Krzysztof Ogiolda: Od momentu wyboru papieża Franciszka ksiądz profesor nie ukrywał, że ceni styl sprawowania przez niego urzędu. A z czasem także jego nauczanie…
Ks. prof. Tadeusz Dola: – Wydawało mi się zawsze, że papież Franciszek wychodzi naprzeciw oczekiwaniom współczesnego człowieka. To znaczy, starał się mieć jak najbliższy bezpośredni kontakt z tymi, którzy chcą się z nim spotykać. Nie stawiał żadnych barier. Świadczyły o tym symboliczne gesty wyrażające taką postawę wobec ludzi. Myślę przykładowo o jego wizycie w Wielki Czwartek w więzieniu, gdzie umył nogi 12 więźniarkom. Wielu się to nie podobało. W ich przekonaniu było to niestosowne i uderzało w powagę papieskiego urzędu. A on chętnie odstępował od utartych sposobów pełnienia tej posługi.
Począwszy od „dobry wieczór”, którym się przywitał z wiernymi w dniu wyboru na placu Świętego Piotra?
– I od prośby do wiernych, by się za niego pomodlili. Dopiero potem on udzielił błogosławieństwa „Miastu i światu”. Krytykowano go za to, że kiedy wracał samolotem z apostolskich podróży, szedł do dziennikarzy i odpowiadał na nawet najbardziej niewygodne pytania. Mówił spontanicznie i to też się wielu osobom nie podobało. Bo przecież papież powinien się wypowiadać wyłącznie oficjalnie na podstawie przygotowanych wcześniej dokumentów. Pomyłki w publicznych, spontanicznych wypowiedziach mu się zdarzały. Przyjmował to za rzecz oczywistą, że może się pomylić. Odstępował od przygotowanego tekstu kazania, żeby nawiązać lepszy kontakt ze słuchaczami. Bardzo mi to, że był spontaniczny, zwyczajny, nieoficjalny, imponowało. To, że sam nosił swoją czarną torbę i sam – bez pomocy sekretarza – dzwonił, kiedy chciał z kimś porozmawiać.
Zrezygnował z mieszkania w Pałacu Apostolskim na rzecz Domu św. Marty, czyli watykańskiego hotelu.
– Z tego też robiono mu zarzuty, że to wcale nie jest taniej i trudniej papieżowi zapewnić bezpieczeństwo.
A Franciszek przekonywał, że nie może „ze względów psychiatrycznych” mieszkać z dala od innych ludzi.
– Potrzebował kontaktu właściwie z każdym. Co się przekładało na dowartościowanie roli świeckich w Kościele. Postawa klerykalizmu wśród duchowieństwa była mu obca. Bardzo ją krytykował. Nie oczekiwał dla siebie jakichś zewnętrznych oznak szacunku i księży też do tego namawiał. Traktował siebie na równi z innymi. Jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires jeździł publiczną komunikacją i sam sobie gotował. Jako papież unikał jak ognia wielkich wystawnych samochodów. Mam przed oczami taką scenę z wizyty Franciszka w USA. Prezydent jedzie wielką opancerzoną limuzyną, a papież seryjnym fiatem 500. Starał się doceniać rolę kobiet w Kościele. Dopuścił kobiety do posług akolitatu i lektoratu. Co było usankcjonowaniem faktu, że kobiety mogą w czasie liturgii czytać Pismo Święte także w prezbiterium bazyliki św. Piotra.
Był zawsze blisko ubogich. Symbolem tego było otwarcie pryszniców i toalet dla bezdomnych pod Kolumnadą Berniniego, w sąsiedztwie bazyliki św. Piotra. Jego współpracownikiem w tym dziele był polski kardynał Konrad Krajewski, papieski jałmużnik.
– On jest papieżowi bardzo bliski. A kontynuacją jego misji było pojawianie się biskupich jałmużników w diecezjach, by zajmowali się ubogimi, bezdomnymi. Byśmy nigdy nie zapominali, że człowiek jest drogą Kościoła, a człowiek ubogi jest nim szczególnie. To jest ewangeliczne, papież Franciszek to na nowo unaocznił. To się wiąże z podkreślaniem przez papieża wizji Boga miłosiernego. Nieskończonego w miłosierdziu. Duchownym przypominał, że konfesjonał nie jest salą tortur, tylko szpitalem polowym dla ludzi zranionych. Tych ludzi trzeba starać się rozumieć i przygarniać. Tak jak dobry lekarz przygarnia chorego. Dotyczy to także postawy papieża wobec osób homoseksualnych. Wiadomo, że nie popierał aktów homoseksualnych. Ale konsekwentnie wzywał do szacunku wobec takich osób, zresztą zgodnie z „Katechizmem Kościoła katolickiego”.
