na stosunkowo bliską Górę św. Anny, ale także do Barda Śląskiego (Wartha), Wambierzyc (Albendorf) i na Jasną Górę.
Stare Siołkowice mają 800 lat – tu było się gdzie uczyć
Stare Siołkowice szczycą się, że szkoła istniała w miejscowości już przed 1592 rokiem. Zgodnie z nakazem synodu kościelnego we Wrocławiu, nauczycielami mogli w niej być jedynie pedagodzy „z wypróbowanym trybem życia, statecznego wieku oraz z odpowiednim wykształceniem”. Zobowiązywali się nie uczyć przeciw wierze katolickiej i nie czytać niemoralnych książek. Nie było wówczas przymusu szkolnego, ale kto chciał, mógł dzieci do szkoły posłać.
Nauka odbywała się w języku polskim. Dopiero w latach 1800-1878 po niemiecku i po polsku.
W 1875 roku rozpoczęto budowę – kosztem 25 tysięcy marek – drugiej szkoły – na Klapaczu. Rok później dobudowano do niej budynek gospodarczy i całość została oddana do użytku.
Wraz z 800-leciem miejscowości świętowany będzie także inny jubileusz – 140 lat istnienia straży pożarnej w Siołkowicach. I nic dziwnego, skoro już w 1882 roku Siołkowice miały sikawkę przewozową z wężem, zaczątek przyszłej straży pożarnej. W tym samym roku miał miejsce jeden z kilku wielkich pożarów w historii miejscowości. W niedzielę, 9 czerwca, kiedy w oktawie Bożego Ciała gospodarze byli na procesjach w Chróścicach lub w Popielowie, w stodole u gbura Pródla wybuchł pożar.
Silny wiatr przeniósł ogień do Zawodniego Fabisza na Błoniu, a stamtąd do zagrody Halamowej na Kopcu i dalej – na szkołę, kościół i dzwonnicę. Po stronie kościoła spaliły się wszystkie domy mieszkalne, zabudowania gospodarcze i stodoły. Po drugiej stronie oprócz szkoły spaliły się wszystkie domy chłopskie, ale stodoły ocalały.
Stare Siołkowice i ich znani mieszkańcy
Na dzieje Starych Siołkowic składają się nie tylko dawne dokumenty i budowle oraz związane z nimi historie. Ducha miejscowości tworzą przede wszystkim ludzie. Andrzej Stampka w wydanej w 2018 oku książce „Z dziejów Siołkowic i okolicy” i inni autorzy wymieniają w różnych publikacjach kilkadziesiąt ważnych dla tej miejscowości postaci. Zatrzymajmy się choć przy kilku.
Postacią nieco zapomnianą wydaje się urodzony w 1932 roku werbista, o. Hubert Fautsch. Wyświęcony w 1958 roku wyjechał na misje do Papui Nowej Gwinei oraz do Australii. Rodzinną miejscowość odwiedził cztery razy: w 1960, 1965, 1977 oraz 1980 roku. Zmarł w Australii w 2001.
Międzynarodową sławę zyskał profesor matematyki Andrzej Pampuch. Chłopski syn urodził się w 1855 roku. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego oraz długoletni profesor nauk ścisłych na Uniwersytecie w Strasbourgu był korespondencyjnym członkiem wielu naukowych towarzystw na całym świecie. Zmarł w Starych Siołkowicach 5 lutego 1937.
Lekarz oraz duchowny-pszczelarz
Otton Spisla (ur. 1920 w Nowych Siołkowicach) był lekarzem. Pracował po wojnie w Dąbrowie Niemodlińskiej. Emigrował do Niemiec. Pasjonowała go historia Heimatu. Jego książka „Szlakiem pięknych górnośląskich wsi – Stare Siołkowice, Popielów, Chruścice”, została przetłumaczona na język polski i wydana przez Gminną Bibliotekę w Popielowie.
