Pierwsi chrześcijanie do tej woski w afrykańskim Togo – położonej w buszu przy granicy z Beninem, a 400 kilometrów od stolicy kraju Lome – przybyli dopiero w ostatniej ćwiartce XX wieku. Własną parafię mają zaledwie od 2017 roku. Wciąż trwają prace wykończeniowe w kościele, ale odbywają się już w nim wszystkie celebracje.
Żyzna ziemia i pracowitość mieszkańców przyciągają przybyszów. Wioska rozrosła się już do ponad 4 tysięcy mieszkańców. Połowa to nadal poganie. Mieszka tu także garstka muzułmanów. Drugą połowę stanowią katolicy. Ich proboszczem jest pochodzący z Dobrej w powiecie krapkowickim ks. Robert Dura. Na misjach w Togo pracuje od 1996 roku.
– Nie mamy tu świerków ani zimy, przeciwnie, teraz jest u nas środek lata. Nie ma tradycji choinek, przynajmniej u nas, w Affem Kabye. Są w stolicy, ale tam należą raczej do komercyjnej warstwy świąt. Podobnie jak Papa Noel, trochę podobny do Dziadka Mroza, a trochę do Mikołaja w czapie – mówi ze śmiechem ks. Dura.
– Ale jakieś świecidełka ludzie u nas wieszają. Tu, w moim środowisku, dużo się pod tym względem zmieniło dwa lata temu, kiedy doprowadzili do nas prąd. W kościele w oknach i w narożnikach umieszczam duże gałązki palmy i one z konieczności choinkę zastępują. Przy domu posadziłem cztery palmy. Na tyle już podrosły, że w tym roku umieszczę już na nich jakieś ozdoby – opowiada.
Święta w Afryce. Kolacji się nie celebruje
W kościele stoi szopka przypominająca szałas i przystrojona zielenią. Obok proboszcz ustawi palmę w doniczce. Nie ma dużych figur Świętej Rodziny, pasterzy ani Trzech Króli, jakie znamy z Europy, ale betlejka pusta nie stoi. W czasie liturgii w role Maryi, Józefa i Dzieciątka wciela się zwykle jakaś rodzina z małym dzieckiem. Bo też dzieci tu nie brakuje. W ostateczności można wstawić do środka nieduże gliniane figurki lub świecę – symbol nowo narodzonego Jezusa.

Tradycja Wigilii, jaką kultywujemy w Polsce, w Affem Kabye nie jest znana. Jest to normalny dzień pracy, a wieczorny posiłek nie jest jakoś szczególnie celebrowany.
– Próbowałem zaszczepić taki zwyczaj, by święta obchodzić nie tylko w kościele, ale żeby one się zaczynały od uroczystego posiłku już wieczorem w domu – przyznaje proboszcz. – Przypominam o znaczeniu spotykania się razem przy stole, ale na razie się to nie przyjęło. Chociaż zwyczajnie główny w ciągu dnia posiłek ludzie właśnie wieczorem jedzą. I rodzina się w domu gromadzi. Ja sam – jestem w Togo już 27 lat – od tradycyjnej naszej wieczerzy wigilijnej odwykłem. Choć, oczywiście, jak kiedyś akurat w czasie świąt byłem w domu, to mnie nasze zwyczaje i potrawy cieszyły. Ale tutaj o karpiu i makówkach nie marzę.
Święta w Afryce. Nie ma rodzinnego spotkania przy stole
W Affem Kabye rodzina przy stole się w Wigilię nie spotyka. Powód prozaiczny. W niedużych domkach nie ma tak dużego stołu, przy którym liczne zwykle rodziny mogłyby razem usiąść. Nie zmieściliby się. Ojciec z najstarszymi chłopcami siada ewentualnie przy niedużym stoliku na werandzie. Matka z dziewczynami zwykle je w kuchni. Na wioskach kobiety i mężczyźni nie jedzą razem. Część dzieci siada gdzieś po kątach, na ławkach. Nierzadko jedzą z jednej miski. Dorośli trzymają w rękach miskę z jedzeniem, zapijają je miejscowym piwem. Zresztą je się rękami. Dla księdza, jak przyjdzie do domu, albo innego gościa łyżkę znajdą, choć czasem po trwających dłuższą chwilę poszukiwaniach. Wspólne posiłki żony, męża i dzieci powoli przyjmują się w miastach. Na wioskach ludzie jeszcze tego nie praktykują.
Kolędy się śpiewa. Zwykle pochodzące z Francji, ale są już też śpiewane w miejscowym języku.
– Od początku, jak tu jestem, mamy kłopot ze śpiewaniem kolędy „Cicha noc”, choć jej tekst też został przetłumaczony i ściągnąłem taką wersję z Youtube’a, żeby ją parafianie mogli usłyszeć – opowiada ks. Robert. – Ale jej rytm i melodia brzmią im obco. Znają ją, ale nie śpiewają jej chętnie. Zresztą nie ma tu takiego bogactwa kolęd, jakie znamy z Polski. W czasie mszy św. zaśpiewają dwie trzy kolędy, a potem już inne pieśni. I nie dłużej niż tydzień po świętach. Ale organizuję takie świąteczne nabożeństwo, zwykle o 17.00, na którym przez pół godziny śpiewamy tylko kolędy i to na kolanach przed wystawionym Najświętszym Sakramentem i kościół jest wtedy pełen ludzi.
