Paweł Kukiz jak wyrzut sumienia
Po ośmiorniczkach i dialogach polityków Platformy w „Sowie i przyjaciołach” uznali, że w naszym życiu politycznym już nic gorszego nie może się wydarzyć. Paweł Kukiz ze swoim antysystemowym entuzjazmem i JOW-ami jawił im się jako remedium na to zepsucie, upartyjnienie i brak wizji rozwoju Polski.
Dość szybko jednak okazało się, że może być gorzej, a oni winią się, że przyłożyli do tego ręce. Bo głosując na Kukiza, utorowali Andrzejowi Dudzie drogę do prezydentury, a PiS-owi do większości w Sejmie i tego, co ona przyniosła. Demolkę wymiaru sprawiedliwości, demokracji, naszych relacji z Unią, rozgrabienie państwa, jawnie demonstrowaną bezkarność władzy oraz głęboki jak Rów Mariański podział społeczeństwa.
Pocieszam znajomych, iż w 2015 mało kto przypuszczał, że będzie, jak jest, i trudno też powiedzieć, że jakby nie pojawił się Paweł Kukiz i nie dostał takiego poparcia, to wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych byłby inny. Zbyt mocne było zmęczenie ośmioma latami rządów PO i polityką ciepłej wody w kranie, powrotu której, o ironio, wielu tej zimy może pragnąć.
Ale z jednym się zgodzę. Z ich rozczarowaniem co do Pawła Kukiza, który z antysystemowca stał się szybko jego zaprzeczeniem. Doskonałym trybikiem w patologicznej machinie, z którą rzekomo chciał walczyć. No właśnie, rzekomo, czy naprawdę? Dzisiejszy Kukiz zawsze taki był, czy polska „Realpolitik” go zmieniła? Myślę, że na to pytanie nawet on sam nie zna odpowiedzi.
Teraz dawny antysystemowiec rozpaczliwie broni swojego image, ale wychodzi to tragikomicznie. Fakty są takie, że stał się przystawką PiS, popierając jego, obrzydliwe niekiedy, ustawy. A teraz zbędny Kaczyńskiemu, od kiedy ten kupił jego dawną posłankę Agnieszkę Ścigaj. Samotny, niewiarygodny, żałosny. I taki przejdzie do historii, choćby nie wiadomo co mówił i robił.
Pozytywna puenta? Moi znajomi – i pewnie większość dawnych wyborców Kukiza – wyleczyli się z wiary w cudowne recepty różnych politycznych „proroków”.