Początków porcelany z Tułowic pod Opolem należy szukać już w XIX wieku. To wtedy w regionie zaczęło się wydobycie surowców i produkcja fajansu, a pierwsza manufaktura fajansu powstała tu ok. 1811 roku.
Źródła mówią, że założono ją w budynkach gospodarskich w południowej części zespołu pałacowego. Biznes ten prowadził graf Ludwik Praschma, właściciel pałacu w Tułowicach, a produkcja porcelany rozpoczęła się w czasach rodu Frankenbergów na przełomie lat 40.-50. XIX stulecia.
Tułowice i porcelanowe imperium
Kluczowy rozdział otwierający historię porcelanowego imperium w tej miejscowości zaczął się jednak ok. 1889 roku i jest związany z rodziną Schlegelmichów. Przybyła tu z Turyngii, gdzie prowadziła własną fabrykę porcelany – „RS Prussia Reinhold Schlegelmilch Suhl”.
W związku z tym, Erhard, syn Reinholda, na początku wydzierżawił od tułowickiego hrabiego von Frankenberga starą fabrykę porcelany. A później ją odkupił. Rodzina ta z czasem wykupiła tereny wzdłuż linii kolejowej. Przeznaczenie było dość oczywiste – na nową fabrykę. I tak jej wizytówką stała się porcelana stołowa, dekorowana motywami kwiatowymi. Reszta jest już historią. I to wielką.
– Szczyt sprzedaży RS Prussia w Stanach przypada na lata 1900-1910. Dobra passa trwała aż do zakończenia wojny. Aż 80 proc. produkcji wyrobów eksportowano wtedy do USA. To z kolei świetnie odpowiadało na potrzeby tamtejszego rynku i przywiązania Amerykanów do stylu pełnego przepychu, złota i kolorów – podkreśla Dagmara Kawecka z Muzeum Porcelany Śląskiej, które od kwietnia 2024 rozpoczęło działalność w pofabrycznym kompleksie.
Najwięcej zamówień było przed Bożym Narodzeniem, kiedy ruszały targi i jarmarki świąteczne. Produkty z Tułowic trafiały na cały świat, Między innymi do innych regionów Niemiec, Holandii, Danii, Norwegii czy Wielkiej Brytanii. Dlatego też dziś kolekcjonerzy najwięcej perełek znajdą na rynku amerykańskim i takich platformach, jak Amazon i eBay.
– Ta porcelana świetnie znana jest w USA. I jest na tyle popularna, że fani amerykańskiego Klubu RS Prussia – do którego należy też Muzeum Porcelany Śląskiej w Tułowicach – posiadają w prywatnych piwnicach całe regały ekspozycyjne i serie naszej porcelany. Te kolekcje są niesamowite – opowiada.
Dość powiedzieć, że ceny – kompletnego i unikatowego – np. serwisu kawowego produkowanego w latach 1910-1930 wahają się od 5 do 10 tys. zł.
– Drogie są także pojedyncze elementy. Tria śniadaniowe (talerzyk, spodek, filiżanka), w zależności od unikatowości wahają się od 300 do 1000 zł – podaje przykład.
Przedwojenny PR na medal
Gdzie szukać przyczyn tego gigantycznego sukcesu? Okazuje się, że Schlegelmichowie świetnie znali się na promocji. Porcelana z Tułowic prezentowana była na targach branżowych na całym świecie. Na dowód tego muzeum prezentuje m.in. plakaty, jakimi biznes ten reklamował się jeszcze przed wojną.
– Ciekawostką jest, że fabryka miała przedstawicielstwa również w Stanach – opowiada Dagmara Kawecka.
Fabryka nawet w trakcie II wojny światowej nie zaprzestała produkcji. Co więcej, na potrzeby armii, wytwarzała proste naczynia kantynowe charakteryzujące się skromnym wzornictwem. W tamtym okresie opatrzone były swastyką. W niektórych domach w regionie takie egzemplarze do dziś można znaleźć.
– Oczywiście nikt się po wojnie nimi nie chwalił. Więc jeśli ich nie zniszczono, przeleżały lata w piwnicach – mówi Dagmara Kawecka.
Przypomina, że zarówno w czasach rodu Schlegelmichów, jak i po 1945 roku, zakład bardzo dbał o społeczność i edukację.
– Na przykład Reinhold w latach 30. XX wieku miał swoją kasę chorych, co w tamtych czasach wcale nie było takie popularne. Wybudował także ośrodek zdrowia i osiedla dla pracowników. Sprowadził tu także większość swoich pracowników z Turyngii. Byli wyzwania ewangelickiego, więc wybudował im też kościół i cmentarz – opowiada. Dlatego dziś mamy w Tułowicach dwa kościoły, dziś rzymskokatolickie.
Porcelanę zastępuje porcelit
Fabryka po 1945 roku, pod nową – polską – administracją państwową wciąż działa. Następuje jednak kolejny zwrot w jej historii. Około dwa lata po wojnie produkowana była jeszcze porcelana, ale szybko zastąpił ją porcelit. Dostęp do surowca – kaolinu, czyli glinki porcelanowej, był coraz trudniejszy.
– Zdecydowała ekonomia i polityka. Pamiętajmy, że nowa władza chciała się przecież odciąć od wszystkiego co niemieckie. A glinka była przywożona z Niemiec – zwraca uwagę Dagmara Kawecka.
– Do tego porcelit to tańszy zamiennik, a w myśl nowej władzy komunistycznej było też upowszechnienie tego produktu, który do tej pory był jednak dość ekskluzywny ze względu na jego delikatność. A porcelit to ciężki i masywny surowiec, który mógł być produkowany masowo.
W szczycie możliwości w fabryce pracowało nawet 1500 osób – w okresie od lat 60. do 80. XX wieku. Przed 1945 rokiem było to ok. 800 osób.
– To się zmieniło, ponieważ po wojnie proces produkcji został zautomatyzowany – wskazuje Dagmara Kawecka. – Piece tunelowe zbudowane z cegły, do których trzeba było na wózkach wtaczać tacki z porcelaną, zastąpiły piece gazowe i linie taśmowe. Produkcja była więc szybsza i łatwiejsza, stąd decyzja o większej liczbie pracowników.
Powojenne naczynia porcelitowe faktycznie trafiły do domów w całym kraju – niemal każdy miał coś z Tułowic.
– Kto wyrzucał egzemplarze z lat 50., 60., w tzw. stylu new look, dziś naprawdę może żałować. Podobnie jest w przypadku zastaw późniejszych, aż do lat 80. XX wieku. Te rzeczy zyskały na wartości, dziś są warte nie kilka, a kilkaset złotych. Moda na PRL zdecydowanie wróciła – zapewnia Kawecka.
– Widzimy to po naszych gościach. To już nie tylko sentymenty starszego pokolenia, ale też młode małżeństwa, które w urządzaniu mieszkań chcą nawiązać do lat 60.-70 XX wieku. Zwracają uwagę na meble, na porcelit…
Zmierzch imperium
Ostateczna likwidacja fabryki nastąpiła w roku 2001, ale zanim do tego doszło funkcjonowała w niej szkoła ceramików. A później dom kultury.
Po upadku zakładu Skarb Państwa zaczął wyprzedawać grunty i budynki. Przez lata kompleks był w rękach prywatnych marniejąc i popadając w ruinę. Budynek, w którym już ponad pół roku siedzibę ma muzeum, powstał w 1904 roku. Wybudował go Reinhold Schlegelmilch.
– Na początku XX wieku trwała już rozbudowa imperium porcelanowego w Tułowicach. W tym budynku mieściła się administracja, zarząd, magazyn i najważniejsze miejsce: wzorcownia z całą kolekcją zawierającą wszystkie produkowane fasony. Dziś pełni ona funkcję sali balowej udostępnianej m.in. pod prywatne uroczystości – opowiada Dagmara Kawecka.
Ocalić od zapomnienia. Stara porcelana promuje Tułowice
Muzeum Porcelany Śląskiej w Tułowicach powstało z misji ratowania dziedzictwa regionu dzięki prywatnej, jedynej w Polsce pozarządowej Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska.
Jego praktycznie całkowita renowacja miała miejsce w latach 2016-2023. Remont przeszedł m.in. dach, wymieniono stropy, odnowiono tynki, instalacje, a pomieszczenia zaadaptowano na sale ekspozycyjne.
