Łukasz Baliński: – To może niejako na rozgrzewkę. Skąd to bieganie?
Filip Rak: – Biegałem od zawsze, choć początkowo za piłką. Szybko zapisałem się do pierwszego klubu i naprawdę dobrze mi szło. Równie szybko wygrałem swoje pierwsze lekkoatletyczne zawody, choć „na spontanie”. Niemniej, zacząłem startować znowu, gdy w Popielowie moją nauczycielką WF została Stanisława Szyndlarewicz, która sama dużo biegała i dużo mnie potem nauczyła. I zaczęły się wygrane, najpierw w zawodach powiatowych, potem wojewódzkich. Dzięki temu poznałem Mirosława Olszewskiego, a ten zrekrutował mnie do klubu Podium Kup. I od piątej klasy szkoły podstawowej zająłem się tym na poważniej. Z kolei przed pójściem do gimnazjum zacząłem trenować pod okiem Jacka Dziuby i wtedy zaczęło się na całego.
A czemu średni dystans? Medale choćby na 400 m w sztafecie przecież były…
– Na początku biegałem różne dystanse. Tym bardziej, gdy w grę wchodziły przełaje. Ale gdy miałem 16 lat, to z trenerem Jackiem Dziubą zaczęliśmy się przygotować pod pierwsze mistrzostwa Polski U18 i celowaliśmy w 800 m. Wtedy przybiegłem czwarty. Niedługo potem pobiegłem w hali na 600 m i zająłem drugie miejsce. I tak na przemian biegałem 600 i 800 m. Wówczas też pojechałem na zgrupowanie kadry krajowej. Tam przez dwa tygodnie ukształtowałem bardzo mocną formę i zrobiłem swój pierwszy rekord Polski w kategorii U18 na 1500 m. I potem się nakręciłem na kolejny w hali i też się to udało. Po czym jeszcze zrobiłem trzeci w tej kategorii wiekowej, ale już na 1000 m i zacząłem współpracować ze Zbigniewem Królem. Wtedy to ukierunkowaliśmy się na 1500 m, ale wplatam w to trening na 800 m. Bo jestem zawodnikiem, który ma potencjał zarówno szybkościowy, jak i wydolnościowy.
Dlaczego ostatecznie stanęło na bieganiu, a jednak nie na piłce?
– W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że gry zespołowe to chyba jednak nie to. Wolałem, gdy więcej zależy ode mnie. I widziałem, że tak jest, gdy biegam. Czułem z tyłu głowy, że jestem z tego zadowolony, osiągam sukces, pracując sam na siebie. Predyspozycje miałem do piłki, ale szybciej sukcesy osiągnąłem w bieganiu i to mnie nakręcało. Ten sport indywidualny bardzo dużo mi daje. Poznaję siebie, przechodzę przez różne trudności, doświadczenie życiowe, doskonalę się jako osoba. Wzrastam, w sumie w każdej, jakby nie patrzeć, dziedzinie życia, zmieniam się na lepsze. Widzę ten progres z perspektywy tych lat, odkąd zacząłem biegać i jestem zadowolony, że wybrałem taką drogę.

Ostatnie wyniki pokazują, że słusznie. Tym większy szacunek, że odbudował się pan po straconym roku 2023, a i kolejne miesiące były pełne zawirowań. Jak choćby sytuacja na lotnisku w Paryżu.
– Tak, z powodu różnego rodzaju splotu okoliczności straciłem plecak, w który miałem bilety, dokumenty i wszystko. Musiałem wynająć hotel i czekać kolejny dzień, załatwić szybko paszport itp. Ta sytuacja kosztowała mnie sporo, bo straciłem bardzo dużo energii przed bardzo ważnym mityngiem w Ostrawie, gdzie walczyłem o wyjazd na igrzyska. I potem była gonitwa za rankingiem i starty tam, gdzie nie planowałem. Warto jednak było się starać…
Jak pan ocenia swój udział w igrzyskach w Paryżu?
