– W większości te ciągniki są jeszcze niespłacane przez tych rolników – mówi Marek Froelich, były prezes Izby Rolniczej w Opolu. – A w demonstracjach nie biorą udziału ci najwięksi producenci rolni, a jedynie tacy, co mają maksymalnie do 300 hektarów i duży kredyt do spłacenia. Bieda wygoniła rolników na ulice, bo o 50 procent spadła wartość naszej produkcji. Teraz się obawiają komorników. To o wiele większa skala, niż za czasów Andrzeja Leppera. A kostkami brukowymi podczas manifestacji nie rzucali rolnicy, tylko polityczni zadymiarze.
Marek Froelich zaznacza, że demonstranci to najczęściej młodzi, którzy w rolnictwie zobaczyli przyszłość. I nie tylko sprzęt rolniczy mają na kredyt, ale także ziemię. Albo dzierżawią ten grunt, a wysokość czynszu dzierżawnego za ziemię też bardzo wzrosła.
Zielony Ład – dlaczego wcześniej nie było protestów?
Okazuje się, że latyfundystów w Polsce jest niewielu. Zaledwie jedno prywatne gospodarstwo ma powyżej 10 tysięcy hektarów. A takich powyżej tysiąca hektarów jest siedemdziesiąt.
Marek Froelich zaobserwował wśród rolników podział na starszych i młodych. Ci drudzy unikają starych działaczy związkowych, dlatego powstają oddolne komitety protestujących.
– To nie jest przypadek. Oni nie chcą żadnej polityki – zaznacza. – Tak powstała „Oszukana wieś” z Podkarpacia, czy „Rola” Wielkopolska. Oni nie pchają się na plakaty wyborcze. Walczą o przetrwanie swoich gospodarstw.
Duża część „mieszczuchów” wytyka jednak rolnikom, że za PiS siedzieli biernie, choć to za poprzedniej władzy sytuacja gospodarstw radykalnie się pogorszyła. Odwagę do demonstrowania miał wtedy tylko Michał Kołodziejczak z AgroUnią, obecny wiceminister rolnictwa.
– Wielu długo wierzyło, że PiS coś z tym zrobi – przyznaje jeden z rolników z powiatu prudnickiego. – Ale wielu też bało się głośno protestować, bo PiS pokazał, że potrafi uprzykrzyć życie ludziom, którzy im się jawnie postawili. A w rolnictwie wiele zależy od decyzji władzy, urzędników…
Zielony Ład to nie tylko rolnictwo
Faktycznie jednak dużo zależy od Brukseli. Podczas blokad rolnicy rozdawali ulotki na temat Zielonego Ładu. Jego celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Jest w nim wiele wytycznych, m.in. dla rolnictwa. Chodzi o wprowadzanie ekologicznej żywności i ograniczanie emisji dwutlenku węgla przy jej produkcji.
– Ten Zielony ład, który unijni urzędnicy stworzyli w 2019 roku, dotyczy nas wszystkich. Nie tylko rolników – podkreśla Marek Froelich. – Zielony Ład jest częścią polityki klimatycznej, a nas obciążono wieloma obostrzeniami środowiskowymi. Ale jak „mieszczuch” zapłaci więcej za żywność, to się przebudzi. Polityka klimatyczna podniesie ceny wszystkich produktów.
Nasi rolnicy już nie są w stanie konkurować z legalnym importem spoza UE. Do tego, jak twierdzą, za ich plecami wjeżdżają do Polski produkty ze wschodu.
– Czy zboże jest rosyjskie, czy ukraińskie, tego już nikt nie wie – przyznaje były prezes Izby Rolniczej w Opolu.
– Wyśrubowane normy środowiskowe sprawią zresztą, że każda żywność wyprodukowana poza Unią Europejską będzie dużo tańsza. A my nie mówimy o zamykaniu granicy polsko-ukraińskiej, tylko o jej uszczelnieniu. W Polsce sytuację rynku zbożowego zdestabilizowało zboże z Rosji, a następnie z Ukrainy – wskazuje.
