niedziela, 25 maja, 2025
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych
Opolska360
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Dobra Energia
  • Razem dla Środowiska
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
Opolska360
Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
REKLAMA
Home Najważniejsze

Co budzi „twardzieli”? Strzały, krzyki umierających i rannych oraz płacz dzieci

– Wojna nie kończy się z chwilą, gdy pada ostatni strzał, ona trwa w ludziach, czasem jeszcze w następnym pokoleniu. A ten pomnikowy facet, który wraca z misji wojskowej, część siebie zostawił tam, gdzie strzelał. Gdzie wkładał ciała kolegów do worków i zasypiał z karabinem pod głową. Budził się, nie wiedząc, czy jeszcze żyje – mówi Sebastian Antonowicz, psychotraumatolg i terapeuta.

Jolanta Jasińska-Mrukot Jolanta Jasińska-Mrukot
2025-05-25
w Najważniejsze
trauma

W czasie walki nie ma czasu na refleksję. Słyszy wyłącznie: walcz! No i zabija, żeby przeżyć. Fot. Pixabay.com

REKLAMA

Jolanta Jasińska-Mrukot: – Kilka lat temu publikowano wizerunek długowłosego mężczyzny, chcąc ustalić jego tożsamość. Ten młody człowiek miał problem z pamięcią, od dłuższego czasu koczował w szałasie. Okazało się, że to żołnierz, który po powrocie z zagranicznej misji nie poradził sobie z traumą. Tacy, jak on, szeregowcy i oficerowie, trafiają do pana. Powroty do codzienności są trudne?

Sebastian Antonowicz: – Jedno z pierwszych zdań, które od nich słyszę, brzmi: „Ja już nie jestem tym samym człowiekiem. Ta wojna zryła mi psychikę”. Działania wojenne przestawiają człowieka w tryb przetrwania i potrafią być brutalnym testem tożsamości. Z jednej strony żołnierz dostaje jasne zasady: jest wróg, są rozkazy, trzeba przetrwać. Wielu mężczyzn odnajduje się w tej klarowności, jednocześnie płacąc za to bardzo wysoką cenę. Odczuwanie emocji podczas takich działań przestaje być bezpieczne. Współczucie, wrażliwość, miękkość – to wszystko żołnierze zamykają w jakimś „sejfie”. Robią to, „żeby człowiekowi nie pękło serce”, widząc śmierć kolegi, śmierć cywila, albo słysząc płacz dziecka.

– Co się dzieje, kiedy już wraca z misji gdzieś w Azji, na Bałkanach, Bliskim Wschodzie, Afryce, czy z granicy polsko-białoruskiej?

– Ten tryb przetrwania często działa dalej. Człowiek jest już z rodziną, siedzi przy stole, ale nie jest tylko mężem, przyjacielem, ojcem… Jest też tym, który strzelał, żeby zabić i widział jak człowiek zamienia się w martwe ciało. Wielu z nich mówi, że ta wojna odebrała im zaufanie do świata, ale też do samego siebie. Z mojej perspektywy, psychotraumatologa-terapeuty, ważne staje się to, jak żyć z tą traumą, z tymi wszystkimi strasznymi obrazami, które w nich tkwią po powrocie z misji.

trauma
Sebastian Antonowicz: – Trauma może trwać w dzieciach, wnukach, które nigdy na wojnie nie były. Trauma ma zdolność przekraczania czasu i pokoleń – nie kłania się granicom.
Fot. Archiwum prywatne

– Pokolenie wychowane na filmie „Czterej pancerni i pies” dostało ładny obrazek na temat końca wojny: anturaż kwitnących jabłoni, bo to maj. Z sielskim początkiem powojennego życia, zamianą wojaka, pancerniaka w rolnika. Bez traumy. Czy to możliwe?

– Jako dziecko bardzo w ten obraz wierzyłem, całe pokolenia w to wierzyły. A to była głęboka propagandowa fikcja, którą nas karmiono. Teraz u mężczyzn powracających z wojny, do swojego wcześniejszego życia, widzę często nadpobudliwość, czujność, która objawia się w specyficzny sposób. Taki mężczyzna nigdy nie siada tyłem do drzwi, ciągle czujny na zagrożenia. Nie położy się spać, dopóki nie sprawdzi, czy wszystkie drzwi i okna są na pewno dobrze zamknięte. Wystarczy, że spadnie coś drobnego na podłogę, od razu reaguje. To nie jest paranoja, to mózg, który nie wie, że już jest bezpiecznie.