– Chciałem przede wszystkim tam pojechać. Przygotowywałem się od początku sezonu bardzo mocno. Plany pokrzyżowała mi jednak ta wspomniana gonitwa za wynikami i zaczęło się błędne koło. Wypadałoby odpoczywać, ale nie mogło być za bardzo o tym mowy, bo chciałem się przygotowywać do igrzysk, więc nie miałem świeżości. Jakbym ją miał, to może byłoby lepiej trochę, ale i tak wiedziałem, że wyjazd tam jest głównym celem i pokazanie się z jak najlepszej strony. Bo rywalizowałem z najlepszymi na świecie, z zawodnikami którzy są ode mnie starsi, lepsi, bardziej doświadczeni. Radością było to, że w ogóle mogłem wystartować na takiej imprezie. Teraz moja świadomość jest po prostu inna. Zyskałem dużo, stałem się choćby pewniejszy siebie.
To wszystko pokazuje, że nie tylko talent, forma fizyczna, ale i psychika w tym sporcie są niezwykle istotne.
– Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że parę lat temu trafiłem na jakąś stronę internetową i ciekawy materiał z psychologiem. I zacząłem, trochę prywatnie, edukować się w tej dziedzinier. Odkrywałem dużo różnych tzw. life haków i to mi pomagało. Dlatego też nigdy do psychologa za bardzo nie chodziłem i sam sobie potrafię pomóc. To ma bardzo duży wpływ na moją psychikę podczas startów. W sumie ta sytuacja na lotnisku była bardzo ciężka, ale jakoś sobie poradziłem i jak już stanąłem na olimpijskiej bieżni, to już mnie nic nie ruszało. Już wcześniej niejako przeszedłem przez stres, w pewnym sensie się „przebodźcowałem” i na starcie skupiłem się tylko na tym, żeby zrealizować swoją robotę.
No właśnie: ile psychiki, taktyki, siły w bieganiu?
– Różnie z tym jest na różnych dystansach. Skupię się tu na 1500 m. Tu ogólnie bardzo duży wpływ na to, jak się je biega, mają góry… i hipoksja [niski poziom tlenu w tkankach organizmu – red.]. Przed ostatnimi mistrzostwami Europy byłem „na hipoksji” w takim pokoju, który jest imitacją góry i odczuwało się 3000 m n.p.m. To bardzo dużo mi daje, bo nie muszę robić jeszcze mocniejszych treningów wydolnościowych, choć i tak są ciężkie. Przez to, że mam „imitację gór”, mój organizm cały czas „walczy” i później są tego rezultaty. Moja wydolność w organizmie wzrasta do bardzo wysokich poziomów, ale wiem, że mam duży potencjał.

To kwestia czasu i ciągłej budowy – jeśli chodzi o treningi, o przebywanie na wysokościach. A na 1500 m ta wydolność jest kluczowa. Bardzo dużą rolę odgrywa też trening siłowy. Bo jeśli mięsień jest silny i dynamiczny, to łatwo go zbudować, dzięki czemu robię dużą liczbę treningów. Jeśli będzie wzmocniony, to nie będę miał kontuzji, a jeśli jeszcze będzie wprowadzony w siłownię dynamiczną, to będę miał silny mięsień dynamiczny. Siłownia też jest kluczowym elementem, do tego treningi tlenowe, które mnie cały czas budują, no i tempowe treningi, które są już takie hardcorowe, gdzie trzeba biegać na wysokich tętnach, zakwaszeniach. Składowych jest bardzo dużo.
Psychiczne nastawienie też się liczy.
