– Aplikacja zeskanuje mi kod kreskowy, powie, co to za lekarstwo. A w sklepie, co to za przyprawa – opowiada Alicja Stelmaszczyk. – Więc jak widać, nie potrzebuję alfabetu Braille’a, którego nie znam. Być może też dlatego, że są audiobooki, książki elektroniczne, czy e-booki, które syntezator tym sztucznym głosem mi czyta. I nieporównywalnie więcej książek jest w audio niż w brajlu.
Alicja po swoim mieszkaniu porusza się swobodnie. Kiedy zalewa herbatę, rozlega się cichutki dzwonek.
– To tylko płynomierz, odzywa się, kiedy wrzątek dotknie kreski, sygnalizuje, żeby się nie poparzyć – śmieje się Alicja. – A to też pewnego rodzaju technologie, ktoś musiał mieć kiedyś pomysł. Tak, jak biała laska, pomysł pewnego Brytyjczyka z 1921 roku. To pewnego rodzaju wynalazek, bez którego już nie ma życia.

Alicja opowiada te historie, układając na tacy własnoręcznie upieczone drożdżowe rogaliki z dżemem.
– Pojawiły się teraz białe laski odkrywające przeszkodę z odległości jednego metra. A przed przeszkodą pojawia się wibracja na lasce – mówi, wzruszając ramionami. – Czy to się sprawdza, tego nie wiem. Obawiam się, że to wyłączyłby moją czujność. Bo mogłabym zbyt mocno temu gadżetowi zaufać.
Jak dodaje, z jej doświadczenia wynika, że brajla nie opanowały głównie osoby, które traciły wzrok później.
– Jak ktoś urodził się niewidomym, to nie mógł przejść innej edukacji, jak z alfabetem Braille’a – tłumaczy. – W moim przypadku to bardziej wynika z pędu życia. Wiadomo, chcemy wszystko szybko. A aplikacja czyta szybciej niż czytanie brajlem linijka po linijce, kartka po kartce… Łatwiej kliknąć w aplikację i już się słucha.
Tak też kończyła studia. Na zajęcia chodziła z laptopem, na klawiaturze wystukuje błyskawicznie dziesięcioma palcami. Nie ma szans, żeby dorównać jej tempa.
– Książki skanowałam, wrzucałam do programu. A potem był czytnik i tak się uczyłam – mówi.
Tak skończyła studia na oligofrenopedagogice w Opolu, gdzie przyjechała z niewielkiej miejscowości Boguszów-Gorce, pomiędzy Jelenią Górą a Wałbrzychem. Potem była magisterka z pedagogiki leczniczej. I jeszcze trzy podyplomówki.
– Trochę zwiałam. Żeby mnie rodzina nie zagłaskała – śmieje się Alicja.
A białą laską zaczęła się posługiwać dopiero, kiedy przyjechała do Opola na studia.
Nierzadko spotyka się z sytuacjami, że ktoś, kto ją zaprasza na kolację albo konferencję, stara się, żeby program albo menu było wydrukowane w brajlu.
– A ja już wcześniej ściągam na telefon program. Szybciej odczyta mi to syntezator mowy – kontynuuje. – I coś, co zajmuje jedną kartkę zeszytu, to w brajlu zajmie siedem stron. Przełożeniu czarnodruku na brajla jest ogromnym kosztem i zajmuje straszną przestrzeń…
Największym marzeniem Alicji jest autonomiczne auto.
– Po raz pierwszy mi się to zdarza, że od kilku tygodni nie sprawdzam, jak postępują prace związane z autonomicznym autem – przyznaje Alicja. – Teraz przygotowania do wyprawy na Kilimandżaro, najwyższego szczytu Afryki, pochłonęły mnie całkowicie. Więc nie mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco. A w technologiach kilka tygodni to już szmat czasu. I naprawdę wiele może się zmienić. Skoro w restauracjach robociki zbierają naczynia, to mnie pociesza, że do tego samochodu mam coraz bliżej.
Mówi, że one już są, choć wciąż nie na tyle bezpieczne, żeby mogły bez kontroli człowieka same się poruszać po ulicach.
– Czasem myślę, jakby to było fantastycznie, gdybym to ja podjeżdżała na Luboszycką, do swojej pracy i kogoś odbierała – rozmarza się Alicja. – Albo mogła pojechać na wakacje i się z kimś zmienić za „kółkiem”. Bo ktoś jest zwyczajnie zmęczony.
Póki co, Alicja ma na swoim koncie tysiące kilometrów na rowerze, tandemie z pilotem. A najdłuższa pokonana przez nią trasa wiodła z południa, wzdłuż Wisły do Gdańska.
– Dzięki nowym technologiom jestem w dużym stopniu samodzielna – podkreśla Alicja. – Bez tego nie wyobrażam sobie już swojej codzienności. Mogę złożyć wniosek o wydanie dowodu przez internet, podpisać profilem zaufanym, ponieważ mój komputer jest udźwiękowiony. A jeśli zapewniona jest dostępność cyfrowa różnych stron portali, po to, by program czytający mógł obsłużyć taką stronę i mi wszystko przeczytać, to jestem w stanie zrobić bardzo dużo. Wystarczy zwykły smarfon, który ma funkcję czytania.
Sama robi przelewy bankowe. Może mieć wgląd do faktur i rachunków, bo są elektroniczne.
– Dzięki technologiom mogę pracować, codziennie przez siedem godzin – mówi. – Projekty, wnioski grantowe… To wszystko pomaga mi czytać komputer. Kiedy dokumenty nie są w formie elektronicznej, muszą być zapisane w pewnym formacie, żeby można było je odczytać. Ale jeśli tak nie jest, też sobie poradzę, muszę tylko użyć dodatkowego programu i to przerabiam.
Kiedy przychodzi tradycyjna poczta, wtedy otwiera kopertę i robi zdjęcie telefonem.
– Jeśli chcę tylko „rzucić okiem” – śmieje się. – A jak mam czas, to odpalam skaner, zapisuję, konwertuję do odpowiedniego formatu. Klikam, czekam aż program przetworzy. Jak już mam dokument w formie tekstowej, to program przerabia wszystko, co widzi, włącznie z „gwiazdkami”. Niestety, formy odręcznie pisanej jeszcze się nie da niczym odczytać. Ale myślę, że i na to przyjdzie czas.
Traciła wzrok stopniowo, pamięta drukowane litery, więc podpisuje książki „Alicja w Krainie Potencjału”. To wywiad rzeka z Alicją.
„Przeczytaj” mi to zdjęcie
Pogryzając rogaliki, które sama upiekła, Alicja pokazuje na ekranie kolejno zdjęcia. – Tutaj wyprawa w Tatry, zdobywałam Rysy – opisuje swoje kolejne wyprawy w góry.
Nauczyła się żyć w świecie obrazkowym, gdzie wszystko jest częściej do oglądania niż do czytania.
– Rzeczywiście, to długo było dla osób niewidzących niedostępne – wzdycha Alicja. – Portale społecznościowe to w głównej mierze zdjęcia, memy. Albo emotikony, czyli mamy świat w obrazkach. Z czasem, z rozwojem innowacji, technologii i sztucznej inteligencji pojawiły różne aplikacje. Między innymi „Be my eyes”, czyli bądź moimi oczami.
W przeszłości ta aplikacja miała wyłącznie moduł dzwonienia na kamerce do losowego wolontariusza, który w czasie rzeczywistym pomagał, czyli opowiadał, co widzi w kamerce.
– Tak było kiedyś, a teraz dzięki sztucznej inteligencji wprowadzono taki moduł w tej aplikacji, że mogę zrobić zdjęcie wszystkiego, czego sobie życzę. A sztuczna inteligencja mi opisuje, co na tym zdjęciu jest – tłumaczy Alicja. – A jeśli ktoś mi coś wysłał na WhatsApp’a, albo jeśli na coś trafiłam, mogę pobrać obrazek lub zdjęcie, a po paru minutach mam całkowity jego opis. Przyznam, że aplikacja przedstawia wszystko dokładnie. Łącznie z tym, że opisuje napis na budynku. Jeśli zrobiłabym zdjęcie, jadąc na tylnym siedzeniu samochodu, to sztuczna inteligencja opisze mi, że prowadzi dziewczyna, ma złoty łańcuszek, na kokpicie widać telefon z aplikacją mapy. I na przykład paczkę gum orbit.
Dotknąć śniegu Kilimandżaro
Teraz, przed wyprawą na Kilimandżaro, Alicja w górach spędza niemal każdy weekend.
– Góry mają w sobie coś boskiego, mistycznego – stwierdza. – Góry mają swój jedyny i niepowtarzalny zapach, który się zmienia wraz z roślinnością. Przecież inaczej pachnie las, łąka. Inaczej się idzie po trawie. Inaczej po kamieniach. A jeszcze inaczej po leśnym podłożu. Więc to wszystko wiąże się z zapachami. A jeśli już uda się być na szczycie, oczywiście, jak nie jest oblegany przez ludzi, to cisza potrafi huczeć. Cisza potrafi być tak głośna… Cisza ma swoje brzmienie.
Do udziału w tej wyprawie została zaproszona przez nieznajome jej osoby.
– Nigdy się nie bałam ludzi. Lubię nowości i kiedy coś się dzieje – zaznacza Alicja. – Wyprawę poprowadzi Artur Małek, himalaista, więc czuję się bezpiecznie. 26 sierpnia wylatujemy z Warszawy do Tanzanii. Potem już dojazd do Parku Narodowego Kilimandżaro. Tam mamy nocleg w hotelu, gdzieś na dole. Wywiozą nas na wysokość 1800 metrów. Potem wyruszamy i noclegi już tylko w namiotach. Całe wchodzenie i zdobywanie przewidziane jest na 9 dni.
Czy ma jakieś obawy, że jako osoba z niepełnosprawnością sobie nie poradzi?
– Nie myślę tak. Bo nie hoduję takich emocji – ripostuje. – Przede wszystkim to nie będzie dla mnie nowość. Dlatego, że dużo chodzę z przewodnikiem. Z tym przewodnikiem już się poznaliśmy, byliśmy już kilka razy w górach. Zdążyliśmy się zgrać, mamy opanowane różne systemy, jak mam używać kijów itd. Więc dla mnie to jest takie normalne, tyle, że będzie wyżej. W górach nie potrzebuję białej laski. Wtedy przerzucam się na kijki trekingowe, takie do chodzenia po górach. Bardzo dobrze się z nimi czuję, jeśli jest szeroko i mogę słyszeć osobę przede mną, która też uderza kijkami.
Przed wyprawą życia, jak nazywa wylot do Tanzanii, chodzi po kamieniach i różnych wertepach.
– Takie spacery to minimum 10 kilometrów – mówi dalej Alicja. – No i codziennie rano, jeszcze przed pracą, na bieżni spędzam godzinę. Oczywiście, basen i ścianka wspinaczkowa to już standard.
Nowe technologie pomagają jej teraz w treningach. Pomogą też w górach.

– Mam zegarek Smartwatch, który mówi mi, ile pokonałam kilometrów, jaką pokonałam wysokość i tak dalej… – opisuje. – Jeszcze wchodzę w aplikację, gdzie inne osoby mogą komentować moje przejścia na trasie. Dzięki aplikacji wiem, co mijam, jaki jest widok. Rejestrując całą trasę, którą przeszłam, tworzę mapę. I tak cały etap przygotowania do wyprawy mogę zrobić bez problemu sama, przy pomocy mówiącego smartfona.
Starsi też się przełamują. „Życie można sobie polepszyć”
W swojej pracy w Ośrodku Wsparcia i Testów przy ul. Luboszyckiej w Opolu, który zajmuje się testowaniem i wypożyczaniem sprzętu dla osób z niepełnosprawnościami, m.in. dla niewidomych i niesłyszących, Alicja przekonuje ich do nowych technologii.
– Chcę się dzielić wiedzą. A u niektórych, szczególnie starszych, jest jakaś blokada. Boją się, że coś zepsują – opowiada Alicja. – Spotykam więc osoby, które nie wiedzą, że telefon może im „mówić”, „czytać”. Dopiero tutaj się dowiadują. Ciągle się zdarza, że starsze osoby niewidzące na pamięć wybierają numer, dzwonią najwyżej do trzech osób. Nie piszą sms-ów, nie korzystają z internetu. I to się ciągle zdarza, szczególnie wśród osób z mniejszych miejscowości. Sama się mierzyłam z traceniem wzroku i opanowywaniem technologii. Dlatego pozwalam sobie powiedzieć, że wiem, o co pani, o co panu chodzi… Bo ja też to czuję, odczuwam. Staram się przekonać, że życie można sobie polepszyć. Gdybym nie była w takiej samej sytuacji, to bym się nie odważyła.

Czasem proszą ją, żeby im coś ustawić. Ale wtedy przekonuje, że to trzeba samemu pogrzebać, poprzestawiać. Bo inaczej technologii się nie opanuje.
– I sporo starszych osób jednak się przełamuje – mówi Alicja. – Potem już swobodnie korzystają z aplikacji do prowadzenia, czyli nawigacji dla osób niewidomych. Bardziej dokładnej niż Google Maps. Dokładanie opisuje im drogę z punktu A do punktu B, jakie skrzyżowanie, w którą stronę trzeba się kierować, co po drodze mijają. To dzieło polskich twórców, stworzone specjalnie dla osób niewidzących.
W telefonie mają też rozkłady jazdy autobusów, z jakiego przystanku przyjedzie. Po drodze usłyszymy, co mijamy i za ile mamy wysiąść. Aplikacje do rozpoznawania banknotów i kolorów to już standard. Wystarczy najechać na cokolwiek telefonem i wówczas aplikacja „mówi”.
Czy sama korzysta z tej ostatniej aplikacji?
– Płacę zegarkiem albo telefonem – odpowiada. – I jak nie powiedzieć, że technologia wygrywa? Niektórzy mi mówią, ty się naucz lepiej brajla, bo on jest potrzebny. No i takie marudzenie trochę mnie wkurza.
Na pożegnanie odprowadza mnie do drzwi.
– Internet, nowe technologie mogą się kiedyś skończyć. Ale do tego czasu już będę jeździć autonomicznym autem – śmieje się w drzwiach.
I rzuca żywiołowo „Do zobaczenia”. A ja macham na pożegnanie, zapominając, że Alicja nie widzi.
Czytaj też: Ekspert transformacji cyfrowej: ChatGPT to samolot naszych czasów
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.