To nie są zasiewy zbóż i tańce w lesie, jak było w „Czterech pancernych”. To są flashbacki – te powracające obrazy zabitych cywilów, ciała kolegów. To koszmary nocne, a czasem powracający zapach spalonego ciała. To zapamiętane dźwięki – krzyk człowieka, który ginął na naszych oczach. Krzyk dziecka, którego nie możemy zapomnieć. To nie są zwykłe wspomnienia, to niemal fizyczne powroty do tamtej chwili.

Potem ciało dorosłego, zdrowego na ciele mężczyzny drży, mięśnie się napinają jak przed atakiem. I on nie wie, jak to zatrzymać. Jest często odcięty od swoich emocji, w ogóle nie potrafi płakać. Zupełnie jakby kanaliki łzowe mu powysychały. Nie potrafi się też śmiać jak dawniej. Uśmiechnie się, powie żart, ale to tylko grymas ust, a nie śmiech. Taki człowiek mówi, że coś w nim zamarzło. Już nie potrafi zbliżyć się do żony, do swojego dziecka. Nie chodzi tu o typowego mężczyznę, któremu ciężko się otworzyć. W tym przypadku on przywdział „azbestową zbroję”, żeby przetrwać w warunkach wojennych. Wtedy była potrzebna.

– Przypomina mi się fragment wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne – obraz dni […]”. Co psychotraumatolog wtedy robi?

– Przede wszystkim ten mężczyzna musiałby najpierw do mnie trafić. Niestety, w większości sytuacji tak się nie dzieje. Wracający z tych misji żołnierze, ale też strażacy, policjanci są objęci opieką systemową. Ale uwaga, bardzo wielu z nich z tej pomocy nie chce korzystać. Często obawiają się, że to, o czym będą mówić, zostanie przeciwko nim wykorzystane. Że przez to, co przekażą psychologowi, terapeucie, psychiatrze, zostaną odsunięci od służby. Kiedy trafiają do mnie, sprawdzam czy nie doświadczają PTSD (Post-traumatic Stress Disorder), czyli Zespołu Stresu Pourazowego, który bywa reakcją człowieka na nienaturalne warunki, których doświadczył, w których próbował przetrwać. I ugrzązł, bo choć w warunkach bojowych pewne zachowania są potrzebne, to teraz mogą dla nich być szkodliwe. Pomagam im poczuć, że to, co się z nimi dzieje, to nie ich wina. I jestem często pierwszą osobą, od której to usłyszą. Pokazuję, że nie muszą już swoich emocji ukrywać przed sobą, ani przed światem. Czasem potrzebują nazwać rzeczy po imieniu.

– Jak się zachowuje taki mężczyzna z traumą, który trafia do pana?

– Mam przed sobą twardziela, który mówi, że ma bezsenność. I może pije trochę więcej. I trochę częściej się wkurza – i tyle. Pierwsze sesje terapeutyczne czasem upływają na żołnierskich żartach, a czasem na milczeniu. Dopiero po którejś sesji okazuje się, że pod spodem jest cały obraz stresu pourazowego. Pomagam takiemu mężczyźnie poczuć, że nie jest poddawany żadnej ocenie. A ja jestem z nim w drodze ku lepszemu. Nie bagatelizuję jego przeżyć, ale też nie dramatyzuję dodając dodatkowego ładunku.

– Mówi pan o żołnierzach, którzy dostają pomoc systemową, ale jest pewnie niemała grupa najemników Polaków, mężczyzn parających się rzemiosłem wojennym na całym świecie. Oni też wracają z traumą, ale na systemową pomoc już nie liczą.

– To martwy medialnie temat, w ogóle o tym nie słychać. A to się dzieje. To są mężczyźni, którzy na własne życzenie trafiają w miejsca niebezpieczne. Oni wybrali taki sposób życia i mocno przygotowują się do takiego wyjazdu. Od wielu lat ćwiczą survival, trenują strzelectwo sportowe. Wielu z nich poznałem właśnie na strzelnicy podczas wspólnego treningu. Często mają kwalifikacje związane z ratownictwem medycznym. Nawet gdy taki mężczyzna o silnej psychice jest przygotowany od stóp do głów do wojny, to jednak wraca odmieniony. A nim się nie zaopiekuje standardowo żadna jednostka, czy przychodnia wojskowa. Jeśli potrafi się oddać autorefleksji i trafi do doświadczonego specjalisty, to jest to niesamowicie ważny krok. Jeśli nie, to później mogą się dziać różne sytuacje, o których dowiadujemy się z żółtego paska programów informacyjnych: „Mężczyzna z niewiadomych przyczyn zaczął strzelać”.