– Samodyscyplina jest bardzo ważna, jest kluczem. Nie można doprowadzić do tego, że zlekceważy się jedno i zajmie się drugim. To jest trochę męczące, ale właśnie na tym polega dyscyplina. Człowiek zniewala się dla tego, co robi, bo właśnie w tym zniewoleniu potem będzie miał wolność. To jest takie trochę pozornie zagmatwane, bo jak człowiek jest wolny i np. leży na kanapie ciesząc się, że może odpocząć, to podczas tej wolności jednak wegetuję, bo to prowadzi do stagnacji, więc jakby nie patrzeć, ta dyscyplina to ból, ciężar, cierpienie, ale to wszystko nas kształtuje, czyni nas silniejszymi. Te wszystkie kwestie: perspektywę psychiczną, siłownię, treningi wydolnościowe, pobyt w górach czy na nizinach, trzeba odpowiednio kontrolować, mieć świadomość tego, co się robi.
– A taktyka?
– Wiele zależy od okoliczności. Od tego, czy są to np. mistrzostwa Polski, Europy, albo świata. Czy to jest bieg szybki, czy się biegnie po czas, kto jest rywalem itp. Taktycznie jest różnorodnie. Wiele zależy tak naprawdę od tego, jak dany bieg się „toczy”. Bo jeśli ten np. na początku jest wolniejszy, to trzeba wyjść do przodu dużo wcześniej do mety. A czasem trzeba też po prostu zaryzykować. Dlatego bardzo ważne jest też doświadczenie, praktyka.
Rozjazdy, wyjazdy, obozy, szkolenia. Jest czas na przyjemności?
– Gdy jestem w domu, to staram się jak najbardziej odpoczywać, spędzać czas z rodziną. Rozwijam się, czytam książki, trochę luzuję też treningi, choć nie całkiem (śmiech). Trener zwraca uwagę, że mam dwa tygodnie roztrenowania i muszę sobie odpuścić… ale robię treningi lekkie, które mnie np. wzmacniają. Niemniej, raczej się nie eksploatuję w tym okresie, bo tak naprawdę cały rok pracuję, czasem nawet po dwa treningi dziennie, więc w sumie jestem zniewolony dla sportu. Najspokojniej mam w okresie wrzesień-październik, a tak to jestem cały czas w treningu, na zgrupowaniach, etc.
Jakie plany na przyszłość?
– Przed mną mistrzostwa Europy U23 w Bergen w Norwegii, gdzie mam szanse na medal. Następnie mistrzostwa świata seniorów we wrześniu w stolicy Japonii. Tam planuję na pewno 1500 m, a może 800 m. Z kolei w grudniu są mistrzostwa Europy w przełajach. Wystartuję w sztafecie, ale jeśli będę miał wystarczająco dużo sił i dobrą wydolność, to również indywidualnie w kategorii U23 na 6 km. Będzie też wiele fajnych mityngów, starty na diamentowych ligach, więc jest z czego wybierać. Zapowiada się intensywnie.
Janusz Trzepizur mówił, że Filip Rak jest gwiazdą przyszłości i Opole nie może go wypuścić. Wybiera się pan gdzieś?
– Nie myślę o tym w ogóle. Zamieszkałem tu jak szedłem do liceum, zostałem i bardzo mi się podoba. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba do sportowego rozwoju. A wiem, że tak naprawdę dopiero zaczynam, bo przede mną jeszcze 10 lat biegania, a jak dobrze pójdzie to i 15. Tak prywatnie też mi się tu bardzo dobrze żyje.
Dlaczego warto uprawiać bieganie?
– Fajne w bycie lekkoatletą jest to, inaczej niż w drużynie, że jesteś jednostką. Oczywiście, masz wokół ludzi: trenera, menedżera, kibiców, sponsorów, ale wszystko zależy przede wszystkim od ciebie, a nie od drużyny, jak to wykorzystasz. Więc warto uprawiać ten sport, bo można przede wszystkim przesunąć granicę w różnych aspektach życia. Możesz postawić całkiem na siebie i tyle energii, ile włożysz, to tyle później otrzymasz. No i do tego dużo się podróżuje, poznaje się różnych ciekawych ludzi. Warto.
Czytaj także: Kolejarz Opole po latach wrócił do Grodu Kraka i pewnie zwyciężył
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania