Jolanta Jasińska-Mrukot: O anoreksji się teraz więcej mówi, czy też coraz więcej nastolatków na to choruje?
Katarzyna Mordowska-Broszkiewicz: Od ponad czterech lat pracuję w Ośrodka Zaburzeń Odżywiania i odkąd mam do czynienia z młodymi ludźmi, nie zaobserwowałam wzrostu zachorowań na anoreksję, a także na bulimię, która dotyczy starszych, po okresie dojrzewania. Ale to był i jest bardzo poważny problem. Dotyka bardzo młodych osób, które nie są w pełni ukształtowane i nie mają pełnego obrazu siebie i świata. Zazwyczaj zaczyna się niewinnie, a później jest to trajektoria po równi pochyłej.
W czym tkwi to niebezpieczeństwo?
– Chorujący nie mają kontroli nad ilością przyjmowanych posiłków, choć początkowo im się wydaje, że tak jest. Potem stają na krawędzi, balansując między życiem a śmiercią. Anoreksja to choroba śmiertelna. Za taką uznają ją psychiatria i psychologia. Śmiertelność chorujących na zaburzenia odżywiania waha się od 5 do 10 procent. Osoby chorujące mają bardzo wyniszczony organizm, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Np. problemy z sercem, problemy hormonalne, zanik tkanki mięśniowej, itd. Ale kiedy serce przestaje bić, za przyczynę śmierci często podaje się niewydolność krążeniowo-oddechową. Stąd tak duża różnica w podawanych statystykach.
Czy to jest umieranie z głodu przy nadmiarze jedzenia?
– Tak właśnie jest. A głodzeniu się często towarzyszy żarłoczność psychiczna, bo te dzieci są głodne, ale one nie jedzą i to jest najsmutniejsze. Kiedy mówimy o głodzie i nasyceniu, to wtedy myślę o tragedii rodziców. Ich naturalną powinnością jest nakarmienie dziecka i nagle taki rodzic mierzy się z chorobą, wobec której jest całkowicie bezradny. Bo nie może nakarmić swojego dziecka. To jest dramatyczne.
Pracuje pani też z rodzicami?
– Anoreksja jest chorobą całej rodziny, nie tylko dziecka. Przyglądamy się temu problemowi z różnej perspektywy. W rozwoju dziecka pojawia się okres adolescencji, czyli okres ogromnych zmian na poziomie psychicznym i fizycznym, w tym zmieniającego się ciała. To czas wyrzutu hormonalnego. Dziewczęta się zaokrąglają, nie wiedzą, że to naturalne, związane z fazą rozwojową. Chłopcy zaczynają szybko rosnąć, do tego wszystkiego dochodzi niechęć do swojego ciała, takie rozczarowanie. Zarówno dzieci, jak i ich rodzice często nie wiedzą, co jest normą, a co już patologią.
Pewnie rodzice sobie wyrzucają, że coś zrobili nie tak…
– To poczucie winy u rodziców jest absolutnie powszechne. Zastanawiają się, co mogą zmienić. Anoreksja jest chorobą wieloczynnikową, mającą podłoże biologiczne, społeczne, psychiczne i kulturowe, a czynnik rodzinny też będzie miał znaczenie. I nigdy tak naprawdę nie wiadomo, który z nich jest dominujący. Ta dojrzewająca młodzież 11-, 12-, i 13-letnia musi się odnaleźć we wzorcach kulturowych. Wszystkie media trąbią o szczupłej sylwetce, więc kiedy rozpoczynam z nimi pracę, to każę im przestać obserwować wszystkie strony w internecie na temat tego, jak „musimy wyglądać”. Na tych stronach zaczyna się od tego „Hejka, dziewczyny, dzisiaj musisz zjeść tylko pół jajka i napić się wody. Wtedy będziesz wyglądała dobrze”. To absolutnie krzywdzący przekaz.
Panuje przekonanie, że chłopców anoreksja nie dotyczy.
