– Ta ziemia zostanie w Top Farms Głubczyce, żeby przez rok przygotować proces mądrego rozdysponowania tego gruntu – wyjaśnia Ryszard Grüner, dyrektor Oddziału Terenowego KOWR w Opolu. – Bo oprócz ziemi pozostają budynki, obiekty magazynowe i inwentarskie. Nie może być tak, że rozdysponuje się wśród rolników indywidualnych tylko pole, a pozostały majątek, czyli obiekty pozostaną. Nie można tego zmarnować. Tam musi być prowadzona normalna działalność, bo to nasz wspólny publiczny majątek.
Dodaje, że kiedy na początku 2024 r. został dyrektorem opolskiego KOWR, to 14 tys. ha w jego zasobach było nierozdysponowanych.
– Duża część tych hektarów leżała w tym roku odłogiem. Nie można więcej na to pozwalać. A dysponujemy zbyt małą liczbą pracowników, żeby przygotować grunt do przekazanie z zasobów państwa – przyznaje Grüner.
To spadek po koalicji PO-PSL
Jak dodaje Ryszard Grüner, w podobnej sytuacji, jak Top Farms Głubczyce, jest kilkanaście innych spółek rolnych na Opolszczyźnie. Nie będą miały przedłużonej umowy dzierżawy ziemi, bo wcześniej nie oddały państwu 30 procent dzierżawionego gruntu, na powiększenie gospodarstw indywidualnych.
Do oddawania 30 proc. dzierżawionego gruntu obligowała prywatne spółki ustawa z 2012 roku, tzw. „trzydziestki ministra Sawickiego”, kiedy rządziła koalicja PO-PSL. Ustawa miała polityczny charakter, chodziło o przypodobanie się rolnikom przed wyborami.
Paradoksalnie, lex Sawicki propagandowo wykorzystał PiS. Dwa lata temu poseł Janusz Kowalski nawoływał do parcelacji Top Farms, obiecując rolnikom indywidualnym, że po likwidacji tej dobrze prosperującej firmy dostaną do podziału, w dzierżawę, 11 tysięcy hektarów.
Top Farms Głubczyce – działalność ograniczyli, ale ludzi nie zwolnili
– To przedłużenie dzierżawy na rok, dzięki ministerialnemu rozporządzeniu, da nam czas na znalezienie rozwiązania dla naszej spółki. Dotychczas wydaliśmy do KOWR 53 procent gruntów, więc nasza spółka skurczyła się z 11 tysięcy do 5,5 tysiąca hektarów – mówi Krzysztof Tkacz, członek zarządu Top Farms Głubczyce.
Taki areał pozwala spółce zachować dotychczasowy poziom hodowli krów mlecznych. Top Farms utrzymał też produkcję ziemniaka chipsowego i frytkowego, którego jest największym producentem w Europie. Produkuje również specjalne ziemniaki na produkty dla dzieci, dla opolskiej Nutricii.
– Produkujemy mniej i skoncentrowaliśmy się na tej produkcji, która daje gwarancję utrzymania firmy. Redukujemy obszary, które były najmniej marżowe. A co najważniejsze, nie zwolniliśmy naszych pracowników – wyjaśnia Krzysztof Tkacz.
260 wysoko wykwalifikowanych pracowników to dla Top Farms wielka wartość. W branży agro wiadomo bowiem, że ten, kto zachowa takich specjalistów, przetrwa na rynku.
OHZ: „Rolnicy nie powinni dostać”
Łasym wzrokiem na ziemię po Top Farms Głubczyce patrzą nie tylko rolnicy indywidualni, ale i… państwowa spółka. Chodzi o Ośrodek Hodowli Zarodowej w Głogówku. OHZ mocno zabiegał, żeby głubczyckiej spółce nie przedłużać o rok dzierżawy.
– Chcieliśmy, żeby te grunty dać nam w użytkowanie – nie ukrywa Arkadiusz Kożuszko, prezes OHZ i człowiek związany z AgroUnią. – Jesteśmy w stanie nimi zarządzać. Ziemia po Top Farms jest nam potrzebna, bo chcemy się rozwijać.
Jak tłumaczy, obecnie OHZ funkcjonuje w czterech różnych miejscach, a chciałby doprowadzić do scalenia swojego gospodarstwa.
– Dlatego ziemia po Top Farms jest nam potrzebne na już. Groziło nam nawet przyłączenie do stadniny w Prudniku. Jesteśmy też przeciwni, żeby ten grunt trafił do rolników indywidualnych. Oni nie będą w stanie utrzymać tych dużych obiektów, takich na tysiąc sztuk bydła – dodaje Kożuszko.
Według Kożuszki jest jeszcze jeden powód, dla którego gruntów po Top Farms Głubczyce nie powinni dostać indywidualni rolnicy.
– Ta ziemia jest w bardzo dużych kawałkach, takich 100-hektarowych – mówi.
Co dalej z Top Farms Głubczyce?
Obecnie ustawa mówi, żeby grunt powracający z dzierżaw do zasobów państwa, czyli KOWR, rozdysponować wśród rolników indywidualnych. Drugi kierunek to tworzenie z tej ziemi Ośrodków Produkcji Rolnej – określane jako „nowe PGR”. Muszą one mieć co najmniej 50 hektarów i być nastawione na produkcję większą niż rolnika indywidualnego. A priorytetową ma być produkcja zwierzęca.
Chodzi o to, jak w przypadku Top Farms, żeby nie niszczyć tego, co już jest wypracowane. Bo później nie da się tego odtworzyć.
Według naszej informacji, w Ministerstwie Rolnictwa dojrzewa koncepcja, by postawić na przetwórstwo i produkcję wysokomarżową. Obecnie one się liczą na świecie.
– Musimy odejść od produkcji czegoś, co można przywieźć taniej z dowolnej części świata – mówi „O!Polskiej” ekspert z branży agro. – Polskie rolnictwo nie powinno być oparte o produkcję rzepaku, pszenicy, kukurydzy, bo w tych obszarach nigdy nie będziemy konkurencyjni z Ukrainą czy Rosją.
Produkcja zbóż będzie tam tańsza nie tylko z powodu niższych kosztów pracy. Także dlatego, że w Ukrainie i Rosji używa się środków ochrony roślin, których nasi rolnicy nie mogą używać, bo są rakotwórcze.
– Czekamy na to, co KOWR zdecyduje w zakresie gruntów, którymi dzisiaj jeszcze dysponujemy – mówi Krzysztof Tkacz, członek zarządu Top Farms Głubczyce.
Czytaj także: ARiMR w Opolu ma nowych wicedyrektorów. Był jeden, jest troje
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.