Stowarzyszenie, któremu prezesuje Witold Listowski, nie kryje związków z działaczami skrajnej, nacjonalistycznej prawicy, miedzy innymi posłem Grzegorzem Braunem i Jackiem Międlarem. Jest antyukraińskie, wrogie wobec wojennych uchodźców, a jego podejście do wojny za naszą wschodnią granicą wpisuje się w putinowską narrację.
Zdjęcie z demonstracji z 11 listopada 2022 r. Baner „Stop ukrainizacji Polski” niesie Witold Listowski, prezes Stowarzyszenia Kresowian z Kędzierzyna-Koźla oraz prezes ogólnokrajowego Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich, uchodzący w swoim mieście za człowieka o skrajnie prawicowych poglądach.
Zza tego samego baneru, z logiem Konfederacji Korony Polskiej, wyłania się twarz ks. mitrata Stanisława Stracha, proboszcza parafii prawosławnej pw. Ikony Bogurodzicy Wszystkich Strapionych Radości w Kędzierzynie-Koźlu i jej opolskiej filii.
W sieci krąży wiele filmów z antyukraińskich imprez i spotkań, organizowanych przez polską skrajną, nacjonalistyczną prawicę. W jednym z takich filmów, z 26 marca 2022 roku, ks. mitrat Stanisław Strach, stojąc obok prezesa Listowskiego, przekonuje, że Ukraina prowadzi zaczepną wojnę.
– Nie wierzcie, że na wschodzie Ukrainy strzela się do swoich ludzi – mówi na spotkaniu w Kędzierzynie-Koźlu. – Rządowi ukraińskiemu potrzebna jest ta wojna, żeby zakryć swoją korupcję. A jeśli oni chcą wejść w konfrontację, w regularną wojnę, to dostaną takie baty, że się nie pozbierają. I Ukraina się rozpadnie.
Mitrat dostaje od słuchaczy gromkie brawa.
Prezes Witold Listowki nie chce ważyć słów
Pytamy Witolda Listowskiego, jak możemy rozumieć „Stop ukrainizacji Polski”?
– Tak, jak tam jest napisane – kwituje prezes stowarzyszenia Witold Listowski. – Czy pani nie widzi tego, co się dzieje w Polsce? Że pieniądze są oddawane Ukraińcom. Oni mają prawie większe prawa niż Polacy, przepracuje taki jeden dzień i dostaje emeryturę polską. To jest właśnie ukrainizacja Polski. Oni chcą wejść do Europy na naszych plecach. Dlaczego, jak przyjechał prezydent Zełeński, nie wspomniał o ludobójstwie na Wołyniu? A nasz prezydent Duda obściskuje się z Zełeńskim.
Witold Listowski nie dostrzega obecnej sytuacji, tego, że od wyniku wojny ukraińsko-rosyjskiej zależy także przyszłość Polski. Nie mówi o napaści Putina, zbrodniach jego żołnierzy, uprowadzonych ukraińskich dzieciach i nakazie aresztowania Władimira Putina przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Dla niego ważna jest tylko przeszłość sprzed 80 lat. Uważa, że władze Polski, rząd i prezydent, nie chcą pamiętać i uczcić godnie ofiar ukraińskich rzezi na kresach.
– Na to, co się dzieje, nie zgadzamy się, dlatego 8 lipca organizujemy dwie uroczystości, jedną w Kędzierzynie-Koźlu, a drugą w Warszawie w Muzeum Niepodległości – peroruje dalej prezes Listowski. – I nie pójdziemy na skwer Wołyński w Warszawie, tam, gdzie będzie prezydent Duda, bo on nam zawsze każe ważyć słowa.
Plan jest taki, że pójdą marszem pamięci, w stronę Starówki w Warszawie. Będą czytać wspomnienia rodzin pomordowanych.
– Chodzi o to, żeby wszyscy usłyszeli, kto mordował, jak mordował i ilu wymordowano – kontynuuje Witold Listowski. – Na spotkaniach pokazuję na roll-upach, jak mordowali. Niektórzy księża zabraniają pokazywać, bo mówią, że straszne. Ale robić to mogli… Niech młodzi Ukraińcy to zobaczą, co robili ich dziadowie. Chcemy prawdy historycznej.
