Tragiczna w skutkach eksplozja pompy ciepła w Chrząstowicach miała miejsce 20 sierpnia. Podczas prac serwisowych przy zewnętrznej pompie ciepła doszło do eksplozji urządzenia. Na miejscu zginęli 30-letni serwisant oraz 45-letni właściciel nieruchomości. Jedna osoba – kobieta – została ranna. Prokuratura Rejonowa w Opolu prowadzi śledztwo w tej sprawie.
Krótko po wybuchu pojawiły się pytania co mogło być jego przyczyną. Szybko udało się wykluczyć naruszenie rury z gazem, ponieważ tam jej nie było. Potem zwrócono uwagę na fakt, że czynnikiem chłodniczym w pompach ciepła jest propan – gaz skrajnie łatwopalny.
Ale, jak zauważał Paweł Lachman we wpisie zamieszczonym krótko po tragedii na platformie X, w pompach ciepła montowanych poza budynkami – a właśnie taka eksplodowała w Chrząstowicach – w potrafi się znajdować od 0,6 do 1,4 kilograma propanu. Prezes PORT PC przypominał, że wedle obowiązujących przepisów, w budynkach mieszkalnych można przechowywać butle z gazem skroplonym (propan, butan) o łącznej pojemności nie większej, jak 11 kg na mieszkanie.
Paweł Lachman podkreślił, że pompy ciepła to urządzenia bezpieczne. Pod jednym warunkiem „Nie stanowią one zagrożenia dla użytkowników, pod warunkiem że montaż i serwis są realizowane zgodnie ze standardami bezpieczeństwa” – zaznaczał Paweł Lachman.
Eksplozja pompy ciepła w Chrząstowicach. To był „efekt diesla”?
W rozmowie z „O!Polską” prezes PORT PC podtrzymał to stanowisko. – Stuprocentowej pewności nie mamy, ponieważ dochodzenie prokuratury trwa. Jednak na podstawie tego, co wiemy, przeważa opinia, że na 99 proc. pojawił się problem w trakcie serwisu. Urządzenie nie pracowało. Odbywało się opróżnianie, a potem uzupełnianie czynnika chłodniczego. Ale wszystko wskazuje na to, że to nie on eksplodował, a sprężarka – mówi.
Jak to możliwe? Paweł Lachman tłumaczy to „efektem diesla”. Wskazuje, że jak każde urządzenie chłodzące, pompa ciepła posiada sprężarkę. Najpewniej podczas prac serwisowych do jej wnętrza dostało się powietrze. I ta zadziałała trochę jak tłok w silniku.
– Tyle, że w nim dochodzi do kontrolowanych wybuchów wskutek zmieszania niewielkiej ilości oleju z powietrzem. Nie trzeba do tego żadnej iskry. Jeśli do sprężarki w urządzeniu chłodzącym dostanie się powietrze, dochodzi do niekontrolowanej reakcji, której skutkiem jest wybuch. Jeśli to jest mała sprężarka, jak w lodówce, to wielkiego zagrożenia jednak nie ma. Tyle, że w Chrząstowicach mieliśmy do czynienia z dużym urządzeniem. Przez to siła eksplozji była znacznie większa – opisuje.
– Wystarczyłoby przeprowadzić próbę szczelności azotem. To chroni przed eksplozją – dodaje.
Eksplozja pompy ciepła w Chrząstowicach. Naruszenie procedur
Paweł Lachman zaznacza, że nie wiadomo jeszcze, czy wybuch był skutkiem błędu w sztuce ze strony serwisanta. – Jednakże niedopuszczalna jest sytuacja, w której dopuszcza się w pobliże urządzenia osoby, które nie powinny przy nim przebywać. To wbrew procedurom – mówi.
– Nie ma znaczenia, czy to pompa ciepła, czy inne urządzenie chłodnicze wyposażone w sprężarkę. Serwisant powinien wyprosić osoby trzecie. Po pierwsze, aby go nie rozpraszały oraz by krok po kroku wykonywał kolejne czynności serwisowe. Po drugie, by nie stwarzać ryzyka, że coś przytrafi się tym osobom podczas jego prac – opisuje prezes PORT PC.
O to nie jest łatwo, ponieważ przyjęło się, że gospodarz albo oferuje pomoc osobie wykonującej u niego usługi, albo zwyczajnie patrzy tej osobie na ręce – czy po to, aby zaspokoić ciekawość, czy też aby mieć pewność, że fachowiec poprawnie wykonuje swoją pracę.
– Każdy serwisant powinien wyprosić właściciela domu. A także nie powinien chodzić na skróty. Bo może się to skończyć tragedią – mówi Paweł Lachman.
Błahostki prowadzą do tragedii
– Wszystkie urządzenia grzewcze, czy to pompa ciepła, czy też różne piece, mogą stanowić zagrożenie, jeśli odpowiednio o nie nie dbamy. Często błahe zaniedbania potrafią prowadzić do dużych problemów – mówi st. kap. Paweł Kolera z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu. – Tyczy się to zresztą także pojazdów czy elektroniki – dodaje.
Jeśli chodzi o ogrzewanie, to najczęściej występującym zaniedbaniem jest brak czyszczenia przewodów kominowych. Pomimo przepisów, które tego wymagają.
– Skutkiem są pożary sadzy osadzonej w jego wnętrzu – zauważa Paweł Kolera. – Zdarzało się, że gazy towarzyszące takiemu pożarowi dostawały się do wnętrza budynków. Powodowały uszczerbek na zdrowiu przebywających w nich osób, były też przypadki śmiertelne.
Dlatego strażak radzi, aby właściciele domów teraz, jeszcze przed sezonem grzewczym, zlecili czyszczenie przewodów kominowych.
– To najlepszy ku temu czas. To nie jest duży wydatek w relacji do tego, czym ryzykujemy, jeśli tę kwestię zignorujemy – stwierdza.
Za łatwo o uprawnienia?
Paweł Lachman zwraca uwagę na problem, który w jego branży jest tajemnicą poliszynela. – W Polsce zbyt łatwo jest dostać uprawnienia do prowadzenia prac serwisowych przy urządzeniach chłodniczych. Szkolenie powinno trwać kilka dni i kończyć się egzaminem praktycznym. Tymczasem niektórzy twierdzą, że takie uprawnienia można zwyczajnie kupić. Nie wspominając o jednodniowych kursach organizowanych w hotelach – stwierdza.
– Dlatego trzeba zwiększyć wymogi wobec osób zajmujących się serwisem, abyśmy nie mieli powtórek tej tragedii. Klienci powinni też korzystać z usług firm z dużym doświadczeniem na rynku i mających dobre opinie. Nie bez znaczenia jest też odpowiedniej jakości sprzęt – wylicza prezes PORT PC.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.