Święta w Afryce. Chrztów nie brakuje
Po nabożeństwie wierni wychodzą „w teren” z pieśniami i tańcami.
Nocnej pasterki, jaką znamy z Polski, nie ma. Tu chodzi się dość wcześnie spać. Kiedy proboszcz zaprosił parafian na liturgię o 23.00, przyszła garstka. Więc teraz zaczynają w Wigilię o 20.00. Najpierw młodzież wystawia – przed kościołem – coś na kształt naszych jasełek. Po nich odprawia się mszę św. Kończą ją – jeszcze w świątyni – śpiewy i tańce, które przenoszą się na teren wioski. Idą od domu do domu, radośnie świętując.
– Parafialna świąteczna msza św. w pierwszy dzień świąt jest już o siódmej – jak w niedziele w ciągu roku – i kościół znów się zapełnia – mówi ks. Dura. – Natomiast nie było tu dotąd zwyczaju przychodzenia do świątyni w drugi dzień świąt. Żeby to radosne świętowanie przedłużyć, wprowadziłem na 26 grudnia chrzest małych dzieci. Dzieci do chrztu są tutaj zawsze. Udzielam tego sakramentu co miesiąc. Staram się dołączać dzieciaki nieco starsze, a jeszcze nieochrzczone. W tym roku chrzest otrzyma także dorosła pani, myślę, że już po pięćdziesiątce. Do kościoła zaczął też chodzić jej mąż. Więc zaraz po chrzcie otrzymają oni – a także jeszcze jedna para – również sakrament małżeństwa. Świętujemy więc drugi dzień świąt radośnie i rodzinnie. To ludzi przyciąga. Przychodzą nawet z zagranicy, z sąsiedniego Beninu.
Bez prezentów pod choinką
Nie ma zwyczaju dawania dzieciom prezentów pod choinkę, choćby najskromniejszych. Nie tylko dlatego, że – jak już powiedziano – choinki też nie ma. Jest zwyczaj, żeby domownicy dostali na święta nowy komplet ubrań (spodnie i koszulę), bo też nie mają oni odzieży za wiele. Ale dwa stroje – na Boże Narodzenie i osobno na Nowy Rok szyją tylko najbogatsi. Wielu zdąża z tym ubraniowym prezentem dopiero na 1 stycznia.
– W parafii, która ma zaledwie siedem lat historii, wszystko wprowadza się i przyjmuje od początku i stopniowo. Kiedy objąłem tę parafię, nie było rorat – przyznaje ks. Dura. – W ciągu tygodnia trudno je codziennie odprawiać, bo trochę nie ma kiedy. Dopiero koło szóstej robi się jasno, a dzieciaki już na siódmą idą do szkoły. Roraty odprawiam więc tylko w soboty. Dzieci jest bardzo dużo. Także dlatego, że dla zachęty rozdaję im tego dnia cukierki.
Właśnie dzieci proboszcz w czasie tegorocznego adwentu zachęcał, żeby w domach albo jeszcze lepiej przed domami w czasie świąt ustawiły stajenki. A z gliny ulepiły figurki Matki Bożej, św. Józefa, i Dzieciątka, a także żłóbek.
– Mówiłem im o związku żłobu, z którego jedzą zwierzęta, z ołtarzem, skoro Pan Jezus podczas mszy św. staje się naszym pokarmem – opowiada ks. Robert. – Zobaczę, czy rzeczywiście będą te szopki na Boże Narodzenie budować. Zachęcam, żeby komórką robili zdjęcia swoich stajenek. Mam zamiar w okresie świątecznym odwiedzać ich w domach i oglądać to, co zbudowali, żeby ich zachęcić.
Święta w Afryce i przenoszenie tradycji
– W naszej wiosce, gdzie połowa mieszkańców to nadal poganie, ustawione przed domami stajenki będą nie tylko nową świąteczną tradycją, ale także świadectwem wiary. My tu naprawdę dopiero tworzymy historię parafii i chrześcijańską tradycję. Staram się – jeśli moi wierni je akceptują – przenosić niektóre tradycje i zwyczaje duszpasterskie wyniesione z Polski i ze Śląska. Być może jedyne w okolicy, a może i w Togo roraty są odprawiane w naszej parafii. Podobnie jak budowany w czasie Triduum Paschalnego Boży Grób, którego w afrykańskiej tradycji dotąd nie było. Każdy symbol może być początkiem katechezy. Więc o świętach w Polsce, o naszej Wigilii też im – w ramach ciekawostki – opowiadam. Z nadzieją, że coś z tego bogactwa przejmą.
Na razie miejscowi, co ksiądz przyznaje, czasem nawet bardziej świętują przełom starego i nowego roku niż Boże Narodzenie. Bo też Nowy Rok obchodzą wszyscy: chrześcijanie, muzułmanie i poganie.
– „Bonne année”, czyli dobrego nowego roku, życzą nawet te babcie, które nie mówią po francusku – śmieje się ks. Robert. – Pierwszy stycznia bardziej sprzyja świętowaniu, jedzeniu i piciu, bo jest już po zbiorach. Dożynki obchodzimy w styczniu. Teraz zbiory się kończą. Kukurydza i proso są jeszcze na polu.
Czytaj także: Prof. Dorota Simonides: Śląska Wigilia, jaką pamiętam
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.