Pamięć nie może przekształcić się w nienawiść
– Mam korzenie kresowe, m.in. z Równego i Przebraża, ale to, co wyprawia to stowarzyszenie z Kędzierzyna-Koźla, to propaganda, dezinformacja rodem z Kremla – komentuje Marcin Oszańca, prezes opolskich ludowców. – Tego, co wydarzyło się 80 lat temu na Wołyniu, absolutnie nie można zapominać. Trzeba pamiętać o godnym upamiętnieniu ofiar. I pamiętamy! Natomiast jeśli mielibyśmy patrzeć, jako Polska, przez pryzmat krzywd zadanych nam przez inne narody, to musielibyśmy pielęgnować nienawiść do Szwedów, Francuzów, Niemców i niemal wszystkich sąsiednich narodów.
Oszańca podkreśla, że nie ma czegoś takiego jak „ukrainizacja Polski”, bo przyjechali do nas uchodźcy wojenni, z naszego kręgu kulturowego.
– Mieszkają tutaj i pracują już od wielu lat, to sumienni pracownicy, częściowo rozwiązują problem naszej depopulacji – mówi Marcin Oszańca. – Tego typu wypowiedzi są rodem z Kremla, słyszałem je wielokrotnie w mediach społecznościowych. Pokazywana była wojna na Ukrainie rodem z kremlowskiej telewizji. Pokazują rzekomo odradzający się nazizm na Ukrainie. Straszą napływem imigrantów, a przecież 38 milionów Polaków nie pozwoli sobie wejść na głowę jednemu milionowi uchodźców.
Poglądy prezesa Listowskiego są też dobrze znane w środowisku opolskich kresowian. Ma wśród nich opinię „nawiedzonego”.
– Przez pryzmat jednego człowieka nie można oceniać wszystkich organizacji zajmujących się kultywowaniem pamięci o przeszłości Kresów południowo-wschodnich i pomordowanych tam Polakach – podkreślają nasi rozmówcy. – Pamięć i dążenie do prawdy historycznej, zwłaszcza po stronie ukraińskiej, nie może jednak przekształcać się w nienawiść do obecnego pokolenia Ukraińców. A prezes Witold Listowski występuje pod sztandarem politycznym Grzegorza Brauna, jego narracja jest, niestety, jak z moskiewskiej propagandy.
Kresowiacy, z którymi rozmawiamy, proszą, żeby nie cytować ich z nazwiska. Obawiają się Witolda Listowskiego. Jak mówią, jest bardzo wpływowy i może zaszkodzić im w środowisku.
Witold Listowki wykorzystał mitrata? On tak uważa
Jeszcze 11 listopada ub.r. prezes Listowski i mitrat Strach szli razem, ale teraz ich drogi się rozeszły.
– Nie wiem czemu proboszcz parafii prawosławnej już do nas nie przychodzi, zerwał z nami kontakt – przyznaje prezes Witold Listowski.
Może ksiądz mitrat zmienił poglądy i nie przychodzi na spotkania firmowane m.in. przez Konfederację Korony Polskiej, na czele której stoi poseł Grzegorz Braun?
– Nie proszę panią, moje poglądy się nie zmieniły – mówi stanowczo ks. mitrat Stanisław Strach, proboszcz parafii prawosławnej w Kędzierzynie-Koźlu. – W tych spotkaniach nie uczestniczę, bo mnie zlekceważono. Jestem przedstawicielem Cerkwi Prawosławnej i jak była marszałek Sejmu, pani Elżbieta Witek, pan Listowski mi obiecał, że będę mógł mieć wystąpienie w czasie uroczystości poświęconej rzezi wołyńskiej. Ale nie pozwolono mi wystąpić. A ja nie jestem osobą, którą można wykorzystywać wyłącznie do swoich celów.
A co z wojną na wschodzie? Czy nadal twierdzi, że to nie Rosja napadła na Ukrainę?
– O tej sprawie nie będę mógł rozmawiać, a to dlatego, że moje władze kościelne prosiły, żeby w tych sprawach politycznych się nie wypowiadać – odpowiada ksiądz mitrat Strach. – Tylko w sprawach historycznych, o banderyzmie. Banderyzm jest sprawą straszną i z jego przejawami musimy walczyć. Teraz mamy do czynienia z tymi, którzy nawiązują do tej ideologii i jest ich dużo. To są oddziały paramilitarne, które walczą teraz w tej wojnie ukraińsko-rosyjskiej.
Tylko co jest temu winien student, który już nie ma gdzie wracać, bo jego dom na Ukrainie już nie istnieje? Albo co jest winna matka z dziećmi, której mąż walczy na froncie?
– Oni nie są winni, ale tutaj już zaczyna się polityka i proszę mnie w tę politykę nie wciągać – ucina ks. mitrat.
Wśród ukraińskich uchodźców jest wielu prawosławnych, którzy szukają miejsca, gdzie mogliby się pomodlić.
– W cerkwi w Kędzierzynie-Koźlu jest dla nich miejsce – zapewnia mitrat. – Ale nie ma miejsca na banderyzm i ci, którzy przychodzą, o tym wiedzą.
Jak dodaje, parafia prawosławna w Kędzierzynie-Koźlu jest częścią Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Jest Kościołem polskim, ze swoim metropolitą i biskupami.
– Nasza cerkiew ma związek kanoniczny ze wszystkimi prawosławnymi cerkwiami na świecie – podkreśla ks. mitrat. – I z moskiewskim patriarchatem (popierającym napaść na Ukrainę – aut.), i z ukraińską cerkwią prawosławną metropolity Onufrego. A kijowski patriarchat, czy Prawosławna Cerkiew Ukrainy są dla nas niekanoniczne i nie dopuszczamy ich duchownych do odprawiania mszy. Odprawia u nas taki jeden duchowny, bo banderowcy spalili mu wagon, w którym on odprawiał nabożeństwa.
Czy nie przyszło mu kiedyś do głowy, żeby 80 lat po tym strasznym wydarzeniu powiedzieć, jak biskupi polscy do niemieckich: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”.
– Pamiętać a wybaczyć to jest ogromna różnica, bo pamiętać trzeba zawsze, a zwłaszcza, żeby zwracać uwagę na to, co się dzieje za wschodnią granicą – ripostuje ks. mitrat, proboszcz parafii prawosławnej. – Niech się ta wojna skończy, wtedy możemy rozmawiać. Szczęść Boże!
Witold Listowski: Biskupi wymyślili sobie pojednanie
O pojednanie polsko-ukraińskie nie zabiega też prezes Witold Listowski, czego nie ukrywa.
– Tylko o prawdę historyczną, a nie o jakieś tam, co głoszą Ukraińcy, że „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” – mówi prezes Witold Listowski. – Bo nie mamy za co przepraszać i nie chcemy żadnego przebaczania. To do nas nie dociera, bo my nie mamy za co przepraszać.
Cytat „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” pochodzi z orędzia polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku. I przeszło ono do historii jako jedno z ważnych aktów pojednania polsko-niemieckiego po II wojnie światowej. Ale prezes Listowski ma inne zdanie.
– Biskupi coś sobie wymyślili i byli za to bardzo krytykowani – uważa Witold Listowski. – Dlatego teraz napisałem swoje orędzie o prawdzie historycznej do biskupów i czekam na odpowiedź. Ale od lutego jeszcze nikt mi nie odpowiedział…
Prezes myśli teraz wyłącznie o obchodach rocznicy rzezi wołyńskiej. I czy minister obrony da mu asystę wojskową.
– Jak mi nie dadzą, to pójdziemy bez asysty – stwierdza.
To wydarzenie lipcowe, w Warszawie i Kędzierzynie-Koźlu, prezes Listowski zapowiedział na konferencji prasowej zorganizowanej przez posła Grzegorza Brauna.