W Polsce papież Franciszek był w 2016 roku w czasie Światowych Dni Młodzieży. Mówił młodym chrześcijanom, żeby wstali z kanapy.
– To się nie tylko do młodych odnosi, że w Kościele jesteśmy nie tylko po to, żeby korzystać z dóbr Kościoła, ale by się angażować w rozdzielanie tych dóbr. Przede wszystkim chodzi o sakramenty święte. Miał bardzo zdecydowane stanowisko w kwestii udzielania chrztu świętego. Mówił, żeby udzielać tego sakramentu. Nie stwarzać barier tym, którzy chcą się ochrzcić lub przynoszą dziecko do chrztu.
Pamiętam taką wypowiedź papieża, która świadczy o tym, że nie tylko na młodych się koncentrował. – „Najpiękniejsze są spotkania z osobami starszymi na placu św. Piotra. Starsi to mądrość. Bardzo mi pomagają. Ja też jestem już stary, ale ludzie starsi są jak dobre wino, które ma w sobie tę historię dojrzewania” – mówił. Pobrzmiewają tu wspomnienia kochanej babci Jorge Bergoglio…
– Ta babcia przypominała też pewnie papieżowi, że należał do rodziny włoskich emigrantów, którzy wyjechali do Argentyny. Jak mówiła jego siostra, wyjechali nie ze względów finansowych, ekonomicznych, ale z przyczyn politycznych. Uchodzili przed rządami faszystów. Może to jakoś zadecydowało o tym, że papież bardzo interesował się imigrantami. Wstawiał się za nimi zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Wyrazem tego był jego niedawny list do biskupów amerykańskich nt. emigrantów. List ten był reakcją na wypowiedzi i na działania Donalda Trumpa. Franciszek próbował się zdecydowanie przeciwstawić sądom generalizującym typu: imigrant to przestępca. Papież tym listem wsparł działania tych amerykańskich biskupów, którzy się od poglądów Trumpa dystansują.
Papież był przez wiele osób, także w Polsce, rozumiany i akceptowany, gdy mówił o sprawach związanych z wiarą, duszpasterstwem itd. Natomiast zdziwienie, a czasem niechęć budziły jego niektóre niezręczne wypowiedzi o rosyjskiej agresji na Ukrainę.
– Papież próbował współczuć tym, którzy w różnych miejscach na ziemi cierpią, m.in. z powodu wojny. Ale jednocześnie ujawniło się, że on jest z innego świata, z Ameryki Południowej. Tamte kraje nierzadko ucierpiały z powodu polityki USA.
Gorzej rozumiał Europę, za to wiedział, jak dotkliwe mogą być Stany Zjednoczone?
– Pewnie tak właśnie było. A w skomplikowanych zagadnieniach współczesnej polityki trudno było o jego jednoznacznie trafne wypowiedzi. Zwłaszcza spontaniczne. Szczególnie na początku wojny Franciszek nie był dostatecznie zorientowany w sprawach polityki w Europie, relacji Europy z Rosją, funkcjonowania Ukrainy itd. Mógł zasięgnąć opinii specjalistów, ale tego nie zrobił i popełniał błędy. Zwłaszcza w ocenie Ukraińców. Natomiast bardzo skutecznie angażował się w pomoc dla Ukrainy. Nie tylko wysyłał kardynała Krajewskiego z darami na Wschód, ale też Ukraińców, w tym dzieci, przyjmował u siebie. To były gesty solidarności. Wypowiedzi o polityce wypadały gorzej od tych o sprawach religijnych, o relacjach człowieka z Bogiem. One pozostają bardzo cenne. Także wtedy gdy papież wypowiadał się w sposób nietypowy. Jak w jego ostatniej encyklice „Dilexit nos” (On nas umiłował).
Co w niej było nietypowego?
– Papież Franciszek zachęcał w niej do powrotu do kultu Serca Pana Jezusa. Analizował znaczenie serca nie tylko w Biblii, ale i w kulturze. To się w encyklikach innych papieży nie zdarzało, papież Bergoglio cytował nie tylko dokumenty Kościoła, ale m.in. literaturę, także pisma mistyków, świętych, ze swoją ulubiona świętą Teresę od Dzieciątka Jezus, a nawet Dostojewskiego. Papieżowi zależało, byśmy Boga widzieli i przeżywali jako miłosiernego Ojca. Odnajdowali serce jako miejsce swojej tożsamości i tożsamości społecznej.
Czytaj też: Jorge Bergoglio – jak chemik został papieżem Franciszkiem
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania