Nie należy natomiast, a może nawet nie wolno przenosić pamięci o zbrodniach i zbrodniarzach na ich niczego niewinnych potomków. Niestety, coraz częściej tak się dzieje. Serdeczne, miłosierne przyjęcie tłumu uchodźców z Ukrainy w Polsce po rosyjskim ataku jest coraz bardziej odległym wspomnieniem. Dziś coraz częściej słyszą oni, że zajmują nam miejsca w pracy, a ich dzieci w przedszkolu. Albo sugestie – niczym poza twardą niechęcią nie poparte – że Ukraińcy są podpalaczami hali w Kędzierzynie-Koźlu.
Ta rosnąca niechęć do imigrantów z Ukrainy dotyka ich także na granicy ze strony pseudopatriotycznych członków samozwańczego Ruchu Obrony Granic. Bo to naszych wschodnich sąsiadów, a nie – jak twierdzą ludzie Roberta Bąkiewicza – przybyszów z Bliskiego Wschodu czy Afganistanu dotykają przede wszystkim graniczne utrudnienia, a czasem represje.
Oczywiście, nikt rozumny nie postuluje, żeby otwierać granice na oścież i wpuszczać wszystkich jak leci. Ale też nikt nie powinien zapominać o przykazaniu miłości bliźniego.
Zresztą tak naprawdę do solidarności z wojennymi imigrantami wzywa nas nie tylko chrześcijaństwo, ale i samo człowieczeństwo. Przypomnijmy sobie Odyseję. Wracającego z tułaczki do Itaki (Księga XIV) przyjmuje serdecznie i z troską pasterz Eumajos.
„Grzech byłby i biedniejszym niźli ty żebrakiem/ Gardzić i w próg nie puszczać. Tułacz czy ubogi,/ Jest pod Zeusa opieką” – mówi.
I trudno się oprzeć wrażeniu, że poganin Homer miał w sobie więcej ducha Ewangelii niż wielu polityków w Polsce, także tych chętnie wymachujących chrześcijaństwem jak flagą.
Czytaj także: Honory dla skazanego antysemity Międlara pod patronatem władz miasta
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania