Krzysztof Ogiolda: Mimo odległości dzielącej Śląsk od Teksasu był ksiądz w tym roku na Górze św. Anny na odpuście jej patronki. Ale tym razem bez charakterystycznej grupy pątników w niebieskich koszulkach z napisem „Silesian Texan”…
Ks. Franciszek Kurzaj: Wielu chciało przyjechać. Przeszkodził covid. Gdyby ktoś w Polsce zachorował, miał zakaz wchodzenia do samolotu. Musiałby tu na jakiś czas zostać. Drugim powodem jest moja choroba. Miałem i mam problem z rakiem płuc. Nie wiedziałem, w jakim będę stanie. Nie chciałem nikogo narażać na kłopoty. Ale na razie wszystko jest pod kontrolą. Myślę, że jeszcze będę żył. Jak długo, nie wiem. Przyleciałem na 10 dni, na 70. urodziny mojego brata. Potem musiałem wracać, do Bożej służby. U nas też księży brakuje.
Kiedy ostatnio rozmawialiśmy – kilka lat temu – był ks. w San Antonio. Gdzie dziś pracuje kapłan ze Śląska w Teksasie?
– San Antonio jest stolicą naszej diecezji, liczy 1,5 mln ludzi. W tamtejszych dwóch parafiach – Imienia Pańskiego i św. Pawła – pracowałem przez 18 lat. Potem biskup posłał mnie do liczącej 3,5 tysiąca ludzi miejscowości Floresville na kolejne 6 lat. Następnie wróciłem do San Atonio, wreszcie biskup posłał mnie do parafii św. Stanisława Biskupa w Banderze. To jest parafia założona w 1855 roku. Pierwsi osadnicy ze Śląska do Teksasu pojechali do Panny Marii, na południe od San Antonio. Kolejna grupa – w lutym 1855 – udała się na północ – do Bandery właśnie.
Dlaczego parafia ma jednoznacznie polskiego patrona?
– Bo takie było i jest wezwanie kościoła w Płużnicy, skąd ci ludzie przyjechali. Wszyscy, którzy do nas przybywają, wiedzą, że to miejsce ma coś wspólnego z ludźmi, którzy przyjechali ze Śląska. Mamy tablicę pamiątkową z nazwiskami tych przybyszów: Anderwald, Adamietz, Pyka, Kalka, Mazurek, Morawiec, Waclawczyk itd. Jak chodzę dzisiaj po cmentarzach na Śląsku, to widzę te same i podobne nazwiska.

Jakieś 20 lat temu razem z księdzem i grupą jego teksańskich parafian byłem w opolskim skansenie. W sali szkolnej ksiądz robił im żartobliwy egzamin z gwary śląskiej, wskazując na przedmioty, które oni mieli nazywać. Kiedy pokazał ksiądz sufit, ja – Ślązak z urodzenia i wychowania – powiedziałem sobie w duchu gipsdeka, a oni głośno pokłołd. Ich gwara była bardziej polska od mojej. Bo ich przodkowie wyjechali ze Śląska przed kulturkampfem.
– To jest nadal żywe. Jak jesteś w Teksasie i chcesz rzondzić po śląsku, to nie możesz wprowadzać germanizmów. To jest piękna sprawa. Bo z jednej strony, bez języka niemieckiego nie ma Śląska. Ale jednocześnie Śląsk jest bogatszy niż sama niemiecka kultura. Potomkowie Ślązaków w Teksasie wiedzą, co to są brele (okulary) i eisenbana (kolej żelazna), ale nadal śląski dla nich oznacza polski. Moim zadaniem jest pokazać im bogactwo Śląska. My tu na Śląsku i nasi Ślązacy w Tesasie, nie modlimy się, my rzykomy, i nie mówimy po polsku w Teksasie, ale rzondzymy albo godomy. Ale Polacy z Chicago, którzy przyjeżdżają do pierwszej polskiej parafii w Teksasie i Stanach Zjednoczonych, do Panny Marii, chcą mówić po polsku. Oni słowa rzondzić, w znaczeniu mówić nie rozumieją. Przypomina się żart abp. Alfonsa Nossola, że w Warszawie rządzą tylko niektórzy, a na Śląsku wszyscy.
Dają się, tam w Stanach odczuć tarcia ideologiczne i nacjonalistyczne?
– Wszędzie to jest obecne. W Stanach Zjednoczonych są ludzie z całej Polski. W pierwszej polskiej parafii szukają swoich korzeni – z Białegostoku albo z Podhala. Ja im mówię, że przodkowie moich parafian przyjechali ze Śląska. A dla części tych naszych gości – o innych korzeniach – na Śląsku nie ma Polski. Są Niemcy. Ten problem nie zaczął się dzisiaj. Przez wiele lat duszpasterzami naszych Ślązaków w Teksasie byli ludzie pochodzący z innych regionów Polski. I niektórzy z nich – podkreślam niektórzy, nie wszyscy – zamiast o Panu Jezusie, mówili o Polsce. Niby nie ma w tym nic złego, ale często zamiast chrystianizować uczyli nacjonalizmu: Jak ktoś jest Niemcem, to on nie jest dobry.
- Jak rodziny emigrantów zachowują więź ze Śląskiem i z Polską?
- Jakie śląskie wartości są dla nich szczególnie ważne?
- Co zachowało się do tej pory ze śląskich zwyczajów?
- Czy to prawda, że pierwsi emigranci byli gotowi wieszać duchownego, który namówił ich do przyjazdu do Teksasu?
Odpowiedzi na te pytania w rozmowie „Śląskość w Teksasie ma się dobrze”. Przeczytasz ją w e-wydaniu tygodnika „Opolska”.