Poznamy w nim nie tylko fascynującą historię tułowickiej fabryki. Zobaczymy tu imponujące przykłady tutejszej porcelany gromadzone przez prezesa fundacji, dr hab. inż. arch. Piotra Gerbera, laureata tegorocznej Nagrody Dziedzictwa Europejskiego Europa Nostra, który poświęcił życie ochronie dziedzictwa poprzemysłowego.
– Jesteśmy dumni, mogąc uczestniczyć w misji ratowania dziedzictwa kulturowego naszego regionu – nie kryje Dagmara Kawecka, podkreślając wagę historii i piękna porcelanowego dziedzictwa Tułowic, które gości do dziś na polskich stołach.
Na muzealnych ekspozycjach można też prześledzić prawdziwe porcelanowe perełki wyrobów z 14 śląskich fabryk.
Muzealna współpraca po sąsiedzku
Fani tułowickiej ceramiki nie mogą też przegapić mieszczącego się po przeciwnej stronie ulicy Muzeum Ceramiki „TUŁOWICE poKolei”. Jego siedzibą od lutego 2023 roku jest wyremontowany stary dworzec PKP. Placówka działa pod skrzydłami Tułowickiego Ośrodka Kultury i planuje wprowadzić do oferty warsztaty edukacyjne dla szkół i przedszkoli wraz z warsztatem ceramicznym, które współorganizowane będą z sąsiednim Muzeum Porcelany Śląskiej.
Do dyspozycji zwiedzających są cztery sale wystawiennicze, w których można obejrzeć wyroby z nieistniejącej już Fabryki Porcelitu Tułowice S.A.
– W jednej z sal prezentujemy najstarsze eksponaty pochodzące z przełomu XIX-XX wieku – zdradza Patrycja Puzio, przewodnik i animatorka z TOK-u.
– Kolejną przestrzeń poświęciliśmy powojennym projektantom tułowickiej fabryki. Tu zobaczymy m.in. rzadkie przykłady porcelitu zdobione ręcznie. Najbardziej kolorowa, prezentująca modele pełne zdobień, jest sala technologiczna. Mamy też osobną salę prelekcyjną, w której prezentowane są wyroby w dekorze czarno-białym, które były eksportowane na rynek skandynawski.
Wśród najciekawszych eksponatów są m.in. czarna porcelana, pozłacana filiżanka, wykopana podczas budowy remizy w Tułowicach, oraz figurka z fabryki Schlegelmilchów.
Rodzinny biznes w historycznym miejscu
Fakt, że tułowickie wyroby wciąż są pożądane, potwierdza otwarty w maju tego roku salon fabryczny Stara Fabryka, który mieści się w budynkach po dawnej fabryce porcelany Schlegelmilchów.
Trzeba jednak zaznaczyć, że prywatny biznes – który w tym roku uzupełnił sklep – rodzina Wojtaszków prowadzi w tym miejscu już od ponad 20 lat. Wyroby tu powstające są wytwarzane dokładnie tak, jak było to robione w czasach świetności zakładu. Tym bardziej cieszy fakt, że dzięki prywatnej inwestycji w sąsiedztwie działalność rozpoczęło opisane wyżej Muzeum Porcelany Śląskiej.
Przypomnijmy, że dawniej w fabrycznych halach mieściły się modelarnie, w których modelarze tworzyli pierwsze formy i wzory, a także dział produkcyjny: odlewnia, formownia, szkliwiernia oraz piecownia. Wspomnieniem – po którym został już tylko ogromny otwór wewnątrz budynku – są budowane z cegły piece kominowe, które przechodziły przez wszystkie trzy piętra budynku.
– Dziś na naszych klientów czeka ponad 20 dekoracji i ogrom fasonów. Począwszy od zastaw kawowych, obiadowych po rozmaite wyroby użytkowe – mówi z dumą Anna Wiśniowska, współwłaścicielka Starej Fabryki, podkreślając, że stworzenie tego miejsca, to ogromny sukces i dla lokalnej społeczności, i dla historii polskiej ceramiki.
Stara Fabryka jest jednak najnowszą marką będącą zaledwie częścią większego rodzinnego biznesu, który założyli Julia i Marian Wojtaszkowie w 1983 roku.
