– Właśnie prasuję na tę okoliczność córce kimono, a ciężko idzie, bo jest jak drelich. No, to jestem zasłużonym w tej materii działaczem sportowym – żartuje przez telefon pastor Wojciech Pracki, kiedy ustalamy termin spotkania. – Ale to na zawody jest cieńsze, dużo łatwiej się je prasuje. Nawet lubię prasowanie, ta monotonia uspakaja.
Po drodze do mieszkania państwa Prackich, które znajduje się na piętrze jest kancelaria, świetlica parafialna. W mieszkaniu, ale też po drodze wiszą wieńce adwentowe, które wyszły spod ręki pastorowej. Wieszanie ich w adwencie na drzwiach katolicy przejęli od ewangelików, koła bez początku i końca, symbolu wieczności.
W mieszkaniu domowo i przytulnie, wszystko w świątecznym klimacie. Gościnna żona księdza od progu zaprasza do stołu i częstuje tradycyjnym keksem. Dorota Czauderna-Pracka to teolożka, anglistka, na co dzień uczy w szkole. W kościele jest organistką, dlatego jeszcze kilka lat temu chciała, żeby córka grała na skrzypcach.
– Jednak do niczego dziecka nie można zmuszać, były lekcje, ale dziecku można jedynie wskazać drogę. Skrzypce przegrały z karate. Od początku widzieliśmy, z jaką pasją staje na macie. Ale przyznam, że nie mogę patrzeć na zawodach na te wszystkie ciosy – mówi pastorowa.
– A ja mogę – uśmiecha się pastor Wojciech Pracki, tato mistrzyni.
Z Wigilią udało się zdążyć
– Tegoroczny adwent był nieco inny, bogaty w różne wydarzenia. Wybór męża na biskupa, zawody córki, wcześniej powódź… – tłumaczy pastorowa, nakładając ciasto na talerzyki.
Bo oboje się w pomoc zaangażowali, szczególnie w Lewinie Brzeskim, ale nie chcą się tym chwalić. Zresztą, nie pierwszy raz nieśli pomoc potrzebującym. Do teraz w drugiej części zabudowań parafialnych mieszka czternaścioro uchodźców wojennych z Ukrainy, których przyjęli zaraz po ataku Rosji.
– Ale teraz już mieszkają na warunkach komercyjnych. A za pieniądze, które wcześniej płynęły z ratusza, urządziliśmy ich pokoje – wyjaśnia pastor Wojciech Pracki.
– Tyle się działo, ale ze wszystkim zdążyliśmy. I Wigilia tegoroczna była mimo wszystko taka spokojna – wraca do przerwanego wątku pastorowa.
Ksiądz jeszcze w Wigilię, przed popołudniowym nabożeństwem i rodzinną kolacją, porządkował ogród. Bo ogród to jego domena, gdzie robi wszystko sam.
– Taki płodozmian – żartuje pastor.
Zresztą, w dzielnicy, w której w Opolu mieszkają, znany jest z poczucia humoru. – Byłem już do nabożeństwa przygotowany, a praca fizyczna dobrze człowiekowi robi – dodaje.
Pastor Wojciech Pracki jako proboszcz prowadzi firmę „Parafia”
Ksiądz Pracki oprócz tego, że jest duchownym i stoi na czele parafii oraz prowadzi działalność charytatywną, musi być menedżerem.
– Prowadzenie parafii to także prowadzenie działalności gospodarczej. W budynkach należących do parafii wynajmujemy lokale kilku podmiotom gospodarczym. Działalność opiera się o ustawę dotyczącą stosunku państwa do Kościoła ewangelicko-augsburskiego, która jest kalką katolickiego konkordatu. Nie płacimy podatku dochodowego, jeśli dochód przeznaczany jest na działalność kultową. Ale VAT, podatek od nieruchomości, gruntowy, tak, jak od działalności gospodarczej, jest normalnie odprowadzany – wyjaśnia.
Ponadto w Ozimku ksiądz Pracki jest administratorem cmentarza, a przy ul. Kropidły w Opolu prowadzi wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego. Dla wszystkich, nie tylko ewangelików.
– Nie nudzimy się, bo jeszcze jest religia w szkole, więc dochodzą sprawy oświatowe – śmieje się pastor Wojciech Pracki.
Filiały opolskiej parafii ewangelicko-augsburskiej są w Ozimku, Gogolinie i w Osinach, gdzie też odprawia nabożeństwa. W Ozimku nie ma organisty, więc tam jedzie pastorowa z mężem i gra. Na brak obowiązków ksiądz Wojciech nie może narzekać, a do tego dochodzą jeszcze te względem rodziny. Co parafianie przyjmują ze zrozumieniem.
