Po tym, co zrobił PiS, likwidując państwowe dofinansowanie, tylko nielicznych stać było na dziecko z in vitro. Bo skąd przeciętny człowiek miał brać takie pieniądze – mówi 42-letnia pani Anna z Opola.
Komercyjny zabieg in vitro to koszt około 20 tys. zł. Stać na to tylko zamożnych. Choć zdarzało się, że gorzej sytuowani zadłużali się na lata, żeby spełnić marzenie o dziecku. Bez gwarancji powodzenia.
– A teraz staramy się z mężem o dziecko – dodaje pani Anna. – I całe szczęście, że jeszcze nie jestem za stara, bo po tym, jak PiS zlikwidował finansowanie in vitro, moja koleżanka po ich ośmioletnich rządach jest już poza wiekiem, który uprawnia do rządowego finansowania. Tak ci politycy załatwili niejedną parę…
In vitro – rządowy program powrócił także w Opolu
Tydzień temu o narodzinach pierwszego dziecka z rządowego programu in vitro w Warszawie chwalił się w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.
Niektórzy odebrali to jako radość z narodzin kolejnego wnuczątka premiera. W pewnym sensie można tak powiedzieć, bo program finansowania in vitro był jedna z obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej, która przyłączyła się do inicjatywy obywatelsko-ustawodawczej „Tak dla in vitro”. Rząd Donalda Tuska już po raz drugi wprowadził ten program, pierwszy raz w 2013 roku. PiS zamknął go tuż po dojściu do władzy w 2015 roku.
Obecny program przewiduje rocznie na refundacje in vitro co najmniej 500 mln zł. Program potrwa do 31 grudnia 2028 roku. W związku z tym łączny koszt programu wyniesie 2,5 mld zł. Na Opolszczyźnie z rządowego programu będzie mogło skorzystać około 130 par rocznie.
In vitro w Opolu. Nie każdy zabieg się udaje
Minister zdrowia Izabela Leszczyna już w grudniu 2024 roku ogłosiła, że dzięki temu programowi 6752 kobiety są już w ciąży. Teraz ta liczba przekroczyła 10 tysięcy, co powiedział premier przy okazji informacji o urodzinach pierwszego dziecka z programu in vitro. Jednak lekarze w ogłaszaniu liczb są bardziej powściągliwi niż urzędnicy i politycy. Bo fakt, że test ciążowy jest pozytywny po transferze zarodka, jeszcze nie przesądza, że ciąża będzie donoszona.
– Od 10 do 15 proc. zarodków przestaje się rozwijać – wyjaśnia dr n. med. Grzegorz Głąb z Centrum Diagnostyki Ginekologiczno-Położniczej Parens – Ośrodka Leczenia Niepłodności w Opolu, który realizuje w naszym województwie rządowy program in vitro. – A ciąż biochemicznych, po transferze zarodka z dodatnim testem ciążowym, jest najwięcej. Potem są ciąże kliniczne, czyli takie, kiedy jest już udokumentowana akcja serca. A to jest szósty, siódmy tydzień ciąży. I tych ciąż już jest mniej. Następnie są „baby born”, czyli faktycznie urodzone dzieci.
W przypadku in vitro, odsetek nieudanych ciąż na tym najwcześniejszym etapie jest podobny, jak przy biologicznym zapłodnieniu, kiedy do 16 proc. ciąż przestaje się rozwijać.
Na Opolszczyźnie, dzięki rządowemu programowi, na koniec grudnia 2024 roku było 60 ciąż biochemicznych i 50 ciąż klinicznych. A pierwsze opolskie dziecko, to „baby born”, ma przyjść na świat za dwa miesiące.
Coraz starsze kobiety
Zanim rząd rozpoczął od czerwca 2024 roku finansowanie programu in vitro, Opolszczyzna należała do tego nielicznego grona (obok m.in. miast Warszawy, Poznania i Krakowa), gdzie przyszłość demograficzną na swoje barki wziął samorząd. Urząd marszałkowski w Opolu finansował in vitro parom chcącym mieć dziecko w ramach projektu „Szansa na rodzicielstwo”. Skorzystało z niego 200 par, ale finansowanie wystarczyło na jedną szansę, jedno podejście do zabiegu każdej parze.
W kwietniu ub.r., na dwa miesiące przed startem rządowego programu, swój gminny program rozpoczął Kluczbork. Skorzystała z niego jedna para, a teraz kobieta jest w 28. tygodniu ciąży. Po czerwcu 2024 została „przejęta” przez program rządowy, podobnie jak część kobiet z programu marszałkowskiego.
W poprzednim programie rządowym finansowania in vitro górna granica wieku kobiet wynosiła 40 lat.
– W obecnym programie to kryterium wieku kobiet zostało wydłużone do 45 lat, jeśli korzystają z komórek od dawców – mówi dr Głąb. – A do 42 lat, jeśli kobieta korzysta z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia.
Program obejmuje finansowanie sześciu procedur (cykli) wspomaganego rozrodu. Co ważne, kobiety, które już wcześniej, kilka lat temu korzystały refundacji na zabiegi in vitro, ale okazały się one nieudane, będą mogły teraz ponownie spróbować w ramach rządowego finansowania.
– Część z tych par, które się do nas zgłosiły po czerwcu 2024, to te, które terapię rozpoczęły jeszcze w ramach projektu „Szansa na rodzicielstwo”, realizowanego z dotacji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego – dodaje dr Głąb. – Pacjentki, które miały wytworzone zarodki wcześniej, również mogą teraz wejść do rządowego programu.