– Dziewczęta częściej zapadają na anoreksję, a statystycznie około 10 proc. chłopców choruje na zaburzenia odżywiania. Dziewczynki w czasie tego wyrzutu hormonalnego, kiedy się zaokrąglają, czują, że są za grube. Ale to niezadowolenie z siebie jest przypisane do okresu adolescencji. Takim wyzwalaczem anoreksji jest przekaz kulturowy. Wtedy poszukują siebie na nowo, a słysząc przekaz kulturowy, że mogą coś zrobić, przyjmują to na serio. I zaczyna się droga po równi pochyłej. Tymczasem okres adolescencji mija sam… Chociaż, oczywiście, wsparcie ze strony dorosłych jest niezwykle ważne.
Jak świat światem, czas przejścia nigdy nie był prosty.
– Dlatego im mówię, że mają prawo czuć się czasem źle ze swoim ciałem i to jest w normie. Mówię im, że patologią jest to, kiedy zaczynają ingerować w procesy naturalne, bo to jest niebezpieczne.
Co może być jeszcze przyczyną choroby?
– Wyzwalaczem może być jeszcze takie obśmiewanie tego, co dzieje się z ciałem. Często słyszę od dzieci, że „gruby”, że „za gruba”, albo „no, ale się zaokrągliłaś”. Ale to można też usłyszeć od dorosłych pod adresem dzieci. „No, teraz widzę, że masz czym oddychać”, albo „Już nie wchodzisz w te spodnie” jest dla dziewczynek ciosem w samo serce, bo już są wystarczająco przerażone tym, że nieoczekiwanie pojawia się to kobiece ciało. Ważne jest, żebyśmy jako dorośli wykazali się zrozumieniem i akceptacją, bez oceniania cielesności.
Czy anoreksja wiąże się z nadwrażliwością?
– Wrażliwość, czyli nadreaktywność emocjonalna, niska stresoodporność i nadwrażliwość sensoryczna. O takich osobach często się mówi, że mają „cienką skórę”. W okresie dojrzewania dzieci są szczególnie wrażliwe. Chciałabym, żeby dorośli przypomnieli sobie, że oni również byli wrażliwi w tym czasie, że ich również bolało więcej, niż później, kiedy stali się dorośli i już okrzepli. Dzieci słysząc niewybredne komentarze na temat swojej cielesności nie potrafią zaakceptować tego, że ciało się zmienia. Powinniśmy im pokazać, że im towarzyszymy, że jesteśmy przy nich. Do powstania zaburzeń odżywiania predysponuje wrażliwość, choć sama w sobie jest piękną częścią naszej osobowości.
W ostatnim okresie dość często za przyczynę zaburzeń odżywiania u dzieci podaje się pandemię i lockdown.
– Okres dojrzewania wymaga kontaktów rówieśniczych, to jest grupa odniesienia dla nastolatka. I nastolatek będzie budował swoją tożsamość dzięki odniesieniu do tej grupy rówieśniczej. Jeśli został tego pozbawiony, to nie miał możliwości odniesienia się do kogokolwiek. Dzieci mówią, co przeżyły po powrocie do szkoły – że wszyscy byli już inni. Kiedy się rozstawali, byli dziećmi, a przy ponownym spotkaniu to byli młodzi dorośli. Gdyby byli razem, to byłoby przejście krok po kroku, niejako proces. Byli pozbawieni takich umiejętności społecznych, komunikowania ze sobą i obserwowania siebie. Byli osamotnieni. Te dzieci siedziały przed komputerem, często w piżamach i też więcej jadły. Wielu stwierdziło, że będą ćwiczyć, żeby po powrocie do szkoły swoim wyglądem nikogo nie rozczarować. Na pewno to nie zostało obojętne. Dzieciom trzeba mówić, że miały prawo być słabsze.
Czy można przewidzieć z istotnym prawdopodobieństwem, że u dzieci w jakiejś rodzinie mogą pojawić się zaburzenia odżywiania?
