Już nie ma nawet co porównywać do czasów sprzed dwóch lat, gdy na półmetku zmagań zajmowali ostatnią lokatę. Tym bardziej, że to była praktycznie inna ekipa, niemniej, wówczas zmartwieniem była kwestia utrzymania się w elicie. Teraz śmiało mogą patrzeć przed siebie.
Wszak podopieczni Daniela Plińskiego w połowie sezonu regularnego są na siódmym miejscu (pełna tabela TUTAJ). Z 15 meczów wygrali siedem, a przegrali osiem. Żałować można za to tego, iż ostatecznie nie udało się im zająć pozycji uprawniającej do gry w ćwierćfinale Pucharu Polski. Do tego zabrakło dwóch punktów… lub przynajmniej jednego zdobytego na LUK Bogdance Lublin.
Rozmowa z Danielem Plińskim, trenerem Stali
– Nieudanym meczem w Zawierciu, o którym chyba trzeba szybko zapomnieć, zakończyliście całkiem udaną pierwszą rundę. Jakby ją pan podsumował?
– Myślę, że to była dobra runda w naszym wykonaniu. Rok temu na tym samym etapie mieliśmy 23 punkty, dzisiaj mamy 25. Rok temu byliśmy po pierwszej rundzie na dziesiątym miejscu, teraz jesteśmy na siódmym. Oczywiście, zdajemy sobie też sprawę, że uciekło nam około pięciu punktów, ale nie narzekamy. Jestem zadowolony, choć wiem, że ten zespół może grać lepiej.
– Szczególnie boleć musi porażka w Lublinie. Dwa małe punkty więcej w drugim secie i nawet porażka wówczas po tie breaku premiowałaby was kosztem właśnie LUK Bogdanki do gry w ćwierćfinale Pucharu Polski.
– No tak, niestety, nie znaleźliśmy się w tej uprawnionej szóstce, chociaż bardzo nam na tym zależało. Była jeszcze okazja do awansu, choćby we wspomnianym spotkaniu w Zawierciu. Nie chcę powiedzieć, że nie wyszło nam ono, bo nasze nastawienie było dobre, drużyna walczyła, ale trafiliśmy na przeciwnika, który był w niesamowitej dyspozycji. Takie mecze się zdarzają. Rok temu w tym samym miejscu było podobnie. Głów jednak nie zwieszamy, tylko pracujemy dalej. Kolejne wyzwania przed nami i to już niebawem, bo rewanże startują w ten weekend.
– Szkoda też, że jest taki system promocji do gry w krajowym pucharze, bo jakby nie było – nie wszystkie drużyny z elity dostają szanse gry.
– Ja nie narzekam. Również na liczbę spotkań. Nie ma co gdybać. Tak jest i najwidoczniej musi być. My nie jesteśmy od tego, żeby się nad tym zastanawiać. My jesteśmy od tego, żeby pracować, grać i iść do przodu.
– W tym sezonie, tak jak w poprzednim, znowu imponujecie konsekwencją w grze z rywalami niżej notowanymi w tabeli. Na 27 możliwych do zdobycia punktów ugraliście z nimi 21. Natomiast z ekipami wyżej sklasyfikowanymi te proporcje to 18 do 4.
– Żeby awansować do play off, trzeba zwyciężać w meczach, w których należy wygrywać. Te punkty liczą się bardzo, bo ogrywamy przeciwników, którzy bezpośrednio walczą z nami o to samo. W angielskiej lidze piłki nożnej utarło się takie powiedzenie, że nie wygrywa się mistrzostwa podczas rywalizacji z drużynami z topu, tylko z drużynami, które są niżej, bo w tym wypadku ważne jest, by z nimi nie tracić punktów. I my też się tego trzymamy. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że możemy też tych wielkich ukąsić. I miejmy nadzieję, że w rundzie rewanżowej wszyscy się o tym przekonają.
– Początkowo waszym przekleństwem były tie breaki, ale tylko do szóstej kolejki. W tym czasie mieliście cztery takie mecze, potem już żadnego.
– Trzeba wziąć pod uwagę, że to wysokie miejsce, które teraz zajmujemy, to także zasługa tego, iż zdobyliśmy cztery „oczka” poprzez dotarcie w meczu właśnie do tie breaku. A mogło być jeszcze lepiej i to zdecydowanie. W piątym secie prowadziliśmy przecież ze Skrą Bełchatów. Moim zdaniem, powinniśmy wygrać z AZS-em Olsztyn. W Kędzierzynie-Koźlu prowadziliśmy 2:0 i to z tą Zaksą, która była zdrowa i w formie, zresztą ten mecz był w naszym wykonaniu bardzo dobry i rywale też grali rewelacyjnie. Z Resovią Rzeszów natomiast mieliśmy piłkę setową w górze w pierwszej partii i mogliśmy prowadzić 1:0, ale się nie udało i trzeba było gonić wynik. Te tie breaki nam nie wychodziły, to fakt, ale też można powiedzieć, że za każdym razem zabraliśmy jeden punkt przeciwnikowi. Jeśli więc już przegrywać, to lepiej 2:3, niż zostając z niczym.
– Przed sezonem powiedział pan: „Nasz przedział to miejsca 7-12, bo ta liga jest tak wyrównana, że mogą się naprawdę różne rzeczy dziać. Trzeba być bardzo skoncentrowanym, żeby głupio nie tracić punktów, a choćby jeden zawsze trzeba będzie wyszarpać”. I wszystko się sprawdziło.
– I to podtrzymuję. Dalej zespoły, które zajmują trzy, cztery miejsca „pod kreską” gry o play off, będą się o to biły. Tym samym ta druga runda też dla nas będzie ciężka i musimy zagrać podobnie jak pierwszą, żeby utrzymać się w „ósemce”. A następnie spróbować powalczyć o pierwszą „czwórkę”.
– Za to chyba mało kto przewidział, że w gronie goniących ekip będzie ZAKSA.
– Każdy ma swoje problemy, także zdrowotne i się z nimi zmaga, bo stale ktoś, gdzieś, wypada ze składu. Choć w przypadku Zaksy trafiła się niesamowita kumulacja, bo tych kontuzji mają bardzo dużo. Taka jest jednak liga i trzeba po prostu sobie z tym radzić i walczyć.