Ale prezes pojawia się nie tylko z działaczami skrajnej prawicy. W samym Kędzierzynie-Koźlu można usłyszeć, że na organizowanych przez niego spotkaniach pojawiają się politycy wszystkich opcji. Choć wiedzą, co mówi, jakie wyznaje i głosi poglądy. Wystarczy tylko zajrzeć na profil fejsbukowy jego stowarzyszenia. Tymczasem zdjęcia z nim robią sobie opolscy posłowie i działacze PiS, Platformy i Lewicy. A przed wyborami parlamentarnymi prezes Witold Listowski zaprasza na debaty w Kędzierzynie-Koźlu, na które karnie stawiają się wszyscy kandydaci.
Polityczna zmowa milczenia
– To środowisko mocno prawicowe i nacjonalistyczne – mówi nam mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla. – Na ich pseudonaukowe konferencje i hejt na Ukraińców od lat płyną pieniądze z miasta, powiatu i województwa. Gdyby coś takiego robiono na temat Niemców, to pewnie wybuchłby ogromny skandal.
Inny nasz rozmówca z Kędzierzyna-Koźla twierdzi, że politycy chowają głowy w piasek, ponieważ liczą, iż okazując przychylność Listowskiemu zyskają głosy kresowian.
– W Kędzierzynie-Koźlu zapadła zmowa milczenia, a to, co oni mówią, to nie są żadne sentymenty, tęsknota za Kresami – podkreśla mieszkanka tego miasta. – Trudno nie myśleć inaczej niż tak, że ktoś ich wykorzystuje w doraźnych celach politycznych. Trudno zrozumieć, dlaczego te spotkania są finansowane przez władze, na dodatek powiązane z PO, której daleko do nacjonalizmu.
Zapytaliśmy o to Michała Nowaka, radnego miejskiego i przewodniczącego PO w Kędzierzynie-Koźlu, prawnuka ofiary rzezi wołyńskiej. Podkreśla, że w kresowych uroczystościach w Kędzierzynie-Koźlu nie bierze udziału.
– Poszedłem raz i więcej nie pójdę. Jak usłyszałem tam peany na cześć Komunistycznej Partii Ukrainy, bo akurat koniunkturalnie potępiła rzeź wołyńską – mówi Michał Nowak. – Nigdy bym nie pomyślał, że w wolnej Polsce będzie można publicznie chwalić ludzi, którzy uważają, że polskich oficerów w Katyniu zabili Niemcy, a Stalin był w porządku. A tak uważa Komunistyczna Partia Ukrainy. Mój świętej pamięci pradziadek przewracałby się w grobie, gdyby go miał…
Kresowianie doskonale wiedzą, iż wielu zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów nie doczekało się godnego pochówku. Nie dokonano też ekshumacji zbiorowych mogił, o co dopominają się organizacje kresowe.
– W Kędzierzynie-Koźlu nastąpiło zawłaszczenie tego tematu, co odbiera możliwość organizowania debat i spotkań, tak, by historię i obecne sprawy traktować bez propagandy – podkreśla Kamil Nowak, prezes Fundacji Wiedzieć Więcej z Kędzierzyna-Koźla (zbieżność nazwisk z radnym miejskim przypadkowa – aut.), który ma też pradziadków spod Tarnopola. – Trudno mi się pogodzić z radykalnymi treściami publikowanymi przez to stowarzyszenie. Uważam, że fakt, iż dotychczas tego nie zauważono, wynika z potrzeby świętego spokoju.
Jak dodaje, pojawiają się publikacje finansowane ze środków publicznych, jednoznacznie antyukraińskie, podważające istnienie państwa ukraińskiego.
– Zaskakuje mnie to – mówi Kamil Nowak. – To tak, jakby jakieś stowarzyszenie publikowało za publiczne pieniądze treści popierające reżim, albo negowało istnienie jakiegoś państwa. Politycy, którzy się pojawiają na organizowanych przez nich spotkaniach, zapewne liczą na wyborcze profity. Bo dobrze jest pojawić się w tłumie podczas składania wieńców przy różnych okazjach pod tablicami pamięci…
Natomiast dla Marcina Oszańcy to cyniczne wykorzystywanie do własnych celów autorytetów politycznych i samorządowych.