Rosja jako największy eksporter zbożowy na świecie, wyparła cenami dumpingowymi Ukrainę, drugiego globalnego eksportera, z jej dotychczasowych miejsc zbytu. Te niskie ceny zakłóciły światowy rynek zbożowy.
Gdybyśmy mieli biogazownie…
Rolnicy podkreślają, że żywność wyprodukowana poza Unią Europejską będzie pozbawiona tzw. opłat emisyjnych, na które będą narażeni oni.
– Więc ta żywność spoza Unii będzie tańsza – mówi Marek Froelich. – Zgodnie z Zielonym Ładem, mamy o połowę zmniejszyć stosowanie chemicznych środków ochrony roślin i zastąpić je dużo droższymi biologicznymi.
Od ugorowania ziemi, czyli nieuprawiania 4 proc. posiadanego gruntu, Bruksela pod wpływem rolniczych protestów w całej Europie już odstąpiła.
– Na zachodzie dopuszcza się na terenach ugorowanych uprawę roślin niekonsumpcyjnych. Na przykład na potrzeby biogazowni. Ale u nas nie ma biogazowni. Polska nie jest przygotowana na przyjęcie tego wszystkiego – stwierdza Marek Froelich.
Ekolożka: Tu chodzi o gospodarkę wodną
Rolnicy nie są przygotowani do czegoś, co i tak musi nastąpić.
– Przyglądam się tym protestom z mieszanymi uczuciami. Nie ma odwrotu od Zielonego Ładu. Można zaniechać go na kilka lat, ale to się odbije rykoszetem właśnie na rolnikach – mówi dr Krystyna Słodczyk, opolska ekolożka.
– Niestety, od początku zabrakło systemowych rozwiązań. Zabrakło edukacji, rozmów i wspólnie podejmowanych decyzji. Jeżeli rolnicy chcą nadal produkować, być konkurencyjnymi, muszą przyjąć, że pestycydów sypie się za dużo. Obecnie normy pestycydów już są wysokie, a jeżeli się domagają pozostawienia ich na aktualnym poziomie, to świadczy, że nie idą do przodu. To brak zrozumienia procesów zachodzących w środowisku, którego pola i łąki są częścią – argumentuje.
Jak mówi dr Słodczyk, rolnicy patrzą na produkcję rolną, nie widząc całego środowiska.
– Niestety, tak już jest, że cokolwiek by się chciało zrobić w rolnictwie postępowego, w sensie ochrony środowiska, to pierwsi zawsze protestują rolnicy – dodaje ekolożka.
– Tymczasem w Zielonym Ładzie nie ma mowy o obowiązku odłogowania ziemi, to nie jest dobra interpretacja. Na pierwszy plan wysuwa się gospodarka wodą. Trzeba wrócić do nawodnień, odmeliorować niektóre odcinki rzek, powodujących spływ wody. Rozumiem, że ktoś chce lepiej żyć, mieć pracę i być potrzebnym. Ale stoimy przed katastrofą klimatyczną. Zaniechanie koniecznych zmian doprowadzi do załamania całej struktury rolniczej. Dlatego to właśnie rolnicy powinni być najbardziej zainteresowani Zielonym Ładem – uważa.
Zielony Ład. „O tym Bruksela nie pomyślała”
Kiedy Polska weszła do Unii w 2004 roku, farmerzy w USA już stosowali inne technologie.
– Widziałam tam technologie bezorkowe, pozostawione ściernisko, w które odpowiednie maszyny wprowadzają nasiona w podłoże. Ściernisko rozkładając się, staje się naturalnym nawozem. Stosowanie chemicznych staje się zbędne – opowiada dr Słodczyk.
Zmiany są konieczne. Ale żeby przy ich wprowadzaniu rolnicy nie zbankrutowali, trzeba ich chronić przed nieuczciwą konkurencją spoza Unii.
– A o tym Bruksela nie pomyślała – stwierdza Marek Froelich.
Czytaj także: Policja w Izbie Rolniczej w Opolu. Z jej kasy wyparowała spora kwota
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.