Ksiądz dr Jan Dzierżon, prekursor nowoczesnego pszczelarstwa i odkrywca dzieworództwa pszczół został – bezpośrednio po święceniach – w 1834 roku wikariuszem w Starych Siołkowicach. Przebywał tu przez rok. W pamięci mieszkańców pozostał nie tylko z powodu ustawionego w swoim pokoju ula. Wielu korzystało z jego rad dotyczących prowadzenia gospodarstwa.
Siołkowickie korzenie ma także Jakub Kania – poeta, pisarz ludowy i działacz oświatowy. Urodzony w 1872 walczył w I wojnie światowej i w III powstaniu śląskim. Był działaczem Związku Polaków w Niemczech. W Starych Siołkowicach jest pamiętany i upamiętniony. Dzięki tablicy na domu, w którym mieszkał, pomnikowi oraz izbie jego pamięci. Odwiedzają ją nie tylko miejscowi, także nauczyciele i uczniowie szkoły podstawowej w Domaradzu (w powiecie namysłowskim), której jest patronem. Wspomniane obiekty (dom pomnik, izba) są częścią trasy spacerowej: Szlaku „Meandrami losu Śląska i Ślązaków”.
Pionierska podróż za ocean
Szczególne miejsce w siołkowickiej historii zajął Sebastian Edmund Woś-Saporski. Urodzony w 1844 roku został pionierem emigracji polskiej do Brazylii. Po szkole w Siołkowicach uczył się w opolskim gimnazjum. Wolą rodziców było, aby studiował teologię. On jednak – aby uniknąć powołania do wojska – zmienił nazwisko na Saporski, a następnie w 1867 udał się do Anglii, a stamtąd do Urugwaju i Argentyny. Potem do Brazylii. Zatrzymał się w stanie Santa Katharina, gdzie pracował jako mierniczy. Stamtąd przeniósł się – ze względu na mniej upalny klimat – do Kurytyby w stanie Parana.
W listach do rodziców pisał o możliwości życia i pracy w słabo zaludnionej Brazylii. Z zaproszenia w 1869 roku skorzystało 16 rodzin ze Starych Siołkowic, łącznie 78 osób. Nosiły one m.in. takie nazwiska: Purkot, Filip, Kokot, Prodło, Gbur, Pampuch, Szymiczek, Macioszek, Wosch.
Trafili do stanu Santa Katharina – miejsca niekorzystnego klimatycznie i trudnego do karczunku. Woś-Saporski przyszedł im z pomocą. Przy wsparciu dworu cesarskiego uzyskał od Izby Municypalnej w Kurytybie obszar osadniczy Polarsinho dla 32 rodzin z Górnego Śląska. Do tej imigranckiej ziemi obiecanej przybywali kolejni osadnicy ze Śląska, z Poznańskiego, Prus Książęcych i Prus Królewskich oraz z Galicji. W stanie Parana – także dzięki Saporskiemu, który nikogo nie zostawiał bez pomocy – powstała nowoczesna Kurytyba i inne miasta. Woś-Saporski ożenił się z Brazylijką. Zmarł w 1933 roku. Miał 89 lat.
– Siołkowiczanie wyjeżdżali całymi rodzinami, łącznie emigrowało ich blisko 200 – opowiada Engelbert Miś, pochodzący stąd wieloletni dziennikarz spokrewniony z Wosiem – Saporskim.
– Przed wyjazdem deklarowało się, ile ziemi chce się tam, w Ameryce Południowej uprawiać. Kto przeliczył się z siłami i zadeklarował zbyt wiele, płacił karę. Saporski był człowiekiem wielu talentów. Pracował jako nauczyciel, ale też zakładał gazety. A jako poseł stanowy przyczynił się pod koniec lat 80. XIX wieku do zniesienia niewolnictwa. Doprowadził też do stworzenia dystryktu Nowa Polonia z biało-czerwoną flagą, kiedy Polski na mapie Europy jeszcze nie było – opowiada.
