Wcześniej czy później należało się spodziewać takich odejść, pewną niespodzianką może być tylko to, że jako pierwszy tonący okręt opuściła czołowa postać tej partii, odpowiadająca za jej skrajną, agresywną i kontrowersyjną narrację. Janusz Kowalski oprócz Zbigniewa Ziobry i Patryka Jakiego to najbardziej rozpoznawalna postać Suwerennej Polski.
Ta partyjka nie ma już przyszłości od jesieni ubiegłego roku, kiedy Zjednoczona Prawica przegrała wybory i straciła to, co ją spajało, czyli pieniądze i władzę. Zwłaszcza kontrolę nad służbami i prokuraturą. Za to co dnia zaczęły wychodzić na jaw wszystkie jej grzeszki i tajemnice, te wszystkie szwindle i afery. I jakoś tak się złożyło, że bohaterami najgłośniejszych, tych najbardziej bulwersujących są politycy Suwerennej Polski. Stworzyli wręcz mafijny układ, żerujący na publicznych pieniądzach, obchodząc lub łamiąc prawo. Synonimem stała się tutaj afera z Funduszem Sprawiedliwości, ale trzeba również pamiętać o aferze hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości, czy związanej z zakupem i używaniem szpiegowskiego systemu Pegasus.
Janusz Kowalski nie rzucał monetą
Zbigniew Ziobro już raz, żeby odświeżyć wizerunek, zmienił brand swojego ugrupowania, z Solidarnej na Suwerenną Polskę. Ale kolejny raz taki manewr nie ma sensu, przypominałby pucowanie politycznego nieboszczyka. Skompromitowana bowiem jest nie tylko nazwa, ale całe środowisko osób tworzących obóz ziobrystów. Ci ludzie nie są naiwni, są za to bardzo cyniczni i według politycznych kryteriów bardzo młodzi. Marzy im się dalsza kariera, ale nie zrobią już żadnej, jeśli będą trwać przy Suwerennej Polsce. Muszą się więc od niej definitywnie odciąć.
Internet drze teraz przysłowiowego łacha z posła Kowalskiego: że ucieka, bo wyschło źródełko, albo ze strachu przed prokuraturą. To może fajnie się czyta, ale w tym drugim przypadku ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przynależność lub nie do jakiejś partii nie chroni przed ewentualną odpowiedzialnością karną.
Na odejście Kowalskiego trzeba natomiast patrzyć przez pryzmat generalnej przebudowy prawej strony sceny politycznej, która już się zaczęła. Poseł chce odgrywać na niej istotną rolę i wbrew pozorom, niczego nie robi spontanicznie. Janusz Kowalski wprawdzie nie chce powiedzieć, dlaczego właśnie teraz odchodzi z Suwerennej Polski, ale tej decyzji nie podjął po rzucie monetą.
Kowalski osłabia Jakiego
Mówi się, że Patryk Jaki już od pewnego czasu prowadzi rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim na temat fuzji PiS i partii ziobrystów, a także kandydata prawicy na prezydenta, w której to roli chętnie wystąpiłby właśnie europoseł Jaki. Odejście Kowalskiego osłabia więc i tak niewielką moc przetargową Suwerennej Polski oraz jej lidera w zastępstwie chorego Zbigniewa Ziobry. Jest więc na rękę prezesowi Prawa i Sprawiedliwości. Gest Kowalskiego można więc odczytać jako ofertę pod jego adresem, z oczekiwaniem na nagrodę.
Czy to było uzgodnione z Kaczyńskim, czy nie, to już zupełnie inna sprawa. Pewne, że już nic nie wiąże ziobrystów, każdy z nich gra teraz wyłącznie na siebie. Suwerenna Polska kona i jak umrze, nikt nie będzie po niej płakał.
Mówiąc szczerze, szkoda, że w ogóle się urodziła.
Czytaj też: Janusz Kowalski odszedł z Suwerennej Polski
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.