Dzięki tej wygranej kędzierzynianie są już pewni gry w play off. Natomiast sytuacja pokonanych staje się coraz trudniejsza (pełna tabela TUTAJ).
Rozgrywane w czwartkowe popołudnie spotkanie nie przeszkodziło kibicom szczelnie zapełnić halę. Aczkolwiek mecz stał też pod znakiem paru nieobecności. O ile w szeregach gospodarzy można było się przyzwyczaić do nieobecności na boisku środkowych Davida Smitha, Karola Urbanowicza i Andreasa Takvama (w związku z czym znowu na tej pozycji musiał grać nominalny przyjmujący Jakub Szymański) oraz przyjmującego Daniela Chitigoia, o tyle brak atakującego Bartosza Kurka zaskakiwał. Jak się okazało ten ostatni borykał się z grypą jelitową i na następny mecz ma być gotowy. Z kolei w gronie nysan jako libero awizowany był Dominik Kramczyński czyli nominalny środkowy, a Jakub Olejniczak był szykowany na przyjęcie. Poza już dłużej nieobecnym Jakubem Abramowiczem na boisku brakowało także Zouheira El Graouiego i Wojciecha Włodarczyka.
– Na pewno zostawiliśmy serce na boisku, tym bardziej, że obie drużyny grały w okrojonym składzie – nie krył atakujący nysan Kamil Kosiba. – My nie mieliśmy zmiany na przyjęciu i na środku, oni mieli zmiany na ataku i nie mieli środkowych, więc to był taki mecz brakujących zawodników. I grali ci co po prostu mogli. Cieszymy się jednak z wywalczonego punktu.
ZAKSA wygrała ze Stalą Nysa
Jako pierwsi odskoczyli miejscowi, dla których w pewnym momencie było już nawet 9:5. Nysanie jednak nie poddawali się i stopniowo odrobili straty doprowadzając do remisu po 13. Ta pogoń jednak chyba nieco nadwątliła ich siły, albowiem z kolejnych pięciu wymian przegrali cztery i wydawało się, że stracili już tą partię. Niebawem jednak, od wyniku 18:21 przechylili na swoją szalę cztery akcję z rzędu, w czym ogromna zasługa serwów Kelliana Motty Paesa. I wkrótce mieli nawet piłkę setową. Wykorzystali drugą, a uczynił to idealnym „gwoździem” Kamil Kosiba.
To wyraźnie rozsierdziło miejscowych, którzy przy zagrywkach Jakuba Szymańskiego wygrali cztery pierwsze akcję odsłony nr 2. A potem nie tylko kontrolowali sytuację, ale i powiększali przewagę. Po asie Jędrzeja Grobelnego było już 12:6, a gdy czapę dostał Remigiusz Kapica i ZAKSA prowadziła 15:8, to z gości zeszło powietrze.
Po kolejnej zmianie stron mieliśmy kolejną zmianę obrazu meczu. Tym razem gra falowała. I to na przestrzeni paru akcji. Najpierw ZAKSA prowadziła 3:0, potem Stal 6:4, a następnie znowu ten pierwszy team 10:7. Później już podopieczni Andrei Gianiego trzymali rękę na pulsie i choć nawet rywale zbliżyli się na dwa „oczka” (18:16), to potem znowu podkręcili tempo i obyło się bez nerwów w końcówce. Dość napisać, iż od tego momentu goście zapunktowali tylko raz.
Ale łatwo nie było
To z kolei podziałało na nich wyraźnie w kolejnej części, gdy trzy pierwsze piłki padły ich łupem. I później już, mniej lub bardziej, wiedli prym na parkiecie. Co prawda bowiem miejscowi parę razy doprowadzili do remisu (m. in. po 8 czy też po 23), ale na prowadzenie nie wyszli ani razu. Ostatecznie jednak nysanie wygrali najniższą potrzebną do tego przewagą.
Zatem tie break. W nim początkowo żadna z ekip nie zamierzała odpuścić. Przy serwach Marcina Janusza miejscowi jednak odskoczyli na 8:5, a później nawet powiększyli różnicę przy stanie 11:7. I później już trzymali rękę na pulsie.
– cieszy to, że udało się wyszarpać pierwszego seta, bo przegrywaliśmy praktycznie prze cały jego czas. Dwa kolejne były już bez historii, ale w czwartym znowu pokazaliśmy charakter i to, że walczymy do końca. Te punkty nam są bardzo potrzebne, potrzebujemy ich jak tlenu i cieszę się, że wywalczyliśmy chociaż jeden. Co prawda szkoda, że „tylko” jeden, ale i tak smakuje bardzo dobrze – podsumowywał Kamil Kosiba.
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – PSG Stal Nysa 3:2 (24:26, 25:16, 25:17, 23:25, 15:12)
ZAKSA: Janusz (4 pkt), Grobelny (22), Poręba (14), Rećko (18), R. Szymura (20), Szymański (3), Sohji (libero) oraz Kubicki.
Stal: Szczurek (3), Gierżot (23), Jankowski (7), Kapica (24), Kosiba (18), Zerba (4), K. Szymura (libero) oraz Motta (1), Dulski.
Czytaj także: Amelia Katerla, mistrzyni świata z Opolszczyzny: Gra w reprezentacji to piękne przeżycie