Stare Siołkowice to była i jest wieś otwarta
– Fenomen Starych Siołkowic polega na tym, że to zawsze była dwujęzyczna, otwarta i zróżnicowana społeczność – zwraca uwagę Engelbert Miś. – W roku 1858 było tam 2021 mieszkańców, w tym 28 ewangelików i 3 Żydów. Różne narodowości i wyznania żyły tu w zgodzie przez lata. Żyda, Kaima Epsteina, siołkowiczanie – m.in. pan Skroch i Jakub Kania – w latach 1939-45 ukrywali w swoich domostwach. Także moja rodzina dawała mu schronienie. Po wojnie rewanżował się, jak potrafił. Zaopatrywał swoich wybawców w jedzenie. Pomagał m.in. mojej mamie, przywożąc z Opola żywność, kiedy ojca zabrali Sowieci. Ja go jeszcze jako dziecko widywałem.
Dzisiaj jedną z wizytówek Starych Siołkowic jest prowadzone przez Caritas hospicjum.
– Nasze hospicjum wyróżnia się bardzo dobrą opieką, kuchnią jak w domu – zapewnia Sybilla Stelmach, wójt Popielowa, gminy, na terenie której leżą Stare Siołkowice. – Ważne znaczenie mają także Warsztaty Terapii Zajęciowej. Jestem za to bardzo wdzięczna, że pomagają one rodzicom, często już wiekowym, w opiece nad niepełnosprawnymi dziećmi. By rodzice mieli choć parę godzin czasu dla siebie.
– Uważam, że mieszkańcy Siołkowic od lat są pomysłowi, pracowici i przedsiębiorczy – dodaje pani wójt. – Tu się nadal dba o porządek i w sobotę sprząta się chodniki i ulice do połowy przed domami. Młodzi wnoszą nowe wartości. Myślę o założonym kilka lat temu stowarzyszeniu i pisanych na miarę potrzeb projektach służących choćby dzieciom i młodzieży.
Przykładem takiego dobrego działania jest przeniesienie biblioteki na zaadaptowane na ten cel poddasze szkoły.
Dom dla gości z Ukrainy
Na dowód, że otwartość nie jest tylko historyczną cechą mieszkańców Siołkowic i gminy, Sybilla Stelmach opowiada o przyjęciu gości z Ukrainy.
– W całej gminie, w Starych Siołkowicach także, z dnia na dzień przyjęliśmy blisko 300 uchodźców z Ukrainy – mówi pani wójt. – Często były to matki z dziećmi mające cały dobytek w jednej reklamówce. Nocowali na początku w świetlicach, ale pomoc i zaangażowanie mieszkańców były ogromne. Oni się tu zadomowili. Kiedy kilka dni temu kończyliśmy rok szkolny w siołkowickiej szkole, miałam przyjemność wręczyć stypendia wójta. Jedno z nich przypadło uczennicy z Ukrainy. Ona rok temu w maju nie mówiła po polsku. Teraz jest wzorową uczennicą. Mamy nadal około 70 przybyszów z Ukrainy i myślę, że oni już z nami zostaną. Przy wsparciu urzędu marszałkowskiego, gminy partnerskiej z Niemiec i parterów ze Stanów wyremontowaliśmy dom dla dwóch rodzin ukraińskich.
Na jubileuszowe uroczystości planowane na 1 lipca przyleciały z Brazylii dwie siostry, panie Saporskie.
– Ich obecność to jest mały cud – przyznaje pani wójt. – Pomagał pan Miś i jeszcze jeden dziennikarz, który udawał się do Brazylii. A jak one przyjadą i z brazylijską flagą przejdą przez miejscowość, będą żywym dowodem na odwagę i pracowitość naszych przodków. Pokażemy im naszą gminę, Opole, pojedziemy z nimi na Górę św. Anny, do Mosznej, Kamienia Śląskiego. Z delegacją niemiecką do Wrocławia i na jeden dzień do Krakowa. Chciałabym, żeby to dla nich były jedne z najpiękniejszych dni w ich życiu.
Pracując nad tekstem korzystałem z materiałów na stronie staresiolkowice.pl oraz z książek: Manfred Kutyma, Siołkowice. Zarys dziejów wsi opolskiej, Instytut Śląski, Opole 2007 oraz Andrzej Stampka, Z dziejów Siołkowic i okolicy, Gminna Biblioteka Publiczna, Popielów 2018.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.