– Rodzice zawodowo byli związani z ceramiką, wcześniej pracowali w Chodzieży – mówi Anna Wiśniowska, córka państwa Wojtaszek, która również związała się z branżą kończąc wrocławską ASP i pracując dziś m.in. jako projektantka w rodzinnej firmie.
– Do Tułowic przyjechali do pracy wiedząc, że powstanie tu nowoczesny zakład w miejsce starej fabryki w latach 70. XX wieku. Mama uczyła technik zdobienia w szkole zawodowej przy zakładzie, a tata pełnił funkcję dyrektora technicznego w samej już fabryce. Odpowiadał m.in. za sprowadzenie maszyn do zakładu. Z czasem jego stanowisko było coraz mniej potrzebne. I to dało mu jednocześnie impuls do stworzenia własnego biznesu.
Początki firmy Wojtaszków związane były z produkcją mas i szkliw ceramicznych. Pierwszy zakład mieścił się w Skarbiszowicach pod Tułowicami.
– Rodzice tworzyli po prostu materiały dla ceramików. Z czasem ofertę poszerzyli o produkcję półproduktów, w postaci wyrobów biskwitowych. Dlatego właśnie w roku 1996 kupili część obiektu po historycznej fabryce porcelany, w której się znajdujemy. Zdecydowali się na rozwój – opowiada pani Anna.
Dziś w działalność firmy zaangażowane jest już kolejne pokolenie – dzieci państwa Wojtaszków. To również brat pani Anny, Wojciech Wojtaszek, który jako absolwent krakowskiej AGH na wydziale ceramiki, wniósł do biznesu nowe spojrzenie i wiedzę technologiczną. Z czasem do działalności fabryki zaangażowała się również żona pana Wojciecha, Małgorzata.
– Co jakiś czas dokupowaliśmy kolejne części tego cennego obiektu. Poza ceramiką historyczną, jak i nowszymi modelami ceramiki malowanej ręcznie, jesteśmy również największym w Polsce producentem opakowań ceramicznych, m.in. butelek, tworząc produkty klasy premium – opowiada współwłaścicielka.
Jednym z ważniejszych momentów dla firmy, ponad dekadę temu, było odkupienie od upadłych Zakładów Porcelitu Tułowice S.A. modelarni – miejsca z historią.
– I z zawartością – śmieje się pani Anna. – W tamtym czasie nie zamierzaliśmy uruchamiać własnej produkcji zakupionych wzorów, ale wiedzieliśmy na pewno, że trzeba uchronić od zniszczenia ten kawał historii i polskiego designu. Najbardziej nam było żal, że jeśli czegoś nie zrobimy, to wzory pójdą w zapomnienie na zawsze. To była jedyna taka szansa.
Kultowe fasony z Tułowic dostały drugie życie
I tak zdobyte prawo do produkcji zakupionych wzorów spowodowało, że udało się wcielić w życie plan odtworzenia kultowych fasonów.
– Trwało to dość długo, ale w końcu wystartowaliśmy – przyznaje pani Anna – podkreślając, że proces uruchomienia i wdrożenia był bardzo pracochłonny i czasochłonny. – Później przełomowym momentem była dla nas pandemia. To wtedy przyszedł moment refleksji. Mieliśmy sporo zapytań od ludzi zainteresowanych ceramiką w ogóle, oraz naszych klientów z całej Polski. Ludzie byli po prostu ciekawi tego, „co my tam w tym zakładzie robimy”. Tak narodził się pomysł salonu stacjonarnego.
Właściciele Starej Fabryki wciąż mają kolejne plany. Znów można powiedzieć, że podyktowane życiem. Bo to właśnie niesłabnące zainteresowanie miłośników porcelany i porcelitu z Tułowic skłoniło ich do rozważenia otwarcia fabryki na zwiedzanie i podglądanie procesów produkcyjnych od kuchni.
– Mamy nadzieję, że uda się zaprosić do nas gości już w kolejnym roku – zapowiada Anna Wiśniowska.
Zdjęcia w galerii: Muzeum Porcelany Śląskiej w Tułowicach – fot. Anna Konopka
Czytaj też: Cmentarz przy ulicy Wrocławskiej w Opolu. Tu kryje się historia miasta
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w tygodniku „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.