– Każda choroba dziecka dla rodziców jest ogromnym ciosem. A tutaj mamy do czynienia z trudną do wyleczenia chorobą. Jednak pewne środowisko jest predestynowane do pojawienia się problemu. Takie, gdzie pojawiają się bardzo duże wymagania, nieadekwatne do możliwości dziecka. Gdzie jest kontrolująca rodzina, a dziecko ma za mało przestrzeni do rozwoju swojej tożsamości. Oczywiście, rodzic ma prawo kontrolować, ale trzeba przyjąć zasadę złotego środka i umieć to wypośrodkować. Nie jesteśmy idealnymi rodzicami i to bardzo dobrze. Pokazanie dziecku, że czasem również jesteśmy bezradni lub mamy gorszy czas, jest komunikatem, że również dziecko może mieć pewne „słabości”. Zawsze warto z dzieckiem szczerze rozmawiać z pozycji „czułego towarzyszenia”, być go ciekawym i jego problemów. Czasem powstrzymać się od oceny. Mam przywilej słuchania młodzieży i dzieci i wiem, że tego potrzebują.
Jak uniknąć tej strasznej choroby?
– Nastolatkowi nie można zaglądać do telefonu, trzeba umieć dostrzec to dorastające dziecko. Jeżeli już się pojawiają pewne objawy, takie, jak rezygnacja z pewnych posiłków, nadmierne zwracanie uwagi na to, co je, jak je, to już wówczas powinniśmy pytać. Dawać dziecku przestrzeń na pojawiające się nowe emocje, których dziecko nie rozumie. Ono ma ogromne poczucie winy, że odczuwa szybkie przejścia z radości do gniewu. Dzieci nazywają to „głupawką”. Nie można ich wówczas karać. Brak warunków do wyrażania tych emocji będzie dla dziecka problemem, bo będzie myślało, że coś z nim nie jest w porządku. A i tak w tym szczególnym czasie myśli, że z nim coś nie tak. Mówi się też o takiej „zasznurowanej” rodzinie, mającej swoją moralność, to grunt do zaburzeń odżywiania.
Z pani praktyki, czy da się zauważyć u dziecka początek choroby?
– To można przeoczyć, a im krócej chorujemy, tym łatwiej wyzdrowieć, dlatego to niezwykle ważne, żeby wyłapać ten moment. Mam tu na myśli anoreksję i w ogóle zaburzenia odżywiania. Dlatego zauważenie, kiedy to się zaczyna, bardzo dobrze rokuje. Możemy zaobserwować, że dziecko ogląda kanały o żywieniu, zaczyna rezygnować z niektórych posiłków, albo zaczyna jeść w samotności, kiedy łatwiej ukryć to niejedzenie. A na końcu trudno nie dostrzec dużej utraty masy ciała. Musimy obserwować, czy u dziecka to jest takie zwykłe dbanie o kondycję fizyczną, o którą trzeba dbać, czy to jest już ekstremalne. Warto wówczas z kimś na ten temat porozmawiać, na przykład z dietetykiem, ale wyłącznie takim, który ma doświadczenie w zaburzeniach odżywiania.
Dlaczego?
– Zaleci dziecku niską kaloryczność posiłków, bo dziecko chce schudnąć, a to błąd. Więc rozmawiamy tylko z osobami, które te chorobę znają. Ponadto pamiętajmy, że anoreksja bardzo izoluje dziecko od rodziny i rówieśników, dlatego baczne obserwowanie dziecka i zgoda na szczerą rozmowę może w początkowej fazie choroby, bardzo pomóc, np. powiedzenia „widzę, że coś się zmieniło, wiem, że jesteś w trudnym okresie, ale pamiętaj, zawsze jestem gotowa/gotowy na rozmowę, przyjdź do mnie, jak trzeba, wysłucham, jak trzeba, przytulę”.