Trener Kolejarza Opole: Plan minimum osiągnięty, ale…
Podopieczni Marcina Sekuli cel na tę kampanię wypełnili, a był nim awans do play off. Następnie na etapie półfinału okazali się gorsi od Startu Gniezno. I to dwukrotnie, albowiem u siebie przegrali 44:46, a w rewanżu 39:51. W związku z czym odpadli z dalszej rywalizacji.
– Z jednej strony możemy być zadowoleni, bo plan minimum został osiągnięty, aczkolwiek jesteśmy sportowcami i faktycznie towarzyszy nam małe poczucie niedosytu. Wiadomo, apetyt rósł w miarę jedzenia, ale jesteśmy na trzecim miejscu i to jest całkiem dobra lokata – ocenia szkoleniowiec opolan.
Sam przy tym nie kryje, iż do tego, by powalczyć o coś więcej, zabrakło przede wszystkim szczęścia. Niemały wpływ na postawę prowadzonej przez niego ekipy miała choćby kontuzja Mathiasa Thoernbloma, której ten doznał w trzecim meczu opolan, podczas starcia przeciwko imiennikom z Rawicza. A w sezon Szwed wszedł więcej niż przyzwoicie, zdobywając kolejno 11, 9 i 9 pkt.
– Próbowaliśmy go zastąpić trochę metodą prób i błędów. Różnie z tym bywało, ale mimo tego udało się wejść do czwórki – zauważa Marcin Sekula.
Pierwsza runda znacznie lepsza…
Nie da się jednak ukryć, że pierwsza runda w wykonaniu Kolejarza była znacznie lepsza aniżeli druga. Na półmetku sezonu zasadniczego mieli przecież 10 punktów na 12 możliwych, przy czym nie zaznali goryczy porażki. U siebie pokonywali Unię Tarnów 46:44, Kolejarza Rawicz 54:35 i Start Gniezno 56:34. Na wyjazdach natomiast objechali Polonia Piła 51:39 oraz remisowali z Lokomotivem Daugavpils i Stalą Rzeszów po 45.
W ramach rewanżów już nie szło im tak dobrze i wywalczyli tylko sześć „oczek”. Nie licząc trzech „bonusów”, co wynikało przecież ze wspomnianego dobrego wejścia w rozgrywki. Niemniej, pierwszą porażkę ponieśli dopiero na początku lipca. W swoim ósmym meczu tego sezonu zostali rozgromieni w Gnieźnie aż 30:60. Potem jednak pokonali Łotyszy 52:38 u siebie i triumfowali w Rawiczu 56:34.
…od rundy drugiej
Finisz sezonu łącznie z play off nie należał już jednak do udanych. W Opolu zremisowali z pilanami, a potem przegrali w Tarnowie i do fazy pucharowej przystąpili z trzeciej pozycji. Boli to tym bardziej, że niewiele brakowało, by ta była najbardziej eksponowana. Wszak triumfatorzy tej części sezonu z Rzeszowa, z którymi dwukrotnie remisowali, mieli na finiszu dwa punkty więcej.
– Zawsze jest tak, że coś można było lepiej zrobić, coś poprawić, choć wydaje mi się, że nie zrobiliśmy jakichś rażących błędów – tłumaczy trener Kolejarza. – Tak czy inaczej, weszliśmy do play off i wszystko zależało już od tej części sezonu. U siebie przegraliśmy minimalnie, ale na rewanż jechaliśmy z nastawieniem na odrobienie strat. Niestety, nie udało się. To jest tylko sport. Jak ja to mówię, w żużlu „dwa plus dwa nie zawsze jest cztery”.
Marcin Sekula stara się już nie patrzeć wstecz. Tym bardziej, że powoli już można myśleć o nowym sezonie, tak, by „poukładać na nowo te klocki”, choć sam jeszcze nie wie, czy to jemu będzie dane to robić.
– Jeśli chodzi o mnie, to chciałbym zostać – nie kryje. – Jestem z Opola, to jest mój klub, tu się wychowałem, spędziłem większość swojej kariery, tak, że jestem jak najbardziej „na tak”. Jeżeli zarząd nie będzie miał przeciwwskazań, to chętnie zostanę.
Tymczasem w finale decydującym o awansie na zaplecze żużlowej elity spotkają się pogromcy opolan z Gniezna oraz Stal Rzeszó.