– Kiedyś byłem na zawodach z Julką w Limanowej, które przedłużyły się niemal do północy. Potem pięć godzin z Limanowej do Opola za kierownicą, a rano miałem niedzielne kazanie na nabożeństwie. Chociaż byłem przygotowany, bo kazania zawsze wygłaszam z pamięci, to po takiej nieprzespanej nocy wiedziałem, że myśli mogą uciekać. Zadzwoniłem do żony, żeby za mnie je wygłosiła – opowiada pastor.
Pastorowa, jak każdy ewangelik, przyjęła to zadaniowo. – Choć trochę się zdziwiłam, ale jak trzeba, to trzeba – mówi. – Tak już mam, że kiedy trudność przychodzi, to trzeba sobie radzić. Z drugiej strony, to nie był jakiś wymysł męża, bo był z naszym dzieckiem na zawodach, a to też było zadaniem do wykonania.
A jak wierni to przyjęli?
– Nie zostałem wtedy w domu, tylko poprowadziłem liturgię. A jak Dorotka miała kazanie, to się szczypałem, żeby nie zasnąć – śmieje się pastor Wojciech Pracki. – Wierni przyjmują takie sytuacje ze zrozumieniem, bo przecież mamy rodzinę. Więc lepiej było, że to moja żona wygłosiła kazanie.
– Jeszcze tak nie było, żeby nieprzychylnie parafianie podeszli do naszych sytuacji życiowych. W rodzinie czasem coś się zdarza, na co nie mamy wpływu. Kto ma rodzinę, ten wie… – dodaje pani Dorota.
Pastor Wojciech Pracki – ewangelik jest zadaniowy
Przy stole cały czas towarzyszy nam Niki, psiak bezpiecznie przysypia na kolanach pastora. Ale to pupil ich córki. Suczkę dostała na pocieszenie, kiedy opuszczali Warszawę. Wówczas 6-letnia Julka musiała zostawić przyjaciółki z przedszkola, bo jej tato, wówczas rzecznik biskupa Jerzego Samca, zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, obejmował parafię w Opolu.
Będąc najmłodszym kandydatem, w demokratycznych wyborach został przez większość parafian ewangelicko-augsburskich z Opola wybrany na proboszcza. A o tym, że zamierza zgłosić swoją kandydaturę na biskupa katowickiego, wcześniej rozmawiał z żoną.
– Jest kilka czynników, które pozwoliły nam podjąć decyzję o kandydowaniu. A jednym z nich jest to, że córka już nie jest małym dzieckiem, więc bez obaw można się oddać jeszcze innym obowiązkom – przyznają państwo Praccy.
– Urząd biskupa wiąże się z wieloma wyjazdami, ale mając tak duże dziecko, już można sobie na to pozwolić. Ale od razu powiedziałam, że nie chcemy się z Julką przenosić, bo w Opolu jest nam bardzo dobrze. Bo to byłaby zmiana szkoły Julki, zmiana klubu sportowego, trenera i wiele innych… – tłumaczy pani Dorota.
Nie muszą się przenosić, opuszczać Opola, w którym zdążyli zapuścić korzenie.
– W związku z tym, że my nie mamy odrębnej siedziby diecezji, tak zwanej Kurii, więc biuro diecezji wędruje zawsze za wybranym księdzem. Dlatego kiedyś diecezja była w Bytomiu-Miechowicach, następnie w Katowicach. A teraz będzie w Opolu – wyjaśnia pastor Wojciech Pracki.
Konsekracja nowego zwierzchnika diecezji katowickiej odbędzie się 1 lutego 2025 roku.
Babka od „reli” i ołtarza
– Ksiądz elekt, a nie nominat – poprawia pastor Wojciech Pracki parokrotnie podczas naszej rozmowy. – Podobnie jak w świeckim wydaniu, u nas biskup pochodzi z wyboru, a nie jest nominowany.
Synod Diecezji Katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego wybrał ks. Wojciecha Prackiego na urząd biskupa na 10-letnią kadencję. Głosowało 83 synodałów, za kandydaturą ks. Wojciecha opowiedziało 62 z nich, przeciw było 11, a 10 wstrzymało się od głosu. Wśród synodałów są też osoby świeckie, delegaci z każdej parafii danej diecezji.
Czy dla żony pastora, kiedy mąż zostaje biskupem, to nobilitacja? – To nie tak, bo tak wyboru męża nie można traktować – zastrzega pani Dorota. – Przede wszystkim to ogromna odpowiedzialność.
