Grupa „Pod Prąd” z Opola liczy kilkanaście osób. W jej składzie są osoby wywodzące się ze środowisk zawodowo związanych z wodami i rybami. Działają m.in. w społecznej straży rybackiej, gdzie tropią i łapią kłusowników. Ich zakres działania jest znacznie szerszy.
Wody nigdy nam nie zabraknie? Nieprawda
– Bardzo ważne jest też szerokie edukowanie społeczeństwa i budowanie świadomości ekologicznej – wskazuje Agnieszka Konowaluk-Wrotniak. – Mówimy o genezie i konsekwencjach suszy. Świadomość społeczna w tym względzie jest bowiem dramatycznie niska. Staramy się też obalać mity. Jak ten, że ilość dostępnej nam wody jest stała i że nigdy jej nie zabraknie.
Prezes stowarzyszenia „Pod Prąd” z Opola zaznacza, że owszem, ilość wody na Ziemi się nie zmienia. Ale już zasoby tej, która jest zdatna do picia, są coraz mniejsze.
– Ludzie cały czas uważają, że kropelka, która w pewnym momencie spłynęła wraz z rzeką do morza szybko wróci do nich w postaci deszczu stwierdza. – Pomijając już fakt, że obieg tej kropelki potrafi trwać znacznie dłużej, niż się wydaje, bo latami, to zanieczyszczenie wód sprawia, że one nie mogą do nas wrócić. Do tego obieg wody w przyrodzie nie jest prawidłowy. I to jest nasza, ludzka wina.
Ekolożka wskazuje, że wpływ na to ma szereg czynników. Jednym z nich jest regulacja rzek, w tym prostowanie ich biegu oraz – miejscami – betonowanie koryt. To czyni z nich rury, którymi woda po prostu spływa do morza, zamiast nawadniać okoliczne pola, łąki i lasy. Nie ma mokradeł, które zatrzymywałyby spływające wody na dłużej.
– Europa zaczęła wracać na właściwy kierunek, kraje Zachodu już nie zamieniają rzek w wodne autostrady – podkreśla. – Dają przyrodzie działać i regulować się samodzielnie. U nas tymczasem ktoś uparł się, by z Odry uczynić drogę i prze ku dalszemu jej regulowaniu. To nie ma prawa skończyć się dobrze.
Powszechna betonoza
Drugi istotny czynnik sprzyjający suszy i zaburzający obieg wody to betonoza. Wśród działaczy grupy „Pod Prąd” z Opola jest projektant, który stara się walczyć z zamiłowaniem gmin chcących rewitalizować swoje rynki i place poprzez usuwanie starej i rozwiniętej zieleni i zastępowanie jej betonowo-kamiennymi patelniami, sporadycznie poprzetykanymi jakimiś pojedynczymi, drobnymi ozdobnymi okazami roślin.

– Przekonuje, że nie tędy droga, ponieważ w ten sposób tworzy się jałowe wyspy ciepła – mówi Agnieszka Konowaluk-Wrotniak. – Zachęca, by zostawiać zieleń istniejącą, albo by przy okazji prac realizować dodatkowe nasadzenia, na przykład krzewów. Wśród zamawiających pokutuje przekonanie, że w ten sposób tworzy się warunki do rozwoju komarom i że trzeba będzie prowadzić akcje odkomarzania. A to też nieprawda. Wystarczy wykonać budki dla jerzyków. Te ptaki załatwią problem.
– Co nie zmienia faktu, że wody już zaczyna nam brakować – stwierdza szefowa grupy „Pod Prąd”. – W piątek 16 czerwca na mapie Polski mieliśmy około 20 miejscowości z ograniczonym dostępem do wody. W sobotę 17 czerwca było ich już ponad 30. Ludzie mają problem z tym, że nie mają wody w kranie. A jednocześnie nie przeszkadza im, że w czasie suszy sąsiad króciutko ścina trawę, a potem ją sobie podlewa.
To nie była „przyducha”
Ekolodzy organizują też akcje sprzątania rzek.
– Kłodnica to jedna z najbardziej zanieczyszczonych i zaśmieconych rzek – mówi Agnieszka Konowaluk-Wrotniak. – Potwierdziły to nasze akcje porządkowe. Wyciągaliśmy odpady mające nawet kilkadziesiąt lat. W nasze działania angażuje się coraz więcej młodzieży, w tym harcerze czy licealiści z Kędzierzyna-Koźla. To budujące. Na dodatek gruntowne porządkowanie rzeki ma sens o tyle, że przyroda sama się reguluje i sytuacja na oczyszczonym odcinku się poprawia.
To jednak tylko – nomen omen – kropla w całej rzece problemów. Sytuacja przyrodnicza w regionie prezentuje się dramatycznie. Niedawno z Kanału Gliwickiego wyciągnięto ponad tonę śniętych ryb. Ministerstwo klimatu i środowiska informowało, że to skutek gwałtownego spadku stężenia tlenu w wodach kanału, do poziomu 28 proc.
