Tusi z Opola wyzdrowieje – to wniosek płynący z wyników badań, które odebrało niedawno Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Opolu (TOZ Opole), które od początku zajmuje się sprawą suczki.
Na skutek ich interwencji siedmioletnią Tusi odebrano właścicielom ze względu na skandaliczne zaniedbanie psa i narażenie go na śmierć w męczarniach. Suczka miała na tylnej łapie guza ważącego blisko dziesięć kilogramów.
Tusi z Opola wyzdrowieje. Zaczyna się nowe życie suczki
– Było o włos od tragedii. Już pod naszą opieką Tusi zaczęła krwawić z guza, ponieważ był tak napięty. Lada chwila on by pękł i pies z pewnością by tego nie przeżył. Wykrwawiłby się. Już to co my widzieliśmy, było drastyczne – opowiada Dorota Jeleniewska z TOZ Opole, od początku monitorująca sprawę i opiekująca się do dziś Tusi.
Ta historia od początku wydawała się beznadziejna. I niemal wszyscy – z lekarzami włącznie – byli przekonani, że guz jest złośliwy i rozpoczął się już nieodwracalny proces nowotworowy, który dla psa skończy się śmiercią. Dlatego, że właściciele przez cztery lata nie interweniowali w zdrowie swojego psa.
TOZ Opole, poruszony cierpieniem czworonoga, który z trudem się już poruszał, rozpoczął walkę o życie suczki. Choćby krótkie, ale w godnych warunkach za to co musiał dotąd już wycierpieć.
Jako jedna z nielicznych, operacji łapy Tusi podjęła się lecznica z Czernicy – Vetspec – Centrum Zdrowia Małych Zwierząt. Finansowanie leczenia było możliwe dzięki ludziom dobrej woli, którzy w kilka godzin uzbierali w internetowej zbiórce kilkanaście tysięcy złotych! Dzięki temu Tusi przeszła zabieg, a teraz ma rehabilitację.
– Wyniki badania histopatologicznego po usunięciu guza – a wraz z nim niestety tylnej łapy psa – stwierdzają, że to był tylko zwykły tłuszczak, czyli nowotwór niezłośliwy. Dlatego też naprawdę możemy świętować! – cieszy się Dorota Jeleniewska.
Bardzo straszna historia z prawdziwym happy endem
Tusi już o poranku 2 lutego, po trwającej aż pięć godzin operacji, była w dobrej kondycji. Mimo działania silnych leków i bólu pooperacyjnego z radością „kicała” na trzech łapach po ogrodzie.
– Samo operowanie guza trwało ponad dwie godziny. Widać było wyraźnie, że Tusi jest lżej i czuje się szczęśliwa. Uwolniliśmy ją bowiem od tego dziesięciokilowego balastu – opowiadała wtedy „O!Polskiej” poruszona Dorota Jeleniewska.
Okazuje się, że po ponad miesiącu jest już tylko lepiej. Suczka z chęcią spaceruje i odpoczywa.
– Co prawda, weterynarz podczas ostatniej kontroli stwierdził, że ma ciążę urojoną. Ale na tle tego co przeszła, to naprawdę nic poważnego. To dość popularna przypadłość u suczek. Dlatego na razie musimy wyciszyć u niej laktację. Nasza Tusi nie jest jeszcze wysterylizowana. Po odebraniu jej poprzednim właścicielom, priorytetem był dla nas guz – przypomina.
Na razie przez trzy miesiące Tusi musi dochodzić do pełnego zdrowia. Zadaniem opiekunów jest m.in. opanowanie jej radosnego i żywiołowego charakteru.
– Tusi jest wesoła, ma apetyt i duże chęci do życia. Bardzo szybko „przestawiła się” na trzy nóżki. Wygląda to tak, jakby brak łapy jej w ogóle nie przeszkadzał. Mimo dobrego samopoczucia nie można jej przeciążać. Przeszła naprawdę poważną i trudną operację, usunięto jej kończynę. Ta rana cały czas się goi – opowiada Dorota Jeleniewska.
Tusi z Opola wyzdrowieje. Wtedy poszuka nowej rodziny
Gdy Tusi zakończy rehabilitację, zacznie się szukanie dla niej domu.
– To będzie nasza standardowa procedura. Jednak uważamy, że powinna trafić do domu, gdzie będzie jedynaczką – zapowiada Jeleniewska.
– Mimo radosnego usposobienia widzimy, że ten pies wciąż ma w pamięci krzywdy zaznane od człowieka. W momencie gdy podejdzie się do niej za szybko z wyciągniętą ręką, kładzie się i sika pod siebie. Najpewniej znaczy to tyle, że była wcześniej bita. Dlatego musi nabrać jeszcze zaufania do człowieka – uważa obecna opiekunka suczki.
Tusi zachowuje również rezerwę w kontaktach z innymi psami czując, że jest słabsza.
– Dmuchając na zimne, warczeniem chce te psy od siebie odpędzić. To problem, przed suczką jeszcze długa socjalizacja – tłumaczy.
„Ludzie nas zaczepiają i pytają”. Czy będzie kara dla właścicieli?
Jak opowiada Dorota Jeleniewska, spacery z Tusi wciąż wzbudzają ożywienie i zainteresowanie przechodniów.
– Porusza się na trzech nóżkach i oczywiście mocno widoczna jest ta blizna. Ludzie nas zaczepiają i pytają. Odpowiadamy, że to piesek po przejściach, że miała usuniętą łapę przez ogromnego guza nie wnikając w dalszą historię…
TOZ w Opolu podtrzymuje zdanie, że konieczne jest pociągnięcie do odpowiedzialności byłych właścicieli zwierzęcia.
Dlatego też pismo do prokuratury w Opolu już wpłynęło. To zawiadomienie w sprawie popełnionego przestępstwa o znamionach znęcania się.
– Chcielibyśmy wnioskować o upublicznienie danych właścicieli. Uważamy, że powinny być ujawnione, choć wcześniej nie mieliśmy takiej sytuacji. Nigdy o coś takiego nie zabiegaliśmy. Mimo to, ten przypadek pokazał, że trzeba ludzi uwrażliwiać i dać jasny sygnał, że dbanie o zwierzę, to obowiązek. Nie można pozwalać na to, by zwierzę dogorywało i cierpiało. Gdyby o Tusi zadbano wcześniej, dalej miałaby nogę – podsumowuje.
TOZ w Opolu zawnioskuje również o zwrot kosztów leczenia Tusi. Odbiorcą pieniędzy może być dowolna podobna instytucja.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.