Jak bardzo się zmieni teraz życie rodziny Prackich?
– Przejmę religię, którą wcześniej prowadził mąż – kontynuuje pastorowa. – Już prowadziłam w Cieszynie lekcje religii i nie mam oporów, czy to są małe dzieci, czy młodzież.
– A czasem ustawia męża – śmieje się pastor Wojciech Pracki. – Ale mam kompetentną żonę, z czego będę teraz korzystać.
Bo pastorowa będzie teraz częściej prowadziła nabożeństwa. – Ale tylko w sytuacji nieobecności męża – podkreśla pani Dorota, która nie jest duchownym, ale ma uprawnienia do prowadzenia nabożeństw. A w Kościele ewangelicko-augsburskim w Polsce jest jedenaście kobiet wyświęconych na księży.
– Dlatego nie powiem, że absolutnie nigdy nie zostanę księdzem, bo w życiu wiele może się zdarzyć – dodaje pani Dorota. – Tak, jak wybór męża na biskupa.
Kobieta przy ołtarzu nawet u ewangelików wciąż jest przyjmowana przez niektórych wiernych z dystansem. Chociaż, coraz częściej się przekonują, że kobieta ksiądz też potrafi prawić kazania i wywiązywać ze swoich obowiązków nie gorzej, niż ksiądz mężczyzna. Jak ze wszystkim, potrzeba czasu, żeby sytuację oswoić.
Pastorowa to teraz babka od anglika, religii i od ołtarza. – Jeszcze DJ kościelny, bo gra na organach – żartuje ze swojej żony pastor. Oprócz codziennych obowiązków, spotykają się też ze znajomymi, bo nie tylko obowiązkami człowiek żyje.
– Wczoraj żona była na śniadanku z koleżankami – śmieje się ksiądz.
– A mąż był na męskim spotkaniu – ripostuje pastorowa.
– Czasami trzeba coś przedyskutować i ponarzekać na swoje żony w męskim gronie – śmieje się ksiądz Pracki. – Pojechaliśmy z kolegą do muzeum motoryzacji w Oławie, a potem wracamy do żon. Bo przy niej jak w raju.
Pastorowa przyznaje, że lubi te babskie spotkania, przy czym zastrzega, że zawsze są bezalkoholowe.
– Tak się składa, że żadna z nas nie lubi alkoholu, potrafimy się bawić bez niego. Tak we czwórkę pojechałyśmy też na wakacje – stwierdza.
Jula nie wyjmie kolczyka
Na kolanach pastora nadal spokojnie wyleguje się Niki. Psiak czeka na powrót ze zgrupowania Julki.
– Gdybym go zostawił, to będzie hałaśliwy. Więc lepiej niech tak leży – tłumaczy pastor.
Czy ich córka musi zawsze pamiętać, że jest córką pastora?
– Absolutnie nie wychowujemy córki tak, że jest córką księdza, a zaraz biskupa, więc to ją zobowiązuje do specjalnego zachowania – podkreśla pastorowa. – Dziecko ma swoje własne życie.
– Takie podejście, że dziecko coś musi, jest zawsze przeciwproduktywne. I mama jest mamą, a ja jestem dla córki tatą, a nie pastorem – dodaje ks. Wojciech.
– I nie wygłaszam córce kazań, chociaż czasem dochodzi do ostrych rozmów, ale muszą być konstruktywne i trzeba spotkać się w połowie drogi – śmieje się pastor Wojciech Pracki.
Julka to utalentowana nastolatka, nie tylko mistrzyni karate. Po rodzicach ma talent językowy i śpiewa. – Ma głos 3,5 oktawy, a Freddie Mercury miał cztery oktawy – mówi dumnie tato pastor. – Ale świat muzyki to nie jej bajka. I to przyjmujemy. Chociaż ostatnio zaczęła grać na gitarze…
Julka nie różni się od swoich rówieśniczek, jak wiele z nich nosi kolczyk w nosie. I nie wyjmie go nawet na konsekrację biskupią taty. Bo, jak stwierdziła, jest elementem jej tożsamości.
Z faktu, że Praccy zostają w Opolu, cieszą się też, niezależnie od wyznania i poglądów, ich sąsiedzi z dzielnicy Pasieka.
– Bo to kontaktowi i otwarci ludzie, z którymi się świetnie rozmawia. A kiedy ktoś potrzebuje pomocy, to nigdy nie odmówią – podkreślają sąsiedzi.
Czytaj też: Ksiądz Katarzyna Kowalska: Z mężem się uzupełniamy. I w domu, i w kościele
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.