– Robimy szereg różnych rzeczy, niektórzy z nas też jeszcze bardzo intensywnie biegają, również po górach, do tego pływają, a są też m. in. narty biegowe, więc kto wie, może w przyszłości ta nazwa jeszcze bardziej się rozszerzy – śmieje się Michał Broj, lider „sekcji wioślarskiej”. – Naszym najważniejszym celem jest jednak to by pokazać, że można spędzać wolny czas na sportowo. Do tego z takim zacięciem, bardziej sportowym.
Punktem wyjścia tego nieformalnego klubu, który tworzą osoby w różnym wieku, różnych zawodów, jest rzecz jasna rower. I choć wielu z nich miało z nim wcześniej do czynienia, to większość ściganie się w nieco poważniejszej formie i jazdę w peletonie poznała dopiero tutaj. Tutaj, czyli gdzie? Bardzo łatwo to doprecyzować, albowiem nazwa pochodzi od miejsca zbiórek kolarskich. W tym wypadku od sklepu czy też warsztatu rowerowego „Cyklofan” na Placu Sebastiana w Opolu. Jego właścicielem jest były kolarz Antoni Pietrukaniec, który dla członków grupy jest kolarskim guru i mentorem.
KKW Cyklofan z Placu Sebastiana…
– Często powtarza nam hasło: „Chodzi o to, żeby bawić się w kolarstwo, a nie w kolarzy”. Trzyma to wszystko za tzw. mordę i chwała mu za to. Niemały wpływ na to, że ta grupa wciąż funkcjonuje ma to, że godziny i miejsce spotkań są od wielu lat niezmienne – mówi nam Michał Broj. – Tu też raczej nie ma profesjonalnego treningu, liczy się siła charakteru, współzawodnictwo, zabawa. Niemniej, choć jest to sport amatorski, to jakby wciąż z takim lekkim zacięciem. I nie jest to taka typowa turystyka na zasadzie: „Jadę sobie z bidonem i zwiedzam”. Spotykamy się nawet cztery razy w tygodniu, a w niedziele ścigamy się między sobą, startując z ronda im. Jerzego Szczakiela – tłumaczy.
Skąd jednak to nietypowe połączenie, które miało swoje przełożenie na nazwę? Nasz rozmówca przyznaje, że zawsze w jakiś sposób ciągnęło go do wody, a jako nastolatek przez chwilę był w sekcji kajakowej Zryw, gdzie pływał na kanadyjkach.
– Z różnych przyczyn przerwałem, ale sentyment pozostał. Później gdy widziałem jak gdzieś organizowane są np. wyścigi smoczych łodzi, choćby w Groszowicach, to próbowałem swoich kolegów-kolarzy namawiać, ale to się jakoś nie ukonstytuowało i w końcu z Tomaszem Lazikiem zdecydowaliśmy, że spróbujemy pójść w wioślarstwo – wspomina Michał Broj, nie kryjąc, iż już na początku wraz z kompanami spotkali się z niemałymi problemami, kiedy należało znaleźć odpowiednią łódź. – Udało się to po wielu przygodach. Kupiliśmy dwie: ósemkę i czwórkę „podwójną”. A mój brat „złota rączka”, który jest naszym szkutnikiem, przywrócił je do życia i do dzisiaj robi wszelakie naprawy.
…na przystań strażacką
Pierwsze wodowania sięgają 2019 roku. Listopad, niemalże lód, zimna rzeka. Najpierw „na czwórce”.
– Początkowo byliśmy totalnie „zieloni”, nikt z nas nie wiedział, jak się do tego zabrać, ale później ktoś coś podpowiedział, ktoś gdzieś coś podpatrzył, inny wypatrzył w internecie i tak powoli szło to do przodu – opowiada z rozrzewnieniem Broj.
Szybko też jednak pojawiły się inne problemy, niezależne już od nich. Ogólnoświatowe, jak sytuacja pandemiczna, co spowolniło ich działalność… czy bardziej przyziemne, jak choćby każdorazowe dowiezienie łodzi nad rzekę i jej wodowanie. W końcu dogadali się z opolską Strażą Pożarną i na jej terenie zorganizowali przystań. I to niemal w samym centrum Opola. Mianowicie w OSP ORW przy ul. Budowlanych. Tam stacjonują do dziś.
Teraz też cała załoga rozbudowała park maszynowy i dorobiła się kilku łódek. Są tzw. ósemki, czwórki, dwójki, debel, peruar, a także parę skifów. Te ostatnie, w powszechnej opinii, są najtrudniejsze do ujarzmienia. Co ważne w „sekcji” jest około 15 osób, które regularnie przychodzą na zajęcia. Te przeprowadzane są często w podgrupach, choć bywają i solo.
– Jakby ktoś chciał spróbować swoich sił, to mamy treningi co sobotę o dziewiątej rano na przystani. Dla wszystkich jesteśmy otwarci. Pokażemy co i jak, weźmiemy na łódkę i chętnie wprowadzimy w ten świat. Łatwo jednak nie jest, bo takich, którzy przyszli raz, spróbowali i więcej ich nie było, mieliśmy całkiem sporo – nie kryje Michał Broj.