– Żołnierz na misji jest sześć lub dwanaście miesięcy, a żołnierze ukraińscy są już trzy lata na froncie. Tragiczne mogą być te powroty do rodzin. Wielu przyjedzie do Polski, gdzie ich żony żyją teraz w bezpiecznych warunkach.

– Szczęśliwy żołnierz, jeśli żona się z nim kontaktuje, czeka na niego, opowiada co u dzieci, dba o rodzinę, przesyła na Ukrainę pieniądze. Może zamierza zapewnić mężowi miękkie lądowanie po powrocie z wojny. Są jednak sytuacje bardziej dramatyczne, gdzie mężczyzna wraca z wojny poraniony na ciele i na psychice, a okazuje się, że żona rozpoczęła już drugie życie z innym za granicą, np. w Polsce. W momencie wybuchu wojny w Ukrainie granice zostały zamknięte, ale tylko dla mężczyzn. Kobiety wyjechały z dziećmi. I są takie, które mówią: „To jest dla mnie zbyt trudne, za ciężkie. Nie chcę, nie potrafię już czekać na niego”.

– Czy te trzy lata wojny jednakowo odbiją się na każdym żołnierzu? Czy wszyscy wrócą z jednakowo pokaleczoną psychiką?

– Mam wrażenie, że na każdym, choć nie na każdym tak boleśnie i w taki sam sposób. Po tym, co widziałem do tej pory, nie odważyłbym się powiedzieć, że ktoś, kto przeżyje wojnę na froncie, stykając się ze śmiercią, może wrócić nie zmienionym. Bez traumy. Nawet jeśli zamienimy mundur na wygodny miękki dres i wrócimy do codzienności, to zostają pewne ślady, np. unikanie bliskości, dotyku i pewnych rozmów. A kiedy ten mężczyzna sięga po alkohol, kiedy siadają pewne hamulce i znikają obawy, to może prowadzić do alkoholizmu. Ten mężczyzna cierpi na bezsenność, jest rozdrażniony bądź wycofany. A nie śpi, bo każda noc to powrót do zdarzeń wojennych. W ciągu dnia, kiedy jest zajęty codziennością, to jakoś daje sobie radę, ale kiedy świadomość idzie spać, budzą się w nim potwory. Żonie o tym nie powie, bo nie chce jej obciążać. Pojawia się ściana milczenia niszcząca związek. Żona nie potrafi do niego dotrzeć, czuje się samotna i odrzucona, a on czuje się niezrozumiany. I tak pojawiają się dwie samotności pod jednym dachem.

– Przypominam sobie koleżankę reporterkę, która po przeszkoleniu w ośrodku dla wojska w Kielcach trafiła z żołnierzami do Afganistanu. Po reporterskim udziale w pewnej akcji, gdzie zginęło kilku polskich żołnierzy, mówiła, że po raz pierwszy w życiu zobaczyła ludzkie reakcje w sytuacjach granicznych. Z ust żołnierzy niezwyczajnie toczyła się piana… Dlaczego organizm tak reaguje?

– W bezpośrednim zagrożeniu życia, gdy żołnierz jest świadkiem śmierci wielu kolegów, poukładany logiczny umysł, ustępuje miejsca temu opartemu na akcji i reakcji. I dyktuje nam: uciekaj, albo pozostań w całkowitym bezruchu albo walcz. Adrenalina na skrajnie wysokim poziomie, oddech i tętno bardzo się zmieniają – to wszystko wędruje do poziomu, gdzie w czasie pokoju człowiek kwalifikowałby się na pacjenta SOR-u. To nie są naturalne warunki, więc i reakcja organizmu bywa zaskakująca.

trauma
Polscy żołnierze z 1 kompanii Zgrupowania Bopjowego B strzegą odbudowanego mostu na drodze A1 w Afganistanie.
Fot. MON

– Wielu reporterów wojennych po powrocie z miejsc, gdzie toczy się wojna, też ma problem z odnalezieniem w zwykłym, codziennym życiu. Byli też tacy, którzy po udziale w kilku wojnach odbierali sobie życie.