– Gdyby tak było, to w wodach kanału można byłoby obserwować ryby podpływające do powierzchni wody i łapiące powietrze – mówi Agnieszka Konowaluk-Wrotniak. – Zwierzęta czują, gdzie jest mało tlenu i próbują uciekać. A jeśli nie mają gdzie, to ich agonia trwa długo. Tymczasem ryby wyciągnięte z Kanału Gliwickiego padły szybko. Miały nadpalone skrzela oraz lekkie wybroczyny pod łuskami. To skutek działania toksyn, które pojawiają się w wodzie wskutek zakwitu złotych alg. Tak naprawdę wszyscy to widzieli. Ponieważ zaistniały idealne ku temu warunki.
Złote algi to nie nowość?
Jakie to warunki? Podstawowy to wysokie zasolenie, wynikające ze zrzutów wód z kopalni. Do tego doszła stosunkowo wysoka temperatura oraz to, że wody w Kanale Gliwickim są stojące.
– Są tacy, co wątpią w istnienie złotych alg – mówi pani Agnieszka. – Twierdzą, że ma to podkręcić dramatyzm sytuacji, jaką mamy na rzekach. Tymczasem pamiętam, jak 30 lat temu Kanał Gliwicki potrafił się pokrywać pianą. Gdy pytałam dziadka, skąd ona się bierze, żartował, że to żołnierze golili się kawałek dalej nad wodą. Ale to nie była biała piana. Tylko ta charakterystyczna, kremowa, o żółtawym odcieniu, jaka towarzyszy obecności złotych alg.
Jak to więc możliwe, że problemu nie było widać przez kilkadziesiąt lat? Ekolożka zauważa, że początek lat 90. to czas likwidacji wielu kopalni.
– Zmniejszyła się ilość dokonywanych przez nie zrzutów, więc rzeki miały czas i sposobność, aby się oczyścić – tłumaczy. – Woda przestała w nich śmierdzieć. Ale ten proces zaczął się na nowo. Z powodu napaści Rosji na Ukrainę istniejące kopalnie znacznie zwiększyły wydobycie węgla. Co za tym idzie, zwiększyły też ilość wód zrzucanych do rzek i kanałów. Potwierdzają to wyniki pomiarów i badań. I tak złote algi znów zyskały dobre warunki do tego, aby się rozwijać. Woda w Kanale Gliwickim i Kłodnicy jest strasznie słona. W tej drugiej potrafi być dwa razy bardziej słona, niż Morze Bałtyckie! Aby to poczuć, wystarczy zanurzyć palec w wodzie i wziąć go do ust.
Odra to żywy organizm
Kwestie nadmiernej regulacji rzek i ich zasolenia będą jednymi z tematów debaty „Odra Zdrowa Rzeka”, którą stowarzyszenie „Pod Prąd” z Opola organizuje 30 czerwca w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej o godz. 17. Ekolodzy planują wskazać, skąd tak wysokie zasolenie rzek, kto za nie odpowiada oraz czy i jak można tę sytuację zmienić.
– Na co dzień współpracujemy z WWF i innymi organizacjami przyrodniczymi oraz z polskimi naukowcami – mówi Agnieszka Konowaluk-Wrotniak. – Ich przedstawiciele przyjadą do Opola, by o tych wszystkich zawiłościach opowiedzieć w sposób przystępny i zrozumiały. I będą gotowi odpowiadać na pytania. Będziemy też mówić o innych problemach Odry i jej zlewni. Na przykład o tym, jak wpływa na nie rolnictwo przemysłowe i powstawanie kolejnych urządzeń hydrotechnicznych. Zastanowimy się też, czy da się odtworzyć życie w Odrze po katastrofie ekologicznej.
Liderka grupy „Pod Prąd” z Opola przyznaje, że liczy na to, iż w ten sposób uda się uświadomić Opolanom, że Odra to żywy organizm.
– Mieszkańcy traktują ją jak element krajobrazu – opowiada. – I że od czasu do czasu wylewa. Mało kto zdaje sobie sprawę, że tam pod wodą żyje kilkadziesiąt gatunków skorupiaków i tyle samo gatunków ryb. Gdyby woda w korycie nagle zniknęła, to widzielibyśmy, że całe dno się tam rusza. Ale jeśli sytuacja się nie poprawi, to tego życia może tam wkrótce nie być. Jak zabraknie skorupiaków i innych żyjątek, to znikną ryby, które się nimi żywią. Gdy ich zabraknie, znikną ptaki, dla których te ryby są pokarmem. I tak znikać będą kolejne gatunki. Aż przyjdzie kolej i na nas. To nie jest tak odległa perspektywa, jak może się wydawać.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.