Z Opola do Wrocławia…
Za opolską ekipą już sporo wyzwań. Całkiem niedawno ośmioro z nich przepłynęło Odrą z Opola do Wrocławia w ramach III Maratonu Wioślarskiego.
Trasę Odrzańskiej Drogi Wodnej liczącą 92.5 km pokonali w nieco ponad 13 godzin. Trzeba bowiem jeszcze doliczyć 12 śluzowań czyli Wróblin, Dobrzeń Wielki, Chróścice, Zawada, Ujście , Zwanowice, Brzeg, Lipki, Oława, Ratowice, Janowice, Opatowice. A uczynili to ośmioosobową łodzią w składzie (w kolejności alfabetycznej): Michał Broj, Tomasz Gałgan, Łukasz Kałuski, Wojciech Lippa, Arkadiusz Operacz, Radosław Operacz i Tomasz Rosiek. Ten skład uzupełniła Dorota Badiere, która reprezentuje Towarzystwo Wisła dla Wioślarzy Warszawa, ale pochodzi z Karłowic w gminie Popielów. Poza nimi w zmaganiach udział wzięli także przedstawiciele właśnie tego stołecznego klubu oraz sekcji wioślarskiej mastersów AZS-u Wratislavia Wrocław.
– Impreza w pełni udana. Rano było burzowo, przez co start został opóźniony o pół godziny, ale dalej już bez większych problemów technicznych i pogodowych – tłumaczy Tomasz Lazik, który „czynnie” zaliczył dwie wcześniejsze edycje, a teraz wspierał swoich kolegów od strony organizacyjnej.
Jakby nie było idea się rozrasta. Wszak za pierwszym razem płynęło czterech wioślarzy, potem ośmiu, teraz 17. Sami śmieją się, iż prawem serii wychodzi na to, że w przyszłym roku będzie ich ponad 30. Tym bardziej, że startując na różnego rodzaju zawodach w kraju stale reklamują owe starty.
…piękną rzeką Odrą…
– Jednym z naszych celów jest także rozpropagowanie piękna rzeki Odry. My je znamy, ale wielu Polaków chyba nie. Warto tym bardziej, że mamy ten odcinek rzeki skanalizowany, nie ma żadnych wahań wysokości czy większych przeszkód. Warszawianie, którzy z nami płynęli byli zauroczeni tym, co tutaj zobaczyli. Dojrzeli ogromy potencjał choćby w przyrodzie z którą można było obcować na trasie. Często były to niemalże dziewicze tereny – tłumaczy Michał Broj, który jako jeden z dwóch zawodników (obok Tomasza Rośka) brał czynny udział we wszystkich trzech rejsach.
I jak sam wspomina, podczas każdego musieli mierzyć się z mniejszymi lub większymi przeciwnościami losu, ale nikt nie myślał by odpuszczać. Jak się okazuje za pierwszym razem ekipa natknęła się na remont śluzy w miejscowości Ratowice. W związku z czym trzeba było zrobić tzw. przenoskę, co z reguły jest dość kłopotliwe. W kolejnym roku dwukrotnie trafili na kolejkę przy śluzie i mieli niejako wymuszone pauzy.
– Natomiast w tym roku pod tym względem nie było praktycznie żadnych problemów, bo wszystkie czekały na nas i na żadnej z nie straciliśmy niepotrzebnie nawet minuty. No, poza jedną w Brzegu, gdzie awarii uległy jedne wrota i musieliśmy trochę pokombinować by się zmieścić w połowie prześwitu, ale obyło się bez kąpieli – opowiada Michał Broj.
…na „jaśkach”
– Znacznie większym minusem był bardzo silny przeciwny wiatr, który powodował fale na otwartych przestrzeniach Odry, a ich wysokość powodowała, iż momentami byliśmy zalewani, co skutkowało usuwaniem nadmiaru wody z łódki podczas śluzowań. Niemniej sam fakt „obrywania” falą działał jednak kojąco na spalone słońcem ciała. Nikt jednak nie myślał o rezygnacji, wręcz przeciwnie, to nas nakręcało.
Była też inna niedogodność. Dość prozaiczna. Mianowicie przez tyle godzin siedzenia w jednym miejscu, bolały ich pośladki. Opolanie jednak poradzili sobie z tym wyśmienicie, podkładając sobie pod te części ciała popularne „jaśki”.
– Oparci na własnych doświadczeniach z wcześniejszych wypraw postawiliśmy na sprawdzony sposób. Może to nie wyglądało profesjonalnie, ale po dziesiątej godzinie, to naprawdę dawało ulgę – śmieje się Michał Broj.
Tym razem śmiałkowie mieli po drodze tylko jeden przystanek, mianowicie na śluzie Lipki. Tam, niemalże w połowie dystansu, na chwilę wyszli z wody, tak jak to było planowane już na odprawie.
W związku z czym zgodnie z przewidywaniami dotarli do Wrocławia, a potem już droga lądową wrócili do siebie.
– Teraz przed nami wiele planów. Jak choćby pokonanie trasy z Raciborza do Opola, Kanał Gliwicki, zawody na Brdzie, Wiśle i Wełtawie. I co tam nam jeszcze wpadnie do głowy – podsumowuje ze śmiechem nasz rozmówca.
Czytaj także: Nowy Stadion Opolski. Zostało równo 100 dni do zakończenia prac