– Dla kobiet, które nie zajdą w ciążę w ciągu czterech cykli, możliwe są jeszcze dwa podejścia z transferów zarodków innych kobiet, tzw. dawstwo zarodków – wyjaśnia lekarz. – Pacjentka, która nie decyduje się na in vitro, może sześć razy podejść do dawstwa zarodków. Też mamy takie sytuacje…
Rządowy program obejmuje także finansowanie tzw. onkopłodności. Dotyczy to pacjentów w trakcie lub przed leczeniem onkologicznym. W tych przypadkach finansowane są zabiegi pobrania, mrożenia oraz przechowywania komórek rozrodczych.
Okazuje się, że w Opolu zgłasza się więcej panów niż pań przed leczeniem onkologicznym. Przychodzą mężczyźni przed chemioterapią.
Coraz więcej niepłodnych mężczyzn
Lekarze nie ukrywają, że polityka wkraczając w leczenie niepłodności zrobiła wielką krzywdę wielu parom – likwidując finansowanie in vitro, zabrała im jedyną szansę.
– Te osiem lat to czas, który sprawił, że dla wielu z nich jest już zbyt późno na dziecko – potwierdza dr Grzegorz Głąb.
Niepłodność dotyczy bardziej kobiet czy mężczyzn?
– Obserwuję to od wielu lat. Trend przechyla się w stronę mężczyzn – mówi dr Głąb. – Ilość niepłodnych kobiet jest constans od wielu lat. A ilość niepłodnych mężczyzn od dwudziestu lat narasta i ten problem dotyczy coraz młodszych. To wynika także ze stylu życia, bo na bezpłodność cierpią najczęściej zawodowi kierowcy, komputerowcy, palacze, otyli i ci, którzy przyjmują anaboliki. Do tego przyczyniają się także toksyny, które jemy, którymi oddychamy.
W pracy związanej z in vitro połowa to jest praca lekarza. Druga połowa należy do lekarza embriologa, który tak naprawdę hoduje, identyfikuje zarodki. Na Opolszczyźnie jest dwóch certyfikowanych specjalistów embriologów, reprezentujących nową dziedzinę medycyny.
Co dr Grzegorz Głąb, ginekolog-położnik mówi tym, którzy twierdzą, że to jest nieetyczne, że podczas in vitro giną zapłodnione zarodki?
– Można im tylko powiedzieć, żeby nauczyli się biologii. Jest taka książka, biologia rozrodu człowieka – mówi dr Głąb. – Bardzo trudno rozmawia się z osobami niekompetentnymi, które często nie mają wiedzy podstawowej. Oczywiście, kiedy pacjenci o to pytają, dokładnie im wyjaśniamy.
In vitro w Opolu. Nasza demografia to dramat
Pogłębiająca się katastrofalna sytuacja demograficzna Opolszczyzny jest widoczna na oddziałach porodowych.
– W przeszłości w ciągu godziny rodziła się czwórka dzieci, a teraz jak są dwa porody, to uważamy, że dużo – mówi Katarzyna Krygier, położna z opolskiej porodówki. – Chociaż mamy więcej personelu medycznego i poczucie bezpieczeństwa rodzących jest większe.
W 2023 roku w tym opolskim szpitalu było zaledwie 2,3 tysiące porodów. Zaledwie, bo trzeba brać pod uwagę, że znikają powiatowe porodówki, więc kobiety trafiają do Klinicznego Centrum w Opolu.
Rodzi się u nas 31 proc. mniej dzieci
W 2017 roku w całym województwie opolskim urodziło się 9225 dzieci, w 2022 już tylko 6433, a to spadek o 31 proc. Ile bezdzietnych par to ich wybór, a ile to efekt tego, że on czy ona cierpi na bezpłodność? Takich badań nikt nie prowadził, ale są prognozy.
– I te są niekorzystne – mówi dr Grzegorz Głąb. – Kiedy byłem studentem, to się mówiło, że co szósta para ma problem, potem co piąta… A teraz o co czwartej można powiedzieć, że jest bezpłodna. Prognoza jest taka, której już nie zobaczę, że w 2100 roku połowa ciąż będzie po in vitro.
Dane ministerstwa zdrowia mówią, że niepłodność w Polsce dotyczy do 20 proc. par w wieku rozrodczym. Dla nich metoda In vitro jest jedyną szansą na dziecko.
Termin naukowy in vitro oznacza „w szkle”. W powszechnym języku dzieci z pozaustrojowego zapłodnienia nazywano do niedawna „dziećmi z probówki”. Ale tej nazwy prawie już się nie słyszy. To może jedynie dowodzić, że przyswoiliśmy określenie in vitro. Natomiast chłodne laboratoryjne szkło przestało w świadomości społecznej straszyć.
Metoda znana w świecie od ponad 4 dekad
Bo przecież metoda in vitro znana jest na świecie od ponad 40 lat. Dzięki niej urodziło się dotąd na świecie 9 milionów dzieci, w tym 100 tysięcy w Polsce. W UE rodzi się około 3 proc. dzieci po zapłodnieniu pozaustrojowym. W Polsce niecałe 2 proc.. A teraz lekarze szacują, że po refundacji in vitro ten odsetek wzrośnie do 4 proc.
Już po pół roku działania programu in vitro Polska z 42. miejsca, trzeciego od końca, przed Albanią i Armenią, przeskoczyła w Europejskim Atlasie Polityk Leczenia Niepłodności na 19. pozycję.
Czytaj też: Spada liczba chętnych do adopcji dzieci. „One potrzebują domu, który leczy”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania