Choć rolnicy za sprzedaż płodów rolnych dostają coraz mniej, to produkty spożywcze wcale nie tanieją.
– Jeszcze w ubiegłym roku za tonę pszenicy rolnik dostawał 1500 złotych, a teraz 700 złotych. Ale czy ktoś widział taniejący chleb? – pyta Marek Froelich, prezes Izby Rolniczej w Opolu.
– Zboże staniało przez ziarno, które przyjechało z Ukrainy. Zarabiają na tym wyłącznie ponadnarodowe holdingi i giganty. A konsument płaci coraz więcej.
Podobnie jest z producentami mleka. Dostają oni coraz mniej. A nabiał w sklepach drożeje. To samo dzieje się z wołowiną i wieprzowiną. Przy tym nie ma pewności, że żywność, którą kupujemy wyprodukowano zgodnie ze standardami unijnymi.
– Przecież tyle ukraińskiego zboża i innych produktów wpłynęło na nasz unijny rynek – tłumaczy Marek Froelich. – Tam jest produkcja przemysłowa oligarchiczna. Średnie gospodarstwo na Ukrainie to parę tysięcy hektarów. Tam działa pięć, sześć mega spółek, które w uprawie mają latyfundia wielkości naszego województwa. To nie są rolnicy.
Słaba jakość produktów zza wschodniej granicy
W Europie są gospodarstwa rodzinne, a produkcja bezpiecznej żywności jest dużo droższa, niż ta spoza krajów Unii Europejskiej.
– Ukraina używa środków ochrony roślin, których u nas się nie stosuje. Tam nie liczą się ze środowiskiem – podkreśla Marek Froelich.
– Tylnymi drzwiami wprowadza się towar wyprodukowany na Ukrainie, gdzie można zastosować każdą chemię w produkcji rolniczej, która w Europie od ćwierć wieku jest zakazana, bo szkodzi ludziom – zauważa.
Prezes opolskich rolników zwraca uwagę, że Polska to czołowy eksporter żywności wysyłanej na zachód Europy. Jednak przez napływ żywności ze wschodu możemy stracić wiarygodność dobrego producenta. Bo wszystko, co wjedzie do nas, staje się unijnym towarem.
– Żywności ukraińskiego pochodzenia wymieszanej z naszą nikt nie zechce. To jest towar, z którym w żadnym razie się nie identyfikujemy – mówią opolscy rolnicy.
Protesty, które przetaczają się przez całą Europę, a u nas odbyły się 24 stycznia, pokazują ponadpartyjną i ponadnarodową jedność rolników europejskich.
– Bo w całej Europie rolnikom dzieje się źle – tłumaczy Marek Froelich. – Holendrzy otrzymali nakaz likwidacji połowy pogłowia bydła. Niemcy stracili dopłatę do paliwa. Polacy mają ograniczyć produkcję zwierzęcą. W ramach transformacji ekologicznej w całej Unii jest wprowadzany Zielony Ład, według którego 4 proc. ziemi rolnik ma odłogować. Nie może jej uprawiać, więc nie zarabia, ale za tę ugorowaną ziemię musi normalnie płacić podatek.
Do tego z krajami grupy Mercosour (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj) zawarto umowy na dostawę taniego mięsa wołowego do całej Europy. Z krajów, gdzie nikt sobie Zielonym Ładem głowy nie zawraca.
– Dlatego rolnicy wyjechali na drogi, nie tylko w imieniu swoim. Ale i wszystkich konsumentów. Bo konsekwencje decyzji komisarzy nieznających się na rolnictwie mogą być tragiczne w skutkach – podkreśla Marek Froelich.
– To, co robią, pozwala na niszczenie rolnictwa, polskiego i europejskiego. Przez taką politykę stracimy bezpieczeństwo żywnościowe – stwierdza.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.