Łukasz Baliński: Jak długa była droga z Zespołu Szkół i Placówek Oświatowych w Nysie, czyli popularnego „Rolnika”, do „Chłopów”?
Kamila Urzędowska: To trwało kilka lat, wymagało dużo pracy, konsekwencji i trochę szczęścia. W Nysie, gdzie uczęszczałam do liceum, nikt nie przygotowywał kandydatów do szkół teatralnych, więc wszystkiego musiałam dowiedzieć się sama. Na początek postanowiłam sprawdzić swoje aktorskie predyspozycje w krakowskim Lart StudiO, a potem było już z górki… pięć lat studiów na Wrocławskim PWST, potem kilka ról w serialach i sporo nauki na planie. Następnie kilkadziesiąt castingów, żeby w końcu trafić na ten jeden casting do „Chłopów”.
– Trudno się wybić z Nysy do świata filmu?
– Nie było to łatwe. Pewnie gdyby w mojej rodzinie były jakieś artystyczne tradycje, to miałabym łatwiejszy dostęp do świata szeroko pojętej sztuki. Jednak z drugiej strony myślę, że im trudniej coś osiągnąć, tym większą ma się satysfakcję, kiedy to się już uda.
– Skąd w ogóle film, kino w pani życiu?
– Idąc na PWST marzyłam przede wszystkim o tańcu na scenie i teatrze. Dopiero podczas studiów stopniowo zaczęłam myśleć o kinie. Dużo oglądałam, czytałam, chciałam stać się częścią tego świata.
– Pytam też dlatego, że w biografii – na stronie agencji – wypisanych jest mnóstwo sportów. Ten jest ważny w pani życiu?
– Bardzo. Ruch jest dla mnie nieodłącznym elementem codzienności. Potrzebuję go dużo, co być może wynika z moich sportowych zainteresowań w dzieciństwie. Brakuje mi przede wszystkim kibicowania naszej ukochanej Stal Nysie. Po przeprowadzce do Nysy nie opuszczałam żadnego meczu.

– Różnych odmian tańca również nie brakuje…
– Bardzo. Jednym z pięciu elementów kultury hip-hop, która mnie ukształtowała, jest właśnie taniec. Byłam członkinią zespołu tanecznego Ludwika Hrecińskiego i łapaliśmy skilla… Skill mi został do dzisiaj, więc od czasu do czasu potrzebuję się poruszać.
– Za to w serwisach plotkarskich pani mało. Stosunkowo niedawno założyła też pani Instagram.
– Media społecznościowe to dla mnie przede wszystkim przestrzeń, z której czerpię inspiracje. Nie traktuję ich jako platformy do promowania samej siebie. Taka „reklama” mnie nie kręci.
– Ale nie ogranicza się pani tylko do filmu. Ostatnio był debiut na okładce Elle. Jak tam pani trafiła?
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Moje wspaniałe agentki po prostu powiedziały, że mam iść na sesję… reszta potoczyła się sama.
– Na szersze wody wypłynęła pani w „Żmijowisku” rolą Sabiny. Ponoć złych gra się łatwiej. Zgodzi się pani z tym?
– Zawsze podczas procesu kreowania roli mam głębokie przekonanie, że każda z moich postaci chce dobrze. Podobnie było z rolą w „Żmijowisku”. Nie myślałam o niej jako negatywnej postaci. Po prostu starałam się ją zrozumieć i znaleźć w sobie rodzaj empatii do niej.
– Na portalach filmowych w komentarzach porównują panią do Margot Robbie i Amber Heard. Powód do dumy jest, obie to dobre aktorki, obie piękne.
– Mam małą nadzieję, że te porównania wynikają jednak z talentu i siły ich kreacji. Cóż, w Polsce zawsze się szuka „polskich” odpowiedników czegoś zachodniego. Mnie osobiście porównania do kogoś nie kręcą. Sama buduję swoją drogę i nikim się nie inspiruję. Co do urody, to chyba zawsze jednak kwestia subiektywnego gustu.

– Film „Chłopi” początkowo kręcony był jako fabularny z udziałem aktorów. Trzeba było grać jakoś „specjalnie”, inaczej, czy też robiliście swoje, a potem resztą zajęli się odpowiedni fachowcy?
– Porównując moje doświadczenia z pracy nad innymi produkcjami, na planie „Chłopów” pracowało się bardzo podobnie. To, że finalny efekt miał być wykreowany na sztalugach malarskich, nie zwalniał nas aktorów z głębokiego wchodzenia w psychologiczny świat postaci.
– Grało się trudniej czy łatwiej wiedząc, że jakieś tam niedociągnięcia się po prostu „przykryje”.
– Mam wrażenie, że ta specyficzna forma niczego nie przykrywa, a wręcz uwidocznia ewentualne błędy. Tym większa odpowiedzialność na nas spoczywała.
– Praca przy filmie to nie tylko plan. Jak się pani przygotowywała do tej roli?
– Mocno bazowałam na swoich wspomnieniach z lat 90 i z mojej rodzinnej wsi. Starałam się nie tyle wymyślić Jagnę na nowo, ile znaleźć ją w sobie. Dużo czasu spędzałam z naturą i wśród natury, bo dla mnie Jagna jest uosobieniem natury. Dlatego właśnie Władysław Reymont podzielił powieść na części związane z porami roku.
– … i jak wygląda to już po zakończeniu zdjęć? Ostatnio promowała pani „Chłopów” choćby w Toronto.
– Praca przy promocji filmu jest paradoksalnie niezwykle wymagająca, ale energia, jaką dostaje się od widzów, jest niesamowita. Udział w jednym z najważniejszych festiwali na świecie to niezwykłe doświadczenie. Jednak dla mnie największą radością jest to, że moja Jagna wzbudza w widzach tyle emocji. To jest najcenniejsze.
– Dodatkowo to właśnie ten film będzie polskim kandydatem do Oskara.
– Bardzo się z tego cieszę. To dla mnie też ogromne wyróżnienie i rodzaj nagrody za cztery lata ciężkiej pracy na planie i podczas procesu postprodukcji. Nasz film ma ogromny potencjał międzynarodowy. Jest bardzo uniwersalny. Podobna historia mogłaby się wydarzyć wszędzie i jestem pewna, że nadal na całym świecie w zamkniętych społecznościach rozgrywają się dramaty podobne do tego, który opisuje nasz film. Przemoc i wykluczenie niestety nie zniknęły.
– Jakie teraz plany na przyszłość?
– Ten zawód zawsze zaskakuje, więc staram się nie robić dalekosiężnych planów. Na razie cieszę się tym, co dzieje się wokół „Chłopów”.
– To na koniec zrobimy „małe kółko”: czy często zagląda pani w swoje rodzinne strony? Jeśli tak, to gdzie można panią spotkać?
– Dla mnie najważniejsi byli ludzie, z którymi miałam szansę spędzać moje lata młodości. Na pewno wyjątkowym miejscem jest dla mnie Nyski Dom Kultury oraz okalający go park. Mam z tym miejscem związanych wiele wspomnień. Lubię przespacerować się „nyską riwierą”. To dla mnie wyjątkowe miejsca.
Czytaj także: Artur Paczesny z „Kochanowskiego” z nagrodą na festiwalu w Gdyni
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.