– Szokujące jest też to, że kościół chrześcijański bierze w tym udział i to jest mocno zastanawiające – mówi Oszańca. – Rola Kościoła prawosławnego instrumentalnie i cynicznie jest wykorzystywana do nieznanych nam celów. Tym powinny się zająć organy ścigania. Na pewno tym powinno się zająć ABW.
Nikt nie wie, co mówi prezes Witold Listowski
Dlaczego opolskie samorządy wspierają stowarzyszenie prowadzone przez Witolda Listowskiego, mimo jego kontrowersyjnej działalności?
– Jesteśmy tylko współorganizatorem Wojewódzkich Dni Kultury Kresowej, które oni organizują i ponosimy część kosztów – odpowiada Adam Lecibil, rzecznik starostwa w Kędzierzynie-Koźlu.
Mówi, że podobnie było w poprzednich latach. Na pytanie, czy starostwo ma wiedzę na temat co najmniej kontrowersyjnych poglądów prezesa Listowskiego, pada wymijająca odpowiedź.
– Nie mamy wpływu na to, z jakimi treściami dana organizacja się pojawi – pisze Adam Lecibil. – My jedynie dofinansowujemy święto Kresowian.
Piotr Pękala, rzecznik prezydent Kędzierzyna-Koźla poinformował nas, że w tym roku Stowarzyszenie Kresowian otrzymało dotację na organizację obchodów XX Wojewódzkich Dni Kultury Kresowej oraz Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa i wydanie 17. tomu z serii „Ludobójstwo OUM-UPA na Kresach Płd-Wsch”. Rzecznik twierdzi, że władze miasta nie znały kontrowersyjnych wypowiedzi, które padały na spotkaniach z udziałem prezesa Listowskiego lub przez niego organizowanych.
– Linki do stron internetowych (przesłane przez redakcję – aut. ) nie pochodzą z portalu Stowarzyszenia Kresowian z Kędzierzyna-Koźla – zaznaczył Piotr Pękala. – Ponadto wypowiedzi te nie dotyczą obchodów organizowanych w Kędzierzynie-Koźlu. Należy także podkreślić, że uroczystości upamiętniają wydarzenia historyczne, nie dotyczą bieżącej sytuacji geopolitycznej.
W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Opolskiego dominuje narracja związana z wielokulturowością naszego regionu.
– Obejmujemy patronatem różne mniejszości, różne grupy, mamy konkursy poświęcone wielokulturowości i dajemy na to pieniądze – mówi Violetta Ruszczewska, rzecznik marszałka województwa opolskiego. – Natomiast jeśli się okaże, że w niektórych pojawiają się kontrowersyjne treści bądź zachowania, to będziemy się temu bacznie przyglądać. I będziemy się mocno zastanawiać, czy takiego patronatu w ogóle udzielić. Przez pryzmat jednego człowieka nie można jednak mierzyć i krzywdzić wszystkich – przekonuje.
Zapytaliśmy też wojewodę Sławomira Kłosowskiego, czy udziela patronatu lub wspiera stowarzyszenie Witolda Listowskiego oraz czy ma wiedzę o jego publicznych antyukraińskich wypowiedziach. Otrzymaliśmy odpowiedź, że „wojewoda nie kontroluje poglądów mieszkańców Opolszczyzny i nie ma wiedzy na temat ich prywatnych wypowiedzi”.
Sławomir Kłosowski stwierdził też, że Stowarzyszenie Kresowian z Kędzierzyna-Koźla nie otrzymuje finansowego wsparcia ze strony urzędu wojewódzkiego. Natomiast otrzymało patronat wojewody w związku z XX Wojewódzkimi Dniami Kultury Kresowej oraz z okazji Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.
– Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa to święto państwowe obchodzone corocznie 11 lipca, ustanowione na mocy uchwały Sejmu z 22 lipca 2016 roku – uzasadnił wojewoda i dodał: – Od pierwszego dnia agresji Rosji na Ukrainę prowadzę szeroką akcję wsparcia uchodźców z Ukrainy oraz pomocy humanitarnej osobom pozostałym w Ukrainie.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.