– Mówimy o reporterach, o których wiemy, że popełnili samobójstwo. A co z tymi, popełniającymi je w taki sposób, żeby nikt nie wiedział, że to samobójstwo? Po to, żeby nie ranić swojej rodziny. Potem pojawia się komunikat: „Prowadził samochód z nadmierną prędkością…”. Taka praca zmienia człowieka, ale też całą rodzinę. Tutaj mówimy o reporterach, oni nie noszą broni i nie zabijają drugiego człowieka, a są świadkami tych wojennych obrazów. Wyobraźmy sobie teraz żołnierza, który patrzy w oczy osobie, której odbiera życie. W czasie walki często nie ma czasu na refleksję. Słyszy wyłącznie: walcz! No i zabija, żeby przeżyć. Ale po pewnym czasie ta świadomość dociera do niego, że odebrał komuś życie. Jeśli nie trafi do odpowiedniego specjalisty, nie zadba o swoje zdrowie psychiczne, to ryzyko targnięcia się na swoje życie, w mojej ocenie, jest wysokie.

– Kiedyś usłyszałam, że wojna nie trwa jedno pokolenie, tylko „rezonuje” w następnym i następnym… A potomkowie ofiar rzezi wołyńskiej, Auschwitz, czy innych tragicznych wojennych doświadczeń przodków, o których czasem nie mają pojęcia, dziedziczą w różnej formie taki „ślad”.

– Trauma nie kończy się z chwilą podpisania rozejmu między państwami. Taką traumę często się dziedziczy. Mówimy wtedy o traumie transgeneracyjnej. Jeśli dziadek był na wojnie, choć nigdy o tym nie mówił, albo jeśli ojciec wracał z misji i zamykał się w sobie, to wnuk czy syn też to w sobie nosi. Choć nie ma pojęcia, skąd się biorą jego problemy. Dzieci wojny często nie doświadczyły bezpośrednio bombardowań, strzałów, alarmów, czy ukrywania się w schronach. Ale dorastały w atmosferze napięcia, ciszy i niepokoju. Nauczono je, że nie wolno poruszać pewnych tematów, a emocje to słabość i trzeba dać sobie radę, niezależnie od tego, co dzieje się w środku. W gabinecie widzę, jak wielu ran wojennych nie widać gołym okiem. Właśnie one przenoszone są z pokolenia na pokolenie. Leczenie traumy wojennej to nie tylko leczenie jednostki. To leczenie relacji – z bliskimi i z samym sobą.

– Jak się przenosi taka trauma?

– Podstawowym sposobem transmisji jest wspólne środowisko rodzinne, powodujące zmiany psychologiczne, behawioralne i społeczne u jednostki. Manifestuje się w sposobie przeżywania i stylu przywiązania. W przekonaniach o otaczającym świecie i o sobie. Przenoszona jest poprzez milczenie albo poprzez krzyk. Trauma może trwać w dzieciach, wnukach, które nigdy na wojnie nie były. Trauma ma zdolność przekraczania czasu i pokoleń – nie kłania się granicom. Polega to na tym, że emocje, które miały odnaleźć ujście, zostały zabetonowane.

Bywa, że żołnierz po wojnie, to ojciec który nigdy nie przytuli syna, nie położy mu nawet ręki na ramieniu. Surowy i wymagający. Obecny ciałem, ale nieobecny duchem. Potem syn, kiedy mówi o swoim dzieciństwie, wspomina, że ojciec był w Afganistanie. Że w nocy potrafił się budzić i krzyczeć tak, że wszyscy budzili się z sercem w gardle. Wtedy słyszeli go też sąsiedzi. Po czasie ten syn zaczyna rozumieć, że ojciec nie był zły, tylko wyłączony. W Afganistanie nie było miejsca na emocje, a potem nie nauczono go powrotu do siebie. To sprawia, że trauma się przenosi.

– Z okropieństwami stykają się też na co dzień inne służby, na przykład strażacy walczący z żywiołami. Niejednokrotnie narażając swoje życie wynoszą z pożaru ludzi, czasem już zwęglone zwłoki. Albo wyciągają z rozbitych samochodów zmasakrowane ciała, w tym kobiet i dzieci…

– Strażacy, ratownicy, policjanci często nie wychodzą cało z takich sytuacji – wychodzą poranieni. Są objęci opieką systemową, ale po nią niezbyt często sięgają. Często wzajemnie próbują się wzmacniać. Mówią: „Stary, jesteś twardy, daj sobie z tym spokój i odłóż to myślenie na półkę. Pójdziemy się napić, to wszystko przejdzie”. Albo: „Pójdziemy na siłownię, potem na piwo i zobaczysz, że będzie lepiej”. I rzeczywiście jest po tej siłowni i po piwie przez chwilę lepiej. Ale tylko chwilę. Oni też zmagają się z flashbackami – powracającymi wspomnieniami traumatycznych wydarzeń. Wówczas ma się poczucie, jakby tam znów się było, na miejscu katastrofy albo wypadku. Doświadczają zaburzeń snu, złości, ataków paniki.

Otrzymują wsparcie farmakologiczne, ale to nie zawsze rozwiązuje problem u jego podstaw. Często niezbędna jest psychoterapia, żeby poradzić sobie z otępieniem emocjonalnym i wrócić do odczuwania radości. Psychoterapia może być rozwiązaniem na większą podatność na działania autodestrukcyjne, m.in. na alkohol, narkotyki, inne ryzykowne zachowania. Pomaga z takimi codziennymi problemami, jak zaburzenia koncentracji czy zmienność nastrojów. Jednak wielu tych, którzy służą obywatelom i swojemu krajowi nigdy nie sięgnie po pomoc. To oni często przyjeżdżają pierwsi na miejsce wypadku i nierzadko towarzyszą człowiekowi w ostatnich chwilach życia. Traumatyczne przeżycia mogą się manifestować po upływie wielu lat od wydarzenia, kiedy już się nie pamięta tych tragicznych chwil.

– Czyli do świadomości może dotrzeć z opóźnieniem?

– To tak, jakby umysł starał się trzymać te przeżycia w głęboko zamkniętej „skrzyneczce”. I nagle, po upływie czasu, jakby zamek zardzewiał i coś zaczęło się wydostawać. Wcześniej „jakoś” sobie radził. A przychodzi trudniejszy moment w życiu, może rozwód, może choroba w rodzinie i te wszystkie wcześniejsze „bezpieczniki” wysiadają. Dlatego tak bardzo powinno się promować dbanie o zdrowie psychiczne, szczególnie wśród osób wykonujących zawód zwiększonego ryzyka. Ale tak się nie dzieje. A człowiek, któremu ktoś umiera na rękach, potrzebuje takiej rozmowy w bezpiecznych warunkach. Nie z kumplem, a ze specjalistą, który udźwignie każde ich przeżycie i każdą emocję.

– Musimy się więc wyzbyć przekonania, że zakładający mundur to niezniszczalni twardziele? Z tego wynika, że człowiek jest silny, ale też miękki i słaby.

– Kiedy przychodzi żołnierz, wielki, dobrze zbudowany, o twarzy twardej jak skała, to na pierwszy rzut oka chciałoby się powiedzieć, że ten facet przetrwa wszystko. Kiedy siada w gabinecie, zaczyna mówić mechanicznie: gdzie był, ilu kolegów stracił i ile miesięcy był bez kontaktu z rodziną. To nie jest rozmowa, to jest raport, składanie meldunku o sobie. A gdy zapada cisza, to jakby się coś w nim zapadało. I mówi: „Wie pan, ja już nie jestem sobą, a strzępkami, które zostały po mnie”. I to mówi człowiek, który chwilę wcześniej wydawał się taki pomnikowy – niezniszczalny.

Okazuje się, że ważną część siebie zostawił na misji. Gdy wkładał ciała kolegów do czarnych worków i zasypiał z karabinem pod głową. A kiedy się budził, nie wiedział, czy jeszcze żyje. To zmienia człowieka. Przez kilka miesięcy był w trybie przetrwania, a teraz, kiedy żona tuli się do niego w nocy, on napina całe ciało, jakby ktoś do niego mierzył z karabinu. I ma poczucie wstydu, że on przeżył, a jego kumple nie żyją.

– Wojna ma tak straszne konsekwencje, a mimo tych doświadczeń nadal wybuchają kolejne. Jako dziennikarka nie mam na to żadnego wpływu, mogę jedynie o tym pisać, a pan może tylko leczyć jej konsekwencje.

– Taka nasza rola, dziennikarzy, ale też psychologów, terapeutów, specjalistów zdrowia psychicznego, żeby to nagłaśniać. Pokazujmy, że to jest naturalne, że człowiek potrzebuje miejsca, w którym to wszystko wyrzuci z siebie – bezpiecznie, bez konsekwencji i w swoim tempie. Bo ci mężczyźni nie chcą otwierać tej Puszki Pandory, żeby nie zatruć swoich bliskich. Tymczasem doświadczonego specjalisty nie będzie w stanie zranić. Głęboka relacja terapeutyczna to czasem jedyny sposób, żeby nauczyć się żyć od nowa. Ta „azbestowa skorupa” czasem pęka dopiero w gabinecie. Żołnierz nie potrzebuje litości, tylko przestrzeni, w której nie musi być bohaterem, ani kombatantem, a zwyczajnie człowiekiem. Który przeżył coś, czego większość społeczeństwa nawet sobie nie wyobraża.

Czytaj też: Antyniemiecki Grzegorz Braun wygrał w tych mniejszościowych gminach

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

 

Tags: II wojna światowapolicjastraż granicznastraż pożarnawojna Ukrainawojsko Opolezdrowie
REKLAMA

Czytaj więcej

Obywatelskie spotkanie Rafała Trzaskowskiego
Najważniejsze

Obywatelskie spotkanie zwolenników Rafała Trzaskowskiego w Opolu

Łukasz Baliński
41 minut temu
0

- Nie ma nas może dużo, ale mnóstw osób pojechało do Warszawy. Marzy mi się żeby żyć w lepszej Polsce,...

Czytaj więcejDetails
Zjazd delegatów TSKN
Najważniejsze

Zjazd delegatów TSKN w Kędzierzynie-Koźlu. Mniejszość apeluje o udział w wyborach prezydenckich

Krzysztof Ogiolda
19 godzin temu
0

Zjazd delegatów TSKN rozpoczą się o godzinie 10.00 tradycyjnym odśpiewaniem „Oberschlesienlied”.  W obradach uczestniczyło 88 spośród 150 uprawnionych delegatów. -...

Czytaj więcejDetails
e-papierosy woreczki nikotynowe
Region

Ministerstwo Zdrowia zwalcza e-papierosy i woreczki nikotynowe w Polsce. A Karol Nawrocki zażywa snus

Agnieszka Koziak
1 dzień temu
0

Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego za rok 2024, liczba użytkowników wyrobów tytoniowych w Polsce szacowana jest na około 8...

Czytaj więcejDetails

OPOLSKA TV

KUP e-WYDANIE

NAJPOPULARNIEJSZE

  • Strzelanina na Pasiece w Opolu

    Strzały na Pasiece w Opolu. Zatrzymano 70-latka

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Karol Nawrocki na ustawce z kibicami Odry Opole? Donald Tusk: Niech odpowie

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Wielka inwestycja w opolskie trasy rowerowe. Jest lista lokalizacji

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Opole 2025 – bilety już w sprzedaży. Jak się kształtują ceny?

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
  • Niedziela na Dniach Opola 2025. Masa imprez w całym mieście

    0 udostępnienia
    Usdostepnij 0 Tweet 0
REKLAMA

PRZEGLĄDAJ PO KATEGORIACH

  • Biznes
  • Dobra Energia
  • Ekologia
  • Najważniejsze
  • Nauka
  • Opole
  • Opolski Biznes
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
REKLAMA

PRZEGLĄDAJ PO TAGACH

Arkadiusz Wiśniewski biznes biznes opole Diecezja Opolska ekologia Futsal GDDKiA Opole Gwardia Opole Historia inwestycje opole inwestycje opolskie Koalicja Obywatelska Opole komunikacja Opole Koszykówka Kościół Opole Kościół Opolskie Krapkowice kultura kultura opole Kędzierzyn-Koźle MKS Kluczbork Mniejszość Niemiecka MZD Opole Nysa Odra Opole Opolska policja PiS PiS Opole Piłka nożna Piłka ręczna Platforma Obywatelska Opole (PO) Policja Opole powódź 2024 Prokuratura Opole PSL Opole reklama Siatkówka Stal Nysa Uniwersytet Opolski Urząd Miasta Opole Wybory do Sejmu i Senatu 2023 Wybory parlamentarne 2023 Wybory samorządowe 2024 ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zdrowie Opole
REKLAMA
  • Redakcja
  • Newsletter
  • Kontakt
  • Gazetki promocyjne
  • Regulamin
  • Ochrona danych

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025

Welcome Back!

Login to your account below

Forgotten Password?

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.

Log In

Add New Playlist

Brak wyników
Pokaż wszystkie wyniki
  • Strona główna
  • Newsletter
  • Opole
  • Region
  • Sport
  • Tylko u nas
  • Biznes
  • Nauka
  • Razem dla środowiska
  • Dobra Energia
  • Gazetki promocyjne
  • Redakcja
  • Kontakt

© Wydawnictwo SIlesiana 2022-2025