Oczywiście, na użytek wewnętrzny mówią co innego, jednak to nie dziwi. Muszą bronić tego, co stworzyli, żeby zapewnić bezkarność aferzystom i przestępcom ze swoich szeregów. Jak to miało działać, widzieliśmy bardziej lub mniej udane próby już po utracie władzy przez PiS.
Ale póki jesteśmy w Unii, wyroki TSUE są dla nas obowiązujące. Koniec, kropka. Prawo może być dobre, złe, jednak bezprawie nigdy nie może być prawem. Nie trzeba być prawnikiem, żeby rozumieć tę oczywistość. A sedno wyroków TSUE jest proste: nie ma pisowskich potworków, czyli KRS, nowych izb Sądu Najwyższego, Trybunału Przyłębskiej oraz produktu tego ciągu technologicznego – neosędziów.
Nie ma ich w sensie prawnym, bo w sensie fizycznym oczywiście są. Tyle, że ich decyzje i „wyroki” są bezwartościowe. Mało tego – kto bierze je pod uwagę, pogłębia tylko bezprawie i powinien ponieść z tego tytułu konsekwencje. Jakie i kiedy? No właśnie.
Co do oczywistości prawa i bezprawia, po demokratycznej stronie jeszcze długo po wyborach 15 października panował szeroki konsensus. Między politykami, prawnikami, wolnymi mediami i milionami Polaków, którzy w ostatnich 6 latach rządów PiS przewinęli się przez protesty w obronie praworządności. Panował do wiosny, kiedy to zaczęliśmy słyszeć coraz częściej o dualizmie prawnym, węźle gordyjskim i łamaniu prawa przez Tuska i Bodnara. I to nie tylko ze strony PiS i ich mediów, choć to oni zaczęli tę szarżę, ostatnią, bo w pogłębianiu atmosfery chaosu widzą jedyną szansę na uniknięcie odpowiedzialności.
Pół miliarda euro kosztował konflikt PiS z Unią Europejską. Będzie kara?
Niestety, wrażenie chaosu narasta, a wraz z nim dezorientacja tych milionów, którzy bronili wolnych sądów. O co tu chodzi? PiS jest na prawie? Nie, nie jest i nie dajmy sobie wmówić, że jest jakiś dualizm. Prawo jest jedno, tylko okaleczone przez PiS i trzeba je uzdrowić. Fakt, w tym procesie leczenia ekipa Tuska jedzie czasem po kolokwialnej bandzie. Niestety, stwarza też niekiedy wrażenie, że przyjmuje te decyzje „bezprawników”, które są dla niej korzystne. A tu nie ma albo-albo, bo to zły sygnał dla ludzi i przysłowiowa woda na młyn propagandy PiS.
Choć mnie to uwiera, jestem jednak realistą. To rozedrganie społeczne, medialne i prawne skończy się, kiedy PiS przegra wybory prezydenckie. Wtedy wszelkie „neonówki” zgasną, winni pójdą siedzieć, a niewinni będą mogli działać. Czy w PiS, to będzie ich decyzja oraz ich wyborców.
Pozostaje jeszcze te pół miliarda euro kar, które Polacy musieli zapłacić za łamanie praworządności przez PiS. W kodeksie karnym – nie kwestionowanym przez żadną ze stron – jest taki paragraf, ogólnie ujmując, jak wyrządzenie szkody wielkiej wartości. Grozi za to dobrych parę lat za kratami. A pół miliarda euro to nie jest mała szkoda. No i znamy odpowiedzialnych. To ci, którzy to bezprawie wymyślili, pisali, potem podnosili za tym ręce w Sejmie i Senacie, a na końcu podpisywali.
Czytaj także: Ta wojna jest bliżej nas, niż się wydaje. I nie chodzi o Ukrainę
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.