Późniejsze roczniki wsłuchują się w tiktokerów, często przedstawiających siebie jako idealnych: wstają o 5.00, żeby ćwiczyć jogę, wypijają matchę. Bo kawa od dawna jest passe – zauważa Natalia Kuczera. – Odżywiają się inaczej, a ubrania najlepiej beżowo-białe. I biegną do swoich zajęć. A my wobec tego jesteśmy tacy zwyczajni…
Czy w tym „idealnym” tiktokowym świecie jest miejsce na dzieci?
– Tam też są dzieci, ale one wiodą smutne beżowo-białe życie – stwierdza Natalia. – W estetycznym otoczeniu i wśród pozbawionych kolorów zabawek.
Urodzeni ćwierć wieku temu stali się symbolem przejścia z drugiego do trzeciego tysiąclecia. To pokolenie „Z”, następne po „milenialsach”, czyli pokoleniu Y. Charakterystyczne dla „Zetek” jest to, że świetnie poruszają się zarówno w świecie offline, jak online, są obecni w tym realnym, jak i wirtualnym świecie.
Nie doczekała się wózka od prezydenta
Natalia Kuczera przyszła na świat 1 stycznia 2000 roku około godziny 9.00 w Klinicznym Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii w Opolu. I stała się symbolicznym noworodkiem nowego tysiąclecia. A doniosłość chwili miał podkreślić obiecany publicznie podarunek od Leszka Pogana, ówczesnego prezydenta Opola.
– Obiecał dla mnie wózek, ale nigdy tego prezentu od prezydenta moi rodzice nie dostali – śmieje się Natalia Kuczera, obecnie mieszkanka Dobrzenia Wielkiego.
– Wiem z rodzinnych opowieści, że tato z wujkiem odwieźli mamę w sylwestra na porodówkę. Gorzej się poczuła, ale planowo miałam przyjść na świat za kilka dni – opowiada Natalka. – A sami czekali na rozwój wydarzeń wśród tłumu na sylwestrowym Rynku w Opolu.
O pierwszej „milenijnej” Opolance, która przyszła na świat w Klinicznym Centrum Ginekologii i Położnictwa, informowały lokalne media. Zrobiło się o niej na tyle głośno, że dziadek Bernard z Budkowic o tym, że ma wnuczkę, dowiedział się nie od syna, ale od znajomych w… kościele, gdzie poszedł na noworoczną mszę.
Położne z latarkami
W Klinicznym Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii doskonale pamiętają przygotowania do wejścia w nowe tysiąclecie.
– To był czas niepewności i obaw związanych z technologią przy przejściu w 2000 rok, a już mieliśmy system centralnego monitorowania KTG – mówi Katarzyna Krygier, oddziałowa kierująca salą porodową w KCGPiN.
– Dokumentacja była prowadzona komputerowo, więc obawiano się, że coś możemy stracić. Ostrzegano, że systemy mogą paść, więc z dostawą prądu też może być różnie. Dlatego też na te wszystkie ewentualności byłyśmy przygotowane, a gdyby prądu zabrakło, miałyśmy latarki.
Na szczęście, nic z tych katastroficznych przepowiedni się nie sprawdziło, poród przebiegał spokojnie i bez zakłóceń, a Natalka przyszła zdrowa na świat.
Przejściu w trzecie tysiąclecie towarzyszył pewien strach. W związku z tym pojawiały się różne wróżby i przepowiednie. Nawet Aleksander Kwaśniewski, ówczesny prezydent RP mówił, że trudno się będzie przyzwyczaić do komputerowego zapisu roku z samymi zerami.
To przez te zera i pierwszą dwójkę w zapisie roku miały paść po północy systemy komputerowe, sterujące różnymi urządzeniami. Sygnalizacja świetlna w miastach miała zwariować. Natomiast przede wszystkim obawiano się o zabezpieczenia systemu rakiet międzykontynentalnych, więc poczucie bezpieczeństwa zostało wtedy naruszone.
– Potem opowiadano mi o tym 2000 roku różne historie. Między innymi o końcu świata, ale to raczej był koniec młodości moich rodziców – śmieje się Natalka. – A byli dość młodzi, kiedy się urodziłam.
Bajki z satelity
Co dzisiaj robi Natalia Kuczera, pierwsza Opolanka urodzona w 2000 roku?
Przede wszystkim zdobywa wiedzę. Za chwilę kończy studia ekonomiczne. Ta 25-latka zna doskonale język niemiecki i angielski, a hiszpański w stopniu komunikatywnym. Obecnie intensywnie się uczy języka francuskiego i od miesiąca jest formalnie samodzielną księgową. Bo Natalia to rocznik, któremu zalecano jak najwcześniej zderzyć się z niełatwym rynkiem pracy.
– Dopiero w drugim semestrze maturalnej klasy zrezygnowałam z pracy. A tak to pięć razy w tygodniu popołudniami pracowałam jako konsultantka w niemieckiej firmie – opowiada Natalka. – Zaczęłam tę pracę na wakacjach, ale tak mi się spodobało, że pracowałam w ciągu roku szkolnego.
– Bywało, że ktoś dzwonił, chcąc wymienić czytnik kart. Albo drukarkę, albo zainstalować jakiś program, to musiałam tłumaczyć, że będzie trudno. Bo mieszkam w Opolu – śmieje się Natalka. – Za każdym razem byli zdziwieni, że niemiecka firma jest też w Polsce. Dziwiło ich też to, że ktoś spoza Niemiec może tak dobrze znać niemiecki.
– To wszystko przez bajki – tłumaczy. – W dzieciństwie oglądałam kreskówki tylko w języku niemieckim. Zresztą, w dzieciństwie myślałam, że tak brzmi też język polski. Chociaż w rodzinie niezbyt często słyszałam niemiecki.
Sama też dochodziła do znaczenia niuansów językowych. Na przykład, że „morgen” ma dwa znaczenia: poranek, ale też jutro.
– Morgen czekałam na bajkę. A okazało się, że była następnego dnia – dodaje. – Potem mama prowadziła mnie do przedszkola językowego, gdzie oprócz niemieckiego miałam angielski.
Rodzice tych roczników sami doświadczali, czym jest gospodarka po transformacji społeczno-gospodarczej, więc jak najlepsze przygotowanie dzieci do dorosłego życia stało się dla nich imperatywem.
– Kiedy chciałam się uczyć hiszpańskiego jeszcze w podstawówce, to mama znalazła mi Kubankę mieszkającą w Opolu – wspomina Natalia. – Dzięki temu, kiedy miałam piętnaście lat, to w niewielkiej wiosce pod Barceloną, gdzie nikt nie znał angielskiego, mogłam załatwić sprawę. Dlatego, że rozmawiałam po hiszpańsku.
Teraz Natalia pracuje w międzynarodowej firmie, która specjalizuje się w księgowości. Natalia zajmuje się tam finansami niemieckimi.
Fałszywy świat TikToka
Charakterystyczne dla roczników Natalii jest to, że równie sprawnie poruszają się w świecie realnym, jak i wirtualnym. W jednym i drugim czują się dobrze, ale szczycą się tym, że nie mieli dostępu do internetu od pierwszych lat swojego życia.
– Nasze dzieciństwo przebiegało bez telefonów komórkowych. A obecnie widzę, jak kilkuletnie dziecko w sklepie, przychodni, czy kościele dostaje telefon, żeby się czymś zajęło – mówi Natalka. – A mój chłopak i jego koledzy w tym wczesnym okresie życia spędzali jeszcze czas na boisku. Wszystko było zespołowe, a teraz dzieci i nastolatki siedzą w telefonach. Trudno o ten bezpośredni kontakt. Chyba dlatego tak trudno im się było odnaleźć po okresie covidowym. Bo przecież już wcześniej mieli problem z kontaktami rówieśniczymi.
Natalka i jej rówieśnicy w licealnych czasach każdy piątek spędzali wspólnie. – I nie było, że za zimno, czy za gorąco. Zawsze w piątek w plenerze – wspomina. – Do mojego liceum w Dobrzeniu chodziły osoby z Pokoju i okolic, ale część z nich trafiła do „piątki” w Opolu. Więc to były fantastyczne spotkania tych z „piątki” i naszego liceum. Nadal je kontynuujemy, ale rzadziej. Bo to już prawnicy, ekonomiści, lingwiści i są zajęci pracą…
W ich odbiorze brak studniówki w okresie pandemii u młodszych roczników nie ogranicza się jedynie do braku wspólnej imprezy. Studniówka to coś więcej, to pierwszy raz, kiedy tak oficjalnie idzie się z osobą towarzyszącą na imprezę do szkoły. Takich momentów młodszym rocznikom zabrakło.
– Przecież to widać, że rozwijamy się technologicznie, ale cierpią nasze relacje. A najbardziej te damsko męskie – zauważa Natalia. – A coś takiego jak Roblox, taka gra, z jednej strony pokazuje, że chcemy doświadczać wielu sytuacji, ale nie robimy tego w życiu. Myśmy bawili się w kościół na żywo, nie potrzebowaliśmy do tego Robloxa. Po prostu byliśmy razem.
Młodsi siedzą tylko w telefonach i wpatrują się w tiktokerów.
– Życie tiktokerów może uchodzić za piękne, ale realnie takim nie jest – podkreśla Natalka. – Ale im dłużej siedzi się w telefonie, tym bardziej się temu ulega, wierząc, że tak powinien wyglądać idealny świat.
Z drugiej strony, na TikToku pojawiło się kontrkulturowe odbicie.
– Pojawiają takie skrajne wzorce, kiedy absolwentki światowych uczelni lądują na farmie, gdzie wychowują bez niani siódemkę dzieci – mówi Natalia. – Do tego samodzielnie pieką chleb. Ale to są dwie skrajności, brakuje w tym tiktokowym świecie czegoś normalnego, takiego pomiędzy.
Co z tą demografią
– To prawda, że nasi rodzice w naszym wieku już mieli dzieci, a obecnie większość naszych rówieśników mieszka nadal z rodzicami – zauważa Natalia. – Ale z drugiej strony, gdzie mają mieszkać? Wynajęcie mieszkania kosztuje, samodzielne utrzymanie też jest bardzo drogie.
Efekt, czyli spadek liczby urodzin widać doskonale na przykładzie opolskiej porodówki.
– Kiedyś biegało się od porodu do porodu, od jednej pani do drugiej – mówi Katarzyna Krygier.
– A teraz, jak są dwa porody w ciągu godziny, to dużo. Kiedyś rodziło się czworo dzieci w ciągu godziny. Tyle, że teraz mamy więcej personelu medycznego niż w przeszłości, więc poczucie bezpieczeństwa rodzących wzrosło.
Jeszcze w roku 1983 w opolskiej porodówce przyszło na świat 3,3 tys. dzieci. Potem zaczął się spadek, który trwał do 2000 roku, zakończonego 2,2 tys. porodów. Milenijny rok zapoczątkował wzrost, do 2013 roku, kiedy urodziło się 3,1 tys. dzieci. Od tego czasu jest systematyczny zjazd, w 2023 roku było w Opolu zaledwie 2,3 tys. porodów. Zaledwie, bo trzeba brać pod uwagę, że od kilku lat porodówki znikają z powiatowych szpitali. Dlatego więcej kobiet trafia do Klinicznego Centrum w Opolu. Mimo tego liczba urodzeń i tak maleje.
– To nieprawda, że my nie chcemy dzieci. Nie jesteśmy antynatalistami – podkreśla Natalia. – Muszą być jednak warunki na dziecko, bo ono musi mieć to samo, co inni rówieśnicy. A człowiek 30-letni nie jest na tyle ustawiony zawodowo, żeby zarabiał tak, jak 40-latek, więc trudno wcześniej o dziecko.
Mówi, że w klitce 30-metrowej trudno wychować dziecko.
– Na większe mieszkania nie stać osób, które ruszyły do większych miast na studia. I tam znalazły pracę – zauważa Natalia. – Mimo wszystko myślę, że nasza polska zaściankowość jest bardzo dobra. Bo ten nasz tradycjonalizm jest pomiędzy tymi technologiami.
W Polsce fajnie się żyje
Po maturze Natalia złożyła dokumenty w Niemczech, gdzie chciała studiować prawo gospodarcze.
– Myślałam o zaciągnięciu pożyczki, którą można latami spłacać – mówi. – Ale zrezygnowałam. A teraz myślę, że Polska jest bezpiecznym krajem, gdzie fajnie się żyje. A Niemcy zbyt często rozdają na wyrost.
To, co jest poza wyobraźnią Natalii, to Polska poza Unią Europejską.
– Miałam cztery latka, kiedy Polska stała się jednym z tych krajów. Dlatego też nie znam niczego innego – tłumaczy. – I nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Jak przez mgłę pamiętam sprawdzanie paszportów na granicy polsko-niemieckiej. Dlatego więc takie zapory na granicach to coś okropnego. Mam przyjaciół na całym świecie. Nie wyobrażam sobie inaczej.
Czytaj też: Kierowca rajdowy na wózku pokazuje, jak